Z czego to się bierze? Z nieświadomego życia w którym kierujemy się głownie emocjami, impulsami, gdzie niewiele obiektywnego spojrzenia na pewne sprawy a zbyt wiele emocjonalnych interpretacji naszego własnego ego, które chce stworzyć nam wygodny kokon, w którym za większość, jeśli nie za całe zło którego w życiu doświadczyliśmy odpowiada ktoś inny niż my. I taki system pozwala nam trwać w wygodnej iluzji czyli tworzy w nas fałszywą jaźń, fałszywe poczucie dumy, próżności - wtedy kiedy hołdujemy swoim wadom, w naszych własnym skrzywieniu widzimy je jako coś pozytywnego. Im bardziej świadomy człowiek tym lepiej widzi kim na prawdę jest, potrafi odróżnić to co w nim realne od iluzorycznego - jest to zdolność dyskryminacji, oddzielania ziaren od plew, autorefleksji, krytycyzmu.
Dlatego tak bardzo boimy się przyznać do własnych wad bo im częściej to robimy tym coraz bardziej niszczymy ten fałszywy twór, który rekompensuje nam niedostatki własnego życia w którym realnie moglibyśmy zbudować naszą tożsamość, w oparciu o realne podstawy nabrać poczucia własnej godności.
Bo tak na prawdę zło które nam wyrządzono, krzywda której doświadczyliśmy miała miejsce w wielu przypadkach wiele lat temu. Te krzywdy i związane z nią traumy osłabiły nasze osobowości na wiele lat - do tego stopnia, że zepchnęły nas w sferę bierności, negacji świata, w sferę nieświadomości. Z tego powodu moc twórcza, wyrzutowa naszego umysłu stworzyła świat fikcji, ułudy po to aby zrekompensować własne kompleksy i nieumiejętność życia w rzeczywistości. Nagromadzenie tego spowodowało zderzenie tej ułudy z twardą rzeczywistością co dało psychozę. Ale czy cały ten potencjał bólu i cierpienia który w nas był, jest - czy on jest proporcjonalny do tych wydarzeń z przeszłości? Czy nie jest tak, że każda osoba chora mentalnie zbyt długo pielęgnowała w sobie te traumy - przeżywając je w sobie miliony razy - co spowodowało dalszą spiralę negatywnych emocji w umyśle i dalsze zniekształcenie tych faktów, które przeżylibyśmy lepiej gdybyśmy potrafili spojrzeć na nie mniej emocjonalnie, bardziej uczciwie? Czy nie jest tak, że z naszych krzywdzicieli zrobiliśmy największych katów a z siebie samych niewinne ofiary? Oczywiście źródła problemów mentalnych, tego co nazywa się chociażby schizofrenią nie przebiegają jedynie w relacji - ofiara - kat.
Ale pomyślmy sobie jedno - że z powodu tak długo pielęgnowanego cierpienia uciekł nam spory szmat czasu. Pomyślmy sobie ile z tego co było jest tak na prawdę realne co było grą naszego własnego umysłu. Po latach możemy spotkać się z naszymi krzywdzicielami i ze zdumieniem zauważyć że to całkiem normalni ludzie, którzy nie życzą nam źle chociaż kiedyś nas skrzywdzili. Rzeczywistość poszła do przodu, oni może się zmienili na lepsze, my zostaliśmy w miejscu bo przez wiele lat prowadziliśmy nieistniejące nigdy monologi w których jedna strona odgrywała nas samych a druga ich - w ich usta wkładaliśmy różne słowa, które miały przedstawić ich w złym świetle, zniekształcić na ich niekorzyść. Ile razy naginaliśmy fakty aby żyć w ułudzie? Sorry ze nieskładny post ale tak mi się nasunęło.
