moja przyszla tesciowa ma schizofrenie

relacje rodzinne i ogólnie interpersonalne

Moderator: moderatorzy

Gość

Post autor: Gość »

zbyszek pisze:no właśnie to jest kluczowy moment: chory traci świadomość choroby i rozwija awersję do wszelkiego leczenie, to jest jeden z symptomów. rada dla p. Grzesia - jak najszybciej reagować, koniecznie wizyta u lekarza, bo od tego momentu będzie tylko coraz gorzej. w remisji trzeba chorej wytłumaczyć, że to taka postawa jest charakterystycznym objawem choroby.
Masz rację.
Natomiast teoretycznie: trzeba tak a tak postąpi..to się wie..jak chce się pomóc.
Praktycznie : przyjęcie tłumaczeń o poddanie się opiece medycznej, o symptomach choroby- jest często przez chorego odbierane jako zamach na jego wolnośc , na ograniczanie decydowania o wolności wyboru, narażenie na podtruwanie chemiczne.Cały szereg wywodów mnie czeka na ten temat,włącznie z tym czego to w życiu nie zechce zrobic. Np: może założę rodzinę.A może gdzieś wyjadę,moze za granicę, bo kontakty mam. A z chwilę: jak można miec dzieci, jak tak można wyjeżdżac za granicę.Chorych dzieci nie można trzymac w domu itp.
Na drugi dzień zmiana frontu. Kalejdoskop że hej, dyskusja na sto dwa i niby wszystko logicznie..ale w chwili tej dyskusji i na dany temat,który po krótszym lub dłuższym czasie jest omawiany z innego punktu widzenia. To tak jakby w jednej osobie było trzy osobowości.
Byle nie leki i opieka lekarska. A co na siłę zrobic można?
Wynik pomocy jakiejkolwiek jest uzależniony w dużej mierze od intelektualnej osobowości osoby chorej, od cech charakteru, od wieku w którym choroba się uaktywniła i co za tym idzie kto w tym czasie miał nad osobą chorą opiekę( na jakiej zasadzie. o jakiej odporności i charakterze był, byli opiekunowie).
Nic tu niestety mimo Twoich szczerych i zaangażowanych rad Zbyszku nie da się uogólnic, bo kazdy człowiek to istota niepowtarzalna ( tak jest i w przypadku osób zdrowych). Typów schizofrenii też jest wiele. I razem to wziąwszy , dla każdego jest potrzebna odrębna recepta na pomoc.
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: zbyszek »

Anonymous pisze:Wynik pomocy jakiejkolwiek jest uzależniony w dużej mierze od intelektualnej osobowości osoby chorej, od cech charakteru.
chyba jednak nie ! opór przd leczeniem jest symptomem i występuje podobnie u wszystkich. Różny jest tylko sposób argumentacji.
Bez leków ten opór będzie coraz większy. Dlatego http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?t=1071
Gość

Post autor: Gość »

Człowieku masz rację. Do pewnego momentu.
A tu na stronach wołanie o pomoc , bo ta czy inna osoba odmawai oddania się pod opiekę lekarską.
Spotykam sie tez z uzasadnieniem chorego, ze leki to chemia i niszczą organizm. Owszem tu ma rację.
A jak czytam rady w tym i Twoje.."zwiekszyc dawkę"..no to co to ma niby byc?
A jak od lat wsyzscy tlumaczą chorej osobie,że niestety każda choroba wymaga leczenia i nie moga przekonac jej ( rodzina, znajomi, lekarze i Bóg jeden wie kto) to jaką radę na to masz? Przymus ustawowy? Na czas pobytu w szpitalu? A potem?
Czy na tym forum jest jakiś psychiatra, psycholog ?
Awatar użytkownika
zbyszek
admin
Posty: 8033
Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
Status: webmaster
płeć: mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: zbyszek »

Anonymous pisze:Spotykam sie tez z uzasadnieniem chorego, ze leki to chemia i niszczą organizm. Owszem tu ma rację.
