gdzie są Indianie?

duchowość, etyka, religia

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
W tematach dotyczących choroby proszę pisać w odpowiednim poddziale "dyskusji ogólnej".
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"POSŁOWIE
Jacka Davisa, Indianina szczepu Czarnych Stóp, o dalszych losach Małego Bizona.

Pochodzę z tego samego rezerwatu na południu prowincji Alberta, do którego należał
i Mały Bizon. Przebywałem stale w pobliżu tego niepowszedniego człowieka, dlatego dobrze
znam jego i jego przejścia, poznałem także jego poglądy. Jako kilkunastoletni wyrostek
towarzyszyłem mu przez trzy lata w podróżach odczytowych. Wiem także, ile prawdy jest w
drukowanej autobiografii i jak tekst tej książki autor musiał zniekształcać pod naciskiem
nowojorskiego wydawcy, ażeby w ogóle książka wyszła w druku w Stanach Zjednoczonych.
Życie Małego Bizona można z grubsza podzielić na dwa okresy, pierwszy do czasu
pierwszej wojny światowej, drugi — po wojnie. W pierwszym okresie Mały Bizon pilnie się
kształcił osiągając w zupełności cel, o jakim marzył i o którym wspomniał w ostatnim zdaniu
swej książki. Po wojnie starał się wykonać drugie wytknięte sobie zadanie, mianowicie
wywalczyć za pomocą oświaty lepszy byt dla swego szczepu — i tu niestety dzielny
bojownik poniósł klęskę. Przeciwności były silniejsze niż jego wola; przeszkody nie dały się
pokonać, przeciwnie, one jego złamały. Mały Bizon w swej książce wypowiedział myśl, że
oświata uchroni Indian od klęski i zguby. To zdanie nie sprawdziło się w fatalny sposób na
samym autorze.
Mały Bizon był w szkołach nadzwyczaj pojętnym uczniem. Podzielam w zupełności
jego przekonanie, że elementarz, podarowany mu za młodu przez Freda Whistlera, wywierał
na jego wyobraźnię wyjątkowy urok. Nawiasem mówiąc, przyjaciela Freda Mały Bizon
później nigdy już nie spotkał.
Z jego pobytu w szkole dla Indian w Carlisle zachowała się jednodniówka, wydana z
okazji opuszczenia szkoły przez uczniów, którzy ukończyli naukę. Z jej kart wynika, że Mały
Bizon był nie tylko jednym z najlepszych uczniów, lecz brał także wybitny udział w życiu
sportowym i społecznym swego zakładu naukowego. Jako klarnecista należał do słynnej we
wschodnich stanach uczniowskiej orkiestry indiańskiej; zdobywał rekordy w rozgrywkach
piłki nożnej; odznaczał się jako dowódca szkolnej drużyny konnej; był prezesem klubu
dyskusyjno-retorycznego w Carlisle. W każdej dziedzinie wybijał się na czoło.
(...)
Niewątpliwie rozgłos tej sprawy i dobre postępy Małego Bizona w szkole w Carlisle
utorowały mu drogę do uczelni wyższego typu, St. Johns Military Academy, w stanie
nowojorskim. Był tu jedynym Indianinem w gronie samych amerykańskich kolegów. W tej
ogólnokształcącej szkole o dyscyplinie wojskowej Mały Bizon gładko przechodził wszystkie
klasy, lecz gdy wrócił do swego ojczystego rezerwatu po zdaniu końcowych egzaminów,
rodzina zauważyła niezwykłe u niego rozdrażnienie.
— Kroczyć z białymi ludźmi ścieżką cywilizacji — to częste dla nas upokorzenia! —
zwierzał się przyjaciołom.
Ale był uparty; zebrał całą siłę woli i odważnie tą drogą szedł dalej. Na krótko przed
wybuchem pierwszej wojny światowej prezydent Stanów Zjednoczonych Wilson dopuścił go
w drodze wyjątku jako kadeta do słynnej państwowej szkoły wojennej w West Point. Do tej
szkoły mieli dostęp tylko najzdolniejsi wybrańcy spośród Amerykanów, a ponoć nigdy
dotychczas nie dopuszczono do niej Indianina lub Murzyna.
Wybuch pierwszej wojny światowej przerwał tę naukę, gdyż Mały Bizon postanowił
wziąć udział w wojnie od samego początku. Wielka Brytania już walczyła (Stany
Zjednoczone przystąpiły do wojny znacznie później, w 1917 roku), więc Mały Bizon zgłosił
się jako ochotnik do wojska kanadyjskiego. Trzykrotnie raniony we Francji, dwukrotnie
odznaczony za dzielność bojową, skończył wojnę jako kapitan.
Po wojnie, opromieniony wojenną chwałą, wykształcony, jak niewielu białych
współmieszkańców Ameryki Północnej, przejęty twórczym zapałem wrócił do swego
szczepu. Postanowił oddać się teraz pracy nad podniesieniem poziomu kulturalnego
Czarnych Stóp. Podczas przebywania w rezerwacie uderzyło go ich ubóstwo materialne,
spowodowane wtłoczeniem wolnych dawniej ludzi w półwięzienne warunki bytu, uderzyła
go także ich nędza duchowa i beznadziejność położenia. Gnuśne życie w rezerwacie
odbierało Indianom jakiekolwiek jaśniejsze widoki na przyszłość, po prostu odbierało im
chęć do życia. Biali zwycięzcy ograbiając niezawisłe szczepy z ziemi przyrzekali im w
zamian za to karmić wywłaszczonych. Okazywało się, że nawet tego warunku nie
dotrzymywali i Indianie w rezerwatach srogo głodowali ginąc na skutek wycieńczenia z
różnych chorób.
Mały Bizon z właściwą sobie energią chciał naprawić zło i upomniał się o prawa
Indian, lecz przeciw niemu stanął mur niechęci ze strony tępych biurokratów i nieuczciwych
