Uczelnie wyższe
Moderator: moderatorzy
Uczelnie wyższe
Szczególnie ważne jest, aby w tym zakresie chorób psychicznych edukować wykładowców
na wyższych uczelniach. Byłem przez jakiś czas wykładowcą i widziałem,
że bardzo często koledzy w pracy praktykują sadyzm. Znęcają się nad studentami, naśmiewają się z nich.
Słyszałem nawet taką opinię, że studenta należy poddawać stresowi,
bo jak się go odpowiednio wystresuje, to będzie z niego superspecjalista zdolny do działania
w sytuacjach wyjątkowych. Nie powoływano się przy tym na wyniki badań naukowych, co zdaje się nie przystoi uczonemu.
Z mojej obserwacji na niektórych uczelniach
panuje moda stresowania studentów. Rezultat jest taki, że z osób wyjątkowo utalentowanych
i zdolnych do pracy nawet bez studiów po jakimś czasie studenci tracą umiejętność owocnej pracy,
a w skrajnych przypadkach stają się kompletnie do niej
nieprzydatni. Słyszałem o niejednym takim przypadku. W mojej opinii
winny tu jest długotrwały stres. Student nawet jeśli w działaniu świadomym jest chętny do nauki,
to podświadomie działa w nim swojego
rodzaju odruch psa Pawłowa, który kojarzy działanie umysłu z nadmiernym stresem.
Stresu poznawczego oczywiście uniknąć trudno.
Rzecz tylko w tym aby nie tworzyć go sztucznie poprzez
nadmierne obciążanie.
Moim zdaniem tu leży jedna z przyczyn szalenie niskiego
poziomu (jak na kraj takiej wielkości w środku Europy) polskiej nauki.
Mam zasadnicze pytanie do wykładowców - sadystów. Gdzie są Noble,
wybitne konstrukcje, modele ekonomiczne, istotnie nowe teorie,przemysł oparty o wiedzę ich i ich studentów?
Dlaczego poziom innowacyjności w Polsce jest tak niski? Czy prowadzili na ten temat badania?
Myślę, że gdyby zrobić światowy ranking wyższych uczelni
jeśli chodzi o ilość zachorowań spowodowanych studiami,
to tu polskie uczelnie byłyby w czołówce
A okres studiów to jest ten przedział wieku, w którym najczęściej ujawniają się choroby psychiczne.
Jeśli ktoś jest wybitnym specjalistą z jakiejś dziedziny to chyba nie sprawi
mu trudności przejście krótkiego kursu z psychologii lub pogadanki na poziomie oświatowym
n.t. związku stresu z chorobami psychicznymi?
na wyższych uczelniach. Byłem przez jakiś czas wykładowcą i widziałem,
że bardzo często koledzy w pracy praktykują sadyzm. Znęcają się nad studentami, naśmiewają się z nich.
Słyszałem nawet taką opinię, że studenta należy poddawać stresowi,
bo jak się go odpowiednio wystresuje, to będzie z niego superspecjalista zdolny do działania
w sytuacjach wyjątkowych. Nie powoływano się przy tym na wyniki badań naukowych, co zdaje się nie przystoi uczonemu.
Z mojej obserwacji na niektórych uczelniach
panuje moda stresowania studentów. Rezultat jest taki, że z osób wyjątkowo utalentowanych
i zdolnych do pracy nawet bez studiów po jakimś czasie studenci tracą umiejętność owocnej pracy,
a w skrajnych przypadkach stają się kompletnie do niej
nieprzydatni. Słyszałem o niejednym takim przypadku. W mojej opinii
winny tu jest długotrwały stres. Student nawet jeśli w działaniu świadomym jest chętny do nauki,
to podświadomie działa w nim swojego
rodzaju odruch psa Pawłowa, który kojarzy działanie umysłu z nadmiernym stresem.
Stresu poznawczego oczywiście uniknąć trudno.
Rzecz tylko w tym aby nie tworzyć go sztucznie poprzez
nadmierne obciążanie.
