Osoba mi bliska choruje od wielu lat na schizofrenię. Początkowo w chorobie dominowały cechy wytwórcze - urojenia, "głosy", lęki. Leki pomagały skutecznie, po jakimś czasie wszystko wracało do normalności. Z czasem zaczęły dominować objawy negatywne - depresja, uczucie pustki, apatia, wycofanie społeczne. Przez kilka lat zmieniano wielokrotnie leki - Rispolept, Zalasta, Ketrel, Solian - lecz teraz wciąż jest tak samo, leki nie przynoszą już poprawy, wydaje się że choroba ani drgnie.
Wiem, że w takich przypadkach (nasilone objawy negatywne bez urojeń) rokowania są gorsze, trudniej przywrócić chorego do normalnego życia. Chciałbym więc spytać osoby, które z czegoś takiego wyszły (i ich rodziny) - co dalej? Czy tak już będzie zawsze? Chcieliśmy spróbować także terapii zajęciowej, ale chory nie jest wogóle nią zainteresowany.
