co się ze mną dzieje?

Proszę pisać w części ogólnej tego działu jeśli temat nie pasuje do żadnego z poddziałów.

Moderator: moderatorzy

blabla

co się ze mną dzieje?

Post autor: blabla »

Od dawna jestem jakos dziwnie zakręcona, rozkojarzona.Jako dziecko byłam dość nerwowa, byle co sprawiało że tupałam nogami o podłogę albo kopałam w szafki albo waliłam głową o ścianę.Byłam strange child ale rodzice uważali że jestem po prostu nieznośna.Od dawna zauważyłam że mam problemy z koncentracją oraz z wyrażaniam swoich uczuć.Dlatego też nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół.Teraz czuję się jakbym była pijana, kręci mi się w głowie,a jak jest hałas to po prostu czuję jakbym odlatywała.Na pewno miałam i mam nadal kłopoty ze snem,czuję się ciągle zmęczona,zdekoncentrowana i senna.Kiedyś myślałam że to od leków na alergię, chodzę do lekarzy, przepisują mi jakieś tam tabletki ale mi za bardzo nie pomagają (na sen).Od pewnego czasu pogorszyła mi się koncentracja i pamięć,po prostu jakbym o niczym nie myślała,nie rozumiała co ktoś mówi.Próbuję się skupiać, ale w końcu nic z tego nie wychodzi.Moja mimika i często ton,charakter wypowiedzi nie jest taki do końca jakbym chciała.Sprawia mi to oczywiście kłopoty w stosunkach interpersonalnych.Przedtem miałam tak że bałam się iść nawet ulicą, siedzieć w autobusie.Czułam się jakoś tak dziwacznie, wydawało mi się że ludzie ze mnie się śmieją, że mnie obmawiają.Albo przedtem też jak stałam np. na przystanku wydawało mi się że każdy się na mnie patrzy,każdy dźwięk wokół mnie powoduje takie jakby rozproszenie, zagubienie.Nie wiem co się ze mną dzieje byłam u psychiatrów,ale mówią że jest w porządku, ale mi się tak nie wydaje.Moje życie wydaje mi się jednym wielkim snem.schizów i omamów raczej nie mam, nie widzę różowych słoników, nie słyszę żadnych szeptów.Choć miałam chyba ze dwa razy przywidzenia i raz mi się wydawało jak stałam na przystanku że samochody jadą prosto na mnie.Mam kłopoty z nauką, nie wiem jak sobie z tym poradzić bo właśnie jestem w klasie maturalnej.Co mi jest czy powinnam pójść do jeszcze jednego lekarza?a może prywatnie chociaż mnie za bardzo nie stać.Mam takie jakby otępienie uczuciowe i myśleniowe.........Zresztą sama już nie wiem co mi jest. Pomóżcie
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: co się ze mną dzieje?

Post autor: zbyszek »

blabla pisze:... czy powinnam pójść do jeszcze jednego lekarza ?
tak, ale do dobrego, nie takiego, który rozstrzygnie, czy masz schizofrenię, czy nie, bo tego się najczęściej na początku rozstrzygnąć nie da, tylko takiego, który doradzi ci co z tym zrobić, jak żyć. zwróć się do rodziny, np. dziadków o dofinansowanie opieki lekarskiej na poziomie.

moja rada: zwróć uwagę na stres przed maturą, najlepiej połóż na wszystko laskę, bo maturę i tak zdasz, w najgorszym przypadku poźniej, a nic nie jest tak warte jak dobre samopoczucie, zdrowie, przyjemność życia. w razie potrzeby niech lekarz wytłumaczy to twoim rodzicom.

pisz, jak ci idzie
blabla

Post autor: blabla »

Nie mogę olać matury chociaż mam wielką ochotę i nie za bardzo siły by ją zdać zajebiście i dostać się na wymarzone studia ale jakoś to będzie. :wink:
Wybieram się do prywatnego doktorka ciekawe czy cosik mi pomoże. :? mam taką nadzieję i to ogromną po prostu pragnę żeby mi coś poradzili na tą moją inność jak niczego w życiu nie pragnęłam.Bo narazie to czuję się po prostu jak bym ściągnęła ze 3 buchy maryśki ale don't worry nigdy mnie to nie kręciło i raczej kręcić nie będzie.
Nie wiem nawet od czego mi się tak porobiło chyba od tego ciągłego napięcia w którym żyłam i ćhyba nadal żyje i wyjść z niego nie potrafię bo to napięcie tkwi po prostu we mnie,w mojej duszy, chyba się już taka urodziłam.Chociaż próbuję normalnie żyć... Zresztą sama nie wiem co mi jest nikt mi narazie diagnozy nie postawił ani psychiatra ani neurolog.Może to coś z hormonami chyba muszę sobie porobić trochę badań jeszcze ale prywatnie bo tak to mówią że mi nic po prostu nie jest ale to niemożliwe bo wiem to sama że coś złego sie ze mną dzieje.......Ale co to jest.........?Chciałabym to wszystko tak po prostu wyrzucić sobie do kosza.
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: zbyszek »

blabla pisze:... i wyjść z niego nie potrafię bo to napięcie tkwi po prostu we mnie, w mojej duszy
to także problem dojrzałości, uprzytomnienia sobie swoich możliwości, swojego losu i świadomego jego wyboru
.. chyba się już taka urodziłam.
ale właśnie poważne podejście do własnego losu, to wyjście z uzależnień i uwikłań dzieciństwa.
.. coś z hormonami
rezygnacja z dziecinady sama ustawia hormony ! jeśli chesz więcej zajmij się treningiem autogennym, lub świcz yogę.
sheena
bywalec
Posty: 93
Rejestracja: śr lut 25, 2004 12:45 am
Lokalizacja: from industrial revolution