Z człowiekiem po prostu tak już jest że zawiera w sobie i dobro i zło, i radość i smutek, cierpienie, ból. Ważne żeby płynnie przechodzić z jednego stanu pozytywnego w ten który nazywamy negatywnym. Żeby za całkowicie naturalne zaakceptować dwie strony medalu, naszego umysłu. Ile razy czujemy zbliżający się negatywny stan z którym nie chcemy się skonfrontować - smutek, złość, nienawiść. Od smutku uciekamy w rzeczy które są dla nas przyjemne. Jeśli chodzi o złość i nienawiść to oczywiście nie mamy jej w sobie - prawie każdy tak powie z powodu hołdowania własnej nieuczciwości. Więc zawsze tworzymy w sobie opór, niezgodę aby jakiś negatywny stan wszedł w nasze wnętrze. Czujemy w sobie wtedy utratę równowagi, stabilności - czujemy dysharmonię, spadek energii. Złość w nas narasta - pojawia się silne napięcie. No i co tym napięciem zrobić, z narastającą frustracją i niezgodą na taki stan? Najlepiej się na kimś wyładować To każdy z nas przecież doskonale wie w jaki sposób dopiec wtedy drugiemu człowiekowi, gdzie uderzyć aby bolało. Gdzie upuścić te negatywne emocje. Inny bardziej świadomy zechce dać sobie w kość poprzez wysiłek fizyczny aby gdzieś to uleciało - praca w ogródku, jakiś sport. Wyżyje się. Jeszcze inny zacznie złorzeczyć na polityków i innych celebrytów. Zawsze wtedy szukamy tego co dla nas wygodne - aby w maksymalny sposób oddalić te uczucia z naszego własnego wnętrza - zepchnąć je, przerzucić gdzieś indziej. Tylko, że wyrzucanie emocji z siebie na zewnątrz powoduje dalszą ich eskalację czego nie chce przyjąć współczesny odłam psychologii mówiący, że dzieci powinno się np. wychowywać bezstresowo czyli pozwalać im aby robiły co chcą, czyli aby dawały upust temu co w nich negatywne, niedojrzałe. Bo to niby zdrowe. Nic bardziej mylnego.
Jest jednak proste rozwiązanie które każdy pewnie zna ale chyba niewielu stosuje. Konfrontacja,przerobienie w sobie pewnych stanów. Na czym polega? Na wpuszczeniu złości i innych negatywnych stanów w nas samych, w nasze wnętrze. Niech te negatywne emocje sobie w nas pohasają a my się im poprzyglądajmy mając ich świadomość. Niech sobie to wszystko w nas popracuje, niech sobie pochodzi, podrepta. Niech ta nieświadoma energia - bo tym są negatywne stany sobie w nas zamieszka. I co się wtedy dzieje -w tym momencie? Patrzymy na wszystko z wyższej perspektywy obserwatora. Odbieramy tej energii jej większość mocy bo się z nią nie utożsamiamy. Widzimy ją z boku - i co się wtedy dzieje - czujemy, że nagle z minusa robi się plus bo w krótkiej chwili kiedy pozwoliliśmy negatywnej energii płynąć w nas samych - nie odcieliśmy się od niej i nie zepchnęliśmy jej do Cienia, do podświadomości co powoduje, że czujemy jeszcze większy spadek energii witalnej w nas samych. Ze spadku energii nieświadomości zrobiliśmy wzrost - napięcie przechodzi w rozluźnienie - na twarzy pojawia się uśmiech a my możemy powiedzieć bliskiej osobie, że mamy ją w dupie - ale zarówno my jak i ta osoba będziemy wiedzieli, że to tylko żart, gra, wygłup bo wypowiedzianym słowom zabieramy cały negatywny ładunek

Im częściej będziemy to praktykować, im bardziej będziemy się starać żyć uczciwie, świadomie - poznając działanie naszego umysłu i przekuwając to w praktykę - tym coraz wyraźniej zaczniemy zauważać, że wszystko co powoduje w nas smutek, depresję, przygnębienie, to tylko wyniszczająca gra naszego własnego umysłu, nasza własna autodestrukcja z powodu załamania uczciwości i spójności naszych własnych systemów kontrolnych, naszego ego, sumienia, czystej, obiektywnej inteligencji, naszej duszy - świadomości.
Z własnym umysłem po prostu nie można walczyć - trzeba go ujarzmić, oswoić, trzeba go obezwładnić świadomością, naszą własną duszą. Ale aby to zrobić trzeba świadomie zaakceptować całe zło w sobie, nazwać je, wyzbyć się własnej ignorancji i samozakłamania. Dopiero wtedy zaczniemy czuć jak puszczają w nas różne więzy, napięcia i jak to wszystko co iluzoryczne z nas ulatuje.