Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem...
Moderator: moderatorzy
-
- zbanowany
- Posty: 235
- Rejestracja: pn lip 12, 2010 12:54 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem...
Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem, takim jak kilkaset lat temu oficjalną nauką było, że czarownice istnieją, dlatego ich wykrywaniem zajmowała się inkwizycja...
Stojąc twardo na ziemi spójrzmy na fakty naukowe. Gdzie są dowody na tą nierównowagę chemiczną w mózgu, którą psychiatrzy ochoczo rozpowiadają pacjentom?
Dlaczego nie można obiektywnie potwierdzić lub wykluczyć "schizofrenii" za pomocą żadnego badania organicznego?
Może zamiast oszukiwać samych siebie, napisalibyśmy tutaj 100% SZCZERZE swoje historie - jak zaczęła się nasza przygoda z psychiatrią... Jakie PROBLEMY życiowe zawiodły nas na tory psychiatryczne?
Środowisko osób z diagnozami psychiatrycznymi znam jak własną kieszeń. Sam byłem 12 razy w różnych szpitalach psych. na terenie całej Polski. Moje całe życie to doświadczenie z psychiatrią - najpierw obserwując moją matkę, potem samemu mając do czynienia z psychiatrami...
Jaka jest moja historia? Jak ja wpadłem na tory psychiatryczne? Otóż jestem sierotą - ojca nie znałem, a matka już od 7 lat przed ciążą była pacjentką psychiatryczną. Urodziłem się z wadami, przez co byłem słabszy niż rówieśnicy. Dodatkowo wychowanie w nietypowej rodzinie zastępczej (babcia i wujek) ukształtowało mnie tak, że wśród rówieśników odstawałem. Bo życie to dżungla. Sami wiecie - nie oszukujmy się, że życie to bajka.
W rodzinie zastępczej byłem też bity, przeciw czemu zacząłem się buntować, gdy miałem już 16, 17, 18 lat. I wtedy rodzina zastępcza wykorzystała to, że moja matka jest na torach psychiatrycznych. Moja babcia zaczęła chodzić w mojej sprawie do psychiatry, a ten wydał jej receptę na haloperidol w kroplach, który miał mi być dodawany do jedzenia. Miałem 18 lat - byłem w szkole, gdy niespodziewanie moja koncentracja spadła drastycznie i ledwo co wróciłem w tej szkoły, bo zaczęło mi mięśnie wykrzywiać. Przerażony pojechałem z tą babcią do psychiatry i tam się dowiedziałem, że to co się stało, to właśnie po haloperidolu. Dostałem pridinol na parkinsonizm...
Po tym w domu nastała bardzo wojenna atmosfera - co jest zrozumiałe po tym, jak bez mojej wiedzy i zgody babcia dodawała mi haloperidol do jedzenia. Było to poważne złamanie prawa!! Swoje jedzenie izolowałem, bo wiedziałem że nie mogę czuć się bezpiecznie nawet jeśli chodzi o jedzenie. Wyobraźcie sobie jakie to więzienie mentalne - gdyż w wieku 18 lat, będąc zależnym finansowo uczniem liceum, cóż mogłem zrobić? Próbowałem to zgłosić do instytucji nadzorującej tą rodzinę zastępczą, ale tam nie słuchano mnie, traktowano mnie jak chorego psychicznie.
Moje prawa były łamane w ogóle w różny sposób.
Babcia za moimi plecami zaniosła papiery do komisji wojskowej, przez co dali mi kategorię D (chyba D) - to jest jak wyrok jeśli chodzi o karierę zawodową!
Jednocześnie babcia poszła do prawnika z opieki społecznej, który jej pomógł napisać wniosek do sądu o ubezwłasnowolnienie mnie, bo nie chcę zażywać zaleconych mi psychotropów!
W domu były awantury, w których byłem bity różnymi przedmiotami, a także wujek dzwonił po pogotowie i kłamał na mój temat, że cyt. "latam z nożem" (nic takiego nie miało miejsca).
Z tym pogotowiem to były cyrki - zdarzało się, że lekarz z pogotowia zamykał się ze mną w pokoju, po czym wypsikiwał zawartość strzykawki na dywan, po czym mojej rodzinie zastępczej (babci i wujkowi) mówił, że dostałem zastrzyk na uspokojenie...
Niestety moja babcia załatwiła od psychiatry skierowanie do szp. psych. i przyjechała karetka i mimo, że nie zagrażałem sobie, ani otoczeniu, byłem tak samo spokojny jak teraz jestem, to grożąc siłą ubrano mnie w kaftan bezpieczeństwa i zabrano do szp. psych., gdzie trzymano mnie wbrew woli tydzień czasu, nie udzielono informacji jakim prawem tam się mnie więzi i co zrobić aby mnie wypuszczono, za to w zastrzykach podawano mi haloperidol, przez co cały byłem wykrzywiony i nawet mówić normalnie nie mogłem (wykrzywione mięśnie twarzy i języka). Po tej szprycy mieszała mi się też jawa ze snem...
Po tygodniu mnie wypuścili. Babcia, na pytanie "Kiedy ty się ode mnie odczepisz?" odpowiedziała: "Kiedy cię zgnoję i w Tworkach zamknę". Dokładnie to zapamiętałem - to dokładny cytat.
Jedyną szansę jaką dla siebie widziałem, żeby nie zostać zniszczonym w tej sytuacji, widziałem w ucieczce. Nie mogłem liczyć na policję, na OPS, na urzędy. Wszędzie wierzono mojej babce, a mnie traktowano jak chorego psychicznie. Nie mogłem na nikogo liczyć, tylko na siebie.