urzędników, „opiekunów" Indian. Mały Bizon przedłożył właściwym władzom rozumne
projekty wyciągnięcia nas, Czarnych Stóp, na drogę cywilizacji i — spotkało go równe
niepowodzenie. System rządzenia, panujący w kraju, uznawał i popierał wybijanie się
elitarnych jednostek ponad szarą masę Indian, jednostek w rodzaju Małego Bizona, ale nie
myślał dawać naszym masom tych warunków życia, jakie posiadali biali współobywatele.
Mały Bizon nie dał się zniechęcić. Nic nie uzyskawszy drogą układów, rozpoczął
pośrednią walkę; zakrojoną na szerszą skalę i na daleką metę. Językiem angielskim władał
dobrze jak Anglik, pióro miał wyrobione i cięte. Zaczął pisać artykuły do pism kanadyjskich i
amerykańskich. Obydwa społeczeństwa uświadamiał o bolączkach Indian w rezerwatach i
przedkładał czytelnikom konieczność przyjścia czerwonym ludom z pomocą.
Powodzenie w publicystyce zachęciło go do publicznych odczytów i wykładów.
Miewał ich bardzo wiele, i to w różnorodnych środowiskach. Umiał mówić do prostych
ludzi, umiał przekonywać i najwybredniejszych słuchaczy. Zagraniczne instytuty naukowe
prosiły go o współpracę.
Uznanie, jakim cieszyły się jego wystąpienia, zasklepiało się niestety w ramach
nieużytecznej na razie teorii, a skutkami swymi nie docierało tam, dokąd miało dotrzeć: do
rezerwatów Indian. Rezerwaty otaczał wciąż nieprzebyty mur zaniedbania, uprzedzeń i złej
woli. W miarę uświadamiania sobie przegranej w Małym Bizonie zaczęła narastać tragedia.
Tragedia pozornego wybrańca losu, któremu nabyta kultura wyostrzyła umysł jak gdyby w
tym okrutnym celu ażeby lepiej widział rozwiewanie się swych marzeń i nadziei i tym głębiej
odczuwał swą klęskę.
Wejście w orbitę cywilizacji białego człowieka oddzieliło Małego Bizona od jego
szczepu. Rozłąkę odczuwał boleśnie, i wierny syn swego ludu, zawsze myślał o tym, jakby
Czarnym Stopom udostępnić oświatę. Nie doszło do tego. Odnośnym czynnikom urzędowym
nie zależało na rozwoju szczepu. Mały Bizon, oderwany od ojczystego pnia, poczuł się
beznadziejnie osamotniony. Świadomość, że był odosobniony, coraz bardziej dręczyła jego
umysł.
Najważniejszej sprawy nie wolno obwijać w bawełnę: pomimo pozorów, świat
białych ludzi nie przyjął Małego Bizona do swego towarzystwa, nie uznał go za równego
sobie, a tym mniej za swego. Dał mu możność wykształcenia, to prawda niezaprzeczona. Ale
wykształcenie jest tylko środkiem do celu, celem zaś jest zdobycie odpowiedniego:
stanowiska w społeczeństwie. Otóż tego stanowiska uporczywie, niezmiennie, nieustannie,
jakby w ogólnej cichej zmowie, Małemu Bizonowi odmawiano. Był inteligentny, miał miłe
usposobienie i towarzyskie obycie, był przystojny, celująco składał wszystkie egzaminy, a
przecież gdy przychodziło do sięgania po zasłużone owoce swego wysiłku, zastawał drzwi
przed sobą zamknięte, twarze odwrócone, dłonie nieskore do uścisku.
W ostatnich latach przed tragiczną śmiercią Małego Bizona wiele przebywałem w
jego towarzystwie. Czasem zwierzał mi się ze swej udręki. Wiedziałem dobrzej jak głęboko
raniły go wszystkie te objawy niesprawiedliwego upośledzania. Mały Bizon niczym nie
różnił się od wykształconego i dobrze ułożonego Amerykanina — jak tylko kolorem skóry i
indiańskim pochodzeniem, a jednak wciąż otwierała się przed nim złowroga, nieubłagana
pustka. Pustka, mająca także ekonomiczny oddźwięk: Po ukończeniu kampanii swych
prelekcji Mały Bizon postanowił zostać pilotem lotnictwa komunikacyjnego i w tym celu
przeszedł szkołę pilotażu na Roosevelt-Field pod Nowym Jorkiem. Znowu wyróżniał się
sprawnością i uzdolnieniem, znowu szkołę opuszczał z najlepszym świadectwem i znowu —
ominął go plon tej pracy: pracy nie dostał. Zdaje mi się, że nowy zawód dolał ostatniej kropli
do kielicha goryczy.
Dnia 20 marca 1932 roku Mały Bizon popełnił samobójstwo w Kalifornii wystrzałem
z rewolweru. Po śmierci kuzyna Kosmatego Orlątka.i brata Mocnego Głosa zamknął się cykl
opłakanych wypadków, które — śmiem twierdzić — powodowała zawsze ta sama ręka. Mały
Bizon popełnił swój nierozważny czyn jakby na znak protestu przeciw błędnej, małodusznej
polityce pogardy i krzywd, jaką stosują w Ameryce Północnej ludzie jednej rasy do ludzi
innej rasy.
My, Czarne Stopy, wciąż jesteśmy wojownikami. Małego Bizona wszyscy
kochaliśmy jak brata i byliśmy z niego dumni, ale śmierć jego przyjęliśmy spokojnie jako
epizod wielkiej walki, toczącej się nie tylko na naszych preriach. Uświadomieni spośród nas
już widzą, że we wszystkich częściach świata zaogniła się walka o równe dla każdego
człowieka prawa do chleba, do słońca, do uśmiechu i że tej walki nie już nie powstrzyma, aż
do ostatniego zwycięstwa.
Sercem i — tam gdzie, kto może — naszym czynem stoimy po stronie tych sił
postępu, ho niezłomnie wierzymy, że gdy dojdą na świecie do głosu — lepiej będzie i nam,
Indianom".
"Mały Bizon" Arkady Fiedler




