kwetiapina uzależnienie
Moderator: moderatorzy
kwetiapina uzależnienie
wiem, wiem że źle robię. przeginam z kwetiapiną. miałam brać 400 mg przestało mi wystarczać, mimo wszystko nie mogłam spać, zaczęłam brać 600, 800mg. żeby poczuć bezwład w ciele, błogie otępienie umysłowe. nie myśleć o problemach. Kiedyś robiłam tak z lorafenem. 5 tabletek i pół butelki wina. tylko teraz nie mam kasy na winosad.
Nie wiem jak sobie poradzić.
Nie wiem jak sobie poradzić.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
Tylko od Ciebie zależy, czy przerwiesz lekomanię, czy nie. Musisz spróbować to przerwać. Dobrze byłoby też udać się do jakiegoś punktu zajmującego się uzależnieniami - np. Monaru, albo innego. Mają tam cotygodniowe spotkania, które bardzo pomagają w utrzymaniu trzeźwości. Samej może być CI ciężko wymyślić sobie terapię, ale musisz próbować się powstrzymywać przed braniem większej ilości leków.
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
"Uciekasz" do świata. Spróbuj psychoterpię. Tam możesz znaleźć odprężenie i rozwiązanie lekomanii jednocześnie.atunia pisze:... błogie otępienie umysłowe....
Re: kwetiapina uzależnienie
jeszcze do mnie nie dotarło,że mam problem. Racja uciekam.
Re: kwetiapina uzależnienie
Mój psychiatra uparcie twierdzi,że psychoterapia mi na nic, bo schizę leczy się neuroleptykami. Dostałam też zezwolenie na samowolne zwiększanie dawek kwetiapiny.Lekarz nie zrozumiał,że celowo sie odurzam.zbyszek pisze:"Uciekasz" do świata. Spróbuj psychoterpię. Tam możesz znaleźć odprężenie i rozwiązanie lekomanii jednocześnie.atunia pisze:... błogie otępienie umysłowe....
Teraz biorę 400 na noc i staram się nie zwiększać.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
Atunia, a jak u Ciebie z sennością po kwetiapinie? Mnie ketrel ścinała z nóg i spałam po nim kilkanaście godzin na dobę.atunia pisze: Teraz biorę 400 na noc i staram się nie zwiększać.
Nie zwiększaj dawek leku bez potrzeby.
Pozdrawiam.m.
Re: kwetiapina uzależnienie
Moi, usypia mnie pięknie. rano nie czuję otępienia. jedynym problemem jest to,że po połknięciu tabletek coś mi się cholernie nieprzyjemnego dzieje z nogami, jakby ciągłe skurcze, przymus do ruszania nimi. ale jak już zasnę to jest ok.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
To co opisujesz to chyba akatyzja, przymus poruszania kończynami, pozostawania w ruchu - miałam to po fluanxolu, ale po zmniejszeniu dawki przeszło. Jeśli jest to do opanowania, to się tym nie przejmuj, jeśli Ci to przeszkadza, to trzeba zmienić dawkę lub nawet lek. Z drugiej strony, warto spojrzeć na bilans zysków i strat - co daje Ci lek, a jakie są skutki uboczne. Jeśli bilans jest na plus, warto pozostać przy leku.
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
Re: kwetiapina uzależnienie
to nie jest przyjemne ale nie trwa długo bo szybko zasypiam. Ja całe prawie życie cierpiałam na bezsenność, a kwetiapina jest pierwszym lekiem (po wielu próbach)który mnie usypia i daje spokojny sen.to chyba warto.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
Jeśli Ci to bardzo nie przeszkadza, to nie ma się czym przejmować. Rzeczywiście ketrel bardzo dobrze działa na sen. Cieszę się, że Ci pomaga ten lek.