Post autor: sheena »

slyszalam o czyms takim jak dystonia nerwowa, na jej tle mozna miec rozne zaburzenia typu ciagly 'pisk' w glowie czy tez zaburzenia blednika - moze dlatego czujesz sie jakbys byla pijana albo odlatywala. klopoty z koncentracja i inne o ktorych wspominasz wg mnie maja podloze neurologiczne, stres i napiecie z nich wynikajace rujnuja Ci psychike, tymbardziej ze z tego co piszesz masz sklonnosci do odczuwania lękow... fajnie jesli trafisz na dobrego lekarza [neurologa raczej, zakladam ze psychiatry nie potrzebujesz - psychologa jesli juz], ale jesli w gre wchodzi psychika to leczenie od jednej tylko strony nie wystarczy , wiec zadbaj tez o swoja tzw dusze, tzn najpierw zaakceptuj tę swoja innosc, bo w koncu to czesc Ciebie, a walka z soba samym w stanie kiedy pozbawionym sie jest oparcia we wlasnej psychice z reguly na dobre nikomu nie wychodzi
pozdr
I may be schizophrenic, but at least I have each other
Gość

Post autor: Gość »

Zrezygnować dziecinady?Jakiej? Nie znasz mnie i nie możesz wnioskować tego tylko z mojej wypowiedzi, bo każdy może różnie interpretować, a ty ją raczej błędnie odebrałeś. Mam juz 18 lat, ale to też nie znaczy, że jestem pełnoletnia w kwestii psychicznej. Napisałam tylko tak żeby mniej więcej przybliżyć co ze mną jest, ale w sposób inny może trochę zabawny no i wiem-trochę nie na miejscu. Bo dla chorych to wcale nie jest śmieszne no i dla mnie też!!!Ale co mam zrobić,nie będę siedzieć i zamartwiać się moją dolą. Mniej więcej przyzwyczaiłam się do mojego stanu. A jezeli chodzi o te hormony to chodziło mi o zaburzenia czynnościowe np. tarczycy. Bo mi już ktoś mówił że mam powiększoną tarczycę i nawet to lekarz stwiertdził i mam sobie teraz zrobić badania.No i mam pytanko: czy te moje dolegliwości mogą mieć związek coś z tarczycą. Byłam ostatnio u psychiatry- prywatnego i troszkę mi pomógł, bo lekarstwo które mi przepisał(lek na m.in schizofrenie i inne) zlikwidowało w pewnym stopniu to moje napięcie i lęki. Zażywam też lek na kmoncentrację i na pamięć. Aler boję sie o skutki uboczne tych leków.
:) I miałabym pytanko do sheeny:
Skąd dowiedziałaś sie o tej chorobie bo ja szukałam w internecie i nie mogłam znaleść. I byś była kochana jeśli przybliżyłabyś mi mniej więcej objawy tej choroby i jak i gdzie ją leczyć. Bo widzę że się interesujesz psychologią.
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: zbyszek »

Anonymous pisze:chodziło mi o zaburzenia czynnościowe np. tarczycy. Bo mi już ktoś mówił że mam powiększoną tarczycę
czy masz śpiączkę, np. na nudnych lekcjach ? to by wtedy potwierdzało hipotezę tarczycy. badania zawsze można zrobić, to nie zaszkodzi, ale wiem z doświadczenia, że w takim wieku najwięcej można zrobić wysiłkiem własnej woli, właściwą postawą życiową, podjęciem trudu, wtedy on znika. zwróć uwagę, że to na co spojrzysz stanie się większe, jeśli zaczniesz dostrzegać trudności z traczycą, wtedy one staną sie twoją męczarnią, jeśli je zignorujesz znikną.

rzeczywiście cię nie znam, ale tak myślę, że jeśli masz jakieś początki schizofrenii to przez prawidłową postawę życiową, higienę psychiczną, brak stresu, ale też uświadomienie sobie tego co cię nurtuje i podjęcie wyzwań możesz byćmoże tym trudnościom zejść z drogi.
blabla

Post autor: blabla »

:? Właśnie nie mogę poradzić sobie z tym co się ze mną dzieje.Próbuje normalnie żyć ale mi nie wychodzi. Często właśnie czuje się zmęczona i śpiąca, nie mogę się skoncentrować tylko bujam jakby w obłokach i to dosłownie. Zrobie sobie te badania na 100% ale nie to ze ja się nad nimi rozmyślam przez całe dnie tylko po prostu dyskomfort jaki czuje na codzień powoduje ze zastanawiam się co ze mna może być nie tak. Narazie żaden lekarz nie postawił konkretnej diagnozy. Wiem tylko tyle że nie mam lordozy szyjnej, ale myslę że nie od tego mi się kreci bo ją mam napewno od dawna.
:) Cóż jeszcze napisać. Chyba tyle że życzę wszystkim zdrowej duszy bo na własnej skórze przekonałam się że jest ona najważniejsza.
sheena
bywalec
Posty: 93
Rejestracja: śr lut 25, 2004 12:45 am
Lokalizacja: from industrial revolution

Post autor: sheena »