"Dlaczego Kanada ściąga dziś z pomników i banknotów swoich dawnych bohaterów? Jak to możliwe, że odbierano tam dzieci rodzicom? Czyja ręka temu błogosławiła? Na te pytania odpowiada w książce "27 śmierci Toby'ego Obeda" Joanna Gierak-Onoszko. – Zniszczono cały nasz naród. Nigdyśmy się nie podnieśli. W Europie ekscytujecie się modą na Kanadę, bo patrzycie na nią przez kolorowe skarpetki naszego nowoczesnego premiera. Ale prawda mniej się nadaje do lajkowania – mówi jeden z bohaterów jej książki. Poniżej przedstawiamy fragment.
(...)
"Louis nie wie, że siła, która zmienia jego ciało w podrygującą pacynkę, to prąd. Nie wie, że mebel, do którego został przypięty, to krzesło elektryczne, rozrywka personelu katolickiej szkoły Świętej Anny w Fort Albany" – czytamy we fragmencie jej książki".
(...)
– Tej nocy Leguerrier udzielił mi lekcji, którą zapamiętałem na całe życie. Przyniósł do dziecięcej sypialni kota o dziewięciu ogonach. Był to pejcz upleciony z dziewięciu osobnych rzemieni, więc przy jednym uderzeniu na ciało spadało dziewięć ciosów równocześnie.