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
- Lisner27
- zaufany użytkownik
- Posty: 382
- Rejestracja: pn wrz 06, 2010 7:55 am
- płeć: mężczyzna
- Gadu-Gadu: 45426550
- Lokalizacja: lubelskie
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
Witam i ja biorę Ketrel, dostałem go niedawno, biorę od 3 dni i pomaga mi na stany nerwowości, złego samopoczucia, biorę dawkę 25 mg i czuje że mnie uzależnia, bo czasem np biorę go o godzinie 15stej czasem o 18 stej a powinienem na noc, ale jak tylko pojawia się złe samopoczucie to zażywam go. On działa szybko i ścina mnie z nóg, zwykle po ketrelu idę lulu, nie mam siły nic zrobić, potem czuje się na nim w miarę dobrze do godziny 17stej, potem chwilowy niepokój, zmiana nastrojów, więc zapodaje ketrel i apiat nawa Polsko Ludowa w koło panie Macieju heh. Dobrze że to jest niska dawka to łatwiej będzie mi z leku zejść, chociaż na razie o tym nie myślę. Psychiatryca mi go dała chwilowo, bo wypiłem alkohol i nastąpił tak jakby gorszy stan i zaostrzenie choroby, więc jakiś czas go pobiorę. Ja ciebie Atunia podziwiam masz wielkie jaja skoro pijesz pół butelki wina i zażywasz kilka tabletek ketrelu, o to ty nie jednego chłopa byś przepiła, ja padłbym gdybym taki mix sobie zrobił, ketrel + inne leki + alkohol z siarką heh, masz rację "błogostan otępienny" gwarantowany, tyle że u mnie musiałaby być już wtedy defiblyracja shockowa heheh, masaż na otwartym sercu, płukanko żołądka albo w konsekwencji plastikowy worek, w najlepszym wypadku psychiatryk a potem odwyk. Ale nie popieram tego, że pijesz na lekach, ponieważ sam mam z tym problem i może nie powinienem się odzywać, ale teraz dopiero zrozumiałem jak zdrowie jest kruche, jak schizofrenia może być uśpiona długo jak się nie pije, potem czar pryska i człowiek zmienia się w kłębek nerwów. Zresztą alkohol głowy nie leczy i pije się do pewnego momentu tylko, potem albo ląduje się w szpitalu, albo bierze kolejne leki. Jak to mówią "nie pij wódki nie pij wina kup sobie rower ukraina", chociaż polecałbym jakiś wyczynowy, idzie wiosna można będzie pojeździć i miło spędzić czas.
Atunia zdrówka ci życzę, zadbaj o siebie, bo leki i alkohol to samobójstwo, soku z wiśni się napij albo ze śliwek suszonych, będziesz miała "błogostan naturalny", o wiele lepszy od "bezwładnego alzchaimera". Wypij hydroksizine ze 2 łyżki stołowe, jak się źle czujesz, ewentualnie piwo bezalkoholowe możesz też czasami przy lekach zadegustować (np. karmi, lech free, żywiec niskoalkoholowy, czy jakieś słabe piwo jako reds, gingers typowo kobiece jeśli lubisz, ale wszystko to w granicach rozsądku), natomiast nie pij wina żadnego, a jak już musisz pić i nikt ci nie odstuka tego winiaka z głowy, to tylko coś lepszego i droższego, w niewielkich, zupełnie małych ilościach i rzadko, mimo że w ogóle odradzam picia jakichkolwiek trunków. Pozdro Atka i życzę szybkiej remisji, zaleczenia choroby i słodkiego miłego życia bez głodu, chłodu i picia winosadów a wszystko powinno być ok, w najlepszym porządeczku!!!
P. S. Pisałem do ciebie maila, ale się nie odzywasz, jeśli masz ochotę poklikać to zapraszam!
Atunia zdrówka ci życzę, zadbaj o siebie, bo leki i alkohol to samobójstwo, soku z wiśni się napij albo ze śliwek suszonych, będziesz miała "błogostan naturalny", o wiele lepszy od "bezwładnego alzchaimera". Wypij hydroksizine ze 2 łyżki stołowe, jak się źle czujesz, ewentualnie piwo bezalkoholowe możesz też czasami przy lekach zadegustować (np. karmi, lech free, żywiec niskoalkoholowy, czy jakieś słabe piwo jako reds, gingers typowo kobiece jeśli lubisz, ale wszystko to w granicach rozsądku), natomiast nie pij wina żadnego, a jak już musisz pić i nikt ci nie odstuka tego winiaka z głowy, to tylko coś lepszego i droższego, w niewielkich, zupełnie małych ilościach i rzadko, mimo że w ogóle odradzam picia jakichkolwiek trunków. Pozdro Atka i życzę szybkiej remisji, zaleczenia choroby i słodkiego miłego życia bez głodu, chłodu i picia winosadów a wszystko powinno być ok, w najlepszym porządeczku!!!