Dowiedzialam sie o tym od laryngologa, do ktorego poszlam zaniepokojona nieprzerwanym piskiem jaki wciaz slysze w glowie nawet podczas zupelnej ciszy. Laryngolog zbadal mnie i okazalo sie ze ze sluchem wszystko jest w porzadku, zasugerowal tzw dystonie nerwowa (nie wiem czy to jakas oddzielnie traktowana choroba, raczej bardziej zaburzenie wystepujace marginalnie albo towarzyszace czemus innemu) i polecil udac sie do neurologa, olalam jednak sprawe bo wczesniej juz bylam u neurologa ktory na moje skarzenie sie na rozne dziwne objawy postukal mloteczkiem w rozne czesci ciala i na tym sie skonczylo. Polecilam Ci neurologa bardziej niz psychiatre dlatego, ze widac ze to klopoty ze zdrowiem fizycznym sa zrodlem twoich problemow. A jakkolwiek uwazam ze te dwie specjalnosci odnosza sie do tego samego roznia sie jednak tym ze neurologia szuka przyczyny na drodze czysto fizycznej i chemicznej, a psychiatrzy zupelnie niepotrzebnie bawia sie w psychologie, co im zreszta zupelnie nie wychodzi. Neurolog tak samo jak psychiatra potraktuje Cie lekami ale oszczedzi Ci przynajmniej dodatkowego podkopywania Twej psychiki. Sam fakt leczenia sie u psychiatry rodzi u wiekszosci osob w podswiadomosci wrazenie ze cos musi byc z nie tak, skoro leczy sie u psychiatry, leczy sie jednak dalej, bo najwyrazniej faktycznie istnieje ku temu potrzeba.. Czlowiek jest sam dla siebie najlepszym psychologiem, jesli tylko zechce sie odwazyc zaglebic w siebie a nie pozostawic to paniom i panom psychologom z wyksztalcenia.
Osobiscie, chociaz zaznaczam ze nie znam sie nad tym od strony medycznej, uwazam ze przyjmowanie lekow na koncentracje i pamiec jest jedynie rozwiazaniem doraznym, zanim uzaleznisz sie PSYCHICZNIE od lekow jakie bierzesz, zacznij cwiczyc pamiec i koncentracje naturalnymi sposobami. Napiecie i leki mozna zlikwidowac srodkami farmakologicznymi, ale praktycznie rzecz biorac bardziej oplaca sie to zrobic od strony wewnetrznej, wiesz chyba co mam na mysli.
Jesli masz zaburzona gospodarke hormonalna, to raczej moze byc to czynnik stymulujacy inne niemile rzeczy, zwlaszcza te dziejace sie w mozgu.
I may be schizophrenic, but at least I have each other
blabla

Post autor: blabla »

Shenna to co piszesz jest bardzo mądre i uważam że masz rację prawie całkowitą. To że psychiatrzy i psychologowie podkopują psychikę to jest na 100 % faktem, przynajmniej w moim przypadku. Ponieważ opowiadając o swoim życiu tylko sprawiało to że czułam się bardziaj zdołowana. Mi tez dokuczają ciągłe piski i szumy w uszach pojawiło sie to mniej więcej rok temu i nie chce ustąpić. Shenno czy ty leczysz swoje objawy jakoś i czy masz może bardzo podobne do moich, bo ja po prostu jestem w kropce czuje że staczam się na dno jeśli chodzi o moją psychikę. Leki biorę tylko jakieś od psychiatry na lęki już przestałam brać na lepsze uczenie się bo mi za bardzo nie pomagały.Czy ty też masz tak że po prostu jakbyś była w innym trochę wymiarze, nie czuję się jak mówi, co się przeżywa itp.Takie dziwne. strasznie sie boję schizofrenii bo trochę o niej czytałam.My śle iśc jeszce do prywatnego lekarza neurologa. Dzisiaj byłam po lekcjach u pańtwowego i bardzo wkurzyło mnie to że nie chcieli mnie przyjąć nawet sama doktorka chociaż miała jeszcze dyżur przez jakąś godzinę. Narazie jest mi smutno i to naprawdę strasznie smutno. Czuję się taka beznadziejna i nie potrzebna.Dzięki ci sheeno że pofetygowałaś, jesteś kochana. :)
Gość

Post autor: Gość »

Wiem że bardzo przejmuje się swoim zdrowiem, ale dlaczego to nie trzeba tłumaczyć. Mam nadzieję że te wszystkie moje objawy są spowodowane jakimiś zaburzeniami na tle fizycznym , hormonalnym na jakim kolwiek tylko nie na psychicznym. Boję się tego i to strasznie. Badanie na tarczycę sobie ropbiłam i wyszło mi ok, to znaczy pobierali mi krew. Jestem ciekawa co może mi jest i nie wiem jak otrzymać w końcu jakąś konkretną diagnozę....co mi jest!!!????czy w końcu sie dowiem czy mam dalej tkwić w stanie jakim jestem. Ja też uważam tak jak sheena żę zaburzenia fizyczne w pewnym stopniu rujnują mi psychę. :? tak mi się przynajmniej wydaje, aha jak mówisz sheeno to może być problem z błednikiem........???
pozdrowienia dla sheeny i dla zbyszka :) :) Zbyszek czy ty też należysz do tych troszkę innych i dlaczego prowadzisz tę stronę??Dla mnie jest interesująca i troszkę mnie podnosi na duchu że nie tylko ja jestem inna ale jak widać jest nas spora gromadka.
Jeszce jedno nie wiem jak poradzić sobie no właśnie w sumie dla mnie teraz najważniejszym- z nauką.
sheena
bywalec
Posty: 93
Rejestracja: śr lut 25, 2004 12:45 am
Lokalizacja: from industrial revolution

Post autor: sheena »