Narzędzie księży miało wiele funkcji. Każdy z ogonów był dodatkowo zakończony kulką, ciasnym skórzanym węzełkiem. Dzięki temu rozpędzone rzemienie cięły skórę, a jednocześnie spadające na plecy kulki dodatkowo miażdżyły tkanki. To nie był nowy wynalazek, korzystano z niego już na statkach napędzanych siłą niewolniczą".
https://kultura.onet.pl/fragmenty-ksiaz ... ko/htb4nch
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"16-letnia Cindy Sohappy-Gilbert przez dwie godziny leżała nieruchomo w celi wielkości szafy, zanim ktoś przyszedł sprawdzić, czy oddycha. Dziewczyna była uczennicą Chemawa Indian Boarding School, działającej od ponad 140 lat szkoły z internatem dla Indian na obrzeżach Salem, stolicy stanu Oregon. Regulamin liceum stanowił, że personel powinien co 15 minut kontrolować stan nastolatka, którego zamknięto za karę w izolatce. Administracja służącego za szkolny ośrodek detencyjny budynku miała też stały podgląd z monitoringu na to, co się dzieje wewnątrz pomieszczeń. Strażnicy zeznają później, że Cindy wyglądała, jakby spała.
(...)
Gdy pracownicy szkoły zadzwonili po pogotowie, Cindy już nie żyła. W raporcie z sekcji zwłok jako przyczynę zgonu wskazano ostre zatrucie alkoholowe. Prokuratorzy z Oregonu nie znaleźli zaś wystarczających dowodów, aby postawić personelowi Chemawa zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Jedyną bezpośrednią konsekwencją tragedii było to, że placówka zaprzestała używania izolatek do dyscyplinowania krnąbrnych podopiecznych. Rodzina nastolatki pozwała więc Urząd ds. Indian – agencję Departamentu Spraw Wewnętrznych, która nadzoruje szkoły kierowane przez rdzenne wspólnoty. Za tortury i zaniedbania, w następstwie których zmarła ich córka, zażądała 24 mln dol. odszkodowania. Tak jak gros powództw cywilnych związanych z doprowadzeniem do śmierci osoby bliskiej (tzw. wrongful death claims), spór zakończył się ugodą: w 2006 r. rodzina Cindy zgodziła się na rekompensatę w wysokości 1,8 mln dol. i zrezygnowała z roszczeń wobec państwa".

https://www.gazetaprawna.pl/magazyn-na- ... odnie.html
Awatar użytkownika
Infalibilis
bywalec
Posty: 196
Rejestracja: ndz lip 04, 2021 10:33 am

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: Infalibilis »

W innym miejscu i czasie.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"Brytyjski dziennik „The Guardian” zauważył, że z jednej strony wielu rdzennym mieszkańcom Kanady „kościoły kojarzą się z czasami kolonializmu i wytrzebieniem ich rodzimej kultury i religii, z drugiej jednak są to miejsca, w których modliły się całe pokolenia ludzi i pochowano ich zmarłych”.

Inna, przywołana przez dziennik osoba – teolożka indiańsko-chrześcijańska Amelia McComber wskazała na te „sprzeczne uczucia” (ambivalence) Indian w stosunku do chrystianizowania ich. „(My, Indianie) jesteśmy ludźmi duchowymi i nasza duchowość «przeszła» na Chrystusa, ponieważ była to jedyna droga do wyrażenia naszej religijności i modlitwy” – wskazała rozmówczyni gazety".
https://www.ekai.pl/podpalenia-kosciolo ... tremistow/

Nie rozumiem tego zdania.
Jestem człowiekiem duchowym i moja duchowość przeszła na Manitou, kiedy zostałem porwany przez szczep Komanczów, ponieważ w tej sytuacji była to jedyna droga do wyrażania mojej religijności i modlitwy. A jakby mnie wcielili w swoje szeregi rastafarianie czy pastafarianie, to bym.... :auto-ambulance:

Dlaczego w Asyżu każdy miał prawo modlić się do swojego absolutu według swojej religii?
Awatar użytkownika
Infalibilis
bywalec
Posty: 196
Rejestracja: ndz lip 04, 2021 10:33 am

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: Infalibilis »

Mitologia rdzenna wciąż istnieje, tylko została schrystianizowana.