P. S. Pisałem do ciebie maila, ale się nie odzywasz, jeśli masz ochotę poklikać to zapraszam!
Życie się toczy, choć czas się zatrzymał. Modlę się do Boga, abym wytrzymał. Droga której część w głowie się nie mieści. Przecież każdy z nas stanie w obliczu śmierci...
Re: kwetiapina uzależnienie
Pozwolę sobie podłączyć się pod temat, bo mam pytanie odnośnie uzależnienia od kwetiapiny.
W listopadzie mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Trafiłam na 8 tygodni do szpitala, gdzie najpierw dostawałam haloperidol, potem zastrzyki z fenactilu, a w końcu kwetiapinę. Dostawałam 800 mg na dobę. Do domu wróciłam w styczniu, z zaleceniem 900 mg na dobę, przy czym lekarz w szpitalu zaznaczył, że dawka powinna być niedługo zmniejszona. Jednak podczas wizyty w przychodni lekarka nie chciała zmniejszyć dawki, w końcu zgodziła się, że mogę wrócić do 800 mg. Jadę na takiej dawce piąty miesiąc. Jakie są szanse, że mogę się uzależnić? Czy te 800 mg (200 rano i 600 wieczorem) to w ogóle dużo? A jeśli tak, dlaczego lekarz naraża mnie na ryzyko uzależnienia?
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam!
W listopadzie mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Trafiłam na 8 tygodni do szpitala, gdzie najpierw dostawałam haloperidol, potem zastrzyki z fenactilu, a w końcu kwetiapinę. Dostawałam 800 mg na dobę. Do domu wróciłam w styczniu, z zaleceniem 900 mg na dobę, przy czym lekarz w szpitalu zaznaczył, że dawka powinna być niedługo zmniejszona. Jednak podczas wizyty w przychodni lekarka nie chciała zmniejszyć dawki, w końcu zgodziła się, że mogę wrócić do 800 mg. Jadę na takiej dawce piąty miesiąc. Jakie są szanse, że mogę się uzależnić? Czy te 800 mg (200 rano i 600 wieczorem) to w ogóle dużo? A jeśli tak, dlaczego lekarz naraża mnie na ryzyko uzależnienia?
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam!
Re: kwetiapina uzależnienie
Dawka 800mg to dużo. W ulotce piszą, że zalecane jest do 750mg na dobę. Ale leki dobiera się też wedle indywidualnej reakcji, może dla Ciebie tyle jest w sam raz. Chociaż mój lekarz się przyznał, że celowo podawali mi w szpitalu dawkę otumaniającą...
Re: kwetiapina uzależnienie
Witam! biore kwetiapine juz 2 lata w dawce 300 na dobe. Mam pytanie czy po odstawieniu leku pojawia sie objawy abstynecji? Jak mocno uzaleznia ten lek? jakki wplyw maja nie duze ilosci alkoholu na dzialanie leku?
- Lisner27
- zaufany użytkownik
- Posty: 382
- Rejestracja: pn wrz 06, 2010 7:55 am
- płeć: mężczyzna
- Gadu-Gadu: 45426550
- Lokalizacja: lubelskie
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
Posłuchajcie nie jestem lekarzem, ale wydeptałem autostradę już do pewnej lekarki i to nie dlatego, że mi się podoba
ale ze względu na miłość do leków i powiem tak, z tego co wiem żadne neuroleptyki nie uzależniają, lecz są skuteczne na nasz procesor i nam pomagają, jednak bez przesady to nie benzodiazepiny... Jednak przy kwetiapinie rośnie tolerancja organizmu na lek, więc tutaj apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego ostrożnie, bo może być to jazda bez trzymanki, na dawce powyżej 400 mg. Ale jak się zakocham w mojej lekarce na zabój, wtedy wam powiem coś więcej.

