chciałabym poradzić się w sprawie możliwości działania wobec brata 'najprawdopodobniej' chorego na schizofrenię. Piszę najprawdopodobniej bo nigdy nie został bezpośrednio zdiagnozowany ponieważ psychiatrzy odmawiali przyjazdu do domu bez jego zgody (na podstawie zakazu ustawy). Jednak chodziliśmy (reszta rodziny) do psychiatrów i psychologów, którym przedstawialiśmy co się dzieje (od jakiego czasu prowadzę dziennik) i oni nie mieli wątpliwości. Sytuacja wygląda tak, mój brat ma 38 lat, a pierwsze objawy choroby pojawiły się gdy poszedł na studia oraz rozwijały się stopniowo, ja byłam wtedy malutka (2lata) - rodzice nie byli świadomi, nie wiedzieli co to jest schizofrenia i jakie są objawy, myśleli, że tak radzi sobie ze stresem, moja mama mówi, że zawsze się cieszyła, że był taki cichy, miły, wrażliwy chłopak... Dopiero gdy ja trzy lata temu poszłam na studia lekko związane z tematyką, skojarzyłam zachowania brata...
Brat doświadczył wiele niepowodzeń w życiu jednak nigdy nie zostawał z nimi sam, rodzice i brat (ja byłam za mała i nieświadoma) zawsze starali mu się pomagać. Sytuacja w domu była trudna, rodzice zawsze się kłócili, co miało wpływ na nas wszystkich. Męczą go urojenia prześladowcze takie jak chcący dopaść go komuniści czy kanibale, gdy pracował jakiś czas w innym mieście twierdzi, że go truli (nie jest w stanie określić kto) i dlatego ma zepsute zęby, a nie dlatego, że pali ogromne ilości papierosów. Stracił pracę i od czterech lat mieszka z nami, początkowo myśleliśmy, że zamykając się w pokoju i reagując nerwowo odreagowuje stratę pracy. Jednak urojenia coraz bardziej 'przysłaniały' mu rzeczywistość, zaczął bardzo dużo palić co sprawiło, że fizycznie jest w bardzo złym stanie, pojawiły się ogromne wybuchy agresji - krzyki, oskarżenia, groźby, obelgi, wymachiwanie rękami, raz zaatakował mnie wykręcając rękę (żałuję, że wtedy nie wezwaliśmy pogotowia ze względu na atak, pomogliby mu wtedy...). Teraz się hamuje no i nikt nigdy nie idzie z nim porozmawiać sam... Myślę, że on bardzo cierpi, w nocy gdy wszyscy śpimy jak na szpilkach słychać jak się śmieje do siebie, jęczy, czasem płacze, rozmawia z kimś ale gdy ktoś pójdzie sprawdzić zamyka drzwi na klucz i totalna izolacja. Podczas rozmowy zniekształca przeszłość, w żaden sposób nie możemy do niego dotrzeć, że jest chory, słyszymy tylko, że to my jesteśmy chorzy, że napadamy na niego, grozi za to kara śmierci i mamy zostawić go w spokoju, nie jesteśmy jego rodziną.
I tutaj docieramy do kwestii o którą chce spytać. To nie może dłużej trwać i ze względu na cierpienie brata i to, że cała rodzina już w jakich sposób 'poniosła koszty' tej całej sytuacji. Polecono nam wezwać pogotowie gdy znów się zdenerwuje, jednocześnie lekarz ostrzegł, że sam stan psychozy nie zobowiązuje do rozpoczęcia leczenia czyt. po prostu go nie przyjmą. Czytając to forum użytkownicy zazwyczaj przytaczali ekstremalne sytuacje targania się na życie swoje czy bliskich. Mój brat NA RAZIE nie ma takich zapędów (przynajmniej uwidocznionych), czy musimy czekać na tragedie żeby został leczony? Czy ktoś z Was wezwał pogotowie gdy objawy nie były tak zagrażające?
Moi rodzice nie radzą sobie z sytuacją i niesamowicie boją się, że nas znienawidzi po podjęciu takiego kroku, a jak jeszcze go nie przyjmą na leczenie, to jak my mamy funkcjonować dalej z nim w domu? Straci całkiem do nas zaufanie. Wiem, że to takie gdybanie bo przecież równie dobrze mogą go przyjąć ale zdobycie jakichkolwiek informacji na ten temat na pewno by pomogło...
Oczywiście mamy zamiar cały czas rozmawiać, cały czas to robimy... jeśli nie o chorobie to jeszcze wcześniej, że to nie wstyd szukać pomocy u innych osób czy psychologia. Jednak jakakolwiek wzmianka o chorobie (nie tylko tej psychicznej, ale gardła ze względu na palenie), sytuacji w domu, obowiązkach domowych, rodzinie, przyszłości (moi rodzice nie są młodzi, ani najlepszego zdrowia...), jego higienie i przeszłości powoduje natychmiastowy krzyk, wymachiwanie rękami, wyklinanie, obrażanie i odpowiedzi nie związane z tematem ale też i ucieczkę.
Dziękuję za wytrwałość tym, którzy przeczytali całość

Jeszcze raz piszę o co dokładnie mi chodzi. Czy wzywając pogotowie bez bezpośredniego zagrożenia życia są szanse na przyjęcie go na przymusowe leczenie, w ogóle stworzenie diagnozy? Lekarz ostrzegł, że sam stan psychozy może nie być wystarczającym powodem przyjęcia na przymusowe leczenie.
Co zrobić gdy odmówią, jest jakieś odwołanie? Czy zaplanować takie wezwanie? Nie chcę czekać aż stanie się komuś krzywda...choć cały czas się dzieje tylko nie bezpośrednia-fizyczna.
Jak wygląda postępowanie przy wezwaniu pogotowia?
No i oczywiście jak jeszcze możemy rozmawiać z bratem by uświadomić mu chorobę? Oczywiście rozumiem, że to może nie być akurat schizofrenia (bo nie bezpośredniej diagnozy) ale żeby uświadomić mu, że to nie jest stan normalny i by nie wyprzedzając faktów, chociaż poszedł się przebadać...
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi
