Prawda o psychiatrii
Moderator: moderatorzy
- Dobro
- zaufany użytkownik
- Posty: 18755
- Rejestracja: pt lut 17, 2023 4:23 pm
- Status: Karuṇā करुणा
- płeć: mężczyzna
- Gadu-Gadu: bla bla
- Lokalizacja: Brak
Re: Prawda o psychiatrii
To jest bardzo trudne. Jak mnie łapie to jestem już skazany na głosy. Dużo mi przeszło, chociaż zamiana myśli na te dobre u mnie jest jedynie możliwa, jak przejdzie burza.
Każdy ma tą samą banię, ale raczej z zewnątrz. Myślę, że wszyscy mamy inne uwarunkowania, trochę inne przyczyny choroby i inny charakter. Nie spotkałem osoby, która by miała dużo wspólnego z moimi przejściami.
Każdy ma tą samą banię, ale raczej z zewnątrz. Myślę, że wszyscy mamy inne uwarunkowania, trochę inne przyczyny choroby i inny charakter. Nie spotkałem osoby, która by miała dużo wspólnego z moimi przejściami.

Re: Prawda o psychiatrii
Ja uważam, że jest właśnie na odwrót - choroba to uwarunkowania zewnętrzne, a ty, czyli cały trzon, nadaje kształt temu, jak jest.
Ale coś musiało spowodować te głosy, jakaś przyczyna. Nikt nie mówi, że to jest łatwe, ale taka jest prawda. Nic się nie bierze z niczego.karuna pisze:Jak mnie łapie to jestem już skazany na głosy.

Re: Prawda o psychiatrii
To nie jest do końca dowiedzione, więc powiedziałbym że upraszczasz.Petruccio pisze:Ale każdy ma ten sam hardware, hvp2.
Wgrane do głowy może też być przez dzieciństwo w określonej rodzinie, która ma deficyty, których sobie nie uświadamia.To, co wgrywasz (czasami nieświadomie) do własnej głowy, to już od ciebie tylko zależy.
Masz świętą rację, ale tej świadomości nie da się zwiększyć czytając akurat o psychiatrii. Tam są opisywane wyłącznie patologie ludzkiego umysłu.Dlatego chodzi o to, aby zwiększać swoją świadomość, żeby nic się tam nie przyczepiło, czego nie chcesz.
Re: Prawda o psychiatrii
Nie jest dowiedzone? Przecież mamy taką samą anatomię i budowę biologiczną. Nie mamy np. różnych mózgów.hvp2 pisze:To nie jest do końca dowiedzione, więc powiedziałbym że upraszczasz.
No właśnie o tym mówię : nieświadomie. Ale jak by to było nieświadome i pozbawione twojej kontroli, to zawsze twój umysł daje przyzwolenie na przyjęcie pewnych schematów. Nikt ci tam do głowy niczego nie włożył - to ty sam. Trzeba sobie zdać z tego sprawę. To się przydaje w późniejszym życiu, gdyż tak, jak złe nawyki, można przyjąć także dobre nawyki, a stare wykasować. Przecież nie będziemy się całe życie tłumaczyć ciężkim dzieciństwem, bo to nie poprawia jakości życia.hvp2 pisze:Wgrane do głowy może też być przez dzieciństwo w określonej rodzinie, która ma deficyty, których sobie nie uświadamia.
Świadomość zawsze da się zwiększyć czytając cokolwiek o ludzkim życiu. Taka wiedza jest zawarta w różnych dziełach - niekoniecznie psychiatrycznych. Jest na wyciągnięcie ręki - wystarczy poszukać.hvp2 pisze:Masz świętą rację, ale tej świadomości nie da się zwiększyć czytając akurat o psychiatrii. Tam są opisywane wyłącznie patologie ludzkiego umysłu.

- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: Prawda o psychiatrii
Prosiłabym, żeby na forum nie wchodzić w kompetencje lekarza i nie udzielać innym użytkonikom rad na temat odstawienia leków lub zmniejszenia, zwiększenia dawki - to może robić tylko lekarz. Osobiście, podobnie jak Jojo, też bałabym się odstawić leki, ponieważ w moim pryzpadku za kązdym razem odstawienie leków kończyło się nawrotem. Za dużo mam do stracenia, by ryzykować nawrót.JudasHonor pisze:Za rok góra dwa odstawisz pomalutku leki, zmniejszając dawki.
Niestety, wszyscy różnimy się od siebie. To co pomoże jednemu, zabije drugiego.JudasHonor pisze:Jeśli w moim przypadku działało to czemu nie ma w Twoim ? Każdy ma tą samą banię.
Pozdrawiam.m.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Prawda o psychiatrii
Nie zachęcam do odstawienia leków. Chodzi o to, że jak już poradzisz sobie z chorobą to po co brać leki ?
Fakt jeszcze wcześniej rzuciłem leki ale to z powodu frustracji i po tygodniu wylądowałem spowrotem w gabinecie lekarza. Natomiast kiedy popracowałem nad sobą to odstawienie leków było tylko formalnością.
Wracając do dyskusji to problemem, który ludzie mogą napotkać podczas pracy nad sobą to brak wiary w sukces, brak przekonania co do skuteczności, brak samozaparcia.