Moim zdaniem tu leży jedna z przyczyn szalenie niskiego
poziomu (jak na kraj takiej wielkości w środku Europy) polskiej nauki.
Mam zasadnicze pytanie do wykładowców - sadystów. Gdzie są Noble,
wybitne konstrukcje, modele ekonomiczne, istotnie nowe teorie,przemysł oparty o wiedzę ich i ich studentów?
Dlaczego poziom innowacyjności w Polsce jest tak niski? Czy prowadzili na ten temat badania?
Myślę, że gdyby zrobić światowy ranking wyższych uczelni
jeśli chodzi o ilość zachorowań spowodowanych studiami,
to tu polskie uczelnie byłyby w czołówce
A okres studiów to jest ten przedział wieku, w którym najczęściej ujawniają się choroby psychiczne.
Jeśli ktoś jest wybitnym specjalistą z jakiejś dziedziny to chyba nie sprawi
mu trudności przejście krótkiego kursu z psychologii lub pogadanki na poziomie oświatowym
n.t. związku stresu z chorobami psychicznymi?
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Witam, pewno zauważył Pan podobne zjawisko spodowowane fałszywie pojętym tzw. antyautorytarnym wychowaniem. Oczywiście, że wychowawca wspomagając się w swojej pracy obniżaniem, lub zawyżaniem stresu 1. degraduje się do manipulatora, 2. odmawia podopiecznym przysługującego im szacunku, 3. i najprawdopodobniej zawiedzie się w swoim celu.
Czy trzeba robić błędy, żeby móc je poprawiać ?
Popieram Pana postulat, lecz problem jest ogólniejszy, dotyczy nie tylko psychiatrii.
Czy przenieść ten wątek do "dowolnych dyskusji" ?
Czy trzeba robić błędy, żeby móc je poprawiać ?
Popieram Pana postulat, lecz problem jest ogólniejszy, dotyczy nie tylko psychiatrii.
Czy przenieść ten wątek do "dowolnych dyskusji" ?
To jest rozsądne.zbyszek pisze: Czy przenieść ten wątek do "dowolnych dyskusji" ?
Wiem, że ten styl i stosunek do studentów na studiach nie jest
praktykowany w innych krajach. Studiowałem za granicą
i tam nauczyciele akademiccy mieli zupełnie inne podejście.
Również sam jako wykładowca rzadko stawiałem studentowi dwóje
Trzeba studenta umieć nauczyć,
a ocena negatywna jest porażką również wykładowcy.
Już nie mówię o tym, że niektórzy oprócz wystawienia
negatywnej oceny potrafią studenta poniżyć dodatkowo.
Może moje stwierdzenie jest zbyt generalizujące, ale
mnie szokowały niektóre sytuacje, które po prostu nie mieściły
mi się w głowie.
Oj, chyba mnie źle zrozumiałaś bo ja nie wyrażam się zbyt precyzyjnie.Wiktoria pisze:Jestem troszkę innego zdania.Kazdy student uczęszczajacy na uczelnie powinien byc jednakowo traktowany.Ponieważ z przymróżeniem oka można opowiedziec kawał.Student taki będzie niedouczony i wyobraź sobie schizofrenika chirurga.
Najwyraźniej za dużo gadam i niezbyt zbornie. Powinienem się bardziej streszczać
Mi chodzi o to, że studenci zdrowi i chorzy poddawani są niepotrzebnej presji. Można studentowi postawić dwóję,
ale nie należy np. kobiecie w ciąży przy tablicy powiedzieć, że szkoda, aby
rodzili się tacy durnie jak ona (sytuacja autentyczna) . Sorry za pewną drastyczność. Student zdrowy czy chory zasługuje na szacunek.
Stres poznawczy jest potrzebny, ale podobno w zbyt dużej dawce
nawet niszczy mózg.
Odrobina edukacji dla personelu dydaktycznego uczelni,
mającej do czynienia z młodzieżą, która jest w wieku częstych zachorowań nie zaszkodzi.