Tylko gdzie uciekać? Myśląc logicznie, postanowiłem dobrowolnie zgłosić się do innego szpitala psych. na weryfikację diagnozy, bowiem jeszcze wtedy nie wiedziałem, że NIE MA MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO zweryfikowania diagnozy i oczyszczenia z stygmaty "chory psychicznie", bowiem nie istnieje żadne obiektywne badania do potwierdzenia lub wykluczenia diagnozy psychiatrycznej. Nie powiedziano mi też o tym na izbie przyjęć. Dopiero po tygodniu, od neurologa dowiedziałem się że żadne badanie mózgu nie wykrywa choroby psychicznej. Wtedy psychiatra przyznał, że diagnostyka jest wyłącznie subiektywna i w ogóle to oni mnie tu raczej przyjęli na leczenie niż na to, o co wnioskowałem czyli weryfikację diagnozy! Mój wniosek o weryfikację diagnozy potraktowali, jakby go w ogóle nie było!
Wtedy, za tym moim drugim pobytem w szp. psych. zacząłem nawiązywać kontakt z innymi pacjentami i odkryłem, że to są normalni ludzie, tylko te ich dziwne kroki i spanie cały dzień są skutkiem PSYCHOTROPÓW. To, co do tej pory uważałem za właśnie objaw choroby psychicznej, okazało się skutkiem działania psychotropów! Dramat!!
Po 40 dniach przebywania w tym drugim szp. psych. wyszedłem na wolność, dokończyłem ostatni rok szkoły średniej i wiedziałem że jedyną szansą dla mnie jest wyrwanie się z tego potrzasku...
Zamiast pójść na studia musiałem walczyć o swoje ŻYCIE...
Zamieszkałem osobno, zacząłem pracować. Niestety byłem nachodzony przez rodzinę zastępczą. Wiele nerwów mnie to kosztowało. Przybijało mnie to...
Nie dałem rady w pracy... Załamanie, wisielczy nastrój, ale również z powodu tych moich cech charakteru, które nie do końca były dobre, oraz z powodu moich somatycznych problemów zdrowotnych...
Poszedłem do OPSu po radę. A Ci zaczęli mnie przekonywać, żebym zgodził się na rentę psychiatryczną... Opierałem się przed tym. Ale w końcu dałem się na to namówić... Pułapka zależności finansowej...
Człowiek po takich przejściach jak ja siłą rzeczy ma odciśnięte w charakterze cierpienie. Tak jak maltretowany pies się zmienia z charakteru...
Życie to nie bajka, tylko targ atutów i dżungla, w której słaby przegrywa. Ja - rozbitek życiowy, nie mający wykształcenia wyższego, odstający, bo zbity przez życie i mający problemy zdrowia somatycznego.
Taka jest prawda, a nie gu...o prawda o jakiejś "schizofrenii" wyssanej z palca.
Dziś mam 28 lat. Staram się moje życie doprowadzić do porządku. Postępy są. Ale nie byłem w stanie dogonić moich rówieśników. Nie mam wykształcenia wyższego, jestem samoukiem.
Jednak staram się. Walczę z codziennymi problemami. I chcę to życie jakoś poukładać. Żeby móc zapewnić byt mojej własnej rodzinie, moim dzieciom... Staram się jak każdy - aby to życie przeżyć dobrze i dać coś moim bliskim i sobie szczęście.
Jednym z celów, jakie sobie w życiu postawiłem, jest edukowanie ludzi o prawdzie o psychiatrii. Uważam, że to ważne, bo... psychiatrię widzę jako tragedię niezrozumienia, wielki mit XXI wieku, dziedzinę, która wymaga poważnej reformy, która może się zacząć od uświadomienia społeczeństwu prawdy...
Teraz pora na Was - opowiedzcie swoje prawdziwe historie!
Wiem, że dla wielu własny prawdziwy problem to tabu, bo boli konfrontacja z problemami. Łatwiej powiedzieć "choroba", niż tłumaczyć prawdę... Łatwiej wziąć tabletkę i udawać, że to rozwiąże problem, niż skonfrontować się z prawdą...
Ale spróbujcie. Czekam.
Stojąc twardo na ziemi spójrzmy na fakty naukowe. Gdzie są dowody na tą nierównowagę chemiczną w mózgu, którą psychiatrzy ochoczo rozpowiadają pacjentom?
Dlaczego nie można obiektywnie potwierdzić lub wykluczyć "schizofrenii" za pomocą żadnego badania organicznego?
Może zamiast oszukiwać samych siebie, napisalibyśmy tutaj 100% SZCZERZE swoje historie - jak zaczęła się nasza przygoda z psychiatrią... Jakie PROBLEMY życiowe zawiodły nas na tory psychiatryczne?
Środowisko osób z diagnozami psychiatrycznymi znam jak własną kieszeń. Sam byłem 12 razy w różnych szpitalach psych. na terenie całej Polski. Moje całe życie to doświadczenie z psychiatrią - najpierw obserwując moją matkę, potem samemu mając do czynienia z psychiatrami...
Jaka jest moja historia? Jak ja wpadłem na tory psychiatryczne? Otóż jestem sierotą - ojca nie znałem, a matka już od 7 lat przed ciążą była pacjentką psychiatryczną. Urodziłem się z wadami, przez co byłem słabszy niż rówieśnicy. Dodatkowo wychowanie w nietypowej rodzinie zastępczej (babcia i wujek) ukształtowało mnie tak, że wśród rówieśników odstawałem. Bo życie to dżungla. Sami wiecie - nie oszukujmy się, że życie to bajka.
W rodzinie zastępczej byłem też bity, przeciw czemu zacząłem się buntować, gdy miałem już 16, 17, 18 lat. I wtedy rodzina zastępcza wykorzystała to, że moja matka jest na torach psychiatrycznych. Moja babcia zaczęła chodzić w mojej sprawie do psychiatry, a ten wydał jej receptę na haloperidol w kroplach, który miał mi być dodawany do jedzenia. Miałem 18 lat - byłem w szkole, gdy niespodziewanie moja koncentracja spadła drastycznie i ledwo co wróciłem w tej szkoły, bo zaczęło mi mięśnie wykrzywiać. Przerażony pojechałem z tą babcią do psychiatry i tam się dowiedziałem, że to co się stało, to właśnie po haloperidolu. Dostałem pridinol na parkinsonizm...