Chociaż wydaje mi się, że wraz z latami spędzonymi w chorobie, wzrasta świadomość swoich myśli, uczuć. Poza tym, zwieksza się frustracja niską skutecznością lekoterapii, co będzie motywować do poszukiwania nowych dróg, odważenia się na coś, w co teraz nie wierzymy. W każdym razie, mnie frustracja spowodowana ciągłym przebywaniem w stanie wegetacji pchnęła do stosowania sugestii. A chyba zaczątkiem wszystkiego było jak mój śp. ojciec polecił mi książkę "Potęga Podświadomości". Autor książki dowodził tego jak nasze nastawienie ma wpływ na nasze zdrowie i inne aspekty życia. Nie były to kuglarstwa, wydawało mi się nawet, że za dużo było tam o Bogu. Oczywiście wiara w Boga także pomaga w chorobie, bo kto nas lepiej zrozumie w bólu niż Bóg. Poza tym, wiara pomaga pogodzić się z tym, że cierpienie ma jakiś sens, przyczynę i nie jest daremne.
Fakt jeszcze wcześniej rzuciłem leki ale to z powodu frustracji i po tygodniu wylądowałem spowrotem w gabinecie lekarza. Natomiast kiedy popracowałem nad sobą to odstawienie leków było tylko formalnością.
Wracając do dyskusji to problemem, który ludzie mogą napotkać podczas pracy nad sobą to brak wiary w sukces, brak przekonania co do skuteczności, brak samozaparcia.
Chociaż wydaje mi się, że wraz z latami spędzonymi w chorobie, wzrasta świadomość swoich myśli, uczuć. Poza tym, zwieksza się frustracja niską skutecznością lekoterapii, co będzie motywować do poszukiwania nowych dróg, odważenia się na coś, w co teraz nie wierzymy. W każdym razie, mnie frustracja spowodowana ciągłym przebywaniem w stanie wegetacji pchnęła do stosowania sugestii. A chyba zaczątkiem wszystkiego było jak mój śp. ojciec polecił mi książkę "Potęga Podświadomości". Autor książki dowodził tego jak nasze nastawienie ma wpływ na nasze zdrowie i inne aspekty życia. Nie były to kuglarstwa, wydawało mi się nawet, że za dużo było tam o Bogu. Oczywiście wiara w Boga także pomaga w chorobie, bo kto nas lepiej zrozumie w bólu niż Bóg. Poza tym, wiara pomaga pogodzić się z tym, że cierpienie ma jakiś sens, przyczynę i nie jest daremne.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Prawda o psychiatrii
JudasHonor, z zainteresowaniem czytam Twoje posty i zgadzam się z Tobą w 100 procent co do konieczności pracy nad sobą. Myślę, że gdyby nie ona, nie odważyłabym się pewnie odstawić leków.
Książka Kępińskiego o schizofrenii uświadomiła mi, jak ważne jest zapewnienie sobie różnorodnych bodźców (mam na myśli to, co pisze o metabolizmie informacyjnym - to, moim zdaniem, jeden z najciekawszych i najważniejszych fragmentów tej książki), jak ważne jest to, żebym walczyła z własną nieśmiałością i społecznymi lękami, żebym jak najczęściej wychodziła z domu, żebym doświadczała różnych sytuacji i przywiązywała większą wagę do nawiązywania i podtrzymywania kontaktów z innymi ludźmi.
Z kolei kiedy zastanawiałam się nad treścią moich halucynacji (ona ma znaczenie, wbrew temu, co często się sugeruje ...), zrozumiałam, że o wiele za bardzo się przejmowałam i zamartwiałam tym, jak postrzegają mnie inni, co o mnie myślą. Głosy, które słyszałam, na początku psychozy często skrajnie pogardliwie "podsumowywały" moją osobę, a ich treść ściśle łączyła się z moimi lękami i kompleksami - np. skrajnie negatywnie mówiły o moim wyglądzie albo dawały do zrozumienia, że "nikt (w sensie żaden mężczyzna) mnie nie chce".
Dodam, że byłam całymi latami bardzo nieśmiała, jeśli chodzi o kontakty z mężczyznami, i nieraz wydawało mi się, że może nie jestem "wystarczająco" atrakcyjna fizycznie. Ten lęk wyrasta z moich doświadczeń - aż do 25. roku życia obawiałam się, że mężczyźni (zwłaszcza ci młodzi) uważają mnie zwykle za nieatrakcyjną i niekobiecą, że jakby w ogóle nie widzą we mnie kobiety (koledzy na studiach rzeczywiście się ze mną nigdy nie próbowali umówić ani nic w tym rodzaju, a poza studiami życia towarzyskiego nie prowadziłam). Nawet jak ktoś powiedział coś pozytywnego o moim wyglądzie, byłam zdumiona. Ubierałam się byle jak, jakby zakładając, że ktoś taki jak ja nie ma szans na to, by podobać się mężczyznom. I do dziś nie jestem tak pewna siebie, jeśli chodzi o mój wygląd, jak wiele innych kobiet.
Natomiast nawet kiedy przestałam myśleć, że mężczyźni nie widzą we mnie kobiety, zaczęłam odczuwać niepokój, kiedy sobie uświadomiłam, że np. większość koleżanek z klasy w liceum wyszła już za mąż. Nie odczuwałam tego niepokoju cały czas, ale czasem myślałam sobie, że może ludzie, którzy wiedzą, że nie wyszłam za mąż ani nie mieszkam z jakimś facetem, myślą, że "nikt mnie nie chce" z takiego czy innego powodu, że "coś jest ze mną nie tak".