Synkretyzm.

np: modlę się do Chrystusa w postaci Zeusa
lub: modlę się do Maryi jako Isztar
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"Kanada. Indiańskie dzieci ginęły nie tylko w szkołach, ale też w szpitalach



Jak pisał Mosby, wszystko zaczęło się od tego, że gdy urzędnicy zauważyli, iż w indiańskich społecznościach i szkołach panuje niedożywienie, grupa urzędników i naukowców doszła do wniosku, że na głodnych Indianach można przetestować teorie dotyczące żywienia. Nie zwracano uwagi, że problem niedożywienia wynika stąd, że kolonizacja Kanady pozbawiła Indian możliwości polowań i dostępu do tradycyjnie wykorzystywanych roślin.


Badania w szpitalach
Nie wiadomo, co stało się w szpitalach, wiadomo natomiast, że na dzieciach kanadyjscy lekarze prowadzili badania nad zasadami żywienia. Historyk Ian Mosby z Uniwersytetu Ryersona opublikował osiem lat temu artykuł, w którym opisywał badania prowadzone w latach 1942-1952 w indiańskich społecznościach i w przymusowych szkołach dla rdzennych mieszkańców.


Mosby napisał, że w 1941 roku powstał federalny departament ds. żywienia, a jego szefem został lekarz i biochemik Lionell Pett, który prowadził badania na około tysiącu dzieci. Część dzieci miała pozostawać głodna, bo były one grupą kontrolną dla eksperymentów żywnościowych".




https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/202 ... ?ref=kafle
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"Po raz pierwszy ujrzałem sławnych cowboyów, białych pasterzy, mających na głowach kapelusze o
szerokich rondach, a przy siodłach długie liny-lassa do łapania zwierząt; podziwiałem ich
amerykańskie konie o krótkiej sierści, konie znacznie większe niż nasze mustangi. Również
po raz pierwszy zetknąłem się z bydłem, „nakrapianymi bizonami" białego człowieka.
Wszystko było porywające, tylko smród od bydła nieznośny. Uciekaliśmy jak najdalej.
Ale co największe budziło we mnie zaciekawienie, to bogactwo towarów w domach
handlowych. Sterty przedmiotów wznosiły się pod powały i była ich wielka różnorodność.
Nie wiedziałem, na co najpierw patrzeć.
— Toż to zamożni ci Amerykanie! — myślałem oczarowany i przypomniałem sobie
opowiadania stryja Huczącego Grzmota, który znał ich miasta na wschodzie. Prawdę
mówiąc, to nie było zbyt wiele tych towarów, lecz mnie naiwnemu wydawały się ostatnim
cudem świata.
Spotkaliśmy także zaprzyjaźnionych Siouxów. Ucieszeni naszą obecnością
zaprowadzili nas poza osiedle. Tam, na łące, rozniecili ognisko i naprędce ugotowali dla nasherbaty; był to napój nam nie znany. Jeden z Siouxów był przez wiele lat w niewoli u
Czarnych Stóp, więc znał nasz język i lubił nas.
— To „brązowa woda" Długich Noży — objaśniał.
Nie wiem, jak rodzicom, ale mnie ta „brązowa woda" wcale nie smakowała, była zbyt
gorzka. Natomiast z wielkim zaciekawieniem przysłuchiwaliśmy się opowiadaniom Siouxa o
białych ludziach, z których zwyczajami stykał się już od wielu lat w rezerwacie Indian.
Skarżył się na zabójczą nudę swego życia, pozbawionego uroku dawnych zajęć, skończyły
się dla niego polowania i czuł się przygnębiony jak w więzieniu.
— Wy — powiadał — wy jeszcze szczęśliwi, bo możecie wędrować, gdzie was oczy
poniosą, i żyć, jak chcecie. Ale na jak długo wam pozostało tej swobody?
Potem ostrzegł nas przed przyjmowaniem pokarmu białych ludzi:
— Nie jedzcie ich pokarmów. Wypadają od nich zęby.
Opowiadał o zgubnym działaniu chleba i słodyczy. Pokazując nam swe zęby
twierdził:
— Popatrzcie! Wszyściuteńkie zdrowe i tak zdrowe są u wszystkich starszych ludzi.-
Ale spójrzcie na zęby tego chłopca, który jada mączny pokarm białych.
Przywołał jednego z młodych Siouxów, którego zęby rzeczywiście były dziurawe.
— Do niedawna — ciągnął — wielu u nas dochodziło do wieku stu lat, lecz odkąd
poddaliśmy się białym i obcujemy z nimi, śmiertelne choroby nas zabijają. Giniemy — i
chyba wkrótce nikt z naszego szczepu nie pozostanie.
Ujął pukiel swych długich włosów i oznajmił:
— Takich włosów biali ludzie nie mają. Znałem tylko jednego białego człowieka,
który miał długie włosy; był to generał Custer. Szereg zim temu zginął on podczas klęski,
jaką mu zadaliśmy w Górach Wielkorożca. Głowa białego człowieka jest często obrzydliwie
łysa i gładka jak nos bizona. My po ukończeniu posiłku zawsze wycieramy tłuste palce o
włosy; włosy nam rosną. Biały człowiek myje swe włosy jakimś świństwem, które nazywa
mydłem; włosy wypadają mu z głowy. Wymieniajcie wasze upolowane skóry tylko na proch
i koce, to pożyteczne. Pilnujcie się, niech biali handlarze nie wtykają wam swego jadła, a już
jak ognia wystrzegajcie się tego smoczego jadu do mycia włosów..."

