Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

duchowość, etyka, religia

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
W tematach dotyczących choroby proszę pisać w odpowiednim poddziale "dyskusji ogólnej".
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Jako ludzie nieoświeceni często doświadczamy różnych stanów uczuciowo - emocjonalnych, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć, nazwać. Do końca nie wiemy z czego wynikają, z jakich wydarzeń z przeszłości. Dlatego wiele rzeczy które odbijają się w naszym umyśle odbieramy jako zdarzenia przypadkowe. Nazywamy to ogólnie bólem życia, wypadkową różnych traum. Dochodzą do tego niespełnione pragnienia, wynikające z tego frustracje czyli generalnie niezgoda na taką a nie inną rzeczywistość nieprzystającą do naszych marzeń.

Z czego to się bierze? Z nieświadomego życia w którym kierujemy się głownie emocjami, impulsami, gdzie niewiele obiektywnego spojrzenia na pewne sprawy a zbyt wiele emocjonalnych interpretacji naszego własnego ego, które chce stworzyć nam wygodny kokon, w którym za większość, jeśli nie za całe zło którego w życiu doświadczyliśmy odpowiada ktoś inny niż my. I taki system pozwala nam trwać w wygodnej iluzji czyli tworzy w nas fałszywą jaźń, fałszywe poczucie dumy, próżności - wtedy kiedy hołdujemy swoim wadom, w naszych własnym skrzywieniu widzimy je jako coś pozytywnego. Im bardziej świadomy człowiek tym lepiej widzi kim na prawdę jest, potrafi odróżnić to co w nim realne od iluzorycznego - jest to zdolność dyskryminacji, oddzielania ziaren od plew, autorefleksji, krytycyzmu.

Dlatego tak bardzo boimy się przyznać do własnych wad bo im częściej to robimy tym coraz bardziej niszczymy ten fałszywy twór, który rekompensuje nam niedostatki własnego życia w którym realnie moglibyśmy zbudować naszą tożsamość, w oparciu o realne podstawy nabrać poczucia własnej godności.

Bo tak na prawdę zło które nam wyrządzono, krzywda której doświadczyliśmy miała miejsce w wielu przypadkach wiele lat temu. Te krzywdy i związane z nią traumy osłabiły nasze osobowości na wiele lat - do tego stopnia, że zepchnęły nas w sferę bierności, negacji świata, w sferę nieświadomości. Z tego powodu moc twórcza, wyrzutowa naszego umysłu stworzyła świat fikcji, ułudy po to aby zrekompensować własne kompleksy i nieumiejętność życia w rzeczywistości. Nagromadzenie tego spowodowało zderzenie tej ułudy z twardą rzeczywistością co dało psychozę. Ale czy cały ten potencjał bólu i cierpienia który w nas był, jest - czy on jest proporcjonalny do tych wydarzeń z przeszłości? Czy nie jest tak, że każda osoba chora mentalnie zbyt długo pielęgnowała w sobie te traumy - przeżywając je w sobie miliony razy - co spowodowało dalszą spiralę negatywnych emocji w umyśle i dalsze zniekształcenie tych faktów, które przeżylibyśmy lepiej gdybyśmy potrafili spojrzeć na nie mniej emocjonalnie, bardziej uczciwie? Czy nie jest tak, że z naszych krzywdzicieli zrobiliśmy największych katów a z siebie samych niewinne ofiary? Oczywiście źródła problemów mentalnych, tego co nazywa się chociażby schizofrenią nie przebiegają jedynie w relacji - ofiara - kat.

Ale pomyślmy sobie jedno - że z powodu tak długo pielęgnowanego cierpienia uciekł nam spory szmat czasu. Pomyślmy sobie ile z tego co było jest tak na prawdę realne co było grą naszego własnego umysłu. Po latach możemy spotkać się z naszymi krzywdzicielami i ze zdumieniem zauważyć że to całkiem normalni ludzie, którzy nie życzą nam źle chociaż kiedyś nas skrzywdzili. Rzeczywistość poszła do przodu, oni może się zmienili na lepsze, my zostaliśmy w miejscu bo przez wiele lat prowadziliśmy nieistniejące nigdy monologi w których jedna strona odgrywała nas samych a druga ich - w ich usta wkładaliśmy różne słowa, które miały przedstawić ich w złym świetle, zniekształcić na ich niekorzyść. Ile razy naginaliśmy fakty aby żyć w ułudzie? Sorry ze nieskładny post ale tak mi się nasunęło.


Z człowiekiem po prostu tak już jest że zawiera w sobie i dobro i zło, i radość i smutek, cierpienie, ból. Ważne żeby płynnie przechodzić z jednego stanu pozytywnego w ten który nazywamy negatywnym. Żeby za całkowicie naturalne zaakceptować dwie strony medalu, naszego umysłu. Ile razy czujemy zbliżający się negatywny stan z którym nie chcemy się skonfrontować - smutek, złość, nienawiść. Od smutku uciekamy w rzeczy które są dla nas przyjemne. Jeśli chodzi o złość i nienawiść to oczywiście nie mamy jej w sobie - prawie każdy tak powie z powodu hołdowania własnej nieuczciwości. Więc zawsze tworzymy w sobie opór, niezgodę aby jakiś negatywny stan wszedł w nasze wnętrze. Czujemy w sobie wtedy utratę równowagi, stabilności - czujemy dysharmonię, spadek energii. Złość w nas narasta - pojawia się silne napięcie. No i co tym napięciem zrobić, z narastającą frustracją i niezgodą na taki stan? Najlepiej się na kimś wyładować To każdy z nas przecież doskonale wie w jaki sposób dopiec wtedy drugiemu człowiekowi, gdzie uderzyć aby bolało. Gdzie upuścić te negatywne emocje. Inny bardziej świadomy zechce dać sobie w kość poprzez wysiłek fizyczny aby gdzieś to uleciało - praca w ogródku, jakiś sport. Wyżyje się. Jeszcze inny zacznie złorzeczyć na polityków i innych celebrytów. Zawsze wtedy szukamy tego co dla nas wygodne - aby w maksymalny sposób oddalić te uczucia z naszego własnego wnętrza - zepchnąć je, przerzucić gdzieś indziej. Tylko, że wyrzucanie emocji z siebie na zewnątrz powoduje dalszą ich eskalację czego nie chce przyjąć współczesny odłam psychologii mówiący, że dzieci powinno się np. wychowywać bezstresowo czyli pozwalać im aby robiły co chcą, czyli aby dawały upust temu co w nich negatywne, niedojrzałe. Bo to niby zdrowe. Nic bardziej mylnego.