Wiesz ten pisk zauwazylam chyba ze 3 lata temu ale poza wspomniana wizyta u laryngologa nic z tym nie robie, bo wyszlam z zalozenia ze po pierwsze nie jest to az tak bardzo uciazliwe zeby mi przeszkadzalo wyraznie w zyciu codziennym, a po drugie to jesli nietowarzysza temu zadne inne powazne dolegliwosci to wole to zbagatelizowac niz tracic czas na lazenie po lekarzach.
Osoboscie czesto zdarza mi sie siedzac czuc ze unosze sie w gore i w dol, w gore i w dol.. bardzo przyjemne uczucie i bynajmniej nie przyprawia mnie o watpliwosci co do stanu mojej psychiki :) Wogole nie stac mnie na jakies konkretnie odniesienie sie do rzeczywistosci wiec ogolnie stany typu polswiadomosc po dwoch nieprzespanych dobach sa dla mnie mile i kojace.
Czasem slysze w swojej glowie glosy roznych osob, sporadycznie miewam halucynajce wzrokowe. Hehe, kiedys pamietam zapadlo mi w pamiec jakies uslyszane w glowie zdanie i niedlugo potem uslyszalam je na zywo, dobra pozywka dla rozwoju roznych schizowatych teorii ale jakos mnie nie ciagnelo ku takowym. Wogole te halucynacje zawsze bardziej mnie ciekawily niz martwily lub przerazaly. Zawsze ciesze sie doswiadczajac czegos nietypowego bo czuje ze wtedy jestem o wiele blizej rzeczywistosci niz patrzac sie na swiat za oknem. Widok jakiejs rzeczy lub rozmowa z kims zdaja sie byc nierealne niczym sen. Dosyc czesto tez miewam zawroty glowy i chwilowe zamroczenia, co raczej jest spowodowane moim trybem zycia i ogolna kiepskawa kondycja fizyczna.
A co do tego blednika to on zwykle bywa przyczyna zaburzen rownowagi, ale pewnie moga byc i inne. Dobry neurolog powinien Ci udzielic satysfakcjonujacej odpowiedzi w tej kwestii.
Czy ty też masz tak że po prostu jakbyś była w innym trochę wymiarze, nie czuję się jak mówi, co się przeżywa itp.
Nie wiem czy to adekwatne okreslenie, ale nazwalabym to alienacja swojej wlasnej tozsamosci. Nie wiem tez czy dobrze rozumiem to, co mialas na mysli, trudno jest dobrze wyrazic slowami takie osobliwe stany psychiki.
Kiedys przez dosc dlugi okres czasu tez przezywalam pewien kryzys jesli chodzi o psychike, najbardziej dawalo mi sie we znaki poczucie braku zwiazku pomiedzy swoja fizycznoscia a swiadomoscia istnienia jako taka. To rozgraniczenie bylo tak strasznie zauwazalne z racji tego, ze jednoczesnie mialam powazny problem z jakimkolwiek samookresleniem swojej tozsamosci, czulam sie pozbawiona wszystkiego tego, co normalnie ksztaltuje czlowieka jako takiego, czulam sie niesamowicie pusta, niczym jedna wielka dziura. Nie bylo zadnych wyczuwalnych dla mnie wiezi pomiedzy mna a swiatem zewnetrznym, zadnych wiezi emocjonalnych z moja rodzina, zabrzmi to moze trywialnie ale czulam sie poprostu niesamowicie obca, poza tym calym swiatem zewnetrznym. Rowniez obca w moim swiecie wewnetrznym, ktory zreszta dawno zlal sie ze swiatem zew w jedno.
Najgorsze bylo to, ze nie potrafilam utozsamisc sie z wlasnymi myslami. Nie mialam jakiejs paranoi ze ktos mysli za mnie, poprostu niesamowite watpliwosci typu 'co sprawia, ze mysle akurat w ten sposob? dlaczego mialoby okreslac mnie to, czego geneza niezalezy ode mnie? bo jak moze zalezec ode mnie skoro jej nie znam?' W duzej mierze te watpliwosci pozwolily mi nabrac do siebie i swiata duzego dystansu i chyba to mi pomoglo. Niepotrafilam zadnego wydarzenia traktowac na tyle powaznie, zeby sie nim przejmowac, na niczym mi nie zalezalo i w sumie to nawet dobrze, bo gdybym sie w takim stanie zaczela przejmowac, zjadly by mnie doszczetnie moje wlasne leki. A tak mialam okazje ku temu, aby z czasem wypracowac sobie w miare kompatybilny ze swiatem zewnetrznym innych ludzi swiatopoglad, ktory jednoczesnie ulzyl mojej psychice i na dzien dzisiejszy zyje sobie nie marnujac jak kiedys wiekszosci czasu na rozstrzasanie co jest we mnie nie tak ze nie jestem taka jak inni.
Narazie jest mi smutno i to naprawdę strasznie smutno. Czuję się taka beznadziejna i nie potrzebna.
Przykro jest mi patrzec, jak czlowieka zzera depresja poniewaz czuje sie wyizolowany od reszty i dlatego uwaza sie za gorszego, nieprzydatnego i beznadziejnego. Dziewczyno, dlaczego mialabys uzalezniac swoje szczescie i dobre samopoczucie od tego kim jestes dla innych? Olej spoleczenstwo i zacznij zyc dla siebie, Twoj indywidualizm to Twoja jedyna i najlepsza alternatywa wobec ludzi ktorzy sa inni niz Ty. Nie istnieje zaden powod dla ktorego mialabys sie dopasowywac do wiekszosci, nie musisz wiec czuc sie zle dlatego, ze czujesz sie inna..
Jestem ciekawa co może mi jest i nie wiem jak otrzymać w końcu jakąś konkretną diagnozę....co mi jest!!!????czy w końcu sie dowiem czy mam dalej tkwić w stanie jakim jestem.
Ja mysle ze to, czy bedziesz dalej tkwic w stanie jakim jestes czy tez nie zalezy bardziej od Ciebie samej niz od nazwy jaka dane Ci bedzie uslyszec z ust jakiegos lekarza. Zawsze najlepiej jest polegac najpierw na sobie samym, dopiero potem na innych, zwlaszcza jesli idzie o Twoja wlasna psychike. Zafudnuj sama sobie dobre samopoczucie, nie zawdzieczaj tego osobom trzecim, ktore raz beda Cie pocieszac i sprawiac ze bedziesz czula ze zycie jest piekne, a innym razem zdoluja Cie tak ze bedizesz plakac co noc.
Jakkolwiek, jesli Cie to podniesie na duchu, to wiedz ze osob 'innych' tak jak Ty jest wiecej niz przypuszczasz.
Z nauka sobie bez problemu poradzisz jesli tylko uwolnisz sie od tych lękow i poczucia bezradnosci, im dluzej bedziesz sie systematycznie uczyc tym latwiej Ci to bedzie przychodzic, pamiec sie wyrobi, a koncentracje tez mozna cwiczyc, naprzyklad grajac w GO ^^ :P
I may be schizophrenic, but at least I have each other
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: zbyszek »

Anonymous pisze:Zbyszek czy ty też należysz do tych troszkę innych?
oczywiście
i dlaczego prowadzisz tę stronę??
taką mam przyjemność, może współodpowiedzialność ?
jest nas spora gromadka.
1% x 30 milionów to 300000, dostęp do internetu ma 10 % czyli 30 000, wsród innych może trochę mniej np. 10 tysięcy
jak poradzić sobie ... z nauką
o tym co jest warte zapamiętania decydują emocje, a nie logika. prawidłowe emocje przy nauce to ciekawość. ucz się, kiedy odszukasz w sobie ciekawość dla tego tematu, wtedy samo pójdzie, a inaczej w ogóle nie warto
blabla

