Schizofrenia i samobójstwo
Moderator: moderatorzy
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Schizofrenia i samobójstwo
Zauważyłem na sobie, że moją chorobę można podzielić na okres "przed próbą samobójczą" i po "próbie samobójczej". Nie mówię tu a jakichś próbach "wołania o pomoc" i tym podobnych rzeczach, ale o rzeczywistą "próbę samobójczą" udaremnioną tylko przez zbieg okoliczności. Zauważyłem też zmianę podejścia psychiatrów. Przed "próbą samobójczą" traktowali mnie obojętnie. Teraz wręcz przeciwnie, ale ciekawe jest to, że wcale nie są milsi, wręcz przeciwnie, tępią mnie jak robaka. Zmieniło się też moje podejście do świata. Nie boję się śmierci.Świadomość, że w każdej chwili mogę się zabić, działa na mnie lepiej niż najsensowniejszy neuroleptyk. Zmieniłem się całkowicie, wszedłem na jakiś inny level.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
ja nie czynie niczego na naraziło by moją rodzinę na cierpienie
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Ja czekam, aż się rodzina wykruszy, potem zadecyduję czy żyć dalej czy nie. O ile wcześniej nie wykorkuję.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
To rodzina zechce żyć wiecznie, a co, kto chce umierać?
Osoby z rodziny też tak robią?
Osoby z rodziny też tak robią?
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Nie o to chodzi. Gdyby zejść z tego świata za życia bliskich, robisz im kłopot. Ludzie będą gadać, obmawiać itd. A gdy człowiek zostanie sam, ma wolną rękę. W Holandii i Belgii jest eutanazja właściwie na życzenie. Wystarczy, że powiesz "Nie mam bliskich, nie chcę wpaść w depresję" - i to wystarczy. Tak jest w wypadku ludzi całkiem zdrowych. Jeszcze chyba dużo wody upłynie, zanim dadzą takie prawo chorym.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Wiem.
Skłócone z rodziną staruszki uciekają w zaświaty. Różewicz pisał o takich wiersz. O babuni z kraju chrześcijańskim czy coś takiego.
A nie wiem czy słyszałeś o tym, że pewne specyfiki chemiczne powodują takie zobojętnienie na zbliżające się niebezpieczeństwo, nawet na własną śmierć, że istota podchodzi do tego tak obojętnie jak gdyby nigdy nic.
Znalazłaby się w klatce lwa, to by wzruszył ramionami i uśmiechał się zimno.
Huxley sobie zażyczył tego, kiedy przyszedł na niego czas, żeby nie strachał się za bardzo agonii, a może zaświatów i tego co tam wylezie do niego

Mogą też wywoływać obojętną zgodę na eutanazję, wtedy, kiedy człowiek na trzeźwo nawet by o tym nie pomyślał.
Najlepiej byłoby pięknie żyć z bliskimi cały czas tu i w jednym czasie się wynieść tam.
Wtedy nikt by za nikim nie tęsknił i nie robił kłopotów.
Ale nasi dziadkowie przeżyli śmierć swoich dziadków i jakoś zostali sami do życia, to może i my przeżyjemy.
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Nie taki był powód. Wziął LSD, bo utożsamił stan po nim jako stan mistyczny. Tak jak pisałem wcześniej, ostatni moment świadomości wyrzuca cię w odpowiedni stan. To była z jego strony taka trampolina do nieba, na wypadek gdyby coś jednak było.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Intuicja podpowiada mi, że po rozpadzie mózgu znika także to wszystko, czego istota dorobiła się w swojej jednostkowej ewolucji za życia, struktura osobowości, pamięć, umysł, duch, tak więc to by było takie naiwne. Przerwa w istnieniu może wszystko tak zamotać, że nic nie wiadomo.
Może po zmartwychwstaniu każdy zaczyna od początku i czuje się zupełnie inaczej, nie tym kim był tam, tak jakby nie pamiętał swojego wcielenia? Dziadek dorobił się potężnej osobowości, już nastroił się duchowo na logiczną kontynuację, a otwiera oczy jako wrzeszczący niemowlak nie pamiętający tamtych scen, bez dorobku?
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Re: Schizofrenia i samobójstwo
To w hinduiźmie wierzą w atmana (duszę) i transmigrację dusz. W buddyźmie to wygląda inaczej, duszy nie ma, ostatni impuls wynosi człowieka do kolejnego wcielenia.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Wiem. W buddyzmie jest reinkarnacja bezduszowa. Ale to dlatego, że ponoć wszyscy są jednością i świat jest jednością i można być kimś innym w tłumie po śmierci, ale sobą tak, żeby ożyć. Dziwne mi się to wydaje i prawdopodobnie to tylko religijne przybliżenie rzeczywistych tajemnic, żeby nie powiedzieć uproszczenie.