Po tym w domu nastała bardzo wojenna atmosfera - co jest zrozumiałe po tym, jak bez mojej wiedzy i zgody babcia dodawała mi haloperidol do jedzenia. Było to poważne złamanie prawa!! Swoje jedzenie izolowałem, bo wiedziałem że nie mogę czuć się bezpiecznie nawet jeśli chodzi o jedzenie. Wyobraźcie sobie jakie to więzienie mentalne - gdyż w wieku 18 lat, będąc zależnym finansowo uczniem liceum, cóż mogłem zrobić? Próbowałem to zgłosić do instytucji nadzorującej tą rodzinę zastępczą, ale tam nie słuchano mnie, traktowano mnie jak chorego psychicznie.
Moje prawa były łamane w ogóle w różny sposób.
Babcia za moimi plecami zaniosła papiery do komisji wojskowej, przez co dali mi kategorię D (chyba D) - to jest jak wyrok jeśli chodzi o karierę zawodową!
Jednocześnie babcia poszła do prawnika z opieki społecznej, który jej pomógł napisać wniosek do sądu o ubezwłasnowolnienie mnie, bo nie chcę zażywać zaleconych mi psychotropów!
W domu były awantury, w których byłem bity różnymi przedmiotami, a także wujek dzwonił po pogotowie i kłamał na mój temat, że cyt. "latam z nożem" (nic takiego nie miało miejsca).
Z tym pogotowiem to były cyrki - zdarzało się, że lekarz z pogotowia zamykał się ze mną w pokoju, po czym wypsikiwał zawartość strzykawki na dywan, po czym mojej rodzinie zastępczej (babci i wujkowi) mówił, że dostałem zastrzyk na uspokojenie...
Niestety moja babcia załatwiła od psychiatry skierowanie do szp. psych. i przyjechała karetka i mimo, że nie zagrażałem sobie, ani otoczeniu, byłem tak samo spokojny jak teraz jestem, to grożąc siłą ubrano mnie w kaftan bezpieczeństwa i zabrano do szp. psych., gdzie trzymano mnie wbrew woli tydzień czasu, nie udzielono informacji jakim prawem tam się mnie więzi i co zrobić aby mnie wypuszczono, za to w zastrzykach podawano mi haloperidol, przez co cały byłem wykrzywiony i nawet mówić normalnie nie mogłem (wykrzywione mięśnie twarzy i języka). Po tej szprycy mieszała mi się też jawa ze snem...
Po tygodniu mnie wypuścili. Babcia, na pytanie "Kiedy ty się ode mnie odczepisz?" odpowiedziała: "Kiedy cię zgnoję i w Tworkach zamknę". Dokładnie to zapamiętałem - to dokładny cytat.
Jedyną szansę jaką dla siebie widziałem, żeby nie zostać zniszczonym w tej sytuacji, widziałem w ucieczce. Nie mogłem liczyć na policję, na OPS, na urzędy. Wszędzie wierzono mojej babce, a mnie traktowano jak chorego psychicznie. Nie mogłem na nikogo liczyć, tylko na siebie.
Tylko gdzie uciekać? Myśląc logicznie, postanowiłem dobrowolnie zgłosić się do innego szpitala psych. na weryfikację diagnozy, bowiem jeszcze wtedy nie wiedziałem, że NIE MA MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO zweryfikowania diagnozy i oczyszczenia z stygmaty "chory psychicznie", bowiem nie istnieje żadne obiektywne badania do potwierdzenia lub wykluczenia diagnozy psychiatrycznej. Nie powiedziano mi też o tym na izbie przyjęć. Dopiero po tygodniu, od neurologa dowiedziałem się że żadne badanie mózgu nie wykrywa choroby psychicznej. Wtedy psychiatra przyznał, że diagnostyka jest wyłącznie subiektywna i w ogóle to oni mnie tu raczej przyjęli na leczenie niż na to, o co wnioskowałem czyli weryfikację diagnozy! Mój wniosek o weryfikację diagnozy potraktowali, jakby go w ogóle nie było!
Wtedy, za tym moim drugim pobytem w szp. psych. zacząłem nawiązywać kontakt z innymi pacjentami i odkryłem, że to są normalni ludzie, tylko te ich dziwne kroki i spanie cały dzień są skutkiem PSYCHOTROPÓW. To, co do tej pory uważałem za właśnie objaw choroby psychicznej, okazało się skutkiem działania psychotropów! Dramat!!
Po 40 dniach przebywania w tym drugim szp. psych. wyszedłem na wolność, dokończyłem ostatni rok szkoły średniej i wiedziałem że jedyną szansą dla mnie jest wyrwanie się z tego potrzasku...
Zamiast pójść na studia musiałem walczyć o swoje ŻYCIE...
Zamieszkałem osobno, zacząłem pracować. Niestety byłem nachodzony przez rodzinę zastępczą. Wiele nerwów mnie to kosztowało. Przybijało mnie to...
Nie dałem rady w pracy... Załamanie, wisielczy nastrój, ale również z powodu tych moich cech charakteru, które nie do końca były dobre, oraz z powodu moich somatycznych problemów zdrowotnych...
Poszedłem do OPSu po radę. A Ci zaczęli mnie przekonywać, żebym zgodził się na rentę psychiatryczną... Opierałem się przed tym. Ale w końcu dałem się na to namówić... Pułapka zależności finansowej...
Człowiek po takich przejściach jak ja siłą rzeczy ma odciśnięte w charakterze cierpienie. Tak jak maltretowany pies się zmienia z charakteru...
Życie to nie bajka, tylko targ atutów i dżungla, w której słaby przegrywa. Ja - rozbitek życiowy, nie mający wykształcenia wyższego, odstający, bo zbity przez życie i mający problemy zdrowia somatycznego.
Taka jest prawda, a nie gu...o prawda o jakiejś "schizofrenii" wyssanej z palca.