Życie się toczy, choć czas się zatrzymał. Modlę się do Boga, abym wytrzymał. Droga której część w głowie się nie mieści. Przecież każdy z nas stanie w obliczu śmierci...
- tańcząca w zbożu
- zaufany użytkownik
- Posty: 506
- Rejestracja: czw lut 23, 2012 8:53 pm
Re: kwetiapina uzależnienie
Znam przykład osoby, która mieszała neuroleptyki z alkoholem i po jakimś czasie choroba się znacznie 'powiększyła'.
Lubię kaczki, fajnie sobie nurkują w wodzie, ukazując kuper i nóżki skierowane ku górze.
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 2
- Rejestracja: wt lut 11, 2014 9:48 pm
- Status: Detonator
- płeć: mężczyzna
Re: kwetiapina uzależnienie
Widocznie ludzie różnie reagują na kwetiapinę. Jak czytam, że niektórzy biorą 800 mg to nie chce mi się wierzyć, że jeszcze żyją. Mnie ten "lek" zmasakrował, a brałem maksymalnie 200 mg. Tak, więc ostrzegam przed naiwnym zażywaniem tego nieprawdopodobnie wyrafinowanego świństwa. Ten lek mnie uszkodził, mijają lata, jest lepiej, ale dalej odczuwam skutki. Najgorszy był pierwszy rok od porzucenia tego czegoś, zresztą porzucenie tego leku to był dosłownie przebłysk geniuszu bo przez ten "lek" całkowicie straciłem racjonalność i byłem w jakimś makabrycznym obłędzie. Nagłe odstawienie powodowało skutki nie do zniesienia, jakimś cudem wpadłem na pomysł, aby stopniowo zmniejszać dawkę i się z tego powoli wydostałem. Jednak odstawienie to był tylko pierwszy krok... cierpienie trwało minuta, po minucie, godzina po godzinie, dzień, za dniem, miesiąc za miesiącem, lata, jest już lepiej, ale nie do końca. Jednak po coś to było, marne to pocieszenie, ale dotarło w końcu coś do mojej świadomości i teraz, aż się dziwię jak to możliwe, że wcześniej sobie tego nie uświadamiałem, a mianowicie: tu nie ma litości i nigdy jej nie było. My tylko jesteśmy tak skonstruowani, że tego sobie nie uświadamiamy dopóki sami nie doświadczymy. Wniosek z tego jest bardzo prosty: trzeba na poważnie zastanowić się nad możliwością opuszczenia tej rzeczywistości. Brzmi to szaleńczo, ale tylko dlatego, że natura stosuje na nas pewien sprytny trik: nie uświadamiamy sobie do końca faktu, że i tak wszyscy musimy opuścić tą planetę. Jak sobie tą prawdę uświadomimy to myśl o wzniesieniu się do wyższego wymiaru nie wydaje się już taka odrealniona. Zauważmy: jeśli będziemy tutaj kolonizować następne planety i życie w materialnej formie będzie się mnożyć to również zwiększy się liczba cierpiących. Zauważmy, że dla niektórych ta rzeczywistość jest po prostu piekłem. Trzeba wyciągnąć z tego jakieś wnioski, a nie beztrosko i na ślepo zażywać życia nie patrząc na konsekwencje naszych decyzji. To tylko propozycja do rozważań. Od czegoś trzeba zacząć. Zresztą ogólnie nawet zdrowym tutaj często jest ciężko i muszą żyć w ciągłym stresie, zmagać się z problemami egzystencjalnymi. Po prostu polecam się nad tym wszystkim zastanowić, dokąd my wszyscy zmierzamy i jakie są koszty naszych decyzji, dajmy na to taki przykład: gwałcona dziewczynka, a na końcu uduszona - to też jest cena istnienia życia w materialnej rzeczywistości. To brutalny przykład, ale ten nasz świat taki jest i do tej pory nie potrafimy wyciągnąć wniosków ze względu na drugi sprytny trik natury: nieświadomość czegoś dopóki tego czegoś samemu się nie doświadczy... To jest całkiem możliwe, że jesteśmy w piekle lub co najmniej w jakiegoś rodzaju czyśćcu, ale czy sobie na to zasłużyliśmy, nie wiadomo, dlatego obowiązuje tutaj zasada domniemania niewinności. Możemy swobodnie wyciągać wnioski i odpowiednio zadziałać jeśli pojawią się możliwości techniczne, a może nawet powinniśmy bo przecież jeśli do tej pory nikt nie zareagował to jest mała szansa, że zareaguje, więc tylko my sami możemy tutaj coś zmienić, zadziałać.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: kwetiapina uzależnienie
Jasne, że to jest właśnie piekło. Zdziwi Cię jednak co innego: Znam doskonale to piekło z okresu, w którym brałem fluanxol. Potrzebowałem dziesięć lat, żeby przekonać się, że to nie fluanxol, lecz po prostu choroba - to ona powodowała takie efekty. Ta choroba jest piekłem. A w sumie to nic innego jak tylko pewne zaburzenia w funkcjonowaniu naszego umysłu.Qmc pisze:... jest całkiem możliwe, że jesteśmy w piekle ...