Związki bardzo pomogły mi wyleczyć się z tego niepokoju (kiedyś tak silnego, że czułam się nieswojo np. wtedy, gdy robiłam zakupy w weekend), ale nie do końca - do tej pory czuję nieraz niepokój, kiedy np. wydaje mi się, że ktoś z rodziny uważa, że "mam gorzej w życiu" dlatego, że nie wyszłam za mąż. W gruncie rzeczy wcale nie marzę o ślubie (choć jestem teraz w szczęśliwym związku i nie wykluczam małżeństwa), ale wciąż nie uwolniłam się całkowicie od lęku przed byciem postrzeganą jako gorsza, "dziwna" czy godna współczucia dlatego, że nie wyszłam za mąż. I ten niepokój wyraził się w niektórych moich halucynacjach w czasie psychozy. Odkąd sobie to uświadomiłam, staram się z nim walczyć, i walczę też z brakiem pewności siebie co do mojego wyglądu i mojej kobiecości. I mam wrażenie, że w dużym stopniu jest to walka zwycięska.
Książka Kępińskiego o schizofrenii uświadomiła mi, jak ważne jest zapewnienie sobie różnorodnych bodźców (mam na myśli to, co pisze o metabolizmie informacyjnym - to, moim zdaniem, jeden z najciekawszych i najważniejszych fragmentów tej książki), jak ważne jest to, żebym walczyła z własną nieśmiałością i społecznymi lękami, żebym jak najczęściej wychodziła z domu, żebym doświadczała różnych sytuacji i przywiązywała większą wagę do nawiązywania i podtrzymywania kontaktów z innymi ludźmi.
Z kolei kiedy zastanawiałam się nad treścią moich halucynacji (ona ma znaczenie, wbrew temu, co często się sugeruje ...), zrozumiałam, że o wiele za bardzo się przejmowałam i zamartwiałam tym, jak postrzegają mnie inni, co o mnie myślą. Głosy, które słyszałam, na początku psychozy często skrajnie pogardliwie "podsumowywały" moją osobę, a ich treść ściśle łączyła się z moimi lękami i kompleksami - np. skrajnie negatywnie mówiły o moim wyglądzie albo dawały do zrozumienia, że "nikt (w sensie żaden mężczyzna) mnie nie chce".
Dodam, że byłam całymi latami bardzo nieśmiała, jeśli chodzi o kontakty z mężczyznami, i nieraz wydawało mi się, że może nie jestem "wystarczająco" atrakcyjna fizycznie. Ten lęk wyrasta z moich doświadczeń - aż do 25. roku życia obawiałam się, że mężczyźni (zwłaszcza ci młodzi) uważają mnie zwykle za nieatrakcyjną i niekobiecą, że jakby w ogóle nie widzą we mnie kobiety (koledzy na studiach rzeczywiście się ze mną nigdy nie próbowali umówić ani nic w tym rodzaju, a poza studiami życia towarzyskiego nie prowadziłam). Nawet jak ktoś powiedział coś pozytywnego o moim wyglądzie, byłam zdumiona. Ubierałam się byle jak, jakby zakładając, że ktoś taki jak ja nie ma szans na to, by podobać się mężczyznom. I do dziś nie jestem tak pewna siebie, jeśli chodzi o mój wygląd, jak wiele innych kobiet.
Natomiast nawet kiedy przestałam myśleć, że mężczyźni nie widzą we mnie kobiety, zaczęłam odczuwać niepokój, kiedy sobie uświadomiłam, że np. większość koleżanek z klasy w liceum wyszła już za mąż. Nie odczuwałam tego niepokoju cały czas, ale czasem myślałam sobie, że może ludzie, którzy wiedzą, że nie wyszłam za mąż ani nie mieszkam z jakimś facetem, myślą, że "nikt mnie nie chce" z takiego czy innego powodu, że "coś jest ze mną nie tak".
Związki bardzo pomogły mi wyleczyć się z tego niepokoju (kiedyś tak silnego, że czułam się nieswojo np. wtedy, gdy robiłam zakupy w weekend), ale nie do końca - do tej pory czuję nieraz niepokój, kiedy np. wydaje mi się, że ktoś z rodziny uważa, że "mam gorzej w życiu" dlatego, że nie wyszłam za mąż. W gruncie rzeczy wcale nie marzę o ślubie (choć jestem teraz w szczęśliwym związku i nie wykluczam małżeństwa), ale wciąż nie uwolniłam się całkowicie od lęku przed byciem postrzeganą jako gorsza, "dziwna" czy godna współczucia dlatego, że nie wyszłam za mąż. I ten niepokój wyraził się w niektórych moich halucynacjach w czasie psychozy. Odkąd sobie to uświadomiłam, staram się z nim walczyć, i walczę też z brakiem pewności siebie co do mojego wyglądu i mojej kobiecości. I mam wrażenie, że w dużym stopniu jest to walka zwycięska.
W pełni się zgadzam: trzeba wierzyć, że jest szansa na powrót do zdrowia i na normalne życie bez leków.Wracając do dyskusji to problemem, który ludzie mogą napotkać podczas pracy nad sobą to brak wiary w sukces, brak przekonania co do skuteczności, brak samozaparcia.
Też bym właśnie nazwała swój stan na lekach stanem wegetacji - bardzo trafna nazwa !W każdym razie, mnie frustracja spowodowana ciągłym przebywaniem w stanie wegetacji pchnęła do stosowania sugestii.