Dziś mam 28 lat. Staram się moje życie doprowadzić do porządku. Postępy są. Ale nie byłem w stanie dogonić moich rówieśników. Nie mam wykształcenia wyższego, jestem samoukiem.
Jednak staram się. Walczę z codziennymi problemami. I chcę to życie jakoś poukładać. Żeby móc zapewnić byt mojej własnej rodzinie, moim dzieciom... Staram się jak każdy - aby to życie przeżyć dobrze i dać coś moim bliskim i sobie szczęście.
Jednym z celów, jakie sobie w życiu postawiłem, jest edukowanie ludzi o prawdzie o psychiatrii. Uważam, że to ważne, bo... psychiatrię widzę jako tragedię niezrozumienia, wielki mit XXI wieku, dziedzinę, która wymaga poważnej reformy, która może się zacząć od uświadomienia społeczeństwu prawdy...
Teraz pora na Was - opowiedzcie swoje prawdziwe historie!
Wiem, że dla wielu własny prawdziwy problem to tabu, bo boli konfrontacja z problemami. Łatwiej powiedzieć "choroba", niż tłumaczyć prawdę... Łatwiej wziąć tabletkę i udawać, że to rozwiąże problem, niż skonfrontować się z prawdą...
Ale spróbujcie. Czekam.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
Wierzę, że było jak opowiadasz, jednak Twoja historia nie dowodzi tego, że choroby psychiczne ogólnie nie istnieją. Wyciągasz pochopne wnioski na podstawie własnych ograniczonych doświadczeń. Czy kontaktowałeś się z osobami, które poznałeś w szpitalu po tym, gdy wyszły ze szpitala i znajdowały się w stanie remisji ?
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
Psychozy i np. zespoły urojeniowe są faktem!
Wie o tym każdy, co to faktycznie miał i robił absurdalne rzeczy pod wpływem chorych myśli i emocji.
A sama schizofrenia?
Być może psychiatrzy bronią po prostu pracy intelektualnej swoich poprzedników! Gdzieś czytałem, że to, co obecnie nazywa się schizofrenią ma się nijak do tego, co jako schizofrenię opisywali ich poprzednicy w rodzaju Emila Kraepelina i Eugena Bleulera.
Poza tym środki farmakologiczne stosowane w schizofrenii są tak dolegliwe dla chorego i ruinujące jego organizm, że można sobie zadać pytanie, czy stosowane "leczenie" nie jest gorsze od samej "choroby"!
Wie o tym każdy, co to faktycznie miał i robił absurdalne rzeczy pod wpływem chorych myśli i emocji.
A sama schizofrenia?
Być może psychiatrzy bronią po prostu pracy intelektualnej swoich poprzedników! Gdzieś czytałem, że to, co obecnie nazywa się schizofrenią ma się nijak do tego, co jako schizofrenię opisywali ich poprzednicy w rodzaju Emila Kraepelina i Eugena Bleulera.
Poza tym środki farmakologiczne stosowane w schizofrenii są tak dolegliwe dla chorego i ruinujące jego organizm, że można sobie zadać pytanie, czy stosowane "leczenie" nie jest gorsze od samej "choroby"!
-
- zbanowany
- Posty: 235
- Rejestracja: pn lip 12, 2010 12:54 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
Zbyszku... Moja opowieść była skondensowana - widać to choćby po tym, że opisałem krótko jedynie dwa pierwsze moje pobyty w szpitalach psych.. A w sumie miałem tych pobytów aż 12 w ciągu 10 lat. Wszystkie moje pobyty oprócz pierwszego, były po moim dobrowolnym zgłoszeniu się.zbyszek pisze:Wyciągasz pochopne wnioski na podstawie własnych ograniczonych doświadczeń. Czy kontaktowałeś się z osobami, które poznałeś w szpitalu po tym, gdy wyszły ze szpitala i znajdowały się w stanie remisji ?
Stąd wynika moje OGROMNE DOŚWIADCZENIE, że miałem i mam ciągły kontakt z wieloma osobami z diagnozami psychiatrycznymi. Oczywiście ten kontakt nie ograniczał się do pobytu w szp. psych.. Wiele moich partnerek było ze środowiska psychiatrycznego, wielu moich bliskich znajomych jest na torach psychiatrycznych.
Do tych moich bliskich osób potrafię dotrzeć tak blisko, żeby zrozumieć ich i ich problemy...
Plus fakt, iż od dziecka obserwowałem moją biologiczną matkę - jak się buja, jak wykonuje dziwne rytmiczne ruchy, jak jest bardzo naiwna i poniewierana przez otoczenie... Kiedy byłem mały, to myślałem, że to jest właśnie ten jej problem zdrowotny, próbowałem na nią wpłynąć, żeby się tak rytmicznie nie bujała. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że jest ona po prostu zniszczona neurologicznie przez chlorpromazynę/"Fenactil" i inne psychotropy z tych, którymi garściami ją pasiono już od 7 lat przed ciążą...
Także naprawdę moja ocena jest raczej daleka od powierzchownej i pochopnej. To właśnie raczej tak powierzchownie i pochopnie oceniają psychiatrzy... W końcu jak bardzo oni Was znają, ile czasu z Wami przebywają, ile czasu z Wami rozmawiają, jak dobrze wiedzą o Waszych sprawach, żeby Was ocenić? Nie bądźcie naiwni - nawet mi raz powiedziała psychiatra tak: "Ja tu nie jestem od wysłuchiwania o problemach, tylko od dawania leków", a innym razem na izbie przyjęć psychiatra powiedział mi "Szczerze mówiąc to mnie to mało obchodzi (gdy chciałem opowiedzieć o moich problemach), ja muszę coś z Panem zrobić".
Na podstawie tej dużej wiedzy empirycznej, która jest poparta wiedzą teoretyczną z zakresu psychiatrii, wyciągam taki wniosek, że psychiatria jest tragedią niezrozumienia. Szkodliwą dlatego, bo odwraca uwagę od prawdziwych przyczyn problemów i wprowadzającą w błąd, że chodzi o nierównowagę chemiczną w mózgu, na którą należy zażywać "leki".