Jest jednak proste rozwiązanie które każdy pewnie zna ale chyba niewielu stosuje. Konfrontacja,przerobienie w sobie pewnych stanów. Na czym polega? Na wpuszczeniu złości i innych negatywnych stanów w nas samych, w nasze wnętrze. Niech te negatywne emocje sobie w nas pohasają a my się im poprzyglądajmy mając ich świadomość. Niech sobie to wszystko w nas popracuje, niech sobie pochodzi, podrepta. Niech ta nieświadoma energia - bo tym są negatywne stany sobie w nas zamieszka. I co się wtedy dzieje -w tym momencie? Patrzymy na wszystko z wyższej perspektywy obserwatora. Odbieramy tej energii jej większość mocy bo się z nią nie utożsamiamy. Widzimy ją z boku - i co się wtedy dzieje - czujemy, że nagle z minusa robi się plus bo w krótkiej chwili kiedy pozwoliliśmy negatywnej energii płynąć w nas samych - nie odcieliśmy się od niej i nie zepchnęliśmy jej do Cienia, do podświadomości co powoduje, że czujemy jeszcze większy spadek energii witalnej w nas samych. Ze spadku energii nieświadomości zrobiliśmy wzrost - napięcie przechodzi w rozluźnienie - na twarzy pojawia się uśmiech a my możemy powiedzieć bliskiej osobie, że mamy ją w dupie - ale zarówno my jak i ta osoba będziemy wiedzieli, że to tylko żart, gra, wygłup bo wypowiedzianym słowom zabieramy cały negatywny ładunek :) Pozostają tylko puste słowa, jak wypowiedziana kwestia aktora w teatrze - bo mowa naszego ciała czyli to co realnie oddaje nasze uczucia i intencje są jak najbardziej pozytywne - wróciliśmy do równowagi, jest dobrze, burza przeczekana.

Im częściej będziemy to praktykować, im bardziej będziemy się starać żyć uczciwie, świadomie - poznając działanie naszego umysłu i przekuwając to w praktykę - tym coraz wyraźniej zaczniemy zauważać, że wszystko co powoduje w nas smutek, depresję, przygnębienie, to tylko wyniszczająca gra naszego własnego umysłu, nasza własna autodestrukcja z powodu załamania uczciwości i spójności naszych własnych systemów kontrolnych, naszego ego, sumienia, czystej, obiektywnej inteligencji, naszej duszy - świadomości.

Z własnym umysłem po prostu nie można walczyć - trzeba go ujarzmić, oswoić, trzeba go obezwładnić świadomością, naszą własną duszą. Ale aby to zrobić trzeba świadomie zaakceptować całe zło w sobie, nazwać je, wyzbyć się własnej ignorancji i samozakłamania. Dopiero wtedy zaczniemy czuć jak puszczają w nas różne więzy, napięcia i jak to wszystko co iluzoryczne z nas ulatuje.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Ciąg dalszy wypocin o cieniu czyli wałkowanie teorii w celu zaprogramowania praktyki czyli działania.

Cała sztuka w dążeniu do wolności, do oświecenia, zbawienia, polega na tym aby uczciwie spojrzeć w swój cień, nie przestrarzyć się go, tak aby nas nie wchłonął. Oświetlić go blaskiem świadomości, duszy, zrozumienia. Wszystko zależy od tego za czym chcemy podążać - czy za tym co reprezentuje w nas cień czyli za różnymi destukcyjnymi przywiązaniami, obsesjami czy za światłem, prawdą, harmonią. Czy za materialnymi pragnieniami naszego umysłu, które weźmiemy za nas samych - do tego stopnia aż w pewnym momencie nas zniewolą bo brak ich realizacji powoduje w nas frustracje i inne gorsze stany czy za naszą prawdziwą tożsamością czy za naszą duszą, która jest nagim blaskiem, bez wszystkiego co iluzoryczne. Za być a nie mieć.

Niestety psychiatria totalnie zakłamała te proste w gruncie rzeczy mechanizmy, które nami rządzą, dla własnych interesów. Tak samo jak psychiatria zrobił to Watykan, tak samo robią to politycy czyli wszelkie elity. Budują w nas i podtrzymują nasz cień, - po to abyśmy byli słabi, abyśmy nieustannie się bali, abyśmy mieli mentalność niewolników, którzy nie potrafią wziąć życia w swoje ręce. To oni budują w nas iluzoryczne poczucie naszego ja - z jednej strony mówią nam to co chcemy usłyszeć i co jest zwykle lekkie, łatwe i przyjemne - są to populistyczne hasła o Zielonej Wyspie, prosperity, ile to dostaniemy kiedy zagłosujemy na daną partię, katolickie zbawienie za nic nie robienie (dawanie na tacę), kiedy katolik nie ma od samego siebie tak na prawdę żadnych oczekiwań i wymagań co do poprawy swojego charakteru. Bo jego religia mówi mu, że wystarczy wierzyć w Jezusa i tylko KK zbawia. Przy okazji nikt nie kontroluje w żaden sposób jego postępu, nikt konfrontuje go z jego własnym cieniem. Dzieje sie coś przeciwnego - on sam idzie do spowiedzi i po raz kolejny zasila iluzję w sobie samym, wierząc, że Bóg odpuścił mu jego grzechy i dał poczucie wolności. Że oczyścił jego osobowość z brudów chociaż on dalej karmi swoje fałszywe ja. Bo czy robi to świadomie, czy świadomie niweluje swój cień i pozbywa się go? Są to też newagowskie wizualzacje i powtarzanie sobie "jesteś piękny, osiągniesz sukces". chociaż realność jest zupełnie inna. To wszystko buduje w nas fałszywy obraz ja - oczywiście w wielkim skrócie bo to nie miejsce i czas na me obszerniejsze wypociny.

Z jednej strony mamy więc na każdym kroku dobrego policjanta, który stwarza w nas wygładzony obraz ja - to np. podtrzymywanie narodowej dumy tam gdzie powinniśmy się wstydzić, który mówi nam ,że winni naszego cierpienia są zawsze "oni" - np. Niemcy, Rosjanie, Żydzi, UE. W religii jest to Szatan. I to wszystko zasila na poziomie jednostki i na poziomie społecznym fałszywy obraz tożsamości. Czyli robi wszystko abyśmy nie konfrontowali się z realnością, tym co bardziej obiektywne. I ten strach przed demaskacją jest odbiciem tego fałszywego obrazu. Zły policjant za to nieustannie mówi np. co mamy robić - KK straszy piekłem, umoralnia nas na każdym kroku, demonizuje rzeczy całkowicie naturalne, które w naszym umyśle piętrzą się do niesamowitych rozmiarów. Zły policjant skłóca i dzieli na prawdziwych i nieprawdziwych Polaków - prawdziwy to oczywiście taki, który pomaga KK tworzyć świat pełen iluzji aby ludzie pełni strachu uzależnili się od tego triku, który pozwala klerowi doskonale egzystować w tym świecie. Triku, który ich wyznawcom daje poczucie złudnej tożsamości a oni cały czas się boją. Boją się, że ktoś ich przejrzy chociaż dzieje się to w coraz większym stopniu. No więc mamy oblężoną twierdzę i rozpaczliwe próby obrony ich własnej iluzji.

