Więzienne oddziały terapeutyczne nie leczą niepełnosprawnych

właściwa organizacja opieki nad chorymi

Moderator: moderatorzy

Awatar użytkownika
Necro
zaufany użytkownik
Posty: 1500
Rejestracja: śr paź 23, 2013 7:15 pm
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Północny Wschód

Więzienne oddziały terapeutyczne nie leczą niepełnosprawnych

Post autor: Necro »

Chłopacy bili mnie ręką po głowie, przypalali papierosem, wyzywali od debili, dotykali - skarżył się psychologowi Radek Agatowski na współwięźniów w koszalińskim areszcie. Z raportu Krajowego Mechanizmu Prewencji wynika, że w oddziałach terapeutycznych Radków Agatowskich jest dużo więcej.Dwa lata temu sąd skazał Radka, niepełnosprawnego umysłowo 25-latka o psychice kilkuletniego dziecka, za drobne kradzieże złomu. Początkowo znalazł się na oddziale terapeutycznym dla osób z niepsychotycznymi zaburzeniami osobowości w zakładzie karnym w Potulicach. Następnie, podobnie jak wielu innych osadzonych w oddziałach terapeutycznych, przeniesiono go do aresztu, ponieważ był bliżej sądu, w którym toczyła się jego rozprawa.

Kiedy biegli psychologowie usłyszeli, co zrobili mu koledzy z celi w areszcie, uznali, że jeśli Radek wróci do zakładu karnego, nawet na oddział terapeutyczny, "grozi mu poważne niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia".

Radek do więzienia już nie wrócił. Gdy jego sprawa zrobiła się głośna, prezydent go ułaskawił. Ale Radków Agatowskich jest więcej. Rzecznik Praw Obywatelskich szacuje, że w więzieniach jest ok. 200 niepełnosprawnych umysłowo, którzy nigdy nie powinni się w nich znaleźć. Zazwyczaj sąd kieruje ich do oddziałów terapeutycznych, w których powinni znaleźć odpowiednią opiekę psychologiczną i ochronę.

Dlaczego? Odpowiedź przynosi raport o oddziałach terapeutycznych. Opublikował go Krajowy Mechanizm Prewencji, czyli podlegający RPO zespół, który nadzoruje instytucje na różne sposoby ograniczające wolność, m.in. szpitale psychiatryczne, ośrodki dla imigrantów i więzienia.

Zaburzeni, ale świadomi

Przez dwa lata (2012-13) prawnicy, psychiatrzy, psychologowie i lekarze skontrolowali 19 z 22 oddziałów terapeutycznych dla skazanych z niepsychotycznymi zaburzeniami. Te zaburzenia to takie, które pozwalają na odpowiadanie przed sądem za popełnienie przestępstwa, bo nie zniekształcają rzeczywistości i moralnych ocen. Należą do nich np. lekkie upośledzenie umysłowe, choroby psychosomatyczne, zaburzenia osobowości i seksualne. Za to osoby, które popełniły czyn karalny w stanie psychozy (np. łamiący przepisy drogowe kierowca, któremu wydawało się, że ścigają go agenci obcego wywiadu), powinni być nie karani, lecz umieszczani w szpitalach psychiatrycznych.

- Społeczeństwo ma prawo oczekiwać izolacji tych osób, ale nie kary. Tymczasem biegli często orzekają o poczytalności chorych psychicznie i niepełnosprawnych, dlatego lądują oni w więzieniach. Dlaczego? Bo biegli często są psychiatrami, którzy musieliby później przyjąć tych ludzi do swoich szpitali. Znam też przypadki, w których biegli nie znają przepisów, na podstawie których orzekają - mówi płk Krzysztof Olkowicz, dyrektor koszalińskiej służby więziennej, który w sprawie Agatowskiego wystąpił do sądu o przerwę w odbywaniu kary.

Areszt bez ograniczeń

Przenoszenie więźniów do aresztów śledczych jest jednym z większych problemów. Sądy decydują o przenoszeniu ich nawet na kilka miesięcy, gdy w innym mieście odbywa się proces lub leczenie. 95 z 1492 więźniów skierowanych do oddziałów dla osób z niepsychotycznymi zaburzeniami podczas kontroli przebywało poza ich murami.

Niektórzy, tak jak Radek, byli narażeni w aresztach na bicie i molestowanie ze strony współwięźniów. U innych pogłębiały się zaburzenia psychiczne. Raport przytacza przykład więźnia przeniesionego do aresztu na siedem miesięcy. W tym czasie wielokrotnie okaleczał się i próbował popełnić samobójstwo. Prawdopodobnie zostałby w areszcie dłużej, gdyby nie kontrola.

