
Choruję od 4 roku życia, z pompą i hałasem, można powiedzieć, że w ciągu życia byłam dłużej chora niż zdrowa... nasi sąsiedzi to starsi ludzie, znali moją Mamę, jako małą dziewczynkę, byli gośćmi na jej ślubie z moim płodzicielem a mnie znają od najmłodszych lat i kibicują z całego serca. Przymykają oko na to, że, kiedy jest gorzej, krótko mówiąc drę się jakby mnie ze skóry obdzierali - oni to tolerują. Ale parę miesięcy temu sprowadził się do naszego bloku młody facet z jakąś dziewczyną. Na nieszczęście akurat, kiedy było gorzej i darłam się dniami i nocami. Pewnego dnia pojawiła się u nas policja i odtąd mieliśmy na głowie ich wizyty średnio trzy-cztery razy w tygodniu. Mama próbowała rozmawiać z tym sąsiadem, tłumaczyć, że jestem chora i nie kontroluję tego, ale on powiedział, że jego to nie obchodzi, bo chce mieć dziecko, które będę mu budzić, ciszę i spokój i jak nie umiem współżyć z innymi to powinnam pójść do zakładu. W ciągu kolejnego miesiąca zrobiło mi się nieco lepiej, a mój opiekun prawny podjął jakieśtam działania, że jak ten gość dzwoni na policję, to powiadamiają jego i on się za mnie tłumaczy. Ale ten człowiek zawziął się, żeby się mnie pozbyć i jest coraz gorzej. Raz, mieliśmy telefon, że było zgłoszenie na policję, kiedy nie wrzeszczałam a razem z Mamą śmiałam się, nie pamiętam już z czego. Od jakiegoś czasu dochodzi do tego, że razem z Mamą musimy szeptać we własnym domu, bo kiedy tylko któraś głośniej się odezwie (szczególnie w kuchni, bo tam mamy wylot komina, który idzie na cały pion), dzwoni mój opiekun prawny, że było na mnie zgłoszenie o awantury. Ostatnio sąsiadka powiedziała Mamie, że ten facet był u niej, bo zbiera podpisy, żeby mnie przymusowo umieścić w domu opieki.
Czy może wygrać? Czy mogą mnie tam umieścić? Wiem, że i tak tam pójdę po śmierci Mamy, ale póki żyje, chcę być w domu...