dziecko dwóch schizofreników
Moderator: moderatorzy
dziecko dwóch schizofreników
Jestem dzieckiem dwóch schizofreników. Jestem już osobą dorosłą, załozyłam rodzinę. Żyję w ciągłym strachu że zachoruję. Czytam wypowiedzi osób zagrożonych ta choroba ale nikt nie pisze że ma obydwoje rodzicow chorych. Zawsze tylko ojciec lub mama. Czy jestem sama?? Nikt wiecej nie jest w tak beznadziejnej sytuacji jak ja?? Chyba na razie jest ze mna wszystko ok ale wiem że w tej chorobie nie ma sie swiadomosci własnej choroby wiec nie wiem czy moje zachowanie oceniam na normalne czy jest takie rzeczywiscie.
Nie wiem czy to ma znaczenie ale mój ojciec zachorowal we wczesnej mlodości jak mnie jeszcze nie było na świecie (czyli zostałam poczeta przez chora juz osobę) a matka zachorowała jak bylam w wieku przedszkolnym? Czy to ze moja matka zachorowala później zmniejsza moje szanse (procentowo) na zachorowanie?
Moje główne pytanie jakie chcę Wam wszystkim zadać to JAK ŻYĆ ŻEBY CHOROBA SIĘ U MNIE NIE UJAWNIŁA???
Wiem że mam duże predyspozycje genetyczne dlatego chcialabym żyć jak najbardziej prawidlowo żeby nie zachorować - ale jak??
Czego się wystrzegać?
Czego robic mi nie wolno a co robic powinnam?
Jedno podpowiada mi moja intuicja - nie powinnam życ w leku przed chorobą ale to jest silniejsze ode mnie i nie ma dnia żebym o tym nie myslala, i nie ma dnia żebym sie nie zastanawiała czy to co robie jest normalne.
Proszę poradźcie mi.
Nie wiem czy to ma znaczenie ale mój ojciec zachorowal we wczesnej mlodości jak mnie jeszcze nie było na świecie (czyli zostałam poczeta przez chora juz osobę) a matka zachorowała jak bylam w wieku przedszkolnym? Czy to ze moja matka zachorowala później zmniejsza moje szanse (procentowo) na zachorowanie?
Moje główne pytanie jakie chcę Wam wszystkim zadać to JAK ŻYĆ ŻEBY CHOROBA SIĘ U MNIE NIE UJAWNIŁA???
Wiem że mam duże predyspozycje genetyczne dlatego chcialabym żyć jak najbardziej prawidlowo żeby nie zachorować - ale jak??
Czego się wystrzegać?
Czego robic mi nie wolno a co robic powinnam?
Jedno podpowiada mi moja intuicja - nie powinnam życ w leku przed chorobą ale to jest silniejsze ode mnie i nie ma dnia żebym o tym nie myslala, i nie ma dnia żebym sie nie zastanawiała czy to co robie jest normalne.
Proszę poradźcie mi.
Re: dziecko dwóch schizofreników
Masz przecież około 60% szans na to, by nie zachorować!!!
Ponadto założyłaś rodzinę, czyli przeszłaś przez ślub, masz (zapewne) stabilną sytuację osobistą. To już ominięcie kilku raf, które innych przyprawiają o chorobę.
Myślę, że prowadząc normalne uregulowane życie z każdym rokiem będziesz się coraz bardziej oddalać od perspektywy zachorowania. I tak przez całe dorosłe życie, aż do menopauzy, która może być kolejnym okresem niebezpiecznym (nie powinnaś wtedy np. zażywać leków przeciwdepresyjnych, bo one mogą aktywować psychozę).
To jest oczywiście tylko moim zdanie. Jestem tylko wieloletnim pacjentem, który przeczytał na ten temat wszystko, co mu przez lata wpadało w ręce...
Życzę szczęścia!
Życzę Ci również, abyś miała wokół siebie dużo bliskich ludzi, przyjaciół, bo schizofrenia jest chorobą biorącą się przede wszystkim z samotności. Więc, na pytanie "Jak żyć?" odpowiadam: "Podtrzymuj kontakty z ludźmi".
A tak naprawdę jest to cel na całe lata!!!
Ponadto założyłaś rodzinę, czyli przeszłaś przez ślub, masz (zapewne) stabilną sytuację osobistą. To już ominięcie kilku raf, które innych przyprawiają o chorobę.
Myślę, że prowadząc normalne uregulowane życie z każdym rokiem będziesz się coraz bardziej oddalać od perspektywy zachorowania. I tak przez całe dorosłe życie, aż do menopauzy, która może być kolejnym okresem niebezpiecznym (nie powinnaś wtedy np. zażywać leków przeciwdepresyjnych, bo one mogą aktywować psychozę).