Katolicy np. wierzą w Boga, który raz jest okrutnikiem i despotą czyli zaprzeczenien wszelkiej miłości a innnym razem oczekują od niego zbawienia, wyciągnięcia z cierpienia tego świata, miłosierdzia i zlitowania się nad tym, że podobno zgrzeszyli przeciw niemu.

Niestety cierpią przez to na jakieś straszne rozdwojenie jaźni, żeby nie powiedzić poważne symptomy bliskie schizofrenii. Raz twierdzą że to ten okrutny Bóg ma obowiązek im pomóc, bo zostawił ich na pastwę losu w tym świecie - nie ingeruje przecież w ich życie ( chociaż twierdzą, że tak) , nie pomaga im, czują się totalnie opuszczeni a innym razem pełni strachu twierdzą, że to oni wszystko zawalili i czują się w obowiązku bić mu pokłony za wyrządzone zło i błagać o wybaczenie. Więc raz są ofiarą i pełni nienawiści, pychy i roszczeń mówią do Boga "masz obowiązek mnie ratować" a innym razem kulą się pełni trwogi twierdząc, że od "miłosierdzia" tego którego innym razem malują jako okrutnika - zależy ich los. A to po prostu gra ich własnego umysłu, którą sobie fundują - sprzecznych pragnień w które w nich istnieją - pragnienie świata, pragnienia umysłu i pragnienia ich duszy, pragnienie Boga, wieczności, wolności. Pragnienie ptaka, który chciałby wzlecieć do nieba i pragnienie niewolnika, który jest w nich.

Więc te przeciwstawne dążenia nieustannie nimi targają, walczy ich własne dobro i zło, brak umiejętności podążenie w jednym kierunku - za harmonią albo za destrukcją.

Z powodu nagromadzenia ułudy w Tobie i z powodu Twojego ego, które chciałoby natychmiast dostać to czego sobie życzysz. Bo odcinasz się od swojego Cienia tym samym zasilając strach, który Tobą rządzi - budujesz w sobie poczucie iluzorycznego ja, które nie chce sobie pozwolić na bycie sobą, na posiadanie złości, nienawiści. Na konfrontację z własnymi demonami, które w dużej mierze są w nas wyolbrzymione. Hodujesz to wygładzone ja a każdy kto chciałby je zburzyć jest dla Ciebie wrogiem nr1 bo cały czas żyjesz w strachu przed konfrontacją, zdemaskowaniem. I nie tylko Ty, my wszyscy. Oczywiście to zło, cień, który jest w Tobie przenosisz na kogoś innego niż Ty - pewnie na ludzi z otoczenia. Katolicy np. całe zło czyli swój własny cień wrzucają w Szatana a jego odbiciem jest cały, niekatolicki świat. Ja też tak robiłem, robię dalej choć w trochę mniejszym stopniu. Bo każdy kto chce zdemaskować nasze iluzoryczne ja jest dla nas zagrożeniem. Nie ma prawa zburzyć nam labiryntu wygodnej ułudy. Więc nasze fałszywe ja walczy o nas jak lew zaplątując nas w jeszcze większą i większą ułudę. I to fałszywe, iluroryczne ja w nas, ten strach z powodu niego powoduje, że działamy z poziomu zawężonej świadomości, z poziomu ego, które wpierw zastanawia się co zrobić aby być dobrze odebranym po to aby dalej zasilać nasze falszywe ja. Powoduje, że gramy przed innymi swoją wyuczoną rolę. I spirala się nakręca coraz bardziej. Tak, że pewnego dnia nie wiemy już co jest w nas pawdziwe a co nie. Dlatego wiele osób boi się świata, który zdemaskuje ich własny świat zbudowany na fantazjach, zdemaskuje ich iluzoryczne ja. Więc to świat jest zły, wrogi. To chyba proste.

Postaraj się to przemysleć drogi katoliku i niekatoliku bo od tego na prawdę zależy droga do naszej wolności. Bo to są prawidła naszego własnego umysłu, każdy ma identyczne.

Dlatego kiedy demaskujemy w sobie negatywne uczucia - patrzymy na nie promieniem naszej własnej świadomości - okazuje się, że ten potencjał zła w nas, destrukcji się zmniejsza - jest jak grymas, jak maska aktora, który obejmujemy tym świadomym wejrzeniem. Czujemy, że jesteśmy nad tym a to pod nami więc bardziej swobodnie możemy skierować ten negatywny potencjał na wybrane przez siebie tory, mamy nad nim większą kontrolę. Zaczynamy ujarzmiać i obezwładniać swój cień. Wytrącać mu wszelkie działa.

I wtedy wpada w nasze wnętrze coraz więcej światła - a tą negatywną energię cienia, która objeliśmy zrozumieniem możemy przemienić w świadomą kreację, w świadome ukierunkowanie i wyrażenie wszystkiego co w nas brzydkie, brudne. Czujemy się wtedy bardziej prawdziwi. Bo zaczynamy mówić sobie czy bliskim o tych brudach. Bardziej potrafimy oddzielić to co realne od nierealnego, oswajać to. Okazuje się wtedy coraz bardziej, że różne pragnienia, które nami rządziły np. pragnienia seksualne, które z jakiś powodów uważaliśmy za złe ( najczęściej celowo zdemonizowane przez religię aby stworzyć poczucie winy i zasilić nasz cień), nieczyste ( oczywiście z powodu wybudowania fałszywego ja w sobie, chcieliśmy się tak widzieć) - tak na prawdę nie są do końca naszymi pragnieniami, to była gra naszego umysłu w którym wszystko wygląda na bardziej atrakcyjne bo zbudowane na ułudzie.

Ukierunkowanie tej energii pokazuje nam samym, że tak na prawdę jest w nas mnóstwo energii, którą traciliśmy na zasilanie cienia, ułudy a strach był jej tworem. Więc zaczynamy podążać drogą do poznania samego siebie, wymywania wszystkiego co iluzoryczne. Zaczynamy maszerować do przodu wytrącając naszemu umysłowi coraz częściej różne bronie, obezwładniając go coraz bardziej. Jeśli będziemy to robić systematycznie i uczciwie będziemy czuć jak wszelkie napięcia będą w nas puszczać coraz bardziej.


Dlatego nie ma żadnej drogi do wolności bez zrozumienia, że przyczyna naszego nieszczęścia to nasz własny cień, negatywna, iluzoryczna część naszego ego, które samo w sobie jest jedynie pryzmatem, odbija w nas wyższą, wieczną prawdę, załamuje ją. A jak ego będzie czyste, będzie po prostu jak czyste okulary, którymi patrzy na świat nasza własna dusza - świadomość. O tym wszystkim mówił Jezus w Kazaniu na Górze, o tym wszystkim mówił Budda, mówił także Mahomet bo prawdziwy wymiar dżihadu to walka z wrogiem wewnętrznym czyli naszym ego, iluzoryczną jego częścią. A więc do roboty - demaskujmy swój własny cień albo i nie...!

