Szukam z koleżanką nowego pokoju. Wszyscy chcemy się wyprowadzić z obecnego mieszkania i z jedną z moich współlokatorek chcemy znaleźć dwa pokoje w jednym mieszkaniu (co graniczy z cudem) lub jeden pokój dwuosobowy. No więc zaczynamy poszukiwania, oglądamy mieszkania, ale nie mamy zbyt dużego doświadczenia w tym. Jak szukałam obecnego lokum przyszłam, pogadałam, powiedziałam, że chcę mieszkać i następnego dnia chyba się wprowadziłam (czy jakoś tak). Tak to się odbywało zawsze w tym mieszkaniu, są tu normalni ludzie. Ale się okazuje, że w innych chatach odbywają się "castingi" na lokatora. No i ja tego zupełnie nie rozumiem.
Dzisiaj widziałyśmy chatkę i po obejrzeniu drugiej zdecydowałyśmy, że byśmy mogły tam zamieszkać. No więc dzwonię do laski, która tam mieszka (to chata dwupokojowa) i ona mówi,że jeszcze dwie dziewczyny przychodzą, że musi porozmawiać z właścicielem, umówić na spotkanie itd.

i zastanawiamy się o co chodzi. Może nie spodobał jej się kolor naszych oczu albo miny, które robimy?

Bo my chcemy mieszkać od marca, a przecież jutro jest marzec. No i teraz to ja nie wiem... Zdałam sobie sprawę, że znalezienie pokoju to nie wcale taka prosta sprawa i trochę czasu nam to jednak może zająć. Czy ludzie rzeczywiście robią castingi i wymyślają takie bzdety, gdy nie chcą wprost powiedzieć, że kogoś nie chcą, a tym, których chcą mówią od razu, że mogą zamieszkać? Czy my wszyscy w naszym domu, nie rozumiejący tego jesteśmy jacyś inni, nienormalni, zbyt wierzący ludziom, naiwni?