Przekonanie o biegłości we własnej dziedzinie przekłada się u nich na
przekonanie o biegłości w każdej innej dziedzinie. Tak jednak nie jest.
Często są ciemniakami w dziedzinie dydaktyki. O dziwo, aby nauczać w szkole średniej trzeba przejść kurs dydaktyczny. Do szkolenia studentów
wystarczy znać się n.p. na prądzie elektrycznym i mieć na to papier.
Jeśli w sporcie istnieje coś takiego jak przetrenowanie, to również
w działalności poznawczej człowiek też powinien zachowywać rozsądne proporcje. Co zrobić gdy nie daje mu do tego szans uczelnia?
Rezultaty naukowe w Polsce biorąc statystykę nie są powalające z nóg.
Mówiąc szczerze są mizerne.
To skąd takie przekonanie o słuszności stylu dydaktyki, który się masowo
tu praktykuje?
Istnieje chyba jakiś mit, że stres podnosi poziom wykształcenia.
Jeśli to nie jest mit to gdzie są te badania naukowe, które to potwierdzają.
Słyszałem natomiast o badaniach przeciwnych, że osoba poddana
nadmiernemu stresowi ma trudności poznawcze, a poddana ustawicznemu stresowi może się rozchorować psychicznie lub zapaść na jakieś nerwice
lub choroby somatyczne.
Nie myślałem o specjalnych przywilejach dla schizofreników, chociaż nad tym też pewnie można się zastanawiać.
Dla osób na wózkach buduje się pochylnie obok schodów. to
i schizofrenikowi może np. umożliwić termin egzaminu tak, aby nie był w stanie ostrym lub żeby np. mógł sam go wyznaczyć gdy się czuje lepiej.
Zresztą akurat z tym to nie jest aż tak źle, bo zazwyczaj gdy taki student zgłasza się do dziekana od spraw studenckich taką zgodę otrzymuje.
Tylko podejrzewam, że studenci ci bardzo często się nie zgłaszają.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Chyba chodzi trochę o coś innego. Stres jest dobry i nic nie wiadomo z żadnym niszczeniu mógzu jeśli jest on przez tą osobę akceptowany. Czasami można kogoś najróżniejszymi metodami zmobilizować do nauki, lub pracy. Jednak warunkiem jest, żeby ona sama to akceptowała !r2d2 pisze:Stres poznawczy jest potrzebny, ale podobno w zbyt dużej dawce nawet niszczy mózg.
...
Istnieje chyba jakiś mit, że stres podnosi poziom wykształcenia.
Jakiż jest inny prawdziwy sens nauki jak nie ludzka ciekawość, satysfakcja poznania, oraz związana z nimi wolność. Najczęstrze przypadki to chyba sytuacje, w których wykładowca nie potrafi przekazać fascynacji nauką, może sam jej nie zna i denerwuje się z powodu, że studenci co prawda uczą się, lecz mają jego wykład czasami gdzieś. On świczy takich jakim jest sam - niewolników obowiązku, którzy nie rozumieją prawdziwego sensu. Taka sytuacja rodzi konflikty i stres. Oczywiście taki stres nic nie daje, bo nie stoi za nim żadne rozwiązanie.
Nie ma przymusu poznania, bo to czyni z przyjemności gwałt, lecz ludzie mało znają taką wolność i boją się jej. Dla większości to tylko obowiązek.
Jak zwykle trafiasz w samo sednozbyszek pisze: Najczęstrze przypadki to chyba sytuacje, w których wykładowca nie potrafi przekazać fascynacji nauką, może sam jej nie zna i denerwuje się z powodu, że studenci co prawda uczą się, lecz mają jego wykład czasami gdzieś. On świczy takich jakim jest sam - niewolników obowiązku, którzy nie rozumieją prawdziwego sensu. Taka sytuacja rodzi konflikty i stres. Oczywiście taki stres nic nie daje, bo nie stoi za nim żadne rozwiązanie.