To jest oczywiście tylko moim zdanie. Jestem tylko wieloletnim pacjentem, który przeczytał na ten temat wszystko, co mu przez lata wpadało w ręce...
Życzę szczęścia!
Życzę Ci również, abyś miała wokół siebie dużo bliskich ludzi, przyjaciół, bo schizofrenia jest chorobą biorącą się przede wszystkim z samotności. Więc, na pytanie "Jak żyć?" odpowiadam: "Podtrzymuj kontakty z ludźmi".
A tak naprawdę jest to cel na całe lata!!!
Re: dziecko dwóch schizofreników
Dziękuje bardzo za optymistyczna odpowiedź. Pisze Pan że mam 60% szans żeby nie zachorować ale często piszą że tylko 50% . Są różne opinie na ten temat.
Mam pytanie odnośnie podtrzymywania kontaktów z ludźmi, które są według Pana bardzo ważne - czy powinnam je "na siłę" podtrzymywać mimo, że wolę po pracy spędzać czas jedynie w towarzystwie męża i dziecka?
Spotykam się z ludźmi w pracy i to już jest dla mnie na tyle męczące że ostatnia rzecza na jaką mam ochotę to spotkanie towarzyskie.
Nie lubię, męczy mnie to i stresuje. Czy wówczas również powinnam utrzymywać kontakty towarzyskie - tak za wszelką cene "bo to normalne"?
Pozdrawiam
Mam pytanie odnośnie podtrzymywania kontaktów z ludźmi, które są według Pana bardzo ważne - czy powinnam je "na siłę" podtrzymywać mimo, że wolę po pracy spędzać czas jedynie w towarzystwie męża i dziecka?
Spotykam się z ludźmi w pracy i to już jest dla mnie na tyle męczące że ostatnia rzecza na jaką mam ochotę to spotkanie towarzyskie.
Nie lubię, męczy mnie to i stresuje. Czy wówczas również powinnam utrzymywać kontakty towarzyskie - tak za wszelką cene "bo to normalne"?
Pozdrawiam
Re: dziecko dwóch schizofreników
Osobiście nie uważam, aby jeden człowiek, nawet ten najbliższy, był w stanie zaspokoić 100% kontaktów ze światem drugiej osoby. A przecież "podtrzymywanie kontaktów" nie musi być częste, ani intensywne. Sam mam osoby, które uważam za moich przyjaciół z którymi widuję się raz na kilka lat, a "na co dzień" wymieniam jakieś e-maile, co kilka miesięcy, a jedynie sporadycznie korespondencja się zagęszcza (aż do kolejnej kilkumiesięcznej przerwy). W realu spotykam się z niektórymi przyjaciółmi raz na pół roku, bo przecież mają oni swoje rodziny, życie zawodowe, odrębne zainteresowania...
Istnieje takie pojęcie jak "sieć społeczna". U osób ze schizofrenią jest ona szczątkowa lub nie ma jej wcale. U ludzi zdrowych może ona liczyć nawet kilkadziesiąt osób (w co mnie - jako schizofrenikowi - trudno uwierzyć!).
Rzecz w tym, że taką "sieć społeczną" tworzy się całymi latami!!!
Za to potem, w razie jakichś problemów jest się kogo poradzić na przykład.
Istnieje takie pojęcie jak "sieć społeczna". U osób ze schizofrenią jest ona szczątkowa lub nie ma jej wcale. U ludzi zdrowych może ona liczyć nawet kilkadziesiąt osób (w co mnie - jako schizofrenikowi - trudno uwierzyć!).
Rzecz w tym, że taką "sieć społeczną" tworzy się całymi latami!!!
Za to potem, w razie jakichś problemów jest się kogo poradzić na przykład.
- marek-sportowiec
- nadużywający
- Posty: 322
- Rejestracja: czw maja 25, 2006 1:11 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: olimpiada
- Kontakt:
Re: dziecko dwóch schizofreników
Na to wychodzi, że rodzice zdrowi i Ty! Nie martwcie się niczym! Twoje wnuki też będą zdrowe!
Pierwsza wojna atomowa nadchodzi! Nie pomogą pojazdy czy broń palna! Armia jest zbyteczna! Wojacy się nie przydadzą! Zasobów coraz mniej, bo są marnotrawione bezlitośnie przez samego człowieka!
Puss djevel Dreng, øl rødhåret bjørn.
taurus-piskus
Puss djevel Dreng, øl rødhåret bjørn.
taurus-piskus
Re: dziecko dwóch schizofreników
Nie rozumiem wypowiedzi powyżej. Dlaczego "wychodzi" że rodzice zdrowi? Czyi rodzice?
