Potrzebuje rady od doświadczonego schizofrenika.
: śr sie 20, 2014 10:50 am
Minęło ponad 5 lat od mojego zdiagnozowania. Udało mi się osiągnąć poziom prowadzenia usystematyzowanego życia, o chorobie przypominają mi tylko tabletki.
Od około półtora roku jestem w związku, jesteśmy na etapie wspólnego mieszkania. Tutaj zaczyna się problem, moja partnerka nie wie, że jestem chory. Początkowo nie mówiłem jej o tym, ze strachu przed pogorszeniem relacji, teraz gdy już jestem pewny, że nie wpłynie to nasz związek nie mogę znaleźć odpowiedniego momentu i zawsze to odkładam. Szukając sposobu na jak najlepsze przedstawienie jej tej sytuacji, zacząłem się zastanawiać, czy warto angażować się w związek nie mając pewności jak choroba będzie przebiegać. Jestem jeszcze przed 30, odkąd zmotywowałem się do pełnego życia nie napotkałem prawdziwego dołka, testu mojego stanu. Wszystko poszło zgodnie z planem, studia do tego praca, dyplom pierwszy awans... Wszystko bezproblemowo. Co jeśli napotkam, w końcu przeszkodę na której się posypie jak 5 lat temu. Będę wtedy tylko obciążeniem dla drugiej osoby, a bliskie relacje nie pozwolą jej mnie zostawić i będzie tylko cierpiała. Rozmawiałem o tym z przyjacielem i psychiatrą, najbardziej racjonalnym rozwiązaniem jest cieszyć się szczęściem u jej boku, potem razem to jakoś będzie. Jednak jestem świadomy, że moje życie w pewnym momencie może nie być racjonalne, wiem ile kiedyś bliskie mi osoby musiały wycierpieć. Będąc w psychiatryku widziałem zmagania żon, dzieci pacjentów z przerastającą ich taką sytuacją. Do tego problemy finansowe itd. Wiem, że zdrowej osobie, która nie widziała tej choroby nie będę mógł opisać rzeczywistego stanu w jakim w przyszłości mogę się znaleźć. Czy lepiej wiązać się z kimś bez zobowiązań, czy w tej sytuacji również mogę udawać zdrową osobę?
Szukam osób bogatszych o te doświadczenia, które mogły by się nimi podzielić.
Od około półtora roku jestem w związku, jesteśmy na etapie wspólnego mieszkania. Tutaj zaczyna się problem, moja partnerka nie wie, że jestem chory. Początkowo nie mówiłem jej o tym, ze strachu przed pogorszeniem relacji, teraz gdy już jestem pewny, że nie wpłynie to nasz związek nie mogę znaleźć odpowiedniego momentu i zawsze to odkładam. Szukając sposobu na jak najlepsze przedstawienie jej tej sytuacji, zacząłem się zastanawiać, czy warto angażować się w związek nie mając pewności jak choroba będzie przebiegać. Jestem jeszcze przed 30, odkąd zmotywowałem się do pełnego życia nie napotkałem prawdziwego dołka, testu mojego stanu. Wszystko poszło zgodnie z planem, studia do tego praca, dyplom pierwszy awans... Wszystko bezproblemowo. Co jeśli napotkam, w końcu przeszkodę na której się posypie jak 5 lat temu. Będę wtedy tylko obciążeniem dla drugiej osoby, a bliskie relacje nie pozwolą jej mnie zostawić i będzie tylko cierpiała. Rozmawiałem o tym z przyjacielem i psychiatrą, najbardziej racjonalnym rozwiązaniem jest cieszyć się szczęściem u jej boku, potem razem to jakoś będzie. Jednak jestem świadomy, że moje życie w pewnym momencie może nie być racjonalne, wiem ile kiedyś bliskie mi osoby musiały wycierpieć. Będąc w psychiatryku widziałem zmagania żon, dzieci pacjentów z przerastającą ich taką sytuacją. Do tego problemy finansowe itd. Wiem, że zdrowej osobie, która nie widziała tej choroby nie będę mógł opisać rzeczywistego stanu w jakim w przyszłości mogę się znaleźć. Czy lepiej wiązać się z kimś bez zobowiązań, czy w tej sytuacji również mogę udawać zdrową osobę?
Szukam osób bogatszych o te doświadczenia, które mogły by się nimi podzielić.