Gdybym myślał od dziecka, że kiedyś to się wszystko skończy, przeminie i jest i tak na nic...Catastrophique pisze: Warto teraz pamiętać o śmierci, aby w tych ostatnich chwilach, nie żałować tego, jak żyliśmy.
Utracone szanse, nie podjęte ryzyko bolą wtedy najbardziej.
Ale z tego niektórzy zdają sobie sprawę gdy już jest za późno...
Wtedy wolałbym, żeby najgorsze najpierw się stało i miał już to z głowy, zamiast być tykającą bombą zegarową zbliżającą się do rozpadu a przez ten czas i tak obserwować odchodzenie nieuchronne wszystkich naokoło i przemijanie ledwo zasmakowanych chwil szczęścia.
Nie ma lepszej motywacji jak zapomnieć o swojej skończoności.
Człowiek poczciwie zapomina o tym co nam szykuje Stwórca i pod nieobecność straszaka wytwarza najpiękniejsze dzieła, realizuje niewiarygodne rzeczy, tworzy takie cuda, nawiązuje takie wieczne relacje z istotami (bliskimi i dalekimi, ludzkimi i boskimi), które nie do pomyślenia byłyby, gdyby sobie przypomniał o tym, że przecież tak nie zdąży, nie wyrobi się, albo rozlecą się z upływem czasu. Nie panikuje i nie łapie rozpaczliwie dni. Można w ten sposób przechytrzyć naszą sytuację egzystencjalną.
Potem nagle koniec a te dzieła, relacje ludzkie, rozpoczęte chwile szczęścia przetrwają. Bo były budowane z myślą o nieograniczonym i doskonałym świecie.