--------------
Chorych, choroba, chore, chorymi, chorobowe... Uważam, że stanowczo NADUŻYWA się pojęcia "choroba"! Doszło do tego, że część ludzi odpowiada twierdząco na pytanie "Czy brak pracy jest chorobą?"... Pojęcie "choroba" powinno być ścisłe, a nie że wszystko, co nam się nie podoba, będziemy nazywali chorym...hvp2 pisze:Psychozy i np. zespoły urojeniowe są faktem!
Wie o tym każdy, co to faktycznie miał i robił absurdalne rzeczy pod wpływem chorych myśli i emocji.
A teraz odnosząc się do robienia "absurdalnych rzeczy":
Człowiek to nie maszyna i zdarza mu się robić rzeczy, które wydają się być nieracjonalne. Błędne oceny, przewrażliwienie, ubzduranie sobie czegoś - to ludzkie rzeczy - spójrzmy tylko na świat polityki - ile w nim oskarżeń, ostrych słów itd. Takie życie i taka natura ludzka, że nie jesteśmy idealni i różne jazdy mamy.
Tylko co z tym zrobić, jeśli Ci to przeszkadza? Zmienić się, zlokalizować swój problem i wyzbyć się patologicznych ciągot. Wiem, że to bywa trudne i potrzeba do tego samozaparcia, a wśród pacjentów psychiatrycznych z samodyscypliną bywa kiepsko.
Ja preferuję, żeby dotrzeć do przyczyny problemu, zrozumieć swój problem i coś zrobić, żeby usunąć problem, w przeciwieństwie do podejścia, jakie daje psychiatria - czyli wyłącznie zajmowanie się powierzchownymi objawami. Wszak "leczenie" psychiatryczne jest wyłącznie objawowe...
----------------------
Chcę Ciebie Zbyszku i innych forumowiczów poprosić, żebyście opisali swoje historie - jak trafiliście na tory psychiatryczne, jakie wtedy mieliście problemy osobiste. Jak to wszystko się zaczęło. Szczerze.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
Poczytaj to forum. Tu jest sporo naszych lasów opisanych. Zobacz np. Jantarka viewtopic.php?f=5&t=5872 . Czy myślisz, że on pisząc o gołębiach w których widział własnych rodziców sobie z nas kpi ? Niestety niektóre losy są widoczne tylko dla zaufanych użytkowników, bo nie każdy chce je ujawniać dla całego świata.
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
a oto moja historia z psychiatrią po krótce
pierwszy raz trafiłem na oddział jak miałem osiemnaście lat miałem wtedy problem alkocholowy i patrząc z perspektywy czasu byłem wtedy jeszcze młodym wesołym pełnym życia chłopakiem psychiatria z psychiatrami za pomocą leków zmieniła to zamieniając mnie w wrak człowieka jednak jeszcze nie po pierwszym pobycie na oddziale a dopiero po którymś z kolei kiedy to zaczęto podawać mi klozapol który wywołał u mnie ostre stany psychotyczne i wpędził w coś co można nazwać chorobą nie tylko miałem problem przez ten lek z psyche ale i stan zdrowia somatycznego u mnie się pogorszył tętno ćiśnienie zawroty głowy co wszystko dzięki psychiatrom zmieniło mnie tak jak już wcześniej wspomniałem we wrak człowieka ostatnio też trafiłem na oddział jak zwyle po alkocholu i awanturze w domu trafiłem w remisji a na oddziale dopadła mnie psychoza myśle że dzięki lekom z psychozy mnie wyciągnięto ale pozostały stany psychotyczne które mam do dzisiaj także moge śmiało powiedzieć że psychiatria mnie niszczy ale niepoddam się będe walczył
to moja historia tak pokrótce jeżeli ktoś wie gdzie leczy się schizofrenię bez psychotropów proszę o namiry
ps. Zbyszku mógłbyś mnie zaliczyć do zaufanych użytkowników
pierwszy raz trafiłem na oddział jak miałem osiemnaście lat miałem wtedy problem alkocholowy i patrząc z perspektywy czasu byłem wtedy jeszcze młodym wesołym pełnym życia chłopakiem psychiatria z psychiatrami za pomocą leków zmieniła to zamieniając mnie w wrak człowieka jednak jeszcze nie po pierwszym pobycie na oddziale a dopiero po którymś z kolei kiedy to zaczęto podawać mi klozapol który wywołał u mnie ostre stany psychotyczne i wpędził w coś co można nazwać chorobą nie tylko miałem problem przez ten lek z psyche ale i stan zdrowia somatycznego u mnie się pogorszył tętno ćiśnienie zawroty głowy co wszystko dzięki psychiatrom zmieniło mnie tak jak już wcześniej wspomniałem we wrak człowieka ostatnio też trafiłem na oddział jak zwyle po alkocholu i awanturze w domu trafiłem w remisji a na oddziale dopadła mnie psychoza myśle że dzięki lekom z psychozy mnie wyciągnięto ale pozostały stany psychotyczne które mam do dzisiaj także moge śmiało powiedzieć że psychiatria mnie niszczy ale niepoddam się będe walczył
to moja historia tak pokrótce jeżeli ktoś wie gdzie leczy się schizofrenię bez psychotropów proszę o namiry
ps. Zbyszku mógłbyś mnie zaliczyć do zaufanych użytkowników
-
- zbanowany
- Posty: 235
- Rejestracja: pn lip 12, 2010 12:54 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
@no przeca to ja hahaha:
Dzięki za napisanie swojej historii. Szybka odp. na Twoje pytanie: Odział 7F w krakowskim kompleksie szpitalnym "Babińskiego". Tylko jest coś, co musisz zrobić wcześniej - zmienić sobie diagnozę ze schizofrenii na jakieś zaburzenia osobowości - np. zaburzenia schizotypowe. Robi się to tak: idziesz do zupełnie nowego psychiatry (jakiegoś "fajnego") (na NFZ), nie mówisz poprzedniej diagnozy i nawijasz mu tak, żeby mu zasugerować, że masz zaburzenia osobowości lub ewentualnie od razu mówisz dyskretnie, że chciałbyś popracować nad sobą i na krakowskim oddziale 7F jest psychoterapia i terapia grupowa i myślisz, że to by Ci pomogło i dlatego chciałbyś mieć diagnozę "zaburzenia schizotypowe", bo przecież schizofrenii to nie masz. Tak mu mówisz w celu po prostu zmiany diagnozy na zaburzenia osobowości np. schizotypowe (klasyfikowane "objawy" są podobne do tych od diagnozy "schizofrenia"), z tym, że nie sprzedawaj tekstów, że masz głosy itp., ale mozesz powiedzieć, że jazdy miałeś po klozapolu...