Post autor: blabla »

Boję sie strasznie schizofrenii, ale jestem świadoma że mogę być właśnie w jej sidłach.Zawsze myslałam że chory psychicznie to człowiek nieświadomy tego co sie z nim dzieje,czasem wolałabym taki stan....Nie umiem zdefiniować mojej psychiki,bo to jest bardzo trudne i każdy może inaczej interpretować.Narazie zamierzam wykluczyć wszelkie powikłania neurologiczne, stukanie młoteczkiem nic nie wykazało,może inne badania...Narazie jakoś się trzymam.Zastanawiam się tylko czy te wszystkie moje dolegliwości fizyczne(szumy, pski w uszach,kręcenia w glowie jakby oderwanie od rzeczywistości i wszystko było snem,zamglone, szczypiące oczy, wrażliwe na światło, rozkojarzenie, senność mimo że śpię już dobrze nawet za długo) maja związek z zaburzeniami psychicznymi???
Deem

eh ta schizofrenia, słów parę o sobie...

Post autor: Deem »

Choroba całkowicie zintegrowana z człowiekiem. Nie to, że gangrena na palcu, odetnie się i pokłopocie...
Moja przygoda zaczęła się na dobre w pamiętne wakacje 2002. 3 klasa gimnazjum pełna stresu - nie były to problemy z nauką, raczej w pewnym sensie za dobrze się uczyłem; postawiłem sie reszcie na poczatku klasy gdy zaczęło byc modne picie - i z biegiem czasu powoli sie izolowalem; nauka wtedy szła wyśmienicie, bez problemu dostałem się do najlepszego liceum w mieście. I potem nastały wakacje. Nigdzie akurat w tym roku nie wyjezdzalismy, heh no i jakos tak pewnie z braku zajec zabardzo pochlonalem sie moją osobą, analizując swoje problemy i odkrywając te "genialne wyjaśnienia". Dodaktowo przejmowałem się bardzo moimi relacjami z pewną dziewczyną, której przez jakiś czas byłem partnerem (" z jej inicjatywy" :] co bardzo mnie mobilizowalo do odwdzięczenia się uczuciem)
31 lipca uważam sobie za dzień definytywnego rozpoczęcia się mojej choroby (wiem, że to się zaczyna "rodzić" wczesniej). Wyjechalem wtedy z rodzinką nad jezioro, i tam zacząłem już zachowywać się całkiem nienormalnie; np. wydawalo mi sie ze kartami ktore lezaly na kocu trafnie przepowiadam przyszłość, co zaczęło mnie pobudzać; robiłem se spacerki bedąc jakby pewnym że gdzieś tam jak dojdę znajdę tę akurat tą dziewczynę). Pamiętam reakcję rodziców (wtedy oczywiście inaczej ją odbierałem) - zauwazyli ze cos jest nie tak. 2 dni pozniej poszlem z mamą do lekarza rodzinnego, a rozmawiałem z nim też bardzo dziwnie (trochę mnie to bawi dzisiaj ;P ) np. gdy doktor powiedziala ze trzeba by chyba do jakiegos ośrodka ze mną, ja poprosiłem by była to placówka nowoczesna :) heh. No i 5tego przyjechałem z rodzicami do jednego szpitala w Sosnowcu.
Chyba jeszcze tego samego dnia, spokojnie wyszlem przez okno w swietlicy i poszlem za teren osrodka, by potem rozejrzeć się i pomyśleć: ale jaki głupi, co ja robie. Wróciłem się i wchodząc na ośrodek spotkałem się wychodzącą z budynku pielegniąrkę, patrzącą na mnie karcącym wzrokiem. Tylko glupio sie usmiechnąłem i przyznałem ze to bylo denne ;P
Spedzilem tam 2 tygodnie. Grzecznie przyjmowałem leki, bo odpoczątku nie byłem do nikogo nastawiony agresywnie (no eh jak sie jest przekonanym o sobie jako następcy Jezusa to trzeba go nasladowac i takie tam inne chore mysli :) ). Rozmawialem co pare dni ze swoją lekarką, z każdą rozmową z tego co pamiętam uświadamialem sobie coraz bardziej blednosc swoich wnioskow. Ogolnie heh wspominam ciekawie tamtejszy pobyt, poznałem innych mających tez dziwne problemy. Bardzo tylko mnie męczyly leki, bo człowiek tak fatalnie się czuł że ani spać ani być przytomnym, koszmar. Nie lubiałem też za bardzo spotkań w grupie i opowiadania o dniu, ale przeżyłem to :)
Rodzice mnie odwiedzali, rozmawialem z nimi normalnie chyba, wychodzilem z nimi na msze w niedziele. No i jak juz mowilem po 2 tygodniach pani doktor uznala ze moge wrocic do domu i po prostu przyjmować leki. Brałem wtedy tegretol i rispolept.