Re: Prawda o psychiatrii
Judas, nie zgadzam się z Tobą. Dzięki dobrze dobranym lekom, we właściwych dawkach, można się pozbyć objawów choroby. Jednak to, że objawy zniknęły, nie znaczy, że jest się zdrowym i można odstawić leki- bardzo łatwo można zaliczyć nawrót i narazić się na kolejną hospitalizację- przerabiałam to.JudasHonor pisze:Nie zachęcam do odstawienia leków. Chodzi o to, że jak już poradzisz sobie z chorobą to po co brać leki ? (...)Wracając do dyskusji to problemem, który ludzie mogą napotkać podczas pracy nad sobą to brak wiary w sukces, brak przekonania co do skuteczności, brak samozaparcia.
Chociaż wydaje mi się, że wraz z latami spędzonymi w chorobie, wzrasta świadomość swoich myśli, uczuć. Poza tym, zwieksza się frustracja niską skutecznością lekoterapii, co będzie motywować do poszukiwania nowych dróg, odważenia się na coś, w co teraz nie wierzymy.
Jak niedawno odstawiłam leki, na ponad rok, to byłam przekonana że mnie źle zdiagnozowano. Upływ czasu tylko mnie utwierdzał w tym przekonaniu. Potem nagle zaczęłam się źle czuć- miałam urojenia, że moje nerki nie pracują normalnie i siusiam wodą. Czułam się coraz gorzej. Potem pojawiły się omamy słuchowe i dotykowe. Byłam przekonana, że ktoś, nie powiem kto, zakłada mi cewnik, abym mogła normalnie siusiać. Nigdy nikt mnie nie cewnikował, ale czułam dziwny dyskomfort, a potem czułam ulgę. Omamy słuchowe, dotykowe i urojenia, utworzyły taki schemat, że zupełnie się w nich pogubiłam.
Jeżeli o mnie chodzi, to bynajmniej nie byłam sfrustrowana ,,niską skutecznością" farmakoterapii. Wręcz przeciwnie, szybko się przekonałam, że leki mi pomagają i dzięki nim odzyskuję kontakt z rzeczywistością.
Nie zamierzam odstawiać leków, Ty sam do tego namawiasz, w ukryty sposób:
Jeżeli o mnie chodzi, to u mnie pierwszymi zwiastunami nawrotu są właśnie urojenia. Potem dołączają do nich omamy słuchowe. Z tego powodu, że od dziecka lubiłam bujać w obłokach, że zawsze miałam wybujałą wyobraźnię, bardzo szybko wpadam w psychotyczne stany....Po dwóch tygodniach odczujesz znaczną poprawę. Za rok góra dwa odstawisz pomalutku leki, zmniejszając dawki.
Np. wystarczyły dwa miesiące brania przeze mnie nieskutecznych dla mnie serdolect i rispolept, aby wróciły mi omamy słuchowe i urojenia. Zanosiło się na kolejny nawrót.
Nie zamierzam trzymać ręki na pulsie, zważając na wszelkie objawy, skoro to dobrze dobrane leki dobrze odwalają swoją robotę i niwelują omamy słuchowe i urojenia.
Z drugiej strony czuję się oszukana przez system. Bo na schizofrenię, na początku dziecięcą, chorowałam całe życie, miałam wiele epizodów psychotycznych, jednak zawsze sama z nich wychodziłam i powracałam do normalności. Pomagało mi uświadomienie sobie, że głosy które słyszę to nie telepatia, tylko omamy słuchowe i że mam urojenia. Po pierwszej poważniejszej psychozie, która prawie zakończyła się moją hospitalizacją, miałam przez dziewięć lat omamy słuchowe, ale wówczas nie miałam żadnych urojeń. Potem w końcu wylądowałam w szpitalu, jak miałam drugi poważny epizod psychotyczny i z psychozy wyciągnęły mnie leki. W każdym razie, po tym jak leki brałam przez ponad trzy lata, zmniejszyłam ich dawki i stopniowo je odstawiłam, nawrót miałam po ponad roku. Czyli, w moim przypadku, od kiedy się leczę, to mam coraz gorsze nawroty, po odstawieniu leków. Może to wynika z tego powodu, że leki zaburzają biochemię mózgu. Nie wierzę w to, że zaburzona biochemia mózgu jest źródłem schizofrenii.
Etiologia schizofrenii jest nadal nieznana.
To, że jakiś lek komuś służy, nie znaczy że nie zaszkodzi innej osobie. 

- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Prawda o psychiatrii
Według mnie celem nie jest dożywotnie branie leków.Judas, nie zgadzam się z Tobą. Dzięki dobrze dobranym lekom, we właściwych dawkach, można się pozbyć objawów choroby.
Każdy zdrowy także nie ma objawów choroby i także może zapaść na chorobę psych. Więc czy także powinien brać leki ?Jednak to, że objawy zniknęły, nie znaczy, że jest się zdrowym i można odstawić leki- bardzo łatwo można zaliczyć nawrót i narazić się na kolejną hospitalizację- przerabiałam to.
Ja wyraźnie napisałem, że gdy poukładasz wszystko sobie w umyśle, to wtedy choroba nie będzie Ci starszna, ani obawa o jakiś nawrót. Bo wtedy będziesz wiedzieć o co w tej chorobie chodzi, wiesz że masz na to sposoby, wiesz na co pozwalać sobie w umysle a na co nie, nie pozwolisz porwać się jakimś łańcuchom złych myśli. I to wtedy możesz pomalutku, z wyczuciem zmniejszać dawkę, monitorując swój stan.
