W tym temacie pragnę poruszyć pewien słabo rozumiany problem, który pomimo jasnej definicji najczęściej jest rozumiany źle i na odwrót. "Mierzenie sił na zamiary" jest bardzo ważnym problemem w chorobie, gdyż najczęściej określa się osoby chore, jako takie, które miały "przerost ambicji na możliwościami". Oczywiście o tyle jest to prawdziwe, że tylko widać, że w którymś "kościele" dzwon bije, ale nie do końca wiadomo w którym.
Często używamy określenia "mierzyć siły na zamiary" aby wytłumaczyć, że znamy swoje możliwości i to do nich dostosowujemy swoje ambicje. Nic bardziej mylnego. Dostosowywać swoje możliwości do ambicji to mierzenie "zamiarów na siły", gdzie ambicje to zamiary, a możliwości to siły. Mierzenie sił na zamiary oznacza coś odwrotnego. Oznacza fakt, że człowiek po osiemnastym roku życia jest już na tyle ukształtowany, że w swojej świadomości ma poziom ambicji, którego zmienić nie można i próbować zmienić nie warto, gdyż powodowałoby to dramat. Mierzyć siły na zamiary oznacza więc określenie swojego poziomu ambicji i dostosowanie do niego możliwości. Nigdy na odwrót. Jeśli więc mówimy, że ktoś miał "przerost ambicji nad możliwościami", to tak naprawdę nie był w stanie dostosować swoich możliwości do poziomu ambicji, który reprezentuje i którego zmienić nie jest w stanie. Często więc w reakcji na rzeczywistość, która zawsze sprawia nam problemy dochodzimy do wniosku, że jedynym wyjściem jest zawyżanie wymagań w stosunku do siebie do nierealnego punktu, w którym założeniem jest absolutna omnipotencja, mająca nas uratować ZAWSZE przed srogą rzeczywistością i to w nią przerzucamy cały swój zasób ambicji, podczas gdy z drugiej strony odczuwamy, że nie jest to wyjście i chcemy rozpocząć wszystko samemu od podstaw, tak jakby ambicje i przystosowanie się dzięki nim do rzeczywistości na pewnym poziomie nie miało żadnego znaczenia. Z pewnej perspektywy oznacza to więc tylko zaburzenie naszych ambicji (za których regulację odpowiada dopamina, której zaburzenia wywołują psychozę), ale prawda jest taka, że do takiej eskalacji ambicji dochodzi tylko wtedy, gdy nie dostosowujemy swoich możliwości do ambicji, a więc chcąc zawsze tyle samo, nie wiążemy naszych "chęci" ze światem zewnętrznym, a zaczynamy je wiązać ze światem wewnętrznym. Dlaczego to robimy? Gdyż możliwości albo nie są dostateczne, albo przerastają poziom naszych ambicji. Jeśli możliwości są za małe, rzeczywistość nas ignoruje, bo stajemy się ludźmi, którzy o wiele więcej chcą, niż potrafią, a więc jesteśmy obiektem mniej, lub bardziej zasłużonych kpin. Jeśli jednak możemy o wiele za dużo, niż chcielibyśmy osiągnąć, rzeczywistość "wypluwa nas" jako aroganckich dziwaków, którzy nie potrafią się powstrzymać i nie rozumieją samych siebie. W obu sytuacjach, tak jak napisałem, reakcją obronną jest narzucanie sobie nie tylko nierealnego tempa, ale przechodzenie od narzucania sobie nierealnego tempa do ekstremum w postaci absolutnie nierealnego wymagania w stosunku do siebie z jednej strony (wiara w omnipotencję, czyli nieskończone możliwości), a z drugiej strony porzucenie wszelkich zdrowych ambicji. To wynika z faktu, że nie dostosowaliśmy swoich możliwości do swoich ambicji.
Jedno z drugim bardzo się wiąże. Jeśli próbujemy być rozsądni, a nie jesteśmy rozważni, to kierujemy się tylko chęciami i zachciewajkami. Jeśli jeden chce jedno i drugi chce drugie, a my w odpowiedzi chcemy trzecie, to nasz osąd będzie rozsądny, ale nie będzie rozważny, a więc i nie doprowadzi do stabilizacji. Rozwaga różni się tym od rozsądku, że nie kierujemy się tym, co by każdy chciał, ale kierujemy się tym, co jest dla każdego raczej bardziej potrzebne i wiemy jak być powinno. (czasem jednak musimy sugerować się zachciewajkami, bo bez tego życie traci smak). Tak więc przez rozsądek i rozwagę możemy osiągnąć stabilizację (spokój). Musimy jednak wiedzieć, że reprezentując pewien poziom ambicji określamy jak dużo rzeczy, które dla innych są niemożliwe do przebrnięcia dla nas, są wyzwaniami dla nas do przebrnięcia, ale z drugiej strony zawsze musimy określić swoje ograniczenia i pewniki z którymi samemu z sobą dyskutować nie warto. Plusem takiego postawienia sprawy jest fakt, że jeśli wiemy iż ktoś reprezentuje od nas niższy poziom ambicji i dyskutuje z rzeczami, które my uznajemy za pewnik nie do przebrnięcia, ta osoba na pewno nie ma racji i jest to kwestią bezdyskusyjną. Jeśli jednak dla nas coś jest kwestią do przebrnięcia, a dla kogoś o niższym poziomie ambicji nie jest to kwestia do przebrnięcia (nie ma żadnych możliwości ta osoba w tej kwestii i odbiera sobie do posiagania jakichkolwiek możliwości w tej kwestii prawo, a także twierdzi, że nikt nie jest do tego zdolny, pomimo iż my uważamy, że możemy być do tego zdolni), to możemy tylko dojść do wniosku, że dalszy kontakt z tą osobą może polegać tylko i wyłącznie na dostosowaniu się do poziomu osoby o niższych ambicjach, albo zaprzestanie takiego kontaktu. Oczywiście warto mieć różnych znajomych, ale to, że jesteśmy piętnowani przez większość najczęściej oznacza, że porównujemy się najczęściej z ludźmi o niższym poziomie ambicji, którzy nie są w stanie zaakceptować naszych wymagań względem siebie.
Jedyne więc, co można powiedzieć na pewno, to fakt, że "nie warto wymagać od innych tyle, ile wymagamy od siebie".