Arkady Fiedler "Mały Bizon"
Awatar użytkownika
Infalibilis
bywalec
Posty: 196
Rejestracja: ndz lip 04, 2021 10:33 am

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: Infalibilis »

Czy to będzie powrót do rdzennych religii północnoamerykańskich?
Czy nierdzenni amerykanie porzucą swój amerykański styl życia?
Czy nowa religia będzie mieszanką religii starej i nowej?

Upadek (1993)
Falling Down (1993)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"Joanna Gierak-Onoszko: "Kanadyjskie szkoły z internatem to nie były izolowane przypadki, to nie były pojedyncze akty przemocy wobec dzieci. To był system zaprojektowany, by, jak mówili jego twórcy, zabić Indianina w dziecku. Dzisiaj o tych, którzy przez nie przeszli nie mówi się w Kanadzie absolwenci, lecz ocaleńcy".

https://www.tygodnikpowszechny.pl/kanad ... nie-168591
Awatar użytkownika
BuffProof
zaufany użytkownik
Posty: 415
Rejestracja: pt lip 08, 2016 6:19 am
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: BuffProof »

Mi dziś jeden przywiózł jedzenie. Sympatyczni ludzie i mają dobrą kuchnię.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

BuffProof pisze: pt sie 06, 2021 6:08 pm Mi dziś jeden przywiózł jedzenie. Sympatyczni ludzie i mają dobrą kuchnię.
Hindus czy rdzenny Amerykanin?
Awatar użytkownika
Infalibilis
bywalec
Posty: 196
Rejestracja: ndz lip 04, 2021 10:33 am

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: Infalibilis »

Awatar użytkownika
BuffProof
zaufany użytkownik
Posty: 415
Rejestracja: pt lip 08, 2016 6:19 am
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: BuffProof »

cezary123 pisze: ndz sie 08, 2021 10:33 am
BuffProof pisze: pt sie 06, 2021 6:08 pm Mi dziś jeden przywiózł jedzenie. Sympatyczni ludzie i mają dobrą kuchnię.
Hindus czy rdzenny Amerykanin?
Hindus.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"Kanada. Biskupi przeprosili za przymusowe szkoły dla Indian

(...)

Uznajemy fakt cierpienia, którego doświadczano w szkołach dla Indian. Wiele katolickich zgromadzeń religijnych i diecezji uczestniczyło w tym systemie, który prowadził do niszczenia rdzennych języków, kultury i duchowości, z powodu braku poszanowania bogatej historii, tradycji i mądrości rdzennych narodów" - napisano w komunikacie opublikowanym podczas konferencji plenarnej Konferencji Katolickich Biskupów Kanady (CCCB).

 

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/202 ... la-indian/

(...)