Mój syn czytał gdzieś o rezultatach prac jakichś uczonych na ten temat. Zawierzyłem mu, choć nie sprawdzałem. Zazwyczaj ma on trzeźwy osąd, więc nie uznałem sprawdzenia tego co mi powiedział za konieczne. Intuicyjnie zdaje mi się, że nadmierny stres nie sprzyja uzyskaniu najlepszych z możliwych rezultatów przy wysiłku ani umysłowym ani fizycznym, a dawkowanie czegokolwiek ma swoje granice.zbyszek pisze: Chyba chodzi trochę o coś innego. Stres jest dobry i nic nie wiadomo z żadnym niszczeniu mógzu jeśli jest on przez tą osobę akceptowany.
Wszystko zależy od człowieka , ja miałem takiego bydlaka wykładowce że poezja. Później poznałem tego chama i okazał sie samotnym, biednym człowiekim. Uczyłem na uczelni jedynie 2 lata i starałem sie nie stresować ludzi tkz. wyjściowo wszyscy mieli 5 i mogli to tylko zjebać. Musze przyznać że udawało im się. Stresowanie się ... cóż to mamy w naturze że jak wyzwanie to sramy ogniem niepotrzebnie. Wystarczy matura gdzie wszyscy mówia że to pikuś a my przeżywamy jak stonka wykopki i to samo dzieje sie na studiach. Jednak bydle tkwiące czasem w nauczycielu wychodzi i ujawnia sie. Nikt mu nie wytłumaczy błędnego postepowania bo wszyscy się boją a po studiach cóż kogo to juz obchodzi.
Witam
Zgadzam się, z tym, że wielu wykładowców na Uczelniach wyższych nie powinno nimi być. Ja powtarzałem rok, przez takiego jednego, bo wyzywał studentów, wyrzucał za drzwi (postawił na egzaminie 90% niedostatecznych), a na poprawkowym zachowywał się jak cham. To trzasnąłem mu drzwiami przed nosem i powiedziałem, że u niego nie będę zdawal. No i nie zaliczyłem, ale nie chciałem stykać się z jego chamstwem.
To jest błąd naszych uczelni, że studenci nie mogą sobie wybierać kursów, ale mają z góry przypisanych wykładowców, nawet jak taki nie potrafi niczego nauczyć to nie można z niego zrezygnować.
Pozdrawiam
Zgadzam się, z tym, że wielu wykładowców na Uczelniach wyższych nie powinno nimi być. Ja powtarzałem rok, przez takiego jednego, bo wyzywał studentów, wyrzucał za drzwi (postawił na egzaminie 90% niedostatecznych), a na poprawkowym zachowywał się jak cham. To trzasnąłem mu drzwiami przed nosem i powiedziałem, że u niego nie będę zdawal. No i nie zaliczyłem, ale nie chciałem stykać się z jego chamstwem.
To jest błąd naszych uczelni, że studenci nie mogą sobie wybierać kursów, ale mają z góry przypisanych wykładowców, nawet jak taki nie potrafi niczego nauczyć to nie można z niego zrezygnować.
Pozdrawiam
Kocham życie - ale czy życie kocha mnie???
Fakt, na uczelniach brakuje pewnej wewnętrznej konkurencyjności. Ale stosowane są już oceny wykładowców przez studentów - zawsze to jakiś postęp. Zapisy na przedmioty fakultatywne też są praktykowane - na jednym wykładzie siedzi piętnaście osób na innym trudno wcisnąć się do sali. Liczba seminarzystów też jest różna u różnych osób i to też o czymś świadczy. Studenci głosują nogami.Darius pisze:To jest błąd naszych uczelni, że studenci nie mogą sobie wybierać kursów, ale mają z góry przypisanych wykładowców, nawet jak taki nie potrafi niczego nauczyć to nie można z niego zrezygnować.