Moi rodzice są chorzy. Mają stwierdzoną schizofrenie paranoidalną. Każde z nich było już kilka razy w szpitalu. Zabierano ich z domu w kaftanach bezpieczeństwa - ojca bo był niebezpieczny dla otoczenia, a matkę ponieważ chciała skrzywdzic siebie. Niby obydwoje maja taki sam rodzaj schizofrenii a na codzień zachowuja sie inaczej, są zupełnie odmienni.
Nie o moich rodzicach jednak chcialabym podyskutować ale o zapobieganiu dziedziczenia schizofrenii przez takie osoby jak ja.
Moi rodzice są chorzy. Mają stwierdzoną schizofrenie paranoidalną. Każde z nich było już kilka razy w szpitalu. Zabierano ich z domu w kaftanach bezpieczeństwa - ojca bo był niebezpieczny dla otoczenia, a matkę ponieważ chciała skrzywdzic siebie. Niby obydwoje maja taki sam rodzaj schizofrenii a na codzień zachowuja sie inaczej, są zupełnie odmienni.
Nie o moich rodzicach jednak chcialabym podyskutować ale o zapobieganiu dziedziczenia schizofrenii przez takie osoby jak ja.
Re: dziecko dwóch schizofreników
Witaj,
nikt nie da Ci gwarancji, że nie zachorujesz, tak samo jak ja nie mam gwarancji, że ja nie zachoruję choć nie mam potencjału genetycznego. Zachowałaś krytycyzm co jest ważne. Martwi mnie tylko to, by ciągły strach i oczekiwanie na "wybuch" psychozy nie stał się Twoją obsesją a co za tym idzie by nie doprowadziło to do choroby. Wiem, że łatwo jest mówić, lecz lęk jest tak duży, gdy widzi się rodziców, gdy widzi się potencjalną przyszłość, jednak na obecną chwilę zakładam, że psychozy nie masz, jesteś silniejsza bo masz namacalny obraz choroby, jak również potencjał we własnej rodzinie. Można powiedzieć: "żyj normalnie" ale co tak naprawdę jest normalne? Kiedyś ktoś mi powiedział, że schizofrenia to choroba duszy i jej wielkiego cierpienia, bo człowiek uciekając od okropności (subiektywnej oczywiście) życia realnego ucieka w wewnętrzny świat stworzony przez siebie. Nie wiem czy to co napiszę, jest trafne sama oceń, ale może warto spróbować (choć myślę, że właśnie to robisz) zakotwiczyć się w realnym świecie, mimo tego, że nie zawsze jest pięknie, nie zawsze wszystko wychodzi tak jakbyśmy tego chcieli zawsze idzie zrobić coś lepiej, inaczej, Chciałabym też byś nie zrozumiała mnie źle, to, że szukasz informacji na temat choroby jest słuszne myślę, że samoświadomość jest jednym z ważniejszych czynników zdrowia ( myślę, że daje poczucie bezpieczeństwa), jednak proszę zachowaj krytycyzm jaki masz, ponieważ on również jest istotny, weź poprawkę na to, że na forum możesz znaleźć wsparcie wielu wspaniałych osób jak również możesz zostać wciągnięta w psychozę. Nie uciekaj od świata - nie zamykaj się w swoim wewnętrznym świecie a myślę, że będzie to dobry początek. Z całego serca życzę Ci by Twoje życie było NORMALNE
nikt nie da Ci gwarancji, że nie zachorujesz, tak samo jak ja nie mam gwarancji, że ja nie zachoruję choć nie mam potencjału genetycznego. Zachowałaś krytycyzm co jest ważne. Martwi mnie tylko to, by ciągły strach i oczekiwanie na "wybuch" psychozy nie stał się Twoją obsesją a co za tym idzie by nie doprowadziło to do choroby. Wiem, że łatwo jest mówić, lecz lęk jest tak duży, gdy widzi się rodziców, gdy widzi się potencjalną przyszłość, jednak na obecną chwilę zakładam, że psychozy nie masz, jesteś silniejsza bo masz namacalny obraz choroby, jak również potencjał we własnej rodzinie. Można powiedzieć: "żyj normalnie" ale co tak naprawdę jest normalne? Kiedyś ktoś mi powiedział, że schizofrenia to choroba duszy i jej wielkiego cierpienia, bo człowiek uciekając od okropności (subiektywnej oczywiście) życia realnego ucieka w wewnętrzny świat stworzony przez siebie. Nie wiem czy to co napiszę, jest trafne sama oceń, ale może warto spróbować (choć myślę, że właśnie to robisz) zakotwiczyć się w realnym świecie, mimo tego, że nie zawsze jest pięknie, nie zawsze wszystko wychodzi tak jakbyśmy tego chcieli zawsze idzie zrobić coś lepiej, inaczej, Chciałabym też byś nie zrozumiała mnie źle, to, że szukasz informacji na temat choroby jest słuszne myślę, że samoświadomość jest jednym z ważniejszych czynników zdrowia ( myślę, że daje poczucie bezpieczeństwa), jednak proszę zachowaj krytycyzm jaki masz, ponieważ on również jest istotny, weź poprawkę na to, że na forum możesz znaleźć wsparcie wielu wspaniałych osób jak również możesz zostać wciągnięta w psychozę. Nie uciekaj od świata - nie zamykaj się w swoim wewnętrznym świecie a myślę, że będzie to dobry początek. Z całego serca życzę Ci by Twoje życie było NORMALNE
Widocznie nie można być filozofem na serio, to znaczy wyznawać filozofię własnym życiem, a nie tylko słowem. Normy społeczne są zbyt silne, by nawet największy filozof mógł się z nich wyłamać. A. Kępiński
Re: dziecko dwóch schizofreników
Dziękuję za wspaniałą odpowiedź Marys.