Myślę, że problem dla którego krytycznie odnosisz się do tego co napisałem wynika z tego, że nie poczułaś stanu samokontroli, nie znasz go jeszcze.
Wytłumaczę Ci go obrazowo: W tym momencie ja wyobrażam sobie że nienawidzę siebie, że inni mną gardzą, że pojawia się jakiś głos który coś mi każe, czuje się obrzydliwie źle. Właśnie stworzyłem sobie w umyśle stan nawrotu choroby.
A teraz powiem Ci, co teraz zrobię w umyśle z takimi myślami z choroby: mówię sobie że, ja lubię siebie, ja bardzo lubię siebie; że jeśli ktoś mnie nie nawidzi to jego problem, a jak wejdzie mi w drogę to będzie żałował; następnie przyduszam do ziemi to coś co śle głosy i zmuszam by mówiło mi że jestem super; wyobrażam sobie że czuje się dobrze, że mam kontrolę, że nic mnie w mojej głowie nie zaskoczy a jeśli coś się tam wychyli to zniknie z tamtąd z prędkością światła bo ja tu rządzę i nie ma pana ponad mnie w mojej bani.
I to jest samokontrola. Powiedz mi gdzie jest miejsce na nawrót i chorobę w moim umyśle ? Ja
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Prawda o psychiatrii
Joanna_s, jeśli chodzi o walkę z myślami, halucynacjami to ja polecam inny sposób. Nie walcz, bo nie musisz, po prostu zalewaj złe myśli tymi pozytywnymi tak długo aż pozytywne staną się faktem.
Nie wchodź w polemikę z negatywnymi myślami, bo nie musisz udowadniać tego, że jesteś wartościowa (każdy jest niepowtarzalny), że jesteś dobra (przecież nie krzywdzisz innych), ładna (zawsze każdy się podoba wielu, zawsze), itd. Jesli coś Cię atakuje i się tłumaczysz to tak na prawdę się bronisz, dajesz czemuś prawo do polemiki nad samą sobą, a przecież Ty masz decydujące zdanie na swój temat a nie jakieś niematerialne, ulotne i złośliwie sklecone słowa.
Każdą negatywną myśl zalewaj trzema dobrymi na swój temat tak długo aż te złe zamilkną. Gdy czujesz się gorzej powtarzaj sobie ze zdwojona siłą, że siebie lubisz, że jesteś wartościowa, że uspokajasz się, że obecny stan to kaprys choroby.
Złe halucynacje/wyobrażenia zastępuj pozytywnymi, np jak leżysz sobie na plaży na Kanarach, a obok biegają Twoje dzieci i mąż przychodzi z drinkiem.
Nie pozwalaj zaskoczyć się na żadnej płaszczyźnie w umyśle. Zajmuj całą przestrzeń w swoim umyśle, masz do tego prawo i obowiązek by sprawować tam władzę.
Nie wchodź w polemikę z negatywnymi myślami, bo nie musisz udowadniać tego, że jesteś wartościowa (każdy jest niepowtarzalny), że jesteś dobra (przecież nie krzywdzisz innych), ładna (zawsze każdy się podoba wielu, zawsze), itd. Jesli coś Cię atakuje i się tłumaczysz to tak na prawdę się bronisz, dajesz czemuś prawo do polemiki nad samą sobą, a przecież Ty masz decydujące zdanie na swój temat a nie jakieś niematerialne, ulotne i złośliwie sklecone słowa.
Każdą negatywną myśl zalewaj trzema dobrymi na swój temat tak długo aż te złe zamilkną. Gdy czujesz się gorzej powtarzaj sobie ze zdwojona siłą, że siebie lubisz, że jesteś wartościowa, że uspokajasz się, że obecny stan to kaprys choroby.
Złe halucynacje/wyobrażenia zastępuj pozytywnymi, np jak leżysz sobie na plaży na Kanarach, a obok biegają Twoje dzieci i mąż przychodzi z drinkiem.
Nie pozwalaj zaskoczyć się na żadnej płaszczyźnie w umyśle. Zajmuj całą przestrzeń w swoim umyśle, masz do tego prawo i obowiązek by sprawować tam władzę.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Prawda o psychiatrii
Judas, ale ja sobie nie wyobrażam objawów psychotycznych, nie wkręcam ich sobie... One po prostu się pojawiają jak nie biorę leków. Nie wywołuję u siebie głosów, ani urojeń. One pojawiają się, jak jestem w stanie psychozy.JudasHonor pisze: (...)Wytłumaczę Ci go obrazowo: W tym momencie ja wyobrażam sobie że nienawidzę siebie, że inni mną gardzą, że pojawia się jakiś głos który coś mi każe, czuje się obrzydliwie źle. Właśnie stworzyłem sobie w umyśle stan nawrotu choroby.
Judas, mylisz osobę zdrową psychicznie, z taką która dzięki zaleczeniu nie ma objawów psychotycznych. Osoba zdrowa nie musi zapaść na chorobę psychiczną i nie musi brać leków. Osoba, ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną, musi brać leki.Każdy zdrowy także nie ma objawów choroby i także może zapaść na chorobę psych. Więc czy także powinien brać leki ?
