@Wspaniale!
Zgadzam się w 100% z Twoją powyższą opinią.
Właśnie tak to wygląda po prostu.
...ale ponieważ "każdy choruje inaczej", więc nie wiem, czy Twoja/moja opinia/obserwacja dotyczy 100% pacjentów.
Bo jak pacjent np. nie był w stanie jakoś uporządkować się wewnętrznie, to w wyniku obniżenia dawki neuroleptyku mogą mu wrócić po prostu objawy choroby. A to nadal nie wyczerpuje wszystkich możliwości...
Arom pisze:Nigdy nie należy przyznawać się podczas wizyty u lekarza, że ma się problemy natury psychicznej. Taka osoba nie jest traktowana poważnie. Nawet gdyby chory przyszedł z urwaną kończyną, to lekarz uznałby, że to tylko urojenie chorego. Lekarz przestaje się starać o zdrowie pacjenta, bo po drugiej stronie jest podczłowiek.
Zdecydowanie się z Tobą nie zgadzam!!!
Lekarz musi wiedzieć, jakie leki człowiek zażywa. Musi wiedzieć o wszystkich zażywanych lekach, a zwłaszcza o lekach psychotropowych, bo mają one szereg działań ubocznych, efektów nieporządanych i interakcji z innymi lekami.
Ja zawsze mówię jakie leki zażywam i to lekarzowi powinno wystarczyć. Natomiast nie powinien słyszeć fatalnego słowa "schizofrenia". Lepiej powiedzieć ogólnie, np. byłem w szpitalu 15 lat temu i od tego czasu zażywam leki, miałem kryzys itp. Wszyscy lekarze z którymi mam do czynienia wiedzą, że ja leczę się na schizofrenię i zawsze do mnie podchodzą rzeczowo i profesjonalnie. Raz tylko internistka mnie odesłała do psychiatry jak ją poprosiłem o receptę na szczepionkę przeciwtężcową. Zażądała wtedy kartki od psychiatry, że on nie widzi przeciwwskazań.
Poza tym lekarz internista, który wie o leczeniu psychiatrycznym, może np. pacjentowi zlecać dodatkowe badania, których w innym przypadku by nie zlecił. Np. EKG, czy próby wątrobowe.
Byłem w szpitalu na operacji chirurgicznej. Miałem być znieczulany ogólnie. Musiałem przecież powiedzieć, że biorę neuroleptyk. Lekarze byli wszyscy 100% w porządku. Tylko jedna starsza pielęgniarka była trzy razy wredna.