Rzeczywiście nie byłam nigdy w stanie psychozy.
Obecnie jedyne co może mnie martwić to nadwrażliwość (a wiem że to może być niepokojące). Bardzo wszystkim się przejmuję, a najbardziej tym co pomyslą o mnie inni ludzie. Podświadomie dążę do tego aby wszyscy wokoło mnie lubili chociaż wiem że to niemożliwe. Jakiekolwiek negatywne słowa pod moim adresem trzymam w sobie długo i zadreczam się tym.
Rzeczywiście nie byłam nigdy w stanie psychozy.
Obecnie jedyne co może mnie martwić to nadwrażliwość (a wiem że to może być niepokojące). Bardzo wszystkim się przejmuję, a najbardziej tym co pomyslą o mnie inni ludzie. Podświadomie dążę do tego aby wszyscy wokoło mnie lubili chociaż wiem że to niemożliwe. Jakiekolwiek negatywne słowa pod moim adresem trzymam w sobie długo i zadreczam się tym.
- lea
- zaufany użytkownik
- Posty: 2882
- Rejestracja: ndz maja 31, 2009 8:52 am
- Lokalizacja: tunel czasoprzestrzenny
Re: dziecko dwóch schizofreników
.
Ostatnio zmieniony sob sie 29, 2015 8:31 am przez lea, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: dziecko dwóch schizofreników
Zastanawiam się czy nie powinnam bardziej martwić się o zdrowie mojej córeczki? Czy po chorych dziadkach też jest duze prawdopodobieństwo zachorowania? Może powinnam stosować modne w obecnych czasach "bezstresowe wychowywanie"? Ale nie wiem czy sama za bardzo bym sie tym nie stresowała - juz teraz wchodzi mi na głowę. Prawie codziennie wyprowadza mnie z równowagi. Nie słucha sie mnie wcale - może taki wiek... Weroniczka ma dopiero trzy latka.
Nie mam żadnego doswiadczenia w wychowywaniu dzieci, żadnych wzorców. Mnie bardziej wychowała "ulica" niż rodzice wiec ciężko jest mi teraz być dobrym rodzicem.
Nie mam żadnego doswiadczenia w wychowywaniu dzieci, żadnych wzorców. Mnie bardziej wychowała "ulica" niż rodzice wiec ciężko jest mi teraz być dobrym rodzicem.
Re: dziecko dwóch schizofreników
dlaczego nikt mi nie chce odpisać już?
Re: dziecko dwóch schizofreników
Witaj malinko, czytając Twoje słowa, to tak jakbym czytała trochę o sobie, bo ja odczuwam podobnie, też bardzo zależy mi na uznaniu innych i strasznie się przejmuję krytyką, a najbardziej zamartwiam się wychowaniem syna. Jest nadwrażliwy jak ja, we wczesnym dzieciństwie " trzymałam go krótko", bo też mi chciał wejść na głowę, a teraz dorasta i strasznie się buntuje.
Myślę,że małemu dziecku potrzeba dużo swobody i miłości, trzeba nauczyć się cierpliwości i stanowczości, nie bić i nie krzyczeć, a wszystko się uda. Ja niestety tego nie umiałam, a przede wszystkim byłam zbyt nerwowa i przewrażliwiona na punkcie: "co ludzie powiedzą na tak niewychowane dziecko".
Teraz wiem, że dziecko potrzebuje cierpliwej miłości i poczucia bezpieczeństwa, a słaba matka nie może tego zapewnić, bo sama potrzebuje wsparcia. Gdybym wtedy poszła po pomoc do lekarza, może teraz miałabym lepszy kontakt z synem.
Pozdrawiam.
Myślę,że małemu dziecku potrzeba dużo swobody i miłości, trzeba nauczyć się cierpliwości i stanowczości, nie bić i nie krzyczeć, a wszystko się uda. Ja niestety tego nie umiałam, a przede wszystkim byłam zbyt nerwowa i przewrażliwiona na punkcie: "co ludzie powiedzą na tak niewychowane dziecko".