Zostało 2 tygodnie wakacji, to się trochę odpoczęło, do szkoły przygotowało (było ze mną wtedy ok - no oczywiście lubiałem se pospac :] ). No i szkoła. Nowa klasa, nowi ludzie (no nie byłem taki sam, 7 osob z mojej szkoly i jedna z bylej klasy byla w mojej nowej), zapoznawanie się. Ale pamiętam, że nie zacząłem kontaktow tak jak kiedys sobie wymarzyłem. Człowiek był niepewny, ciężko się było odezwac (no po częsci to rozumiem, jest się kotem :) ), strach przed hmm "prestiżem" szkoły dołował mnie. Nauka nie rozpoczęła się zbyt dobrze, zwłaszcza dla mnie przyzwyczajonego do braku większych trudności z uczeniem się. Miałem problemy z motywacją do nauki, po prostu nic mi się nie chciało. Spałem popoludniami, traktując te drzemki jako przyjemną ucieczkę od świata. Wtedy bliższego kontaktu nie miałem z nikim poza rodziną. Depresja mnie żarła, zacząłem w październiku tworzyć pamiętnik na komputerze. Pomagał mi, miałem jakieś ujście, chociaż ciężko przelewało sie myśli na pismo.
Potem sylwester, druga impreza z nowymi z klasy, udało mi się już przyzwoicie zaaklimatyzować. Wtedy jednak pojawił się nowy problem, bo zauważyłem w jednej dziewczynie dziwne, dyskretne zachowanie wobec mnie... i znowu ten problem z miłością. Tak bardzo się człowiek chciał "odwdzięczyć", nawiązać kontakt, a jakoś nie mógł. Bo przytępienie, bo niepewność...
Do stycznia miałem systematycznie zmniejszane dawki leków, co miesiąc jezdziłem do tej samej doktor psychiatrii. Rozmowy wypadały dobrze, od pazdziernika porzuciłem tegretol, a od polowy stycznia brałem juz tylko 4mg rispoleptu (liczba obok miligramow miala chyba kluczowe znaczenie dla mojego samopoczucia - mialem głęboką nadzieję, potwierdzana zresztą przez psychiatrę, że leki zejdą do zera i po prostu będzie tak jak dawniej, bo uważałem, że nie jestem sobą odkąd biorę te leki.
W styczniu zaczął poprawiać mi się humor. No i heh poprawił się za bardzo. Wiele z tamtych myśli zapisałem w pamiętniku, który mam gdzieś do dzisiaj. W ferie (no tak, znowu człek nie umiał gospodarzyć wolnym czasem) znowu zacząłem "za dużo myśleć o sobie". Pod koniec ferii trochę mnie ścisło że malo sie uczyłem w ciągu nich i znowu miałem, jak to ładnie nauka nazywa, epizodzik. Poszlem do szkoly z 2 tygodniowym poslizgiem w czasie ktorego z powrotem zwiekszono mi dawkę nieszczesnego dla mnie rispoleptu. Co do epizodu, to tyczył się znowu... wcześniejszej dziewczyny. Heh duzo wtedy czatowałem, rozmawialem z kazdym i o wszystkim. W kazdym razie odleciałem za daleko od rzeczywistości. Luty był to jednak istotny miesiąc, bo poznałem wtedy przyjaciela, ktorego jakos uwiodlem swoimi pogladami, pomagał tez mi w kontaktach z tą dziewczyną (którą wtedy mocno podrażniłem). Do dzisiaj jest to moja zaufana osoba.
Na wiosnę miałem deprechę, jednak mialem tez osobę z ktorą moglem pogadać. Przezyłem.
I jakos zleciało, minęła I klasa liceum. Pogodziłem się już ze świadectwem i ze średnią o 2 stopnie niższą niż w gimnazjum. Znowu od lutego mialem zmniejszane leki; wakacje przeszly bez problemów.
Pod koniec sierpnia 2003 miałem zmiejszony znowu rispolept do istotnej dla mnie liczby 3mg (myślałem: to mniej niz 4mg w lutym, a więc jest ze mną postęp!), jednak byłem nieco za bardzo pobudzony, co zauwazyła mama i po tygodniu wrocilem do 4mg.
Drugi rok szkolny, juz znajomi ludzie; pod koniec września 2003 w rodzinie padł pomysł by skorzystać w zwiazku z moją chorobą z uslug bioenergoterapeuty. Trafilismy na dobrą osobę; zabiegi pomagały mi, i w szybkim tempie obnizalismy dawki leku (psychiatra o tym nie wiedzial, ale widział ze jest ze mną dobrze na spotkaniach). W miesiąc przestałem brac leki wogole, zmniejszac co tydzien dawkę o 1 mg rispoleptu. Ależ byłem szcześliwy :) Nastroj mialem dobry, nabralem nieco dystansu do problemow, trzezwo myslalem. Uczyłem się nieco lepiej, chociaż pozostal mi jakis uraz do uczenia się z poprzedniej klasy i od poczatku liceum mam problemy z motywacją do nauki; nabrałem zlych nawykow uczenia się na ostatnią chwile, odpisywania zadan.
Styczeń minął , dalej było ze mną w porządku. Czułem, że jest ok i bylem pewny ze juz bedzie tylko lepiej. Miało się tam lepsze i gorsze nastoje, ale czułem się jak normalny człowiek. Jednak złe nawyki w uczeniu się powodowały, że materiał szkolny lubiał się spiętrzyć, i sam sobie stres tworzyłem. Na Wielkanoc znowu odfrunąłem, twardzo twierdząc jeszcze przez miesiąc że to nie był kolejny epizod, że nie jestem przecież juz chory od pazdziernika '03. Tej wiosny pokłóciłem się ze swoją dotychczasową doktor psychiatrii (ciągle ta sama od wakacji 2002), jednak z nie mialem zamiaru robić przykrości rodzicom. Postanowiliśmy z mamą zmienić lekarza. Kłóciłem się jednak z rodzicami o sens brania leków; jednak doszliśmy do porozumienia, że będę brał 1mg rispoleptu do czasu spotkania z nowym psychiatrą. Teraz był to pan doktor, młody człowiek. Mam z nim dobry kontakt; chociaz pierwszego spotkania w maju nie podobało mi się, gdy stwierdził ze powinienem brać 2mg, jako tą minimalną dawkę zabezpieczającą. Uzgodniłem, że ok, mogę brać ten 1mg ale za to jak bedzie cos nie tak, to mam sie zgodzić na większą dawkę. Po miesiacu w polowie czerwca tego roku przyszlem na kolejną wizytę. Dostał do rąk moj wypis ze szpitala którego na poprzedniej wizycie nie dostarczylismy. I wtedy coś do mnie dotarło, gdy czytając go mruknął do siebie jakos tak: oo, a wiec to nie (tu nie pamietam dobrze słowa) 'objawy psychoafektyczne?' tylko schizofrenia pa - ra - no - i - dal - na ( powiedzial te slowo powoli dzielac wlasnie tak sylaby). Pomyślałem wtedy dogłebnie.... tak, to prawda, jestem schizofrenikiem! I to paranoidalnym...
Od tego momentu mam pełną (mam nadzieję) świadomość, że jestem chory. Ponieważ na tym 1mg pomiedzy tymi wizytami czułem się dobrze i myślałem poprawnie, uzgodniłem z doktorem, że będę dalej brał ten 1mg, a gdy zauważę, że coś ze mną jest nie tak, sam podniosę sobie dawkę. Zrozumiałem to i calkowicie zaakceptowałem. Ważne to było, bo na całe te wakacje wyjechałem do krewnych w USA.
Tam było w porządku, chociaż pewnego dnia w sierpniu miałem problemu z zaśnięciem i zauwazylem ze za duzo gadam. Odrazu zwiekszyłem leki do 2mg i jednorazowo do 3ech. Po tygodniu się rozluźniłem, i wrocilem do 1mg. Wrociłem do Polski na nowy rok szkolny.
I tak teraz oto jestem, mając na głowie ostatni rok w liceum i maturę. Biorę ciągle 1mg rispoleptu, a gdy czuje ze cos nie tak zwiekszam na dzien dwa o 1mg i pomaga( no tylko raz po wakacjach bylem zmuszony to zrobic). Mam kontakt z lekarzem, za jakies 2 tygodnie kolejna wizyta.
Jeden zaufany przyjaciel i nieco znajomych; przyjaciel zaufany przez to, ze wspierał mnie w trudnych chwilach, wiedzac potem ze jestem chory. Potem pomogłem mu i ja, czyms co nazywam dobrą wrażliwością schizofreników. Z obiema dziewczynami kontaktu nie mam (ta druga z roznych powodow przeniosła sie do innej klasy, pierwsza rok mlodsza ode mnie chodzi do innej szkoly), ale jakos mam do tego dystans; generalnie optymistyczne patrzę na przyszłość.
W szkole, mimo mocnej chęci poprawy wyników, jest średnio. ciągle te problemy z motywacją, słomiany zapał; czuję się nieco samotnie, chociaż ostatnio bardzo doceniła mnie pewna osoba, której pomagam w życiu; to mnie podniosło na duchu. Jeszcze sie moja osobowosc widac calkiem nie rozpadła.. (:>
Na codzień trochę przeszkadza mi trochę moja emocjonalność. Nie lubie towarzystwa większego niz 5 osob wokół. Wtedy, gdy mam coś powiedziec, po prostu się duszę. Np. na polskim trzeba zdobywac aktywnosc; wiem ze nawet jak cos bede wiedzial poprawnie to bede mial powaznej problemy z wypowiedzeniem się; dlatego probuje chociaz zglaszac sie do czytania, i chociaz w myslach sie nie przejmuje, gdy zaczynam czytać na glos tętno zwieksza mi sie chyba dwukrotnie i oddech gwaltownie przyspiesza, utrudniajac reagowanie na znaki przystankowe. Miewam tez problemy z koncentracją i pamięcią, ale tragicznie nie jest. Staram się starać, przełamywać przy oporach.
Bycmoze ktos powie, ze powinienem brac jednak wiecej tego rispoleptu. Heh problem w tym, ze ja to bardzo odczuwam na swojej przytomnosci. Ten 1mg i tak biorę wieczorem, bo wiem ze po 30 minutach bede myslal tylko o spaniu. Przy dwoch otępienie czuję jeszcze na drugi dzien do poludnia, a w szkole chcę jako tako funkcjonować...