Qmc, witam Cię na naszym forum. Korzystaj a niego i niech Ci da przyjemność i naukę.
Re: kwetiapina uzależnienie
kurcze ... mój wątek sprzed trzech lat.
Ja faktycznie tak dużą dawkę zaczęłam brać samowolnie, to był dla mnie bardzo ciężki rok. Przyznałam się do tego lekarzowi... i on to zaakceptował. Dostałam pozwolenia na to aby samodzielnie modyfikować sobie dawkę w zależności od tego jak się czuję. Przez długi czas funkcjonowałam całkiem nieźle. W którymś momencie nawet maksymalna dawka nie działała.
Później były inne leki, dobierane mniej lub bardziej szczęśliwie, ileś hospitalizacji.
Teraz znów jestem na kwetiapinie. Samowolnie obniżyłam sobie dawkę z 700 na 50 (jest o tym wątek). Wiem, że jest to stąpanie po kruchym lodzie... ale cóż z tego?
Ta "beztroska i zażywanie życia" - czy to jest czymś złym? Nikt nie jest tylko po to by cierpieć, życie nie jest pokutą za niepopełnione winy.
Każdego może spotkać coś złego, można wyjść np do sklepu i zostać potrąconym przez pijanego kierowcę, może spać na głowę śniegowy nasyp z dachu, można zostać napadniętym, zgwałconym. Ale czy to jest powód aby nie wychodzić za próg z pozoru bezpiecznego mieszkania? Uciekając przed ewentualnym złem zamykamy się też na to co może być dla nas w jakiś sposób pozytywne.
Trzeba umieć siebie obserwować i reagować natychmiast gdy zaczynają dziać się rzeczy niepokojące. Dobrze jest sobie uporządkować przeszłość, nauczyć radzić z emocjami.
Terapia jest niestety nadal bardzo mało dostępna.
Ludzie reagują różnie nie tylko na kwetiapinę ale i na inne leki przeciwpsychotyczne. Dobrze mieć mądrego lekarza, który będzie umiał ustawić leczenie i który bedzie brał też pod uwagę "pozostałą" jakość życia.Qmc pisze:Widocznie ludzie różnie reagują na kwetiapinę. Jak czytam, że niektórzy biorą 800 mg to nie chce mi się wierzyć, że jeszcze żyją. Mnie ten "lek" zmasakrował, a brałem maksymalnie 200 mg.
Ja faktycznie tak dużą dawkę zaczęłam brać samowolnie, to był dla mnie bardzo ciężki rok. Przyznałam się do tego lekarzowi... i on to zaakceptował. Dostałam pozwolenia na to aby samodzielnie modyfikować sobie dawkę w zależności od tego jak się czuję. Przez długi czas funkcjonowałam całkiem nieźle. W którymś momencie nawet maksymalna dawka nie działała.
Później były inne leki, dobierane mniej lub bardziej szczęśliwie, ileś hospitalizacji.
Teraz znów jestem na kwetiapinie. Samowolnie obniżyłam sobie dawkę z 700 na 50 (jest o tym wątek). Wiem, że jest to stąpanie po kruchym lodzie... ale cóż z tego?