- Brakuje przepisów, które określałyby maksymalny czas, przez jaki osadzony może przebywać poza oddziałem terapeutycznym - uważa dr Marcin Mazur, zastępca dyrektora zespołu KMP.

Podwójna przemoc

Rzadko jednak powrót skazanych z aresztów do oddziałów terapeutycznych zapewnia im bezpieczeństwo. Winne temu jest zbyt szerokie pojęcie "zaburzeń niepsychotycznych". Na jednym oddziale, w zatłoczonych celach (sześcio-, siedmio- i ośmioosobowych w Chełmie, ośmioosobowych w Czarnem, pięcioosobowych w Wołowie) przebywają osoby z nerwicami i schizofrenią w remisji, upośledzeni umysłowo od urodzenia i z uszkodzeniami mózgu, psychopaci i przestępcy seksualni. Dodatkowo, wielu z nich jest także uzależnionych od alkoholu lub narkotyków. Niektórzy są niepełnosprawni fizycznie: nie mogą samodzielnie chodzić lub niedowidzą.

Służba więzienna tłumaczy, że prawie wszyscy pacjenci oddziałów terapeutycznych mają więcej niż jedną diagnozę, dlatego trudno rozdzielić osoby z odmiennymi zaburzeniami i stopniem demoralizacji. Przykłady z innych krajów pokazują jednak, że jest to możliwe.

- W Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii czy na Słowacji przestępcy seksualni przebywają na osobnych oddziałach. W Polsce chciano ustrzec ich przed stygmatyzacją w środowisku więziennym - mówi Wojciech Sroka, jeden z twórców programu terapii przestępców seksualnych w Rzeszowie. - Wydawało się, że będą mogli ukryć się ze swoim paragrafem. Skutek jest taki, że w ramach oddziału i tak każdy wie, kto za co odbywa karę, a więźniowie z innych oddziałów pedofilami nazywają wszystkich skazanych z oddziału terapeutycznego dla niepsychotycznie zaburzonych.

W takich warunkach nieuchronnie dochodzi do przemocy. Współwięźniowie wyżywają się na najsłabszych. Przemoc stosują też strażnicy.

Według raportu KMP nadużywają cel zabezpieczających - niewielkich, dźwiękoszczelnych pomieszczeń będących pod obserwacją strażnika. W Raciborzu i Strzelcach Opolskich strażnicy przetrzymywali tam skazanych zbyt długo. W Rawiczu nie pozwalali im skorzystać z toalety. W Rzeszowie nie reagowali na skargi skazanych unieruchomionych pasami. W Strzelcach Opolskich nie wydawali bielizny, butów, prześcieradeł, a we Wronkach nawet materaca i jakichkolwiek ubrań.

Warsztaty zamiast psychoterapii

W takich warunkach więźniowie niechętnie biorą udział w psychoterapii. Do zwierzeń zniechęca ich też obawa przed opiniami, które terapeuci muszą wystawiać swoim pacjentom na prośbę sądów. Nie chcą, żeby spotkało ich to samo co Mariusza Trynkiewicza, którego opinia psychologiczna wyciekła do mediów. - Terapeuta staje dziś przed dylematem: jak zachować tajemnicę terapii, gdy ustawa i realia pracy w więzieniu wymuszają jej naruszanie? A bez tajemnicy terapii nie ma mowy o nawiązaniu niezbędnego przymierza terapeutycznego - mówi Sroka. - W kanadyjskim programie przestępców seksualnych "STOP", na którym wzorują się więziennicy z całego świata, funkcje terapeuty i biegłego psychologa sądowego są rozdzielone. Terapeuci i biegli pracujący z więźniami są niezależnymi psychoterapeutami, psychiatrami, seksuologami, a nie funkcjonariuszami służby więziennej - dodaje.

W rezultacie psychoterapeuci więzienni, nie mogąc dotrzeć do odmawiających współpracy pacjentów, odstępują od prowadzenia terapii.

Zamiast psychoterapii oddziały proponują terapię zajęciową (klejenie kopert, szycie, rzeźbienie, kółka teatralne, muzyczne itp.) oraz kursy na temat uzależnień, opanowania agresji, treningi higieny i czytania. Więźniowie mogą też indywidualnie spotykać się z psychologami.

Autorzy raportu podkreślają, że oferta zajęć jest zróżnicowana, a pracownicy służby więziennej szczerze zaangażowani, ale tylko lepszy dostęp do psychoterapii może zapobiec recydywie osadzonych.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,17366563,Wie ... z3R3Woj91s
Śmierć Wrogom Ojczyzny
ODPOWIEDZ

Wróć do „opieka medyczna i społeczna, praca, prawo”