Dziwne byłoby, gdyby dawne pokolenia, które wymyśliły buddyzm, wiedziały już wszystko o procesach zachodzących podczas powstawania świadomości, gaśnięcia świadomości i tworzenia się istnienia u nowych osób. Przecież nawet biologii ciała nie opanowali, ani my jej nie opanowaliśmy do naszych czasów. Gdyby opanowali, to by nie było chorób ani zaraz.
Nie wiemy jeszcze dokładnie jak powstaje i rozwija się życie w najdrobniejszych szczegółach komórkowych i biochemicznych, a co mówić, żebyśmy mogli wyrokować jak to się dzieje, że ktoś staje się sobą w tłumie po narodzinach czy odrodzeniu pośmiertnym. Nawet nie wiemy co takiego niematerialnego w nas powoduje, że w materii stajemy się bytami istniejącymi.
Łatwo przez religię odlecieć i zbłądzić.
Może lepiej zajmijmy się tylko biologią życia.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
podoba mi się ten pogląd. Swoją drogą fajnie by było kliknąć lajka i móc wybrać sobie swój los po śmierci
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Lepiej zyc nieciekawym zyciem teraz niz wybrac samobojstwo i zyc niewiadomo gdzie i jak.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Reinkarnacja bezduszowa jest też nieteistyczna. A co z wędrówką dusz? Co z "ja" samego boga?
Może powstanie technologia projektowania sobie następnych wcieleń do ewolucji duszy?
Ale już tak robi hinduistyczny absolut czy bóg. Przecież to wszystko, te wszystkie radosne wcielenia, istoty i losy to chyba manifestacje owego religijnego bytu kosmicznego.
A skoro bóg jakiś tak się bawi, to niestety człowiek musi go dosięgnąć, przejrzeć, zrozumieć, że jest jego wcieleniem, absolutem zakrytym, a potem starać się osiągnąć jego punkt widzenia.
Taka religijna zabawa jak w chrześcijaństwie w przebóstwienie.
I wcielenie zbawcze.
Niestety to tylko religia.
Ale przecież każdy światopogląd coś musi zaproponować zmarlym, zagospodarować ową powszechną tajemnicę. Gdzieś ich umieścić.
Nawet najbardziej szlachetne wizje, dla najświętszych istot, którym potomni stawiali pomniki, owe wysyłanie ich do nieba do Bozi na wieczną szczęśliwość absolutną są tylko niepewnymi i naiwnymi nadziejami.
Jeżeli już miałbym wybierać sobie postać na kontynuację pośmiertną, to po zmartwychwstaniu, bo reinkarnacji nie czepiam się. Niech potomni nie obawiają się, że w kogoś wlezę pośmiertnie, zamiast jego nowej osoby.
Wybrałbym sobie postać spokojnego i bogatego artysty w pięknym, cichym zakątku w cieplych krajach. Najlepiej na zielonej tropikalnej bezludnej wyspie.
Może powstanie technologia projektowania sobie następnych wcieleń do ewolucji duszy?
Ale już tak robi hinduistyczny absolut czy bóg. Przecież to wszystko, te wszystkie radosne wcielenia, istoty i losy to chyba manifestacje owego religijnego bytu kosmicznego.
A skoro bóg jakiś tak się bawi, to niestety człowiek musi go dosięgnąć, przejrzeć, zrozumieć, że jest jego wcieleniem, absolutem zakrytym, a potem starać się osiągnąć jego punkt widzenia.
Taka religijna zabawa jak w chrześcijaństwie w przebóstwienie.
I wcielenie zbawcze.
Niestety to tylko religia.
Ale przecież każdy światopogląd coś musi zaproponować zmarlym, zagospodarować ową powszechną tajemnicę. Gdzieś ich umieścić.
Nawet najbardziej szlachetne wizje, dla najświętszych istot, którym potomni stawiali pomniki, owe wysyłanie ich do nieba do Bozi na wieczną szczęśliwość absolutną są tylko niepewnymi i naiwnymi nadziejami.
Jeżeli już miałbym wybierać sobie postać na kontynuację pośmiertną, to po zmartwychwstaniu, bo reinkarnacji nie czepiam się. Niech potomni nie obawiają się, że w kogoś wlezę pośmiertnie, zamiast jego nowej osoby.

Wybrałbym sobie postać spokojnego i bogatego artysty w pięknym, cichym zakątku w cieplych krajach. Najlepiej na zielonej tropikalnej bezludnej wyspie.