Wierzę, że w życiu, przyszłości czeka nie tylko zło i cierpienie. Możliwe jest też doświadczenie rzeczy dobrych, przyjemnych. Doświadczenie szczęścia. Po co sobie odbierać tą szansę. Kiedyś się umrze, ale czy jest sens wybiegać Kostusze naprzeciw?Qmc pisze:. My tylko jesteśmy tak skonstruowani, że tego sobie nie uświadamiamy dopóki sami nie doświadczymy. Wniosek z tego jest bardzo prosty: trzeba na poważnie zastanowić się nad możliwością opuszczenia tej rzeczywistości.
Można by powiedzieć, że żyjemy w ciężkich czasach... ale czy jakaś epoka była "łatwa"?Qmc pisze: Zauważmy, że dla niektórych ta rzeczywistość jest po prostu piekłem. Trzeba wyciągnąć z tego jakieś wnioski, a nie beztrosko i na ślepo zażywać życia nie patrząc na konsekwencje naszych decyzji. To tylko propozycja do rozważań. Od czegoś trzeba zacząć. Zresztą ogólnie nawet zdrowym tutaj często jest ciężko i muszą żyć w ciągłym stresie, zmagać się z problemami egzystencjalnymi. Po prostu polecam się nad tym wszystkim zastanowić, dokąd my wszyscy zmierzamy i jakie są koszty naszych decyzji, dajmy na to taki przykład: gwałcona dziewczynka, a na końcu uduszona - to też jest cena istnienia życia w materialnej rzeczywistości.
Ta "beztroska i zażywanie życia" - czy to jest czymś złym? Nikt nie jest tylko po to by cierpieć, życie nie jest pokutą za niepopełnione winy.
Każdego może spotkać coś złego, można wyjść np do sklepu i zostać potrąconym przez pijanego kierowcę, może spać na głowę śniegowy nasyp z dachu, można zostać napadniętym, zgwałconym. Ale czy to jest powód aby nie wychodzić za próg z pozoru bezpiecznego mieszkania? Uciekając przed ewentualnym złem zamykamy się też na to co może być dla nas w jakiś sposób pozytywne.
Tak, choroba bywa piekłem. Ale są też przecież remisje, czasem trwają długo. Są tacy, którzy żyją wiele lat bez nawrotu.Qmc pisze: To jest całkiem możliwe, że jesteśmy w piekle lub co najmniej w jakiegoś rodzaju czyśćcu, ale czy sobie na to zasłużyliśmy, nie wiadomo, dlatego obowiązuje tutaj zasada domniemania niewinności. Możemy swobodnie wyciągać wnioski i odpowiednio zadziałać jeśli pojawią się możliwości techniczne, a może nawet powinniśmy bo przecież jeśli do tej pory nikt nie zareagował to jest mała szansa, że zareaguje, więc tylko my sami możemy tutaj coś zmienić, zadziałać.
Trzeba umieć siebie obserwować i reagować natychmiast gdy zaczynają dziać się rzeczy niepokojące. Dobrze jest sobie uporządkować przeszłość, nauczyć radzić z emocjami.
Terapia jest niestety nadal bardzo mało dostępna.