Przepraszam za powtarzanie tym samych zwrotów ale droga od teorii do praktyki polega na tym, aby pewne rzeczy wrosły w nasze myślenie, w nasze mechanizmy, automatyzmy. Aby nasze poglądy, nasze przekonania były żywe bo wiara bez tego jest martwa. Aby ten który podobno wie i przyklaskuje na takie prawdy jak miłość i dobroć stał się robiącym. Aby słowo ciałem się stało... Inaczej mówimy o pewnych ideach a za parę sekund wracamy do zupełnie innego życia, odsuwając to na półkę pięknych choć nierealnych prawd. Dlaczego nierealnych? Bo świat żyje inaczej, bo uczciwym warto być ale...się nie opłaca...I to jest kolejna gra naszego umysłu, bo aby coś było w nas prawdziwe a nie iluzoryczne, musimy to na powrót odnaleźc w naszym własnym wnętrzu, w sobie. Inaczej żadnej prawdy nigdy nie znajdziemy, jedynie jej skrzywienie, namiastkę, jej kawałek.
Ostatnio zmieniony sob sty 18, 2014 7:24 pm przez Kamil Kończak, łącznie zmieniany 2 razy.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Choroby mentalne mają miejsce wtedy kiedy nierealność, ułuda rozjechała się z realnym widzeniem siebie. Bo rozjechały się praktyką, czyli tym co jest prawdziwą tożsamością, kiedy po prostu widzimy w wyostrzeniu kim jesteśmy i co czujemy. To świadomość istnienia, to uczucia, które nas wypełniają, to one kierują impuls do świata - nasza mowa ciała, my całym sobą to mówimy a świat to widzi. Każdy to czuł kiedy był zakochany - nie zastanawiał się jak będzie odbierany bo wypełniała go harmonia. Nie zastanawiał się czyli nie myślał jak ubrać swoje słowa, mimikę, jak gestykulować - pełna spontaniczność. Nie grał żadnej roli, był sobą, mial w sobie cały Wszechświat, czuł tą jedność. Bo nie działał z poziomu ego, swoją świadomością ogarniał wszystko, nie czuł strachu.

Wtedy nie ma w nas udawania i aktorstwa. Zawsze jesteśmy tacy sami - równi. Bo każdy nasz gest, wypowiedziane słowo wypływa z naszego wnętrza, z prawdy, którą jesteśmy. Nie ma w nas tyle udawania bo prawda nie musi się zastanawiać, po to aby przed samym sobą i światem odgrywać wyuczoną rolę. Prawda jest kreacją - prawda jest falą Wieczności uderzającą o brzeg tego świata, emanuje do tego świata zewnętrznego, wracając do swojego źródła, jeszcze bardziej się tą prawdą nasycając. Jest niewyczerpalna, jest zdrojem Wody Żywej. Samą miłością, samą świadomością, samym Bogiem czyli tym co ponad umysłem, myślami, zmysłami. Duchem świętym, który kruszy, który spala wszelkie więzy naszego ego, cały strach...

I tak jak z powodu fałszywego ja żyjącego w ułudzie, którego odbiciem był ten strach, tak przeciwieństwem jest odbicie Wieczności w naszym umyśle....Spirala przestaje się nakręcać - dusza może stopniowo pozbywać się kajdanów nałożonych jej przez umysł.


Nie musimy szukać potwierdzenia w tym, że ktoś daje się nam nabierać na nasze maski - inni też noszą maski więc wszystko się nieustannie napędza. Jeden kupuje pozory drugiego - rolę, którą sam sobie napisał. Jeden udaje przed drugim takiego jakim chciałby być we własnych oczach i bierze to za prawdę - tamten w to wierzy - jednocześnie sam gra i oczekuje wzajemności. Chociaż na poziomie podświadomym i nieświadomym zdajemy sobie sprawę w jakim położeniu wszyscy jesteśmy. Z tego, że wszystko jest teatrem masek, teatrem iluzji. Że tak wielu ludzi nie potrafi być sobą. Jeśli człowiek zdaje sobie sprawę z tych wszystkich mechanizmów to może się stać świadomym aktorem tej farsy zwanej życiem. Ile ma wtedy energii, którą zasilany był cień z powodu własnego, wewnętrznego zakłamania na rzecz budowania fałszywej jaźni! Z powodu tego, że odszedł od prawdy w swoim życiu. Takie to proste i trudne zarazem. Bo trzeba to zrozumieć sercem a nie tylko intelektem, poczuć na nowo tą prawdę w sobie i za nią podążać.

Jak Głupi Jasio, na przekór światu wyruszyć na spotkanie z Wiecznością...
Ostatnio zmieniony sob sty 18, 2014 7:54 pm przez Kamil Kończak, łącznie zmieniany 3 razy.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Awatar użytkownika
Francesco
zaufany użytkownik
Posty: 4928
Rejestracja: ndz gru 22, 2013 5:53 pm
Status: jatądrobnącząstkącowieczniezłegochceazawszeczynidobro
Gadu-Gadu: Czarnokrwista
Lokalizacja: Z Żmijem.

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Francesco »

.
Ostatnio zmieniony pn kwie 13, 2015 2:25 pm przez Francesco, łącznie zmieniany 1 raz.
Miłość & Muzyka
~ Amen ~
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Cieszę się, że zaczynasz rozumieć tą prawdę, którą starałem się przestawić w maksymalnie prosty sposób w swoich wypocinach. Robiąc te wypociny, sam zdaję sobie sprawę jak bardzo mnie dotyczą. Prawda jest w Tobie, sam zaczniesz ją odkrywać, kiedy zdemaskujesz robaka w swoim wnętrzu. Zrozumiesz, że całe Twoje nieszczęście jest zbudowane na fałszywym ja z którego bierze się fałszywa duma, której hołdujesz, którą hodujesz i wspierasz.

Aby to zmienić trzeba zdać sobie sprawę z tego robactwa, które tkwi w nas - ja tak to nazywam. Sam dla siebie jestem robalem, najbrudniejszym i najbardzej obrzydliwym...Pędrakiem, który ucieka przed światłem, bo boi się zdemaskowania, tego, że ktoś go przejrzy...Chociaż moja dziewczyna mówi, że robale i padalce są urocze ale ona jest nieobiektywna, bo zdrowo szurnięta na punkcie zwierząt... :)

Oczywiście demaskowanie robale w sobie ma mieć wymiar świadomy a nie destrukcyjny. Destrukcja byłaby dalszym zaglębianiem się w nieprawdziwe ja, cień móglby nas wciągnać.

Jeśli zdamy sobie sprawę ze swojego własnego robactwa i spojrzymy na nie bardziej łaskawym okiem - zaczniemy w ten sposób drogę do samoakceptacji. Zaczniemy niszczyć swoje iluzoryczne ja.

Bo jak można bać się światła prawdy? Wierz albo nie wierz ale to dlatego na osoby chore mentalne promienie słoneczne działają tak, że czują się źle. Że wysiada ich układ krążenia, że czują się zmęczeni chociaż powinno to na nich działać pozytywnie, powinni czuć większy entuzjazm i optymizm. Bo ładowaliby się energią Słońca, która spalałaby w nich iluzję, produkowałaby na poziomie mózgu i hormonów witaminę D.