Heh i tak to, wypowiedzialem się... No cóż, pozdrawiam wszystkich "towarzyszy choroby" i życzę jak najlepiej każdemu. Chętnie porozmawiam tu na forum.


/Deem


...Niepodległym doczesności, błądząc w świecie zawiłości...
[/b]
sheena
bywalec
Posty: 93
Rejestracja: śr lut 25, 2004 12:45 am
Lokalizacja: from industrial revolution

Post autor: sheena »

gdy doktor powiedziala ze trzeba by chyba do jakiegos ośrodka ze mną, ja poprosiłem by była to placówka nowoczesna :)
prawidlowe podejscie =D


blabla:
Zastanawiam się tylko czy te wszystkie moje dolegliwości fizyczne(szumy, pski w uszach,kręcenia w glowie jakby oderwanie od rzeczywistości i wszystko było snem,zamglone, szczypiące oczy, wrażliwe na światło, rozkojarzenie, senność mimo że śpię już dobrze nawet za długo) maja związek z zaburzeniami psychicznymi???
Hej, ja podpisuje sie pod tym wszystkim co napisalas w nawiasie ale jakos nie zadreczam sie podejrzeniami czy to normalne czy nie, bo po co? Dlaczego nie chcesz siebie takiej zaakceptowac? To nie sa zadne dolegliwosci ktore moglby by Ci faktycznie przeszkadzac w zyciu codziennym, wydaje mi sie ze najwiekszym Twym problemem jest to, ze wyolbrzymiasz ich znaczenie.

Zawsze myslałam że chory psychicznie to człowiek nieświadomy tego co sie z nim dzieje,czasem wolałabym taki stan
Czlowiek nie jest swiadomy tego co sie z nim dzieje jak straci przytomnosc, jest nacpany albo nie spal 5dni, albo poprostu wygodniej mu jest uciekac w jakies stany polprzytomnosci ktore go znieczulaja na rzeczywistosc i problemy jakie ta generuje :P Jak jest chory psychicznie moze dodatkowo conajwyzej nie byc swiadomy tego, ze jest chory.
Piszesz, ze czasem wolalabys taki stan. Czy nie jest to wiec odpowiedz na Twoje pytanie o geneze tego oderwania od rzeczywistosci itp? Probujesz szukac odpowiedzi u lekarzy z nadzieja ze powiedza Ci nazwe choroby, przepisza leki i wystarczy ze bedziesz je lykac a wszystko wroci do normy, gdy tymczasem, jak napisalas, pewnej czesci Ciebie pasuje blakanie sie po jakichs odleglych od realnosci plaszczyznach, podczas gdy rozsadek wywoluje skryte wyrzuty sumienia rodzace niepokoj ze skoro tak jest to cos jest nie tak i w efekcie Twe samopoczucie jest, jakie jest.
Przepraszam ze wnioskuje na podstawie jednego Twego zdania jedynie, ale sprzecznosc jakie niesie z soba znaczenie tych slow "czasem wolalabym taki stan" w odniesieniu do reszty jest zbyt wyrazna by ja pominac i byc moze to dla Ciebie wazny element dla zrozumienia swej psychiki. Jakkolwiek im glebiej bedziesz siebie analizowac pod roznymi katami tym szybciej sobie pomozesz.
I may be schizophrenic, but at least I have each other
Nowy_Sluchacz