Czemu ciągle namawiasz do zmniejszania dawek leków i do ich odstawiania:
Nie zamierzam zmniejszać dawek leków na własną rękę, ani ich odstawiać. I tak zmniejszyłam dawkę o połowę, za zgodą i wiedzą lekarza.I to wtedy możesz pomalutku, z wyczuciem zmniejszać dawkę, monitorując swój stan.
Nawet w ulotkach leków psychiatrycznych piszą, że nie należy ich odstawiać, jak chory poczuje się lepiej, czyli ustąpią mu objawy choroby. Leki każą brać tak długo, jak chce lekarz.
To, że w schizofrenii zniknęły omamy słuchowe i urojenia, nie znaczy, że jest się zdrowym. To znaczy, że leki działają. Po ich odstawieniu można zaliczyć nawrót.
Judas, ja wiem, że jestem skazana na dożywotnie branie leków, bo mam za sobą wiele mniejszych lub większych epizodów psychotycznych. Z powodu mojej niskiej samooceny, oraz niechęci do pogodzenia się ze słuszną diagnozą, oraz wybujałej wyobraźni, jestem bardzo narażona na szybki nawrót. Fakt, ostatnio wytrzymałam ponad rok bez leków, ale późniejszy epizod był poważniejszy niż wszystkie w moim życiu. Bez leków bardzo szybko tracę kontakt z rzeczywistością, zanurzam się w świecie wyobraźni i mam urojenia wielkościowe- w których jestem nadistotą obdarzoną zdolnościami parapsychicznymi, albo samym Bogiem, a nie zwykłą schizofreniczką paranoidalną. Łatwiej jest uwierzyć w swoją wyjątkowość niż pogodzić się z ciężką diagnozą.
Judas, Ty sobie radzisz bez leków, ja jestem od nich uzależniona. I tak mam szczęście, że nie trafiłam do psychiatry, jak miałam 14 lat, po próbie samobójczej. Oraz, że pięć lat później mój Tata sprzeciwił się mojej hospitalizacji. Choruję w zasadzie całe życie, a leczę się od około 4 lat...
Nie namawiaj mnie do redukcji dawek i do odstawiania leków. Już się w to bawiłam i poniosłam klęskę.

To, że jakiś lek komuś służy, nie znaczy że nie zaszkodzi innej osobie. 

-
- zaufany użytkownik
- Posty: 5448
- Rejestracja: ndz wrz 27, 2015 2:20 pm
- Status: Schizo
- Lokalizacja: Void
- Kontakt:
Re: Prawda o psychiatrii
Osoba z diagnozą psychiatryczną również nie musi na nic zapadać, ani brać leków z powodu samego faktu takiej a nie innej diagnozy.jojo pisze:Osoba zdrowa nie musi zapaść na chorobę psychiczną i nie musi brać leków. Osoba, ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną, musi brać leki.
Zawsze można zrzucić wszystko na lekarza, ale kiedy coś pójdzie nie tak on/a i tak za to nie odpowie... Pisałaś o tym jak załatwili cię w szpitalu oraz o tym jak odstawiłaś leki zgodnie z zaleceniami psychiatry i przez to wpadłaś w psychozę. Nadal jednak uważasz lekarzy za autorytety, czyli niczego cię to nie nauczyło. Tylko ty jesteś odpowiedzialna za własny stan zdrowia psych. i sama powinnaś wiedzieć co dla ciebie dobre (kiedy i czy w ogóle odstawiać psychotropy - to jak już sobie wszystko poukładasz, a brak wiary w siebie i w możliwość wyjścia z obecnego stanu tylko cię ogranicza) nie warto słuchać porad psychiatrów, ani innych pacjentów - obie grupy zawsze mogą się mylić.jojo pisze:Nie zamierzam zmniejszać dawek leków na własną rękę, ani ich odstawiać. I tak zmniejszyłam dawkę o połowę, za zgodą i wiedzą lekarza. Nawet w ulotkach leków psychiatrycznych piszą, że nie należy ich odstawiać, jak chory poczuje się lepiej, czyli ustąpią mu objawy choroby. Leki każą brać tak długo, jak chce lekarz.
''Insanity - a perfectly rational adjustment to an insane world.'' http://chomikuj.pl/Antypsychiatra
Zapraszam wszystkich popierających antypsychiatrie do dołączenia: http://www.digart.pl/grupy/16361/Anty-psychiatria/ moja grupa ma charakter otwarty.
Zapraszam wszystkich popierających antypsychiatrie do dołączenia: http://www.digart.pl/grupy/16361/Anty-psychiatria/ moja grupa ma charakter otwarty.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Prawda o psychiatrii
Schizo, ale ja polegam na moim psychiatrze. On mi pozwolił odstawić leki, a nie zalecił mi tego.
Uważam, że muszę brać leki, bo jak brałam nieskuteczny serdolect/rispolept, to po około dwóch miesiącach powróciły mi omamy słuchowe i urojenia.
Nie wierzę w siebie, jestem przygnębiona z powodu mojej diagnozy i stygmatyzacji. Ciągle rozmyślam o chorobie. W nocy najczęściej śni mi się, że mam zdolności parapsychiczne i jestem zdrowa psychicznie- czyli to widocznie zajmuje moją podświadomość.
Jak byłam mała miałam wybujałą wyobraźnię, wyobrażałam sobie inne wymiary, w których żyją superbohaterowie z komiksów i kreskówek. Wierzyłam, że mam z nimi kontakt. W stanie psychozy brałam różnych ludzi za bohaterów z komiksów.