Pozdrawiam
Na jednej uczelni w moim mieście na wydziale ekonomicznym facet uwalił prawie 90% studentów z matematyki. Nawet gazety pisały z oburzeniem. Środowisko również było zniesmaczone. Ale bliska mi osoba znająca tego faceta po rozmowie z nim powiedziała mi, że dziwił się on jak ci młodzi ludzie w ogóle zdali matury z taką wiedzą. Poziom wykształcenia też leci w dół - to zresztą naturalna konsekwencja jego upowszechnienia. Dzisiejsze doktoraty przypominają dawne magisterki, a magisterki dawne prace semestralne - jak ktoś powiedział. Wykładowca staje przed dylematem "przyklepać" niewiedzę studenta, czy zmusić człowieka by się jednak douczył (ryzykując, że nazwą go chamem, zgredem i starą zgorzkniałą pierdołą)? Fakt, że wiele zależy od sposobu przekazania wiedzy, ale niektórych trzeba by uczyć od podstaw - i co z nimi zrobić?
Ktoś tu pisał o piątkach przyznawanych na wstępie. Co to w ogóle jest? Może przedszkolaków należy tak oceniać co by się dzieciaczki nie popłakały - nawiasem mówiąc "ryczący" z powodu ocen studenci/tki to prawie codzienność profesorów.
Zresztą wykładowcy też są zestresowani.
Jeżdżą po świecie i widzą jak ludzie żyją. Przykład: w USA w Pd. Karolinie profesor spędzający większość życia w polu kukurydzy (właściwie nie prowadzi działalności dydaktycznej) zarabia min. 10 tys. dolarów miesięcznie, oprócz tego dysponuje grantem w wys. 1 miliona dolarów za który bada żółte kwiatki rosnące na poboczu autostrady. Przyjeżdża do niego profesor z Polski i zastanawia się czy z diety starczy mu na obiad w restauracji.
A jak ktoś nazwie ciężąrną studentkę "durniem" to do dziekana ze skargą. Mogła nawet złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Jak ktoś się sam nie ucywilizował to trzeba go za mordę. I można to zrobić w cywilizowany sposób, lege artis i w białych rękawiczkach. Tylko nasi studenci też jeszcze nie bardzo wierzą w to, że mają jakieś prawa i są równoprawnymi ludźmi z profesorami. A są.
Eeee... Coś się rozgadałem... To nara.
I tak ta dziewczyna zrobiła. Gość wyleciał z pracy, a ona dostała odszkodowanie,guest II pisze: I można to zrobić w cywilizowany sposób, lege artis i w białych rękawiczkach. Tylko nasi studenci też jeszcze nie bardzo wierzą w to, że mają jakieś prawa i są równoprawnymi ludźmi z profesorami. A są.
Eeee... Coś się rozgadałem... To nara.
które mu przyznał sąd w procesie cywilnym.
Patologii u nas jest mnóstwo, ale na pocieszenie idzie ku lepszemu.
Szkoda, że tak wolno.
Trzymajcie się
Cześć
Ja akurat studiowałem ładnych kilkanaście lat temu i sytuacja, którą przedstawiłem była sytuacją gdy profesor, który wcześnie wykładał ekonomie polityczną socjalizmu, przekwalifikował się na wykładowcę mikroekonomii, następnego roku miałem innego wykładowcę i ładnie zdałem.
Piszecie wyżej, że np profesor w USA zarabia kupę kasy, ale dotyczy to także innych zawodów. W mojej pracy, tak samo. Na moim stanowisku w USA zarabiają kilkanaście tysięcy dolarów, a ja w Polsce kilka tysięcy złotych. Patrząc zresztą jak u nas niektórzy naukowcy wydają "granty naukowe" to czasami wstyd.
Pozdrawiam
Ja akurat studiowałem ładnych kilkanaście lat temu i sytuacja, którą przedstawiłem była sytuacją gdy profesor, który wcześnie wykładał ekonomie polityczną socjalizmu, przekwalifikował się na wykładowcę mikroekonomii, następnego roku miałem innego wykładowcę i ładnie zdałem.
Piszecie wyżej, że np profesor w USA zarabia kupę kasy, ale dotyczy to także innych zawodów. W mojej pracy, tak samo. Na moim stanowisku w USA zarabiają kilkanaście tysięcy dolarów, a ja w Polsce kilka tysięcy złotych. Patrząc zresztą jak u nas niektórzy naukowcy wydają "granty naukowe" to czasami wstyd.