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Słowo "materia" pochodzi od Arystotelesa. Ale niestety jest błędnie rozumiane. Materia to nie jest "coś". Arystoteles materią nazywał, co jest pozbawione cech, właściwości itd. Słowem nie jest to "coś" ale "nic". W jego filozofii istniały tylko "materia" i "forma" - nierozdzielne. Coś jak idee w pustce, z tym że świat idei nie był oddzielony i autonomiczny jak u Platona ale połączony ze światem. Tak więc jesteśmy tylko ideami w pustce. I twoje pytanie znika.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Widocznie wykraczamy poza granice języka. Nie da się wszystkiego precyzyjnie zakodować w słowach, bo pojawią się umowności i uproszczenia.
W każdym razie chodziło mi o to, że jeżeli wyznawcy wszelkich metafizyk nie znają dokładnie fizyki, na tyle, żeby kontrolować, przekształcać i konstruować według dowolnej potrzeby świat i nas samych, to tym bardziej nie znają prawdy o sprawach wykraczających poza doczesność, bo to wydaje mi się jeszcze bardziej skomplikowane, tajemnicze i trudne do opanowania.
Mam sympatię do buddyzmu, ale muszę to powiedzieć, że skoro tak już wiedzą co się dzieje z organizmem po śmierci, że znają mechanizm przenikania istnienia do następnego wcielenia a później wyrwania się świadomości stąd do wiecznego oświecenia i szczęścia, to dlaczego nie wiedzą jak przesunąć kilka komórek albo atomów w kodzie DNA, żeby ktoś ukształtował się bez dziedzicznej wady? Albo czy widzieli wirusa grypy zanim widzieli już wcielenia pośmiertne i wspomnienia z poprzednich żyć? (Osób zmarłych na grypę na przykład).
Przeciwciała są, tylko wytwarzają się poczciwie same, bo by było jeszcze gorzej.
Zresztą o teistach, chrześcijanach, żydach i innych można powiedzieć to samo. Widzieli już Stwórcę Boga, wyższe byty - anioły, dusze nieśmiertelne i szczęśliwość świadomości w środowisku pośmiertnym niebiańskim, a tu takie błędy popełniają od czasów prehistorycznych do dzisiaj, przez swoje pokolenia, w medycynie, biologii, fizyce, kosmologii, psychologii itd.
Przecież naturę szczęścia ewolucyjnego mają jak na dłoni, do badania i opracowania a błądzą jak muchy w smole. Historia nauki i rozwoju cywilizacji białkowych organizmów jest i śmieszna i straszna.
Jak to możliwe?

-
- zaufany użytkownik
- Posty: 353
- Rejestracja: pt sie 25, 2006 4:38 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Polski
Re: Schizofrenia i samobójstwo
W Tipitace nie ma nic o reinkarnacji. To najwcześniejszy tekst tzw. buddyzmu theravady. Podobno po śmierci Buddy szefem wspólnoty został jakiś były bramin i stąd pojawiła się ta koncepcja w sposób zupełnie naturalny. Ludzie szukają w buddyźmie tylko jednego - spokoju. Ale ich metafizyka, zwłaszcza "Traktat o środkowej drodze" Nagardżuny to ciekawy tekst. Zagadka dla logików, bo Nagardżuna był wykształconym logikiem. Niektórzy traktują to dzieło jak sofistykę, ale inni biorą je na poważnie. Wielu wykształconych fizyków ze świata Zachodu przyjęło buddyzm. Można ożenić tę religię z nauką.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Mialem moment w swoim zyciu gdzie zainteresowalem sie buddyzmem, probowalem nawet medytowac, mam jeszcze na polce kilka ksiazek o buddyzmie, ale z racji tego ze ostatnio nic nie czytam to nie zagladam do nich. Moja fascynacja buddyzmem minela a ja wciaz szukam swojej drogi.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
w schizofrenii w ogóle ciężko jest cokolwiek praktykować ale nie jest to niemożliwe... ja tam myślę, że najlepszą drogą jest docenianie siebie samego takim jak się jest
- klucz żurawi
- zaufany użytkownik
- Posty: 915
- Rejestracja: ndz paź 07, 2018 7:17 am
- płeć: mężczyzna
Re: Schizofrenia i samobójstwo
Tylko nie mówcie mi o buddyzmie. Lubię buddyzm tak bardzo jak lubię dowcipy o buddyzmie. Nie lubię.
A tak na poważnie. Też interesowałem się buddyzmem. Chociaż bardziej chciałem praktykować techniki medytacyjne niż pokłony. Ale później przeczytałem książkę "ścieżkami jogów" Paula Bruntona i zmieniłem opcję na hinduizm.
A tak na poważnie. Też interesowałem się buddyzmem. Chociaż bardziej chciałem praktykować techniki medytacyjne niż pokłony. Ale później przeczytałem książkę "ścieżkami jogów" Paula Bruntona i zmieniłem opcję na hinduizm.
Re: Schizofrenia i samobójstwo
spójrzmy prawdzie w oczy... nie ma religii która uzdrawia ze schizofrenii