Na oddziale 7F będą się starali Cię zmienić słowem i odziaływaniem społecznym. Myślę, że dobrze by było, gdybyś popracował nad sobą. Np. alkohol... Jeśli chcesz, żeby było lepiej, to ja na Twoim miejscu bym rzucił alkohol. Na 7F jest psychoterapia i jest duuuużo lepiej niż na klasycznych oddziałach, gdzie traktują ludzi jak worek na psychotropy i inne tabletki... Na 7F nawet pomału starali by się Ciebie zdjąć z psychotropów. Przystosować Cię do życia itd.
Z tym, że na dostanie się do 7F musisz czekać około pół roku w kolejce - tak tam ludzie z całej Polski chcą się dostać. No i ważne jest też to, że ten oddział "nie jest dla każdego" - tzn. musisz chcieć nad sobą pracować, aby poprawić swoje przystosowanie do życia. Będą konsultacje przed przyjęciem i na tych konsultacjach mogą zdecydować, że Cię nie przyjmą...
A teraz powiedz mi proszę: dlaczego alkohol? Powiedz szczerze czy nadal chlasz go i dlaczego. Odpowiedz sobie na pytanie, czy nie pomogło by Ci rzucenie alkoholu?
Jeśli masz problem z alkoholem, którego realnie nie jesteś w stanie przezwyciężyć, to zastanów się jeszcze nad oddziałem terapii uzależnień w IPiN...
Dzięki za napisanie swojej historii. Szybka odp. na Twoje pytanie: Odział 7F w krakowskim kompleksie szpitalnym "Babińskiego". Tylko jest coś, co musisz zrobić wcześniej - zmienić sobie diagnozę ze schizofrenii na jakieś zaburzenia osobowości - np. zaburzenia schizotypowe. Robi się to tak: idziesz do zupełnie nowego psychiatry (jakiegoś "fajnego") (na NFZ), nie mówisz poprzedniej diagnozy i nawijasz mu tak, żeby mu zasugerować, że masz zaburzenia osobowości lub ewentualnie od razu mówisz dyskretnie, że chciałbyś popracować nad sobą i na krakowskim oddziale 7F jest psychoterapia i terapia grupowa i myślisz, że to by Ci pomogło i dlatego chciałbyś mieć diagnozę "zaburzenia schizotypowe", bo przecież schizofrenii to nie masz. Tak mu mówisz w celu po prostu zmiany diagnozy na zaburzenia osobowości np. schizotypowe (klasyfikowane "objawy" są podobne do tych od diagnozy "schizofrenia"), z tym, że nie sprzedawaj tekstów, że masz głosy itp., ale mozesz powiedzieć, że jazdy miałeś po klozapolu...
Na oddziale 7F będą się starali Cię zmienić słowem i odziaływaniem społecznym. Myślę, że dobrze by było, gdybyś popracował nad sobą. Np. alkohol... Jeśli chcesz, żeby było lepiej, to ja na Twoim miejscu bym rzucił alkohol. Na 7F jest psychoterapia i jest duuuużo lepiej niż na klasycznych oddziałach, gdzie traktują ludzi jak worek na psychotropy i inne tabletki... Na 7F nawet pomału starali by się Ciebie zdjąć z psychotropów. Przystosować Cię do życia itd.
Z tym, że na dostanie się do 7F musisz czekać około pół roku w kolejce - tak tam ludzie z całej Polski chcą się dostać. No i ważne jest też to, że ten oddział "nie jest dla każdego" - tzn. musisz chcieć nad sobą pracować, aby poprawić swoje przystosowanie do życia. Będą konsultacje przed przyjęciem i na tych konsultacjach mogą zdecydować, że Cię nie przyjmą...
A teraz powiedz mi proszę: dlaczego alkohol? Powiedz szczerze czy nadal chlasz go i dlaczego. Odpowiedz sobie na pytanie, czy nie pomogło by Ci rzucenie alkoholu?
Jeśli masz problem z alkoholem, którego realnie nie jesteś w stanie przezwyciężyć, to zastanów się jeszcze nad oddziałem terapii uzależnień w IPiN...
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
alkocholu nie chlam już od dłuższego czsu składam przysięgi abstynenckie u ojców kapucynów przed ostatnim pobytem na zamkniętym skończyła mi się przysięga popiłem dwa dni i po awanturze w domu trafiłem na odział matka zaddzwoniła po pogotowie chociaż nie wiem po co skoro byłem w remisjii już bym wolał spędzić noc na wytrzeżwialni a z rana wrócić do domu teraz też nie pije złożyłem trzy miesięczno przysięge u kapelana szpitalnego dzięki za namiary jednak trudno będzie znależć lekarza który dałby mi skierowanie na taki oddział w moim mieście są dwie poradnie i z obu znają mnie już od paru lat więc też znają moją diagnoze więc w skierowaniu też by było że cierpie na schizofrenię a nie na zaburzenia osobowości
powiedz czy jesteś zwolennikiem ANTYPSCHIATRI bo ja tak uważam że człowiek cierpiący na kryzys psychotyczny powinien mieć możliwość wyboru leczenia, chociaż zdaje sobie sprawe że czasami jesteśmy bezkrytyczni jednak o czym mowa psychiatria zagarneła nasz problem niepozostawiając nam żadnego wyboru
ps. z chęcią poleczył bym się na takim oddziale rozumiem że to oddział otwary ?
powiedz czy jesteś zwolennikiem ANTYPSCHIATRI bo ja tak uważam że człowiek cierpiący na kryzys psychotyczny powinien mieć możliwość wyboru leczenia, chociaż zdaje sobie sprawe że czasami jesteśmy bezkrytyczni jednak o czym mowa psychiatria zagarneła nasz problem niepozostawiając nam żadnego wyboru
ps. z chęcią poleczył bym się na takim oddziale rozumiem że to oddział otwary ?