Teraz wiem, że dziecko potrzebuje cierpliwej miłości i poczucia bezpieczeństwa, a słaba matka nie może tego zapewnić, bo sama potrzebuje wsparcia. Gdybym wtedy poszła po pomoc do lekarza, może teraz miałabym lepszy kontakt z synem.
Pozdrawiam.
Re: dziecko dwóch schizofreników
Tylko żarliwa i szczera modlitwa do Boga może tobie pomóc ....ja tak zrobiłem bardzo pomaga ....i nie trać wiary.malinka pisze:dlaczego nikt mi nie chce odpisać już?
Re: dziecko dwóch schizofreników
Co do Twoich rodziców - szczerze współczuję, bo niestety zbyt dobrze wiem, jak trudno żyć wśród schizofreników.
Sama pozornie nie przejmowałam się potencjalnym zagrożeniem zapadnięcia na schizofrenię. Uważałam, że to mnie nie może dotyczyć, bo jestem inna niż cała rodzina (a oni nie lubią mnie i ogólnie nie akceptują, co oznacza, że jestem inna, czyli zdrowa).
Czasami żartowałam też sobie, że z całą swoją historią rodzinną mogłabym pójść do psychiatry i marszu dostałabym skierowanie do szpitala, a potem rentę, co uchroniłoby mnie od konieczności pracy w pocie, trudzie i znoju;-)
Nie miałam przyjaciół, bo nie ufałam nikomu na tyle, by móc opowiadać o sobie. Była bliska granica, której w rozmowach nie potrafiłam przekroczyć - bałam się napiętnowania. Bałam się wytykania. Bałam się mówić o moich rodzicach i reszcie mojej rodziny. O koszmarnych problemach, z którymi stykałam się na co dzień i których nie byłam w stanie przepracować. Czułam się strasznie samotna z tym wszystkim i nie było nikogo z kim mogłabym dzielić swój świat. Jako dziecko i młoda dziewczyna często myślałam o samobójstwie. Wydawało mi się, że to byłoby dla mnie dobre rozwiązanie. Moje problemy skończyłyby się i nigdy nie stałabym się taka jak przeważająca większość mojej rodziny.
Kiedyś przeczytałam, że schizofrenia najczęściej ujawnia się do 35 roku życia. Po trzydziestce robiłam wszystko, żeby tylko mieć spokojną pracę i nie stresować się. "To jeszcze tylko pięć lat" - myślałam. Odliczałam kolejne lata z rosnącym poczuciem ulgi. Niby nie bałam się choroby, ale obawa przed nią przesiąkała całe moje życie. W pracy nie byłam ambitna. Byłam zachowawcza do bólu, bo nie chciałam ulegać stresowi. Miałam świadomość, że gdybym zachorowała to nie chciałabym obciążać chorobą swojego męża, a rodzina też by się mną nie zajęła, bo oni nigdy nie byli w stanie zajmować się nawet samymi sobą. "Najwyżej skończę z sobą" - myślałam i było to dla mnie jakimś pocieszeniem.
Kiedy skończyłam 35 lat poczułam ulgę. "Jestem wolna" - pomyślałam. Moje zachowanie zmieniło się. Stałam się tak otwarta, że aż czasami jest to głupie. W dużej mierze przestałam się w ogóle przejmować tym, co inni myślą o mnie. Mam ich w nosie. Wiem, jaka jestem, a aprobata, czy krytyka innych nie jest w stanie mnie zmienić.
Może jeszcze zachoruję, ale chyba się na to nie zanosi (chociaż może nawet większość znanych mi ludzi uważa, że ze mną nie do końca jest wszystko w porządku).
Przez całe lata zadręczałam się opiniami ludzi. Zadręczałam się opiniami ludzi w większości z poważnymi defektami i problemami emocjonalnymi. Szukałam ich aprobaty. Nie zadawałam sobie pytania, czy oni w ogóle wiedzą o mnie dość, by móc sensownie powiedzieć o mnie cokolwiek. Nie zadawałam sobie pytania, czy są na tyle zdrowi i "normalni" by móc oceniać moje zdrowie i normalność. Nie zadawałam sobie pytania, czy normalność w ogóle istnieje - w jakiejkolwiek bądź formie.
Teraz wydaje mi się, że normalności nie ma. Zdarza się za to przeciętność. Zdarzają się też poważne defekty, których naobserwowałam się aż nadto. Wiem też, że przeciętni ludzie zwykle są neurotyczni i zagubieni. Może inaczej neurotyczni i zagubieni niż ja, jednak i tak wiele im brakuje, żeby móc oceniać kogokolwiek, bo miara, którą przykładają do innych jest przecież również dość zaburzona.
Nikt nie jest w stanie zagwarantować nikomu niczego, a już szczególnie normalności.