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 2
- Rejestracja: wt lut 11, 2014 9:48 pm
- Status: Detonator
- płeć: mężczyzna
Re: kwetiapina uzależnienie
Chodziło mi w wypowiedzi o to, że dopiero kiedy próg twojej wytrzymałości zostaje przekroczony to dopiero wtedy uświadamiasz sobie, że ta rzeczywistość, ten świat, ta planeta, to co się na niej dzieje od zarania dziejów jest nieakceptowalne. Jak tego ktoś nie rozumie tzn. że albo jest nieświadomym ignorantem albo zadziałał u niego specjalny mechanizm natury: zapominanie o tym co złe, coś jak: było minęło koszmar jest już za mną, wszystko już jest dobrze. Jednak wystarczy zapytać siebie czy jestem gotów na powtórkę z "rozrywki" i szczególnie czy jestem gotowy na to do końca życia, a wtedy człowiek powinien powrócić do rzeczywistości, do trzeźwości osądu. Jak ktoś dalej tego nie rozumie to niech zastosuje na sobie najbardziej wymyślne tortury jakie są możliwe bo przecież ktoś, gdzieś tam właśnie czegoś takiego doświadcza i jeśli to jest dla nas akceptowalne to takie coś musi być także akceptowalne wobec nas samych, zatem możemy zastosować takie tortury na sobie. Jednak nikt na sobie tego nie zastosuje bo to po prostu jest nieakceptowalne. Z tego wniosek taki, że jeśli tutaj są możliwe nieakceptowalne doświadczenia to cała ta rzeczywistość jest nieakceptowalna i jedynie większość z nas żyje w iluzji ignorancji z powodu braku "odpowiedniego" doświadczenia, ponieważ nie potrafimy poczuć jak czują się inni. Jednak ci światlejsi z nas powinni być tego wszystkiego świadomi, co tutaj się dzieje od zarania dziejów, jak niektóre jednostki płacą za istnienie życia na tej planecie. Kto wie, może z tego powodu jakoś nie widać bardziej rozwiniętych cywilizacji od nas, ponieważ być może były świadome, że koszt życia jest nieakceptowalny i solidarnie opuściły ten wymiar, aby żadna jednostka, żaden z ich braci nie musiał płacić nieakceptowalnej ceny za istnienie tutaj pozostałych, szczęśliwszych jednostek. Nie mam akurat jasności umysłu i piszę zawile, ale chyba rozumiecie co mam na myśli. Niech przykładem będą schizofrenicy: jakiś procent z nas jest chorych na schizofrenię, niektórzy nie wyzdrowieją nigdy, niektórzy nie wytrzymują i popełniają samobójstwo, wielu jest zamykanych, wiązanych i faszerowanych jak zawsze najnowocześniejszymi preparatami, które mogą w praktyce być preparatami tortur. Dokładnie w tym samym czasie inni podniecają się zwycięstwami na olimpiadzie lub podziwiają piękne bramki w lidze mistrzów, albo snują wielkie plany o dupie marynie. Oczywiście nie ma w tym nic złego, niech ludzie się bawią póki mogą, ale rozumiecie co mam na myśli? Ludzie po prostu są nieświadomi co tutaj się dzieje, nieświadomi dopóki im samym coś się nie przytrafi. Ja po prostu już wiem ze swego doświadczenia, że ta rzeczywistość to dno bo tu jest możliwe coś takiego jak choćby torturowanie kogoś przez rok, a na koniec obdarcie go żywcem ze skóry i może najwyższy już czas na wyciągnięcie jakichś wniosków. Można chociażby wziąć na poważnie możliwość opuszczenia tej rzeczywistości przez całą ludzkość, czemu nie? Co mamy do stracenia? I tak musimy tą rzeczywistość opuścić, możemy to tylko nieco przyśpieszyć. W najgorszym razie przestajemy wszyscy istnieć. I co z tego? Jeśli taka miałaby być ostateczna prawda to i tak to się stanie, ale za to wszelkie cierpienia zostają przerwane, a przy okazji pozbywamy się wszelkich problemów egzystencjalnych. Jak ktoś wierzy w Boga to tym bardziej powinien być "za", ponieważ jest to przejaw miłości wobec bliźniego, a przy okazji przejaw ufności we wszech-mądrość i miłosierdzie boże, przejaw wiary w to, że Bóg wszystko ma pod kontrolą i my nie jesteśmy w stanie przez jakiekolwiek działania zmienić Jego zamysłu. Oczywiście, może naszym celem na ziemi jest tworzenie nowego życia, ale przecież Bóg nam tego osobiście nie oznajmił, nie wyznaczył zadania do wykonania, a patrząc na ten świat rozsądnie to bardziej on wygląda na świat stworzony przez Szatana niż Boga i to raczej Szatan może być usatysfakcjonowany z tego całego nieszczęścia jakie tutaj się dokonuje. Może pora otrzeźwieć i wyciągnąć wnioski? Tylko, żeby być sprawiedliwym trzeba uwzględnić każdy punkt widzenia, a przede wszystkim punkt widzenia tych, którzy płacą wysoką cenę za istnienie życia na tej planecie. Można się domyśleć jaki jest ten punkt widzenia.