Indianie spotkają się z papieżem
W grudniu przedstawiciele Indian, Inuitów i Metysów spotkają się w Rzymie z papieżem Franciszkiem. W 2015 r. Komisja Prawdy i Pojednania uznała, że papież powinien przyjechać do Kanady i oficjalnie przeprosić. Biskupi zobowiązali się w piątek do rozmów z Watykanem i rdzennymi społecznościami "w sprawie możliwości wizyty pasterskiej papieża w Kanadzie jako części drogi do uzdrowienia".


https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/202 ... la-indian/


A za całą kolonizację kontynentu, wojny, mordy, gwałty i grabieże też trzeba przeprosić?
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

Ale Indianie za to skalpowali :shock:
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

I podobno bawili się schwytanymi jeńcami jak kot myszą. Przyroda tego systemu rzeczy :auto-ambulance:
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »




shadowman
bywalec
Posty: 722
Rejestracja: ndz paź 28, 2007 7:48 pm
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Silesia Superior

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: shadowman »

Ponoć dużo piją:)
Władza absolutna państwa będzie funkcją absolutnej swobody każdej jednostkowej woli.
Awatar użytkownika
Jaskolka
zaufany użytkownik
Posty: 922
Rejestracja: śr gru 15, 2021 7:06 am
Lokalizacja: lubelskie

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: Jaskolka »

shadowman pisze: śr mar 02, 2022 12:34 am Ponoć dużo piją:)
może dlatego że są uciśnieni tak jak my Polacy... :think:
Szeptem pisane do mojego ucha : Słowo Boże
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: gdzie są Indianie?

Post autor: cezary123 »

"W moich opisach nie chciałbym stwarzać błędnego wrażenia, że w tym naszym
światku indiańskim wszystko odbywało się przykładnie, szlachetnie, dzielnie i przemyślnie.
Przeciwnie. Byliśmy wciąż prymitywnymi barbarzyńcami, których ówczesna bezradność
wobec nowych form życia wywołuje u mnie do dziś lekki rumieniec zakłopotania. Tak na
przykład broń palna stała się od dwóch pokoleń ważnym czynnikiem w naszej walce o byt, a
jednak w całym szczepie nie było człowieka, który by nauczył się wyrobu zwykłego prochu i
nie było puszkarza, umiejącego naprawić zepsutą strzelbę. W tych wypadkach byliśmy zdani,
jak dzieci, na obcą pomoc i za tę nieudolność strasznie przepłacaliśmy na każdym kroku.
Obok braku technicznych uzdolnień przejawiały się także pewne upośledzenia
psychiczne. Mam szczególnie na myśli naszą słabość woli wobec alkoholu. Podobnie jak
czarna ospa, cholera i inne dawniej nie znane u nas choroby, zawleczone na prerie przez
białych ludzi, pijaństwo czyniło niezmierne spustoszenie. Nieuodpornieni na tę truciznę,
byliśmy jak ludzie pierwotni pod jej przemożnym urokiem. W ostatnich pięćdziesięciu latach
szczep nasz przechodził przez kilka alkoholowych epidemii, które doprowadzały go niemal
do zguby. Winę ponosili biali handlarze; oni to rozpijali mężczyzn i kobiety, ażeby za bezcen
wyłudzić wszystkie wartościowe przedmioty, jakie posiadaliśmy. Obok strat materialnych
niebezpieczniejsze były uszczerbki na zdrowiu, nie spotykane w tak groźnej formie u białej
ludności: rozpijaczeni Indianie łatwo wykolejali się i dziczeli ginąc jak muchy na różne
choróbska.
Starszyzna zawsze zwalczała ten nałóg, jak mogła, i chociaż odwracała klęskę od
szczepu, skłonność do butelki zawsze się tliła wśród ludzi. Gdy teraz stanęliśmy obozem
przed Fortem Benton, sposobności do pociągania z butelki było aż nadto i wielu z nas nie
mogło oprzeć się pokusie.
Przypominam sobie przykre zajście w naszym namiocie drugiego wieczoru po
przybyciu nad Missouri. Siedzieliśmy przy ognisku. Ojciec wrócił właśnie z osady, dokąd po
południu wyszedł po jakieś sprawunki. Zajął miejsce obok mnie. Coś wesoło do mnie
zagadując buchnął mi w twarz takim odorem, że w oka mgnieniu zrobiło mi się niedobrze i
zacząłem wymiotować, zanim zdążyłem wybiec na dwór. Matka mocno zbeształa ojca, który
w poczuciu winy zaraz wytrzeźwiał i nic nie jedząc poszedł spać. Od tego czasu czułem
nieprzezwyciężony wstręt do wódki".


"Mały Bizon Arkady Fiedler
ODPOWIEDZ

Wróć do „filozofia”