Żadnych recept nie znam i wątpię, by ktokolwiek je znał.
Chciałabym jednak, żebyś dbała o siebie, akceptowała siebie i kochała siebie taką, jaką jesteś (z wszelkimi ułomnościami, które w sobie dostrzegasz i które dostrzegają w Tobie inni). Mogą Cię obgadywać, mówić o Tobie źle. To nie ma większego znaczenia, ważne byś Ty sama dobrze czuła się ze sobą i była szczęśliwa. Nie widziałam jeszcze schizofrenika, który by dobrze czuł się ze sobą samym i był szczęśliwy, więc wierzę, że to jest dobra droga, chociaż recept nie znam.
Sama pozornie nie przejmowałam się potencjalnym zagrożeniem zapadnięcia na schizofrenię. Uważałam, że to mnie nie może dotyczyć, bo jestem inna niż cała rodzina (a oni nie lubią mnie i ogólnie nie akceptują, co oznacza, że jestem inna, czyli zdrowa).
Czasami żartowałam też sobie, że z całą swoją historią rodzinną mogłabym pójść do psychiatry i marszu dostałabym skierowanie do szpitala, a potem rentę, co uchroniłoby mnie od konieczności pracy w pocie, trudzie i znoju;-)
Nie miałam przyjaciół, bo nie ufałam nikomu na tyle, by móc opowiadać o sobie. Była bliska granica, której w rozmowach nie potrafiłam przekroczyć - bałam się napiętnowania. Bałam się wytykania. Bałam się mówić o moich rodzicach i reszcie mojej rodziny. O koszmarnych problemach, z którymi stykałam się na co dzień i których nie byłam w stanie przepracować. Czułam się strasznie samotna z tym wszystkim i nie było nikogo z kim mogłabym dzielić swój świat. Jako dziecko i młoda dziewczyna często myślałam o samobójstwie. Wydawało mi się, że to byłoby dla mnie dobre rozwiązanie. Moje problemy skończyłyby się i nigdy nie stałabym się taka jak przeważająca większość mojej rodziny.
Kiedyś przeczytałam, że schizofrenia najczęściej ujawnia się do 35 roku życia. Po trzydziestce robiłam wszystko, żeby tylko mieć spokojną pracę i nie stresować się. "To jeszcze tylko pięć lat" - myślałam. Odliczałam kolejne lata z rosnącym poczuciem ulgi. Niby nie bałam się choroby, ale obawa przed nią przesiąkała całe moje życie. W pracy nie byłam ambitna. Byłam zachowawcza do bólu, bo nie chciałam ulegać stresowi. Miałam świadomość, że gdybym zachorowała to nie chciałabym obciążać chorobą swojego męża, a rodzina też by się mną nie zajęła, bo oni nigdy nie byli w stanie zajmować się nawet samymi sobą. "Najwyżej skończę z sobą" - myślałam i było to dla mnie jakimś pocieszeniem.
Kiedy skończyłam 35 lat poczułam ulgę. "Jestem wolna" - pomyślałam. Moje zachowanie zmieniło się. Stałam się tak otwarta, że aż czasami jest to głupie. W dużej mierze przestałam się w ogóle przejmować tym, co inni myślą o mnie. Mam ich w nosie. Wiem, jaka jestem, a aprobata, czy krytyka innych nie jest w stanie mnie zmienić.
Może jeszcze zachoruję, ale chyba się na to nie zanosi (chociaż może nawet większość znanych mi ludzi uważa, że ze mną nie do końca jest wszystko w porządku).
Przez całe lata zadręczałam się opiniami ludzi. Zadręczałam się opiniami ludzi w większości z poważnymi defektami i problemami emocjonalnymi. Szukałam ich aprobaty. Nie zadawałam sobie pytania, czy oni w ogóle wiedzą o mnie dość, by móc sensownie powiedzieć o mnie cokolwiek. Nie zadawałam sobie pytania, czy są na tyle zdrowi i "normalni" by móc oceniać moje zdrowie i normalność. Nie zadawałam sobie pytania, czy normalność w ogóle istnieje - w jakiejkolwiek bądź formie.
Teraz wydaje mi się, że normalności nie ma. Zdarza się za to przeciętność. Zdarzają się też poważne defekty, których naobserwowałam się aż nadto. Wiem też, że przeciętni ludzie zwykle są neurotyczni i zagubieni. Może inaczej neurotyczni i zagubieni niż ja, jednak i tak wiele im brakuje, żeby móc oceniać kogokolwiek, bo miara, którą przykładają do innych jest przecież również dość zaburzona.
Nikt nie jest w stanie zagwarantować nikomu niczego, a już szczególnie normalności.
Żadnych recept nie znam i wątpię, by ktokolwiek je znał.