(Skąd się biorą hormony, co je inicjuje? Czakra ogniowa czyli swoisty akumulator połączony z tym żywiołem)

Dlaczego tak się dzieje? Bo działają z poziomu iluzji i fakt, że hodują w sobie robaka sprawia, że odbijają od siebie promienie Słońca, traktując je jako coś obcego, obcy twór. Tak samo jest ze wstrętem do wody.

Iluzoryczne ja sprawia, że odcinają się od energii Słońca, która w świecie materii, przyrody, jest najczystszą manifestacją Ducha Świętego, Słowa, Logos, czyli możliwie najczystszej, istniejącej superświadomej energii która jest źródłem całego Wszechświata. Którą nazywamy Bogiem. Nie ma drugiego bardziej spokrewnionego żywiołu z tą najwyższą wieczną rzeczywistością, jedynym stałym, niezmiennym. blaskiem prawdy. Reszta to odbicia i cienie - co opisywał poczciwy Platon a także Sokrates - " Czym jesteś - nie widzisz : to, co widzisz, jest Twoim cieniem".

Dlatego schizofrenicy powinni jak najczęściej przebywać na Słońcu ale fakt, że działają z poziomu iluzorycznego ja sprawia, że Słońce działa na nich zbyt intensywnie bo nie pozwalają aby ta energia wpadała w ich wnętrzne - tworzą opór. Najlepiej czują się w mroku, przy załoniętych zasłonach. Fakt, że działają z poziomu zawężonej świadomości - tego iluzorycznego ja sprawia, że Słońce w sposób naturalny pali iluzję w nich czyli pali ich iluzoryczną tożsamość. A oni przecież tego nie chcą. Zapieraję się rękami i nogami.

Jestem o tym głęboko przekonany, sam tak przez wiele lat miałem. Wystarczyło, że temperatura przekraczała 20 stopni a ja umierałem. Przejście kilkuset metrów sprawiało, że rozsadzało mi glowę a ja czułem się jak pijany. Bo energia Słońca powodowała we mnie tak wielkie napięcie, opór we mnie. Spalała moje mentalne "bezpieczniki". Dlatego, kiedy będziemy często przebywać na Słońcu to zacznie ono przywracać naszą wewnętrzną równowagę, odbudowywać "błony" chroniące nas przed szkodliwymi wpływami świata zewnętrznego. Będziemy działać z poziomu poszerzonej świadomości, wypierając iluzoryczne ja. Oczywiście przesadzanie w drugą stronę też nie jest dobre. Przebywać na Słońcu a opalać się na raka to znaczna różnica :)

To nie są prostackie wytłumaczenie tylko mechanizmy działania naszego umysłu, który zbudowany jest z żywiołów, który go napędzają. Ziemi, Wody, Słońca, Powietrza oraz akashy - ich źródła czyli najczystszej materii oraz duszy, która wykracza poza przyrodę, poza umysł, czyli jest czym więcej niż czystą energią bez domieszek materii - jest świadomością, blaskiem prawdy, która w jednym wejrzeniu ogarnia całość zjawiska, które znajduje się w jej wnętrzu.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

Kamil ty piszesz o urojeniach wyższościowych czy kompleksach
i jaką znasz droge do siebie
bo ja znam jedną przez Jezusa przez świętych Józefa Maryję patronów anioła stróża do Jezusa a w konsekwencji do samego Boga


ps. co myślisz o medytacjach Ignacjańskich
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Piszę o drodze do bardziej zdrowego psyche. Nie napisałem, że jest to prawda najwyższego poziomu czyli prawda boska. Jest to prawda, którą nazywam prawdą robaka. Czyli zdawaniem sobie sprawy z tego, że to co jest udziałem 99,9 % ludzkości to ciemność i jej skrywany produkt czyli tęsknota za światłem, za harmonią, za Bogiem, za Wiecznością. Skrywany bo jest to uczucie wewnętrzne, bo to co prawdziwe czyli uczucie, zawsze pozostaje w nas w odróżnieniu do emocji, którą na zewnątrz kieruje impuls nieświadomości.

Emocja jest mniejszą lub większą dysharmonią a uczucie harmonią, która wypływa ze swojego źródła czyli ze świadomości. Żródłem emocji jest iluzoryczne ja czyli produkt tego co bardziej nieświadome . To ja jest centrum, zasilane tymi emocjami, m.in. fałszywą dumą, próżnością, tworzące strach. Emocja jest odbiciem iluzorycznego ja, a uczucie jest odbiciem świadomej kreacji, Wieczności.

Cała ta spirala przypomina węża zjadającego swój własny ogon. Spirala, która zdaje się nie mieć końca. Na szczeście ma bo kierunek przepływu energii da się odwrócić - minus zamienić na plus, nieświadomość na świadomość, nicość na istnienie czyli Słońcem pokonać cień. Prawdą zabić ułudę. Aż pewnego dnia te wszelkie strachy okażą się pustymi maskami teatralnymi, które MY SAMI OŻYWIAMY i animujemy. Bo sami jesteśmy ich twórcami.



Chodzi więc o to, że uczucia nas wypełniają do tego stopnia, że tym emanujemy z siebie, świecimy tym blaskiem, bo jest w nas tyle szczęścia i radości, że czujemy jego nadmiar. Jesteśmy jak naczynie, które się przelewa i chcielibyśmy innych tym nadmiarem obdzielić. Jeteśmy jak kielich obfitości. Zaczynamy być nastawieni na dawanie a nie na branie, które sprawia, że napędzamy spiralę iluzoryczenego ja i strach. Bo zdajemy sobie sprawę, że chociaż dzielimy się tym co mamy w sobie, nic a nic nie tracimy a mamy jeszcze więcej? Jak to możliwe? Ponieważ nie ma w nas strachu przed utratą czegoś. Ponieważ źródło naszego nadmiaru jest Wieczne i nieskończone a nie czasowe w przeciwieństwie do iluzorycznego źródła strachu. Oczywiście ten nadmiar jest nadmiarem na nasze ludzkie możliwości, jednostki jaką jesteśmy. Jest błogością, którą zaczyna nas wypełniać i spalać strach przed bezinteresownym dawaniem siebie. Przed działaniem bezpragnieniowym.



Obrazek

Uroboros
Jako symbol gnostyków urobor wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy, która nigdy nie zaniknie i będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się. Urobor pierwotnie był symbolem rzeki, jaka miała opływać Ziemię, nie mającej źródeł, ani ujścia, do której wlewały się wody wszystkich rzek i mórz na świecie.

Jest to symbol nieskończoności, wiecznego powrotu i zjednoczenia przeciwieństw (coincidentia oppositorum). Gryzący własny ogon wąż wskazuje, że koniec w procesie wiecznego powtarzania odpowiada początkowi. Mamy tu do czynienia z symboliką cyklicznego powtarzania - obiegu czasu, odnawiania się świata i światów, śmierci i odrodzenia, wieczności po prostu.

