Problemy psychotyka z nierzeczywistością

duchowość, etyka, religia

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
W tematach dotyczących choroby proszę pisać w odpowiednim poddziale "dyskusji ogólnej".
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Problemy psychotyka z nierzeczywistością

Post autor: Kamil Kończak »

Tak często psychotyk zastanawia się - moje ciało nie jest realne, rzeczywistość wygląda dla mnie jak sen, tak samo moje ja nierealne, rozpada się - nazywa się to mądrze depersonalizacją i derrealizacją...ale może to wszystko rzeczywiście jest nierealne - rzeczywistość jest nierealna , jest jak sen, ego - ja to też taka ułuda - zlepek przeszłości, wspomnień, marzeń i pragnień - czegoś czego już nie ma i czegoś czego jeszcze nie ma - a skoro...tak było zawsze to ego nigdy nie było - bo jest tylko tu i teraz... ego tworzą nasze wyobrażenia... nie jesteśmy ja, ego - ale jak człowiek uzna ze on także jest nierealny to pojawi sie strach - nie ma mnie...nie istnieje...ogromne napięcie...próżnia, czarna dziura...


Dlatego, że uwaga za bardzo błądzi i jest rozproszona po świecie zewnętrznym, człowiek za bardzo do niego ciągnie, do snu... za bardzo utożsamia się z ego - jest w nie wrośnięty i odbiera rzeczywistość przez filtr tego ego - zawężonej świadomości. Ale przecież istnieje coś co wykracza ponad ego - umysł - świadomość, przecież ma świadomość, że coś jest nierealne - gdyby nie świadomość nie zanotowałby tego, gdyby uchwycił się tego przebłysku i nie wyparł go jako czegoś kłopotliwego, niechcianego - to oświetliłby ten fakt jeszcze większym blaskiem świadomości i nie byłoby wyparcia i strachu - byłaby zintegrowana świadomość. Ale jak ma tak być skoro cały system wyposaża ludzi w fałszywe mapy rzeczywistości i fałszywe busole twierdząc, że nie ma nic poza zewnętrzną rzeczywistością, ciałem, mózgiem, osobowością? Koło się zamyka - nie można uświadomić sobie czegoś czego wg materialistycznej nauki nie ma - psychiatria, nauka redukuje czyli zawęża... dlatego psychotycy są ofiarami systemu, który chce ich spowrotem wtłoczyć w ramy posłusznych owiec... - bo zabija w ludziach intuicję - znacznie wyższe medium niż intelekt, rozum i umysł. Psychiatrzy patrzą z politowaniem na takiego delikwenta, kiedy on im relacjonuje, że wszystko to sen, że życie "to jakiś film" jak relacjonował Kończak Kamil w szpitalu w Nowym Sączu w chwili kryzysu - damy Ci pastylkę na te Twoje prawdy objawione - na szczęście Kamil zna całą masę zrównoważonych, spokojnych mistyków, stoików, którzy mówią to samo, że życie to sen, film, ciało to iluzja i projekcja umysłu jak i rzeczywistość zewnętrzna i umysł to twór sfery Wiecznego Ducha - ale nie wyparli tego, nie mieli takiego nagłego natłoku nierzeczywistości w krótkim czasie.

Co do sprzedawców fałszywych map, dilerów ignorancji i ułudy... co sprzedają swoje opium aby śniono... W dawnych czasach religia nie była tak zinstytucjonalizowana. Dopiero władcy zagospodarowywali różne wierzenia i przy pomocy kapłanów tworzyli system kontrolowanych wierzeń dla systemu. Żaden zwykły czlowiek nigdy nie mógl np. wymyślić dogmatu o wiecznym piekle - tylko ten, który rządził i chciał kontrolować masy poprzez strach i posłuszeństwo. Prosty lud zawsze czuł prawdę intuicyjnie, z wewnątrz - mniej lub bardziej a wiara z wewnątrz to największe zagrożenie dla władzy. No więc zawsze próbowali zabić intuicję. Prosty człowiek kiedyś zył o wiele bardziej w zgodzie z rytmem przyrody, świata - żadne tzw. prymitywne plemiona, które nawraca Watykan nie są przecież ateistyczne - ani Afrykanie ani Indianie nie byli ateistami - ich wiara płynęła z wewnątrz, z intuicji - wierzyli w nadrzędną siłę wyższą i boski porządek i harmonię Wszechświata - Wielkiego Ducha - czuli przed tą siłą respekt i szacunek ale nie strach jaki stworzyła religia - Boga zaczęto się bać i o to chodziło. Aby człowiek nie miał kontaktu z boską nadświadomością tylko żył w niewoli podświadomości w którą religia zaszczepiła i wgrała swoje fałszywe mapy - fałszywe busole...wirusy, po to aby człowiek rozbijał się o skały...aby żył w jak największej separacji od źródła istnienia.