- savior
- bywalec
- Posty: 892
- Rejestracja: sob sie 28, 2010 1:58 pm
- Status: zawód? jeszcze nikt się na mnie nie zawiódł
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Twin Peaks
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
Właśnie może 7F to jest to. ja np praktycznie w ogóle głosów nie miałem, choc z drugiej strony zastanawiam sie nad halucynacjami. tylko że chodzi o to, że na 7F jest rozbudowana psychoterapia i socjoterapia chyba, a to jest u mnie bardzo ważne. ja zawsze w życiu zmagałem sie z samotnoscia.
Mam też podłą rodzinę, to ona w głównej mierze jest odpowiedzialna za te objawy. kiedy człowiek jest całe życie poniewierany jak śmieć, to dziwne, żeby mu nie odwaliło. Stay Strong!
Mam też podłą rodzinę, to ona w głównej mierze jest odpowiedzialna za te objawy. kiedy człowiek jest całe życie poniewierany jak śmieć, to dziwne, żeby mu nie odwaliło. Stay Strong!
- Kamil Kończak
- zaufany użytkownik
- Posty: 12349
- Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
- płeć: mężczyzna
- Kontakt:
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem..
7F to jest nieporozumienie.Tam się non stop frustruje człowieka.To nie jest miejsce dla psychotyków.Ciężka terapia dla ludzi z zaburzeniami osobowości.Do tego psychoanalityczna.Leków tam nie dają.Niektórym w małych ilościach głównie przeciwdepresyjne i przeciwlękowe.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Re: Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem...
Schizofrenia jest realną chorobą . I choćbyś robił nie wiadomo co tego nie zmienisz.DawidWarsaw pisze: ↑pn lip 12, 2010 8:07 pm Czy "schizofrenia" jest realną chorobą, czy może mitem, takim jak kilkaset lat temu oficjalną nauką było, że czarownice istnieją, dlatego ich wykrywaniem zajmowała się inkwizycja...
Stojąc twardo na ziemi spójrzmy na fakty naukowe. Gdzie są dowody na tą nierównowagę chemiczną w mózgu, którą psychiatrzy ochoczo rozpowiadają pacjentom?
Dlaczego nie można obiektywnie potwierdzić lub wykluczyć "schizofrenii" za pomocą żadnego badania organicznego?
Może zamiast oszukiwać samych siebie, napisalibyśmy tutaj 100% SZCZERZE swoje historie - jak zaczęła się nasza przygoda z psychiatrią... Jakie PROBLEMY życiowe zawiodły nas na tory psychiatryczne?
Środowisko osób z diagnozami psychiatrycznymi znam jak własną kieszeń. Sam byłem 12 razy w różnych szpitalach psych. na terenie całej Polski. Moje całe życie to doświadczenie z psychiatrią - najpierw obserwując moją matkę, potem samemu mając do czynienia z psychiatrami...
Jaka jest moja historia? Jak ja wpadłem na tory psychiatryczne? Otóż jestem sierotą - ojca nie znałem, a matka już od 7 lat przed ciążą była pacjentką psychiatryczną. Urodziłem się z wadami, przez co byłem słabszy niż rówieśnicy. Dodatkowo wychowanie w nietypowej rodzinie zastępczej (babcia i wujek) ukształtowało mnie tak, że wśród rówieśników odstawałem. Bo życie to dżungla. Sami wiecie - nie oszukujmy się, że życie to bajka.
W rodzinie zastępczej byłem też bity, przeciw czemu zacząłem się buntować, gdy miałem już 16, 17, 18 lat. I wtedy rodzina zastępcza wykorzystała to, że moja matka jest na torach psychiatrycznych. Moja babcia zaczęła chodzić w mojej sprawie do psychiatry, a ten wydał jej receptę na haloperidol w kroplach, który miał mi być dodawany do jedzenia. Miałem 18 lat - byłem w szkole, gdy niespodziewanie moja koncentracja spadła drastycznie i ledwo co wróciłem w tej szkoły, bo zaczęło mi mięśnie wykrzywiać. Przerażony pojechałem z tą babcią do psychiatry i tam się dowiedziałem, że to co się stało, to właśnie po haloperidolu. Dostałem pridinol na parkinsonizm...
Po tym w domu nastała bardzo wojenna atmosfera - co jest zrozumiałe po tym, jak bez mojej wiedzy i zgody babcia dodawała mi haloperidol do jedzenia. Było to poważne złamanie prawa!! Swoje jedzenie izolowałem, bo wiedziałem że nie mogę czuć się bezpiecznie nawet jeśli chodzi o jedzenie. Wyobraźcie sobie jakie to więzienie mentalne - gdyż w wieku 18 lat, będąc zależnym finansowo uczniem liceum, cóż mogłem zrobić? Próbowałem to zgłosić do instytucji nadzorującej tą rodzinę zastępczą, ale tam nie słuchano mnie, traktowano mnie jak chorego psychicznie.
Moje prawa były łamane w ogóle w różny sposób.
Babcia za moimi plecami zaniosła papiery do komisji wojskowej, przez co dali mi kategorię D (chyba D) - to jest jak wyrok jeśli chodzi o karierę zawodową!
Jednocześnie babcia poszła do prawnika z opieki społecznej, który jej pomógł napisać wniosek do sądu o ubezwłasnowolnienie mnie, bo nie chcę zażywać zaleconych mi psychotropów!