Sądzę, że jestem tak słaba psychicznie, że tylko dzięki lekom mogę utrzymać kontakt z rzeczywistością. Jestem typem marzyciela, a staram się mieć realne podejście do życia. Jak mi wróciły omamy słuchowe, w towarzystwie dotykowych, to od razu znów uwierzyłam w telepatię i inne urojenia.
Może niektórzy mogą sobie radzić bez leków, monitorując objawy psychotyczne. Ja, jak je mam to się im poddaję bez reszty. Bo mam w sobie coś z dziecka, które woli uwierzyć, że ma super moce niż pogodzić się z ciężką diagnozą psychiatryczną. Dlatego, jak mam urojenia, to wierzę że jestem kimś wyjątkowym, telepatką, a czasem i Bogiem.
Kiedyś, jak od lat będę w remisji, to będę brać 100 mg solianu/amisan. Już to zaplanowałam...
Uważam, że muszę brać leki, bo jak brałam nieskuteczny serdolect/rispolept, to po około dwóch miesiącach powróciły mi omamy słuchowe i urojenia.
Nie wierzę w siebie, jestem przygnębiona z powodu mojej diagnozy i stygmatyzacji. Ciągle rozmyślam o chorobie. W nocy najczęściej śni mi się, że mam zdolności parapsychiczne i jestem zdrowa psychicznie- czyli to widocznie zajmuje moją podświadomość.
Jak byłam mała miałam wybujałą wyobraźnię, wyobrażałam sobie inne wymiary, w których żyją superbohaterowie z komiksów i kreskówek. Wierzyłam, że mam z nimi kontakt. W stanie psychozy brałam różnych ludzi za bohaterów z komiksów.
Sądzę, że jestem tak słaba psychicznie, że tylko dzięki lekom mogę utrzymać kontakt z rzeczywistością. Jestem typem marzyciela, a staram się mieć realne podejście do życia. Jak mi wróciły omamy słuchowe, w towarzystwie dotykowych, to od razu znów uwierzyłam w telepatię i inne urojenia.
Może niektórzy mogą sobie radzić bez leków, monitorując objawy psychotyczne. Ja, jak je mam to się im poddaję bez reszty. Bo mam w sobie coś z dziecka, które woli uwierzyć, że ma super moce niż pogodzić się z ciężką diagnozą psychiatryczną. Dlatego, jak mam urojenia, to wierzę że jestem kimś wyjątkowym, telepatką, a czasem i Bogiem.
Kiedyś, jak od lat będę w remisji, to będę brać 100 mg solianu/amisan. Już to zaplanowałam...
To, że jakiś lek komuś służy, nie znaczy że nie zaszkodzi innej osobie. 

- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: Prawda o psychiatrii
Niestety, Judas, zgadzam się z Jojo - w sposób zawoalowany namawiasz do odstawienia leków. Ja, podobnie jak Jojo, za każdym razem, gdy odstawiam leki, mam nawrót psychozy. Doświadczałam też psychoz na źle dobranych lekach. Obecnie czuję się bardzo dobrze, bo mam dobrze dobrane leki.
Daleka byłabym od wmawiania innym, że samą siłą woli i pracą nad sobą są w stanie zwalczyć omamy i urojenia.
Pozdrawiam.m.
Daleka byłabym od wmawiania innym, że samą siłą woli i pracą nad sobą są w stanie zwalczyć omamy i urojenia.
Pozdrawiam.m.
Re: Prawda o psychiatrii
Ja też myślę, że bardzo ważne jest, by przestać się bać tego, co mówiły czy mówią głosy. Jeśli np. mówiły/mówią nam, że jesteśmy beznadziejni, brzydcy, głupi, że ktoś nas nienawidzi czy nami gardzi, po prostu trzeba umieć sobie powiedzieć, że to nieprawda, że te głosy wyrażają nasze lęki i kompleksy, i trzeba się próbować z tych lęków i kompleksów wyzwolić. Jeśli ktoś przynajmniej czasem myśli o sobie "jestem beznadziejny/-a, jestem zerem", to nic dziwnego, jeśli dostaje nawrotów czy wciąż słyszy "dokuczające mu" głosy !JudasHonor pisze: A teraz powiem Ci, co teraz zrobię w umyśle z takimi myślami z choroby: mówię sobie że, ja lubię siebie, ja bardzo lubię siebie; że jeśli ktoś mnie nie nawidzi to jego problem, a jak wejdzie mi w drogę to będzie żałował; następnie przyduszam do ziemi to coś co śle głosy i zmuszam by mówiło mi że jestem super; wyobrażam sobie że czuje się dobrze, że mam kontrolę, że nic mnie w mojej głowie nie zaskoczy a jeśli coś się tam wychyli to zniknie z tamtąd z prędkością światła bo ja tu rządzę i nie ma pana ponad mnie w mojej bani.
I to jest samokontrola. Powiedz mi gdzie jest miejsce na nawrót i chorobę w moim umyśle ? Ja
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: Prawda o psychiatrii
A co jeśli słyszy: "Jesteś drzewem", "Jesteś na górze/na dole/ na lewo/ na prawo"? Albo gdy głosy relacjonują wiernie, to co robisz (zjadła, wypiła herbatę, pisze na komputerze). Jaki to ma związek z kompleksami?!
Nie wszystko da się wytłumaczyć domowymi sposobami, psychologią.
Pozdrawiam.m.