Chciałabym jednak, żebyś dbała o siebie, akceptowała siebie i kochała siebie taką, jaką jesteś (z wszelkimi ułomnościami, które w sobie dostrzegasz i które dostrzegają w Tobie inni). Mogą Cię obgadywać, mówić o Tobie źle. To nie ma większego znaczenia, ważne byś Ty sama dobrze czuła się ze sobą i była szczęśliwa. Nie widziałam jeszcze schizofrenika, który by dobrze czuł się ze sobą samym i był szczęśliwy, więc wierzę, że to jest dobra droga, chociaż recept nie znam.
Re: dziecko dwóch schizofreników
Dziękuję
Re: dziecko dwóch schizofreników
Rozumowo jeszcze nikt nie wychował dzieci , nie da rady.A gdyby dziadkowie chorowali na łatwo przekazywalną genetycznie chorobę też Byś myślała nad ekstra postępowaniem.Nie wiem czy się zastanawiałaś na słowem prawdopodobieństwo, myślę że warto.Parafrazując Twoje słowa , może po prostu powinnaś je kochać i dać 100% a może więcej niż mogli Ci przekazać Twoi rodzice, dbając o to by nie popełniać ich błędów.Generalnie to Twój instynkt macierzyński jest najlepszym podręcznikiem wychowania. Wracając do twojego pytania to są różne oszacowanie prawdopodobieństwa zachorowania w twoim przypadku ,ale biorąc nawet skrajną większość , cała reszta procentów a jest to grubo powyżej 70% zależy li tylko i wyłącznie od Ciebie jako matki i twojego partnera jako ojca .malinka pisze:Zastanawiam się czy nie powinnam bardziej martwić się o zdrowie mojej córeczki? Czy po chorych dziadkach też jest duze prawdopodobieństwo zachorowania? Może powinnam stosować modne w obecnych czasach "bezstresowe wychowywanie"? Ale nie wiem czy sama za bardzo bym sie tym nie stresowała - juz teraz wchodzi mi na głowę. Prawie codziennie wyprowadza mnie z równowagi. Nie słucha sie mnie wcale - może taki wiek... Weroniczka ma dopiero trzy latka.
Nie mam żadnego doswiadczenia w wychowywaniu dzieci, żadnych wzorców. Mnie bardziej wychowała "ulica" niż rodzice wiec ciężko jest mi teraz być dobrym rodzicem.
Myślę iż doskonale dasz sobie z tym rade.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: dziecko dwóch schizofreników
Bobo, nie znajduję żadnego kretynizmu w postach dieg. Przecież ona pisze o swoich doświadczeniach. Chyba nie pozostaje Ci nic innego, jak je uszanować.
Malinko, statystyka mówi o szansie zachorowania w przypadku chorych obojga rodziców na poziomie 37 %. Wiemy, że na nawrót choroby ma duży wpływ stres, więc przypuszcza się, że odgrywa on także rolę w samym zachorowaniu. Dlatego unikaj stresu, szczególnie długotrwałego, którego nie da się rozwiązać. Ogólnie dbaj o higienę psychiczną, nie nadużywaj swojej psychiki. Wtedy wszystko będzie dobrze.
Malinko, statystyka mówi o szansie zachorowania w przypadku chorych obojga rodziców na poziomie 37 %. Wiemy, że na nawrót choroby ma duży wpływ stres, więc przypuszcza się, że odgrywa on także rolę w samym zachorowaniu. Dlatego unikaj stresu, szczególnie długotrwałego, którego nie da się rozwiązać. Ogólnie dbaj o higienę psychiczną, nie nadużywaj swojej psychiki. Wtedy wszystko będzie dobrze.