W symbolice alchemicznej urobor to symbol zamkniętego, stale się powtarzającego procesu przemiany materii - procesu, który w formie faz podgrzewania, parowania, chłodzenia i kondensacji cieczy ma prowadzić do sublimacji substancji. Urobor to odpowiednik kamienia filozoficznego.

W psychologii analitycznej Carla Gustava Junga urobor to metafora wczesnodziecięcej fazy rozwoju, w której jeszcze nie zaszedł proces różnicowania na świat zewnętrzny i wewnętrzny, a zatem fazy, w której nie uformowała się jeszcze tożsamość seksualna. Dopiero powstająca świadomość „ja” pozwoli przełamać fazę uroboralną, różnicując świat na matriarchalny i patriarchalny.

W Cernie naukowcy zbudowali swój akcelerator czątek elementarnych i są święcie przekani, że uchwycą w nim tzw. "cząstkę bożą". Nie jest to jednak możliwe bo jedynym akceleratorem cząstek we Wszechświecie, swoistym laboratorium w którym można uchwycić uniwersalną świadomość, Boga jest istota ludzka. Sama w sobie jest tym akceleratorem i obwodem (pozornie zamkniętym) gdzie nieskończoność łączy się ze skończonością, początek z końcem, alfa z omegą. I to my sami jesteśmy kamieniem filozoficznym - to ludzki umysł czyli doskonała jedność czterech żywiołów - ognia, wody, powietrza ziemi - dająca dostęp do żródła tych czterech czyli askashy dzięki czemu mamy zdolność myślenia, dyskryminacji, rozróżniania.


Kamień filozoficzny był kwintesencją (od łac. quinta essentia, "piąta esencja"), czyli jednością czterech żywiołów.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kamień_filozoficzny

Obwód ten jest pozornie zamknięty gdyż zamknięcie istnieje z naszego poziomu - jest to pierwsze załamanie czyli pierwsze skrzywienie promienia jedynej stałej, wiecznej rzeczywistości czyli to co nazywamy grzechem pierworodnym. Załamanie światła prawdy, które w świecie czasu i przestrzeni tworzy wiele swoich odbić.

Można więc powiedzieć, że powstaje wtedy zbiorowe fałszywe ja czyli zbiorowy umysł. Filozofie Wschodu nazywają to ja Brahmanem, który sam w sobie nie podlega iluzji tylko ją tworzy załamując światło prawdy.

Wyobraź sobie, że istnieje jedna, niepodzielna, wieczna rzeczywistość. Nie ma w niej żadnych przeciwieństw i antagonizmów. Jest całkowicie spójna. Jest jedną jaźnią. Z tej rzeczywistości wypływają dwa nurty czystej energii - spotykają się w jakimś punkcie w próżni zderzając się ze sobą - tworzą kolejne żródło będące początkiem kolejnego poziomu rzeczywistości - z tego źródła wypływają znowu dwa nurty energii ale jest to już kopia tego drugiego źródła i 1/4 wiecznej rzeczywistości. I tak najwyższa rzeczywistość dzieli się tworząc różne podźródła - które tworzą samoświadomość na swoim poziomie - czyli są świadome tylko tego co poniżej nich - są "bogami" swojego poziomu. Dlatego ich dalej w "dół" schodzenia tej boskiej rzeczywistości tym istnieje więcej podenergii operujących w ramach danego poziomu. Każdy poziomu w "pionowym" spektrum przecina boska rzeczywistość. Dlatego mówi się, że Bóg jest wszędzie, skotłowany w różne struktury.

Czyli na 3 poziomie - łącznie z boską rzeczywistością mamy już 4 podenergie plus wieczna energia przenikająca nieustannie utrzymująca i energetyzująca wszystkie poziomy.

Tworzy to więc niesamowity labirynt ułudy, labirynt umysłu, z którego można się wyplątać bądąc jedynie w ludzkim ciele czyli w jedynym laboratorium potrafiącym uchwycić najwyższą rzeczywistość a nie jej odbicia, załamania. Dlatego nie bez powodu mówi się, że to człowiek jest szczytem stworzenia, pierwszy po Bogu, bo jedynie on może odnaleźć w sobie Prawdę. Nie są zdolne do tego zwierzęta gdyż nie posiadają wystarczajaco skonfigurowanego psyche - umysłu aby odróznić iluzję od prawdy. Nie potrafią tego "aniołowie" czy "diably" czyli samoświadomości na danym poziomie gdyż są jak gubernatorzy "niższych" poziomów stworzenia i w obrębie swojego posiadają autonomię. Mogą rządzić tymi poziomami i czuć się bogami tych poziomów.

Czyli wspomniany Brahman, nazywany również Uniwersalnym Umysłem albo Szatanem, Księciem tego świata pod którego jesteśmy wływem, gdyż nasz indywidualny umysł jest częścią Uniwersalnego Umysłu - jest jak bardziej subtelny, metafizyczny chip który mamy w sobie. Nasza świadomość, dusza, jest za to odbiciem Wieczności czyli Uniwersalnej świadomości, Boga.

Mamy więc w sobie dwa przeciwieństwa, antagonizmy które nieustannie się ze sobą ścierają - Boga i Szatana. Duszę, która ciągnie do Wieczości, do swojego Źródła, ponad odbiciami oraz umysł, którego przedmiot zainteresowania jest zupełnie odmienny - ciągnie nas do zewnątrz. Przez co staliśmy się niewolnikami swoich grzechów czyli załamań - naszego iluzorycznego ja pod którego jesteśmy wpływem. Pod wpływem cienia, podświadomości. Cienia, który napędza nasz strach i zmusza nas nieustannie do tworzenia kolejnych, kolejnych załamań. Więc jesteśmy zwykłymi marionetkami nie posiadającymi ani odrobiny wolnej woli. Bo rządzi nami nasze fałszywe ja. Jesteśmy więc odtwórcami roli wykreowanej przez to ja. Więc cokolwiek robimy to tak na prawdę jeszcze bardziej zasilamy swój cień - jeszcze bardziej pogłębiamy swoją niewolę - myślą, mową, uczunkiem i zaniedbaniem. Każdy wykonany ruch w tym świecie pogłębia nasze duchowe bankructwo, oddala nas od Prawdy.

Pomyślmy więc jakimi jesteśmy niewolnikami... I niestety nie urodziliśmy się tabula rasa, bo to by oznaczało, że każde dziecko musiałoby się urodzić oświecone. Bo skąd wzięłoby się w nim załamanie światła prawdy skoro nie zdążył go jeszcze uczynić, zgodnie z chrześcijańskim dogmatem jednego życia?

Mówiąc bez ogródek - cień, który nad nami wisi w tym życiu jest jedynie ułamkiem cienia, który w sobie mamy. Jest w nas jedynie cieniem, który zostal nam dany do przerobienia na to jedno życie. Jest ułamkiem tego co filozofie Wschodu nazywają karmą a religia katolicka - grzechem.