Nie wszystko da się wytłumaczyć domowymi sposobami, psychologią.
Pozdrawiam.m.
Re: Prawda o psychiatrii
JudasHonor, bardzo Ci dziękuję za życzliwość i rady !
Wiesz, sama już jakiś czas temu zauważyłam, że po prostu przestałam się przejmować tym, jak może być postrzegany przez innych np. mój wygląd - po prostu go akceptuję i myślę o nim pozytywnie. A wtedy o wiele łatwiej przychodzi uśmiech, o wiele jest człowiek pewniejszy siebie, a to, oczywiście, wpływa na to, jak postrzegają nas inni.
Np. przez szereg lat myślałam, że bardzo stresująca byłaby dla mnie sytuacja, gdyby obcy mężczyźni widzieli gdzieś moje zdjęcie i po części na tej podstawie podejmowali decyzję, czy napisać do mnie, czy nie. Ale jakiś czas przed moimi ostatnimi, 33. urodzinami postanowiłam sobie, że wreszcie przezwyciężę tę nieśmiałość, choć było to dla mnie trudnym zadaniem. I okazało się, że zupełnie niepotrzebnie byłam taka nieśmiała !
Inny przykład: dawniej zdarzało mi się czasem, że zaczynałam sobie mówić w myślach, że jak w ogóle mogłam sobie wyobrażać, że ktoś mógłby się zakochać w kimś takim jak ja, albo zaczynałam samą siebie wyzywać w myślach. To mi się zdarzało już na długo przed zachorowaniem na psychozę. Myślę, że to było coś podobnego do samookaleczeń, tyle że były to "samookaleczenia psychiczne" (tych fizycznych nigdy nie próbowałam). Zawsze szybko mi taki nastrój przechodził, ale myślę, że to miało związek z tym, co "słyszałam" w czasie psychozy. Teraz już mi się to nie zdarza i jestem przekonana, że to dowód na to, że udało mi się w dużym stopniu pokonać negatywne myśli.
Wiesz, sama już jakiś czas temu zauważyłam, że po prostu przestałam się przejmować tym, jak może być postrzegany przez innych np. mój wygląd - po prostu go akceptuję i myślę o nim pozytywnie. A wtedy o wiele łatwiej przychodzi uśmiech, o wiele jest człowiek pewniejszy siebie, a to, oczywiście, wpływa na to, jak postrzegają nas inni.
Np. przez szereg lat myślałam, że bardzo stresująca byłaby dla mnie sytuacja, gdyby obcy mężczyźni widzieli gdzieś moje zdjęcie i po części na tej podstawie podejmowali decyzję, czy napisać do mnie, czy nie. Ale jakiś czas przed moimi ostatnimi, 33. urodzinami postanowiłam sobie, że wreszcie przezwyciężę tę nieśmiałość, choć było to dla mnie trudnym zadaniem. I okazało się, że zupełnie niepotrzebnie byłam taka nieśmiała !
Inny przykład: dawniej zdarzało mi się czasem, że zaczynałam sobie mówić w myślach, że jak w ogóle mogłam sobie wyobrażać, że ktoś mógłby się zakochać w kimś takim jak ja, albo zaczynałam samą siebie wyzywać w myślach. To mi się zdarzało już na długo przed zachorowaniem na psychozę. Myślę, że to było coś podobnego do samookaleczeń, tyle że były to "samookaleczenia psychiczne" (tych fizycznych nigdy nie próbowałam). Zawsze szybko mi taki nastrój przechodził, ale myślę, że to miało związek z tym, co "słyszałam" w czasie psychozy. Teraz już mi się to nie zdarza i jestem przekonana, że to dowód na to, że udało mi się w dużym stopniu pokonać negatywne myśli.
Re: Prawda o psychiatrii
Moi, nie wiem, dlaczego nazywasz wyjaśnienia psychologiczne "domowymi sposobami", jakbyś uważała, że nie warto ich traktować poważnie. Dzięki tym sposobom, które Ty nazywasz "domowymi", JudasHonor i ja możemy zupełnie normalnie żyć. To dla nas sposoby o wiele lepsze niż łykanie neuroleptyków. I nie ma w tym nic "domowego" - w Warszawie odbył się tego lata międzynarodowy kongres poświęcony psychologicznemu podejściu do psychoz (http://www.isps2013warsaw.pl/index.php?lang=pl; nie byłam na nim, bo musiałam zaoszczędzić pieniądze na udział w innej konferencji, bardzo ważnej dla mnie z powodów zawodowych.)moi pisze:A co jeśli słyszy: "Jesteś drzewem", "Jesteś na górze/na dole/ na lewo/ na prawo"? Albo gdy głosy relacjonują wiernie, to co robisz (zjadła, wypiła herbatę, pisze na komputerze). Jaki to ma związek z kompleksami?!
Nie wszystko da się wytłumaczyć domowymi sposobami, psychologią.
Pozdrawiam.m.
Nie wiem, jakie Ty miałaś czy masz głosy. Być może wszystkie były tak neutralne jak piszesz. Być może żadne nie były związane z Twoimi lękami czy kompleksami. Ale pisałam o swoich doświadczeniach, a wiem, że wiele osób miało podobne.
Re: Prawda o psychiatrii
Znowu uparcie piszesz, że "musi", choć są takie, które ich nie biorą i piszą o tym na tym forum ...jojo pisze:Osoba, ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną, musi brać leki.