Wierzyłam mu, starałam się pomóc, kazałam iść na policję. Mówił, że te prześladowania trwają latami, łącznie już 20 lat... potem dowiedziałam się o diagnozie, którą wspomniał mimochodem, bo przecież to tylko papier...a on jest zdrowy...
schizofrenia paranoidalna.. w tym minimum jeden pobyt na oddziale ROCZNIE..czyli jakieś minimum 20 razy trafiał tam..w tym roku już drugi jego pobyt na oddziale psychiatrycznym dziennym. Przyjaciel nie pracuje, pobiera rentę, przez tyle lat wierzy, że jest zdrowy, tylko nikt mu nie wierzy w prześladowanie, śledzenie, podsłuchiwanie... ja nie neguje tego kiedy mi o tym opowiada - boję się, że zostanę wtedy jego wrogiem tak jak cała rodzina, która od lat tłumaczy mu, że ma urojenia.. "Wierzę" mu więc i rozmawiam o tym tak samo jak na początku - czy robię źle? Czy mam to negować?
Czy to że on przez tyle lat nie uświadomił sobie, że jest chory to "normalne"? Potrafi powiedzieć nawet w żartach "skończmy temat bo jeszcze naprawdę uwierzysz, że jestem schizofrenikiem".. Czuję do niego dużo więcej niż powinnam czuć, jednak pozostaniemy przyjaciółmi. Jedyne czego pragnę to pomóc mu - teraz jest naprawdę źle,
on brał leki "na krzyż" czyli wiadomo raz brał ,raz nie brał, dlatego kończy się to stale szpitalem. Teraz jest straszony przez mamę DPS-em, a ona sprawuje nad nim władzę (jest ubezwłasnowolniony wyrokiem sądowym). Przyjaciel jest zapalonym sportowcem, który rozpacza, że po lekach i zastrzykach nie jest w stanie ćwiczyć tak jak normalnie.

Sport to całe jego życie i obecnie przeżywa głęboką depresję.. mama mówi mu, że w DPS nie będzie mógł w ogóle uprawiać sportu, a z drugiej strony jeśli nawet zacznie te zastrzyki, które chcą mu dawać zamiast tabletek, to będzie czuł się jak "warzywo". Już raz miał robiony zastrzyk i nie był w stanie funkcjonować normalnie..wyłącznie spał.
Z drugiej strony kiedy wychodzi ze szpitala to potrafi całe noce nie spać, ćwiczyć, bać się, że ktoś wejdzie do domu i go w końcu zabije.. ja tłumaczę mu to chociaż w ten sposób, że te osoby, które go prześladują to gdyby miały go zabić to już dawno przez te lata by go zabiły..
on natomiast ma swoje argumenty czyli że czekają na odpowiedni moment, więc on musi być czujny... to ciężka postać schizofrenii, prawda? podczas spotkań z nim jest normalnie, jeśli akurat jest u niego ok to spędzamy miło czas, mimo że jest bardzo chwiejny, ma swoje zaburzenia emocjonalne i potrafi w jednej chwili ze śmiechu przejść w płacz,ale poza tym w rozmowach i ogólnie jest świetnym, wartościowym człowiekiem, moim najlepszym przyjacielem i jedną z kilku tylko najważniejszych osób...
Boję się, że zrobi coś głupiego.. nie wiem jak mu pomóc.. X lat temu miał dwie próby samobójcze, boję się, że jak odbiorą mu jego sport to skończy się podobnie..