W domu były awantury, w których byłem bity różnymi przedmiotami, a także wujek dzwonił po pogotowie i kłamał na mój temat, że cyt. "latam z nożem" (nic takiego nie miało miejsca).
Z tym pogotowiem to były cyrki - zdarzało się, że lekarz z pogotowia zamykał się ze mną w pokoju, po czym wypsikiwał zawartość strzykawki na dywan, po czym mojej rodzinie zastępczej (babci i wujkowi) mówił, że dostałem zastrzyk na uspokojenie...
Niestety moja babcia załatwiła od psychiatry skierowanie do szp. psych. i przyjechała karetka i mimo, że nie zagrażałem sobie, ani otoczeniu, byłem tak samo spokojny jak teraz jestem, to grożąc siłą ubrano mnie w kaftan bezpieczeństwa i zabrano do szp. psych., gdzie trzymano mnie wbrew woli tydzień czasu, nie udzielono informacji jakim prawem tam się mnie więzi i co zrobić aby mnie wypuszczono, za to w zastrzykach podawano mi haloperidol, przez co cały byłem wykrzywiony i nawet mówić normalnie nie mogłem (wykrzywione mięśnie twarzy i języka). Po tej szprycy mieszała mi się też jawa ze snem...
Po tygodniu mnie wypuścili. Babcia, na pytanie "Kiedy ty się ode mnie odczepisz?" odpowiedziała: "Kiedy cię zgnoję i w Tworkach zamknę". Dokładnie to zapamiętałem - to dokładny cytat.
Jedyną szansę jaką dla siebie widziałem, żeby nie zostać zniszczonym w tej sytuacji, widziałem w ucieczce. Nie mogłem liczyć na policję, na OPS, na urzędy. Wszędzie wierzono mojej babce, a mnie traktowano jak chorego psychicznie. Nie mogłem na nikogo liczyć, tylko na siebie.
Tylko gdzie uciekać? Myśląc logicznie, postanowiłem dobrowolnie zgłosić się do innego szpitala psych. na weryfikację diagnozy, bowiem jeszcze wtedy nie wiedziałem, że NIE MA MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO zweryfikowania diagnozy i oczyszczenia z stygmaty "chory psychicznie", bowiem nie istnieje żadne obiektywne badania do potwierdzenia lub wykluczenia diagnozy psychiatrycznej. Nie powiedziano mi też o tym na izbie przyjęć. Dopiero po tygodniu, od neurologa dowiedziałem się że żadne badanie mózgu nie wykrywa choroby psychicznej. Wtedy psychiatra przyznał, że diagnostyka jest wyłącznie subiektywna i w ogóle to oni mnie tu raczej przyjęli na leczenie niż na to, o co wnioskowałem czyli weryfikację diagnozy! Mój wniosek o weryfikację diagnozy potraktowali, jakby go w ogóle nie było!
Wtedy, za tym moim drugim pobytem w szp. psych. zacząłem nawiązywać kontakt z innymi pacjentami i odkryłem, że to są normalni ludzie, tylko te ich dziwne kroki i spanie cały dzień są skutkiem PSYCHOTROPÓW. To, co do tej pory uważałem za właśnie objaw choroby psychicznej, okazało się skutkiem działania psychotropów! Dramat!!
Po 40 dniach przebywania w tym drugim szp. psych. wyszedłem na wolność, dokończyłem ostatni rok szkoły średniej i wiedziałem że jedyną szansą dla mnie jest wyrwanie się z tego potrzasku...
Zamiast pójść na studia musiałem walczyć o swoje ŻYCIE...
Zamieszkałem osobno, zacząłem pracować. Niestety byłem nachodzony przez rodzinę zastępczą. Wiele nerwów mnie to kosztowało. Przybijało mnie to...
Nie dałem rady w pracy... Załamanie, wisielczy nastrój, ale również z powodu tych moich cech charakteru, które nie do końca były dobre, oraz z powodu moich somatycznych problemów zdrowotnych...
Poszedłem do OPSu po radę. A Ci zaczęli mnie przekonywać, żebym zgodził się na rentę psychiatryczną... Opierałem się przed tym. Ale w końcu dałem się na to namówić... Pułapka zależności finansowej...
Człowiek po takich przejściach jak ja siłą rzeczy ma odciśnięte w charakterze cierpienie. Tak jak maltretowany pies się zmienia z charakteru...
Życie to nie bajka, tylko targ atutów i dżungla, w której słaby przegrywa. Ja - rozbitek życiowy, nie mający wykształcenia wyższego, odstający, bo zbity przez życie i mający problemy zdrowia somatycznego.
Taka jest prawda, a nie gu...o prawda o jakiejś "schizofrenii" wyssanej z palca.
Dziś mam 28 lat. Staram się moje życie doprowadzić do porządku. Postępy są. Ale nie byłem w stanie dogonić moich rówieśników. Nie mam wykształcenia wyższego, jestem samoukiem.
Jednak staram się. Walczę z codziennymi problemami. I chcę to życie jakoś poukładać. Żeby móc zapewnić byt mojej własnej rodzinie, moim dzieciom... Staram się jak każdy - aby to życie przeżyć dobrze i dać coś moim bliskim i sobie szczęście.
Jednym z celów, jakie sobie w życiu postawiłem, jest edukowanie ludzi o prawdzie o psychiatrii. Uważam, że to ważne, bo... psychiatrię widzę jako tragedię niezrozumienia, wielki mit XXI wieku, dziedzinę, która wymaga poważnej reformy, która może się zacząć od uświadomienia społeczeństwu prawdy...
Teraz pora na Was - opowiedzcie swoje prawdziwe historie!
Wiem, że dla wielu własny prawdziwy problem to tabu, bo boli konfrontacja z problemami. Łatwiej powiedzieć "choroba", niż tłumaczyć prawdę... Łatwiej wziąć tabletkę i udawać, że to rozwiąże problem, niż skonfrontować się z prawdą...
Ale spróbujcie. Czekam.