Ludzie zamiast wyzbywać się swojego cienia i konfrontować się w nim - marnują tym samym jedyną możliwość daną im z racji tego, że są szczytem stworzenia, człowiekiem który jako jedyny może uciec z tego jednego wielkiego więzienia ułudy. Robimy to bo wmówiono nam, że musimy zasilać swoje fałszywe ja bo nie ma żadnej Prawdy, bo po tym życiu czeka nas nicość.

Uniwersalnemu Umysłowi oczywiście nie zależy na tym aby jakaś dusza uciekła z jego poziomu, bo tym samym traci duszę, która zasila jego istnienie czyli poziom, którym rządzi. Tym samym traci małą cząstkę swojej mocy - tej iluzorycznej samoświadomości.


Koniec wypocin na dzisiaj - mam nadzieję, że da to do myślenia chociaż jednej osobie - dzisiaj albo kiedyś...
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Awatar użytkownika
Francesco
zaufany użytkownik
Posty: 4928
Rejestracja: ndz gru 22, 2013 5:53 pm
Status: jatądrobnącząstkącowieczniezłegochceazawszeczynidobro
Gadu-Gadu: Czarnokrwista
Lokalizacja: Z Żmijem.

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Francesco »

Daje do myślenia. Uczy dystansu do rzeczywistości.
Ostatnio zmieniony pn sty 20, 2014 7:27 pm przez Francesco, łącznie zmieniany 1 raz.
Miłość & Muzyka
~ Amen ~
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Nie jest tak do końca gdyż jest to prawda robaka a nie prawda tego, który może powstać z robaka czyli...np. motyla, który wolny od swojego cienia wtopi się w Wieczność? Jest to jedynie prawda człowieka, który niejasno zdaje sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia. Prawda umysłu "nie wiem" i tego, że nie ma w nas światła tylko tęsknota za nim, nie ma w nas miłośći tylko jej skrywane pragnienie. Nie ma w nas żadnej mądrości tylko jej nieudolna kopia, skrzywienie. Bo tym jest intelekt, przesączony przez pryzmat naszego ilurycznego ja. Intelekt odcięty od Światla jedynej Prawdy.

To już wiele, ponieważ zdawanie sobie sprawy z własnej ignoracji zaczyna budzić z uśpienia tego, który smacznie spał sobie w legowisku. Który nie wierzył, że zaczniesz go demaskować, bo tak bardzo jest wrośnięty w poczucie Twojej tożsamości.

Ale jego śmierć kiedyś przyjdzie, bo zje go świadomość z poziomu o którym nie ma pojęcia. Więc zajdzie go od tyłu a on nawet się nie odwróci. Od tylnych drzwi o których istnieniu nawet nie ma co marzyć.


p.s. Cały Wszechświat daje nam codziennie mnóstwo podpowiedzi i znaków. Na poziomie pod i nieświadomym. Niestety nie chcemy ich czytać z powodu marzeń i iluzji którą chcemy w sobie ocalić. Nie widzimy tego ponieważ nie jesteśmy receptywni. Ponieważ bodźce ze świata zewnętrznego są scentralizowane na nasze iluroryczne ja, które je odbija i spycha do naszego cienia. A nie na świadomość, która potrafiłaby pewne bodźce właściwie odczytać i potraktować jako wskazówkę w celu poszerzenia świadomości i poprawienia naszej wyostrzonej, skoncentowanej uwagi. Oczywiście nie można przesadzać w drugą stronę bo zaplątalibyśmy się w kolejną grę.

Np. wczoraj pisząc post na evocie zdałem sobie sprawę, że to co piszę o iluzorycznym ja i całej tej spirali strachu przypomina węża zjadającego swój ogon. Więc wpisałem tą frazę do google i wyszło mi to co wyszło - uroboros. Schodzę za chwilę na dół a tam moja (mam nadzieję) przyszła teściowa klei z origami węża dla swojego wnuka co by dobrą ocenę dostał. Przypadek? Oczywiście, że nie.

Różnica pomiędzy schizofrenikiem a człowiekiem świadomym nie jest aż taka wielka. Wszystko zależy od tego jak będziemy interpretować pewne impulsy ze świata zewnętrznego - czy negatywnie czy pozytywnie. Czy destrukcyjnie czy receptywnie. Czy potraktujemy wszystko jako podpowiedź ze świata, czy będziemy ją negować zasilając nasze iloryryczne ja zgodnie z systemem fałszywych przekononań jakie chcemy w sobie zachować.
Ostatnio zmieniony pn sty 20, 2014 7:25 pm przez Kamil Kończak, łącznie zmieniany 1 raz.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

co ty pitolisz to jakaś dezintegracja pozytywna ?
a jakbym dowiedział się o sobie " to bym zesrał się z przerażenia "
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

z natury każdy człowiek jest spaczony wrócić do pierwotnego stanu możemy tylko przez Jezusa
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

poterapełtyzował byś mnie w tym wątku ?
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

piotr 84 pisze:co ty pitolisz to jakaś dezintegracja pozytywna ?
Czy napisałem gdzieś coś takiego? :) Pisałem o uważności i o pozytywnym chłonięciu bodźców ze świata, pozytywnej ich interpretacji poprzez naszą świadomość a nie iluzoryczne ja, które odrzuca wszystko co jest niezgodne z jego system wierzeń. Chodzi więc o plastyczność a nie hermetyczność. O maksymalne odsunięcie na na bok emocji naszego fałszywego ja.

Ludzie lubią nazwy i definicje więc wklejam pierwszą z brzegu, choć definicja nie oddaje tego o co mi chodzi :
Żwawość (ŻW) — jedna z czasowych charakterystyk zachowania (obok perseweratywności), tendencja do szybkiego reagowania, utrzymywania wysokiego tempa wykonywanych czynności oraz łatwej zmiany reakcji (zachowania) w odpowiedzi na zmianę warunków zewnętrznych.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Żwawość
piotr 84 pisze:poterapełtyzował byś mnie w tym wątku ?
Nie jestem w stanie. To Ty możesz to zrobić do pewnego stopnia. Najpierw musisz zastananowić się co powoduje w Tobie poczucie dumy, próżności, co ją karmi. Czyli jakie sytuacje sprawiają ,że reagujesz emocjonalnie. Zazwyczaj dzieje się wtedy, kiedy ktoś pisze coś przeciwnego do naszych przekonań. Dlatego, że te przekonania, które deklarujemy są martwe. Zasilają one jedynie nasze iluroryczne ja czyli to jak chcemy się widzieć.