Wracając do naszej nierzeczywistości - skoro istnieje Świadomosc tego ze coś jest fikcją to musi istnieć wymiar ktory wykracza poza fikcję - co rodzi dystans obserwatora. Zaczynamy patrzeć na życie jak na deski teatru gdzie tyle osób odgrywa swoja role i za bardzo sie z nimi utożsamia - dlatego cierpimy ale nie jestesmy tą rolą która narzucilo nam zycie jesteśmy kimś znacznie więcej.

Jeśli człowiek ma super samochód i leje w niego marnej jakości benzynę to daleko nie zajedzie...tak samo dzisiejszy świat, który po uszy zanurzony jest w materii...mamy w sobie perłę wiecznej mądrości a uganiamy sie za tandetą...bo cierpienie wynika z fałszywego postrzegania naszej natury, budowania fałszywego ja które sprawia, że żyjemy w zawężonej świadomości...ale kastom o to chodzi...

Jak pisal podobno Jung - jak patrzysz na zewnątrz - śnisz - jak do wewnątrz - budzisz się -
co buddyzm podciaga pod termin maya, nic rzeczywistego, nietrwała materia i wyzwolenie z mayi czyli nirvana, nibanna.

a im człowiek bardziej wciąga uwagę do wewątrz tym bardziej sieę budzi, bo według wielu mistyków wieczna prawda jest w nas - wg każdego mistyka, w tym Jezusa...ale religia zwalcza medytację, która jest procesem wciągania uwagi i świadomości spowrotem do wewnątrz. Aby nie śnić więcej.


A przywiązanym do nazw i pojęć...jeśli istnieje sen, nieprawdziwa rzeczywistość i istnieje przebudzenie z niej do realności, z tej rzeczywistości którą rzadzi to co czasowe, w której nieustannie wszystko się zmienia i nie ma trwałości...to realna rzeczywistość jawy czyli przebudzenia jest tym co stałe i wieczne, zawsze takie samo, wieczne teraz...i czy to coś nazwiesz jawą, prawdą,nadświadomością, wiecznością, Bogiem, Ojcem, matką, źrodlem, praprzyczyną, Wielkim Duchem, Wielkim Om, nirvaną, Nibanną, zbawieniem, oświeceniem, harmonią. Tao - Dao, Kalmą, Logos, Duchem świętym, Sraoshą, Hukum, muzyką Sfer, najwyższą wibracją, domem, ojczyzną. Nam, Shabtem, Słowem... tak jak to coś nazywane jest w wielu religiach i filozofiach...wstaw sobie miliony nazw...na coś nieskończonego, nienazwalnego czego nie da się zawrzeć w ramy i pojęcia.."jestem, który jestem".....ale to coś jest tak piękne, że w imię tego czegoś do czego wszyscy dążymy, bardzo smutne jest abyśmy się wzajemnie skłócali i dzielili...bo jeśli tak robimy to tylko oddalamy się od tego za czym tęsknimy, mniej lub bardziej świadomie i wracamy spowrotem do snu i oddalamy się od jawy, przez tworzenie podziału i separacji oddzielamy się od tej prawdziwej niepodzielnej rzeczywistości - tak się dzieje tam gdzie nie ma miłości, akceptacji...takie sobie tam abc bredzenia...
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
ODPOWIEDZ

Wróć do „filozofia”