Re: dziecko dwóch schizofreników
Niestety Zbyszku w tym przypadku nie zgadzam się z Tobą , wyraźnie podałem fragment który mnie tak zbulwersował , nie wiem co Dieg widział , nie wiem co doświadczył , nie wiem o Nim nic. Dlatego też zadałem konkretne pytania, które jeżeli usłyszę odpowiedź ,pozwolą mi zweryfikować swój pogląd.Jeżeli zaś uważasz stwierdzenie (w skrócie ) : " żaden schizofrenik nie jest szczęśliwy" , za dopuszczalny objaw inteligencji nie mam podstaw do dyskusji ,muszę się z tym zgodzić to tylko Twoje zdanie. Pozwól mi jednak posiadać własne zdanie i wrażać je w sposób który uznam w danym momencie za właściwy , w dodatku iż słowo na które raczyłeś zwrócić uwagę jest dozwolonym i ogólnie przyjętym terminem medycznym. Nadal staram się zwrócić Tobie a także Twoim moderatorom uwagę , że pomimo pełnej anonimowości oraz możliwości pisania wszystkiego na co ta anonimowość w swej definicji pozwala, nie może to się ,nie spotkać z brakiem reakcji u innych.Tutaj przychodzi mi na myśl bura którą dostałem od dobrego znajomego ( zresztą tez z sieci ) na moje głupie stwierdzenie " jestem schizofrenikiem " momentalnie zareagował " nie jesteś schizofrenikiem ty tylko od czasu do czasu na to chorujesz" .Nawiązując jeszcze raz do tematu tej rozmowy , ja nie pozwalam mówić wszystkiego i dowolny sposób na pośrednio (myślę także że nawet bezpośrednio) mnie dotyczącej sprawy , bo to ja a nie Dieg żyję i to w miarę długo ze stygmatami choroby umysłowej. Boli mnie tylko, i to bardzo , że znowu muszę bronić swojej godności i dumy i to przed człowiekiem równie ciężko jak ja przez życie doświadczonym.Proszę nie obraź się ,ale gdyby ktoś kiedyś zareagował na "doświadczenia" i "przemyślenia" ( a jakże osobiste bo przecież nie naukowe) Hiltera świat byłby w to wierzę mocno dziś piękniejszy . Także przepraszam ale nie wszystkie przemyślenia i doświadczenia muszę szanować , wręcz przeciwnie czuję przymus dyskusji i to publicznej ( jak w tym momencie ) jeżeli te zdania są głęboko krzywdzące zarówno dla mnie jak i dla milionów innych chorych.Na zakończenie muszę Ci powiedzieć Zbyszek iż w moim bliższym i dalszym towarzystwie nawet głupie słowo "wariat" jest zakazane , ludzie bardzo szybko uznają to jako bezpośrednia obelgę w moja stronę i wcale nie potrzeba na to wielkich debat.zbyszek pisze:Bobo, nie znajduję żadnego kretynizmu w postach dieg. Przecież ona pisze o swoich doświadczeniach. Chyba nie pozostaje Ci nic innego, jak je uszanować.
Ślę uszanowanie, bobo.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: dziecko dwóch schizofreników
polemika z Bobo jest tu: viewtopic.php?f=6&t=7937&p=99493#p99493
Re: dziecko dwóch schizofreników
Smutno mi, nic mi sie nie chce i nic mnie nie cieszy. Wszystko denerwuje. Już dziś denerwuje sie ze jutro musze isc do pracy. Denerwuje sie ze nie przygotowałam nic na jutro i nie wiem czy ze wszystkim zdąże. Czy to wszystko ma sens? Nie wiem ale jakos zupelnie nic mi sie nie chce. Męczy mnie moje dziecko - ciagle musze byc w gotowosci - ciagle obowiazki. Nigdy nie mam kiedy polezec sobie i nie robic nic bo ciagle jest cos do zrobienia. Nawet zabawa z dzieckiem mnie wykancza bo nie mam juz siły po pracy. nie wiem czemu Wam to pisze. Chyba po prostu dlatego ze mam silna potrzebe ponarzekania a nie mam komu. Mówie do męża - nie mam siły dzis gotowac - to on na to - "to nie gotuj" - ale nie powie jak mam nakarmic córke a na dodatek zaraz tez woła ze jest głodny i zeby mu dac. Twierdzi ze ciezej pracuje to ja mam wszystko w domu robic. ale ja tez pracuje ciezko fizycznie i nie mam juz sił!!
Wracam z pracy - on kładzie sie przed telewizorem a ja musze prac, prasowac, gotowac, umyc dziecko i w ogole zajmowac sie robiac wszystkie domowe obowiazki. Najchetniej to wyjechalabym gdzies chociaz na tydzien i odpoczeła o wlasnej rodziny.
Czy wy tez macie dzieci małe dzieci? Jak sobie radzicie?? Jak mozecie mieć siłe? Przeciez to trzeba byc non stop w gotowosci - ciagle pilnowac , ciagle coś! teraz mam chwilke bo spi ale ja tez musze sie kłasc bo rano musze wstac do roboty. Masakra. I tak zycie przemija - na ciagłej meczarni - byle do jutra... i tak w kółko
Wracam z pracy - on kładzie sie przed telewizorem a ja musze prac, prasowac, gotowac, umyc dziecko i w ogole zajmowac sie robiac wszystkie domowe obowiazki. Najchetniej to wyjechalabym gdzies chociaz na tydzien i odpoczeła o wlasnej rodziny.
Czy wy tez macie dzieci małe dzieci? Jak sobie radzicie?? Jak mozecie mieć siłe? Przeciez to trzeba byc non stop w gotowosci - ciagle pilnowac , ciagle coś! teraz mam chwilke bo spi ale ja tez musze sie kłasc bo rano musze wstac do roboty. Masakra. I tak zycie przemija - na ciagłej meczarni - byle do jutra... i tak w kółko