Więc cała sztuka polega na tym aby nasze przekonania były naszymi czynami 24 h/ 365 dni w roku - abyśmy tym żyli non stop. Wtedy wyzbędziemy się emocji bo przekonania będą oparte na realnych podstawach i tą prawdę będziemy czuć coraz bardziej w sobie. Nikt nie odbierze nam żadnego iluzorycznego poczucia dumy bo nie będziemy jej zasilać. Czyli nikt nie będzie w stanie tej prawdy zanegować. Bo wrosło to w nasze automatyzmy, prowadzi nas do harmonii. Czyli jesteśmy tymi przekonanami tak jakbyśmy o nich zapomnieli. Bo nasze zachowanie wyprzedza myśli, wątpliwości. Ale nie działamy jak roboty bo robimy to z poziomu poszerzonej świadomości z powodu wyliminowania emocji naszego nieprawdziwego ja.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Unknown
zaufany użytkownik
Posty: 5448
Rejestracja: ndz wrz 27, 2015 2:20 pm
Status: Schizo
Lokalizacja: Void
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Unknown »

Kamil Kończak pisze:W Cernie naukowcy zbudowali swój akcelerator czątek elementarnych i są święcie przekani, że uchwycą w nim tzw. "cząstkę bożą". Nie jest to jednak możliwe [...]
Peter Higgs i Francois Englert otrzymali już (w tamtym roku) nagrodę Nobla z fizyki za odkrycie bozonu Higgsa, który nazywasz cząstką "boską". :)
''Insanity - a perfectly rational adjustment to an insane world.'' http://chomikuj.pl/Antypsychiatra

Zapraszam wszystkich popierających antypsychiatrie do dołączenia: http://www.digart.pl/grupy/16361/Anty-psychiatria/ moja grupa ma charakter otwarty.
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

http://adam-czlowiek.blogspot.com/2014/ ... z-sie.html


a to mój prezent dla ciebie Kamilu tylko nie wiem jak tam do końca jest z Mariawitami
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Napisałem, że w drugą stronę nie można przesadzać. Wąż zjadający swój ogon to tak na prawdę podążanie za iluzją swojego idealnego ja - superego. Czyli to wszystko co myślimy o sobie - nasze fałszywe ja i jego ostateczne pragnienia, które opisałem Zbyszkowi Lisieckiemu w swoim pijanym widzie. Być może on to skonfrontuje jeśli przeczyta ten wątek. Może nie pomoże mi zbawić swiata ale dzięki temu może na evocie powstanie coś pożytecznego...
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

mam fizjologiczny problem nie chce czekać chce trwać ? pisze fizjologiczny bo mógłbym dać co najwyżej jałowy wywód o tym że jak się zbliża noc czekam rana że chce sprawy uporządkować etc.
Awatar użytkownika
Kamil Kończak
zaufany użytkownik
Posty: 12349
Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
płeć: mężczyzna
Kontakt:

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: Kamil Kończak »

Nie porządkuj ich - pielęgnuj umysł "nie wiem" bo wątpliwości są Twoją największą siłą :)

Oczywiście nie przesadzaj, bo pewne rzeczy trzeba robić hehe - jedzenie, picie, mycie i branie na poważnie i z uśmiechem zarazem, tego co inni od nas chcą, robienie tego z żelazną konsekwencją :)

Jak będziesz tak tańczył jak inni ci zagrają, to znajdziesz mnóstwo czasu na to aby być sobą i kontemplację tego stanu :) Przy okazji może inni zaczną tańczyć wokół Ciebie, bo w końcu wyzbędą się z siebie resztek zazdrości, że Ty to potrafisz a oni nie. Sobą być czyli wiedzieć, że istnieje czas pracy i czas zabawy, czas obowiązków i przyjemności. Że wszystko zatacza koło, chory perfekcjonizm zatacza koło i zjada swój ogon.

Że w życiu chodzi o harmonię, drogę do niej. I takie tam ble ble ble, prawdy robaka jakim jestem i człowieka zarazem.

Więc będziecie tańczyć wokół siebie - to uniwersalna droga do prawdziwej harmonii społecznej, satwy :shock: :shock: która musi się zacząć w podstawowej komórce społecznej zwanej rodziną. Tancerze na poziomie rodziny będą promieniować na okoliczne łąki, pola i lasy, miasta i metropolie - kochając się wzajemnie i nienawidząc - dając komuś wyżej iluzję, że nimi włada. A potem ich wszystkich wciągnie Najwyższy... Ale czy to prawda? Oczywiście, że nie. A może tak? Dowiemy się w kolejnych odcinkach...


Sobą być...

kochając się wzajemnie i nienawidząc
errata - aż zazdrość wciągnięta zostanie na wieki wieków Amen. To mówię ja, Kamil, Ryszard, Jan Kończak - ogłaszam uniwersalną prawdę Brahmana zwanego Satanem. A jak zadzwonicie aby zabrała mnie karetka do tych, którzy wam zazdroszczą - czubki z evotu to jeszcze wam podziękuje.

p.s.2 nie karmcie się próżnością waszego czubostwa - "nie wiem" jest Wam dane. Chyba, że znajdziecie na tym łez padole prawdziwe lustro, które pokaże Wam prawdę a nie jej skrzywienia. To co już całkiem poważnie...

żartowałem!!! :)

Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.

" May your love of the form culminite in the love of
the formless."

https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
doversole
zarejestrowany użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: wt lut 04, 2014 12:20 am

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: doversole »

Witam serdecznie:) Ciekawy monolog/dyskusja... Zastanawiam sie czy mieliscie kiedykolwiek przyjemnosc lektury ktorejkolwiek z ksiazek Alice Miller i jaka jest Wasza opinia na temat teorii tej autorki? Oczywiscie, nie tylko w kontekscie zaburzen psychicznych.
Niestety im czlowiek jest starszy, tym trudniej mu otrzymac od innych ludzi milosc, ktorej kiedys odmowili mu rodzice. Jego oczekiwania jednak w zadnym razie nie maleja. Przenosi je jedynie na relacje z innymi ludzmi, przede wszystkim z wlasnymi dziecmi, chyba ze uda mu sie zrozumiec zasade dzialania tego mechanizmu. Jezeli przestaniemy zapierac sie wlasnych uczuc i je tlumic, sprobujemy uswiadomic sobie jakie bylo nasze dziecinstwo, bedziemy w stanie zadbac o swoje potrzeby, na ktorych zaspokojenie czekamy od urodzenia. Mozemy sami obdarzyc sie uwaga, szacunkiem, zrozumieniem dla wlasnych emocji, opieka, BEZWARUNKOWA miloscia - wszystkim, czego nie dostalismy od rodzicow...
Uciekam:) Czeka na mnie moj ulubiony film: 'Spaleni sloncem' - autentyczny i bezpretensjonalny
piotr 84
bywalec
Posty: 3149
Rejestracja: śr gru 12, 2007 8:03 pm

Re: Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad

Post autor: piotr 84 »

tak jak Kamil napisał co trzeba NIC wystarczy dać zwyciężyć się pierwotnej naturze nieskalanej grzechem pierworodnym a wtedy sumienie doprowadżi ciebie do pierwotnego siebie ale przez ten świat no nie nieskazitelny
ODPOWIEDZ

Wróć do „filozofia”