Post autor: Nowy_Sluchacz »

Witam
Wydaje mi sie ze prawda jest taka ze jak komus sie nudzi to zaczymna miec "rozne choroby". Nie mowie tu oczywiscie o objawach ktore pojawily sie u deema 31lipca ale o takich rze tak to ujme pierdolach. Lekarzem nie jestem ale nie wydaje mi sie czy strach przed wiekrza grupa ludzi czy ogolna niesmialosc byly objawami schizofremii! Wiem z wlasnego doswiadczenia ze jak czlowiek nie ma co robic to zaczyna sie zastanawiac czy jest chory, czy pasuje do wzorca. JA rowniez nie lubie byc w grupie wiekrzej niz 5 i mam dokladnie to samo ze strachem w wyrazaniu opinii na lekcjach. Jednak doszedlem do wniosku ze nie mozna sie nad soba rozczulac...oczywiscie czy sie do tego stosuje to juz inna bajka;) ale ogolnie taka jest prawda.

Co do tego co piszesz shenna to calkiem sie z toba zgadzam. Trzeba to akceptowac i nie zwracac uwagi, bo kazdy jest inny. W sumie to chyba wszystkie rzeczy ktore cie trapia mam rowniez ja. Tez dzwoni mi w uszach, choc tu dopisze ze czytalem ze problem bierze sie z mikroskopijnego uszkodzenia sluchu zazwyczaj od chalasu, ma to co 5 osoba i trzeba z tym poprostu zyc. Ja osobiscie prawie nigdy o tym nie mysle. Bardzo zaciekawila mnie twoja wzmianka o "glosach innych ludzi" gdyz mam dokladnie to samo. Kiedy jestem dosc zmeczony potrawie slyszec w glowie jak by znajome mi osoby mowily cos domnie, jest to jakby nawarstwienie glosow roznych ludzi, zdaza mi sie to niezmiernie zadko ale jak juz wspomnialem tylko podczas zmeczenia. Co do twoich zabuzen blednika rowniez mam cos takiego, czesto mam dziwne zawroty glowy a gdy jestem zmeczony(zwlaszcza po imprezie) siadajac w fotelu czuje wlasnie jak bym opadal i sie odosil, zamykajac oczy mam wrazenie jak bym nie siedzial w fotelu:)
Ogolnie jednak to droble epizodyczne wrecz dolegliwosci, zdazaja sie zadko(choc zawroty glowy mam czesciej) i nie dokuczaja mi zbytnio. To wszytsko zalezy od podejscia, gdyby sie tak kazdy zastanowil nad soba to doszedl by do podobnych konkluzji ze tu mu cos strzyka, ma tez alergie i pozatym jest dosc nerwowy. Ja mam osobiscie wrazenie ze czesc objawow opisanych na tym forum, jak chocby niesmialosc czy strach przed grupa wynikaja z nadwrazliwosci nas wszystkich a robimy to czesto z nudow. A tyczy sie to glownie Pani "Blabla" bo sam jestem w jej wieku, i tez jestem senny, otepialy, ciezko kojazacy a do tego leniwy, strasznie nerwowy i....mozna by wymieniac. Watpie jednak by niesmialosc czy nerwowosc byla objawem schizofremii...moze poprostu trzeba zaczac zauwazac w sobie zalety a nie wymyslac wady?

Czego zycze sobie i innym, dziekuje :shock: :wink:
Awatar użytkownika
Aguś
zarejestrowany użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: pt sty 07, 2005 12:19 am
Lokalizacja: nie wiem

Post autor: Aguś »

Tak Takie odczucia moga jak najbardziej towarzyszyc zaburzeniom w prawidlowym funkcjonowaniu tarczycy. Jesli to nie klopot to zrob sobie chocby badanie tsh. To hormon przysadki ktory steruja praca tarczycy. Jesli poziom chormonow w tarczycy ulega wachaniom to nie pozostaje to bez echa dla przysadki wiec jesli cos jest nie tak to moze to potwierdzic badanie tego hormonu i jesli mozesz to zrob sobie tez Ft3 i Ft4 ale pamietaj o przedrostu F czyli wolne hormony tarczycy i odezwij sie. :D
Ikar
zarejestrowany użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: sob cze 25, 2005 7:50 am
Kontakt:

do Zbyszka

Post autor: Ikar »

Hej Zbyszek. Chciałbym zaciągnąć opinie od Ciebie? Pewnego razu po przepiciu i zjaraniu obudziłem sie i poczułem jakoś dziwniue.....nie mogłem sie na iczym skupić, dochodziłem do siebie kilka dni, jednak nic nie pomagało. Później przyszedł dziwny stan. Czułem lęk na otoczenie na ludzi, (normalnie jk ktos do mnie mówił, lub sie śmiał ja si tego bałem, ogarniuało mnie przerazenie), przyszedł brak koncentracji, wogólne nie mogłem sie na niczym skupić. Nie mogłem spac bo miałem metlik mysli i nie mogłem ie zrelksowac.....poza tym mam dziwne natrectwa zwiazane z nożami i podcinaniem sie, kurcze sm nie iem co to jest......psychiatra powiedział mi ze jet to njprawdopodobniej nerwica lękowa....dostałem leki...serotax i cloranxen i czekam na pporawe...ale najgorsze jest to, ze nie moge spac a jak rano sie budze to normalnie czuje sie tak jak wymiety papier, boje sie wstac z łóżka, co to moze byc Twoim zdaniem? pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „dyskusja ogólna”