Pozdrawiam
Kocham życie - ale czy życie kocha mnie???
Darius pisze:Patrząc zresztą jak u nas niektórzy naukowcy wydają "granty naukowe" to czasami wstyd.
Czasami myślę sobie, że gdyby nasi uczeni wkładali tyle inwencji w badania
co wkładają w pozyskanie grantów i ich rozliczanie, to byśmy mieli w Polsce niejedno doniosłe odkrycie
Daleki jestem od ślepego podziwu dla Ameryki, ale powiązanie nauki z biznesem jest godne naśladowania w Europie. Światy te u nich się przenikają. Uczony bywa biznesmenem, biznesmen uczonym. Podoba mi się, gdy uczeni patentują swoje wynalazki i czerpią z tych patentów dochody. W Europie uczony po uzyskaniu stopnia naukowego bardzo często faktycznie wycofuje się z badań, obejmuje jakieś stanowisko na uczelni i traktuje je jako synekurę.
Zwykłe rzeczy są bardzo niezwykłe
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Z pewnością były też "ciepłe posadki" komunistyczne, profesorowie z klucza partyjnego, etc. Przyjaciel rodziny prowadził jako docent corocznie egzaminy na Politechnice Warszawskiej. Pewnego dnia zorientował się, że zdał student, który nie zdał ! Wyciągnął stare dokumenty z archwium i zobaczył w wielu miejscach swój własny podpis, którego wcale nie stawiał. W końcu na prowadzonych od lat fałszerstwach przyłapany został dziekan wydziału ! Tylko dzięk Solidarności udało się mojemu znajomemu zachować stanowisko. Jednak teraz po latach w dalszym ciągu obawia się o tym mówić. Dziekan Stanisław Dawidziuk natomiast prowadzi własną prywatną wyższą uczelnię w Warszawie. Gazeta Polska , 6 wrzesnia 2006 http://www.nfa.pl/print.php?what=news&id=638
ps. poprawka - To oczywiście mojemu znajomemu, a nie dziekanowi udało się dzięki Solidarności zachować stanowisko pomimo, tego że ujawnił istotne nadużycia przełożonego.
ps. poprawka - To oczywiście mojemu znajomemu, a nie dziekanowi udało się dzięki Solidarności zachować stanowisko pomimo, tego że ujawnił istotne nadużycia przełożonego.
Ostatnio zmieniony śr maja 30, 2007 1:02 pm przez zbyszek, łącznie zmieniany 1 raz.
zbyszek pisze:docent corocznie egzaminy na Politechnice Warszawskiej. Pewnego dnia zorientował się, że zdał student, który nie zdał ! Wyciągnął stare dokumenty z archwium i zobaczył w wielu miejscach swój własny podpis, którego wcale nie stawiał.
Gdybym nie widział na własne oczy takich historii to bym nie uwierzył.
Zwykłe rzeczy są bardzo niezwykłe
- Bezpieczny
- zaufany użytkownik
- Posty: 593
- Rejestracja: pn lis 12, 2007 11:26 pm
- Lokalizacja: Wwa
Ja na swojej uczelni (WAT) nie spotkałem się z czymś takim, ale oczywiście w pracy, w wielu firmach działa tzw. mobbing, tak samo fala w wojsku.
Duża część ludzi to zwykłe chamy, prostaki i buraki. Taki jest ten świat.
Duża część ludzi to zwykłe chamy, prostaki i buraki. Taki jest ten świat.
Nasz prezydent ? NIE mój!
http://www.bronislawkomorowski.info.pl/
http://www.bronislawkomorowski.tk/
Cudak Tusk i jego cudy: http://www.tuskwatch.pl/ <- rewelacyjna strona.
http://www.bronislawkomorowski.info.pl/
http://www.bronislawkomorowski.tk/
Cudak Tusk i jego cudy: http://www.tuskwatch.pl/ <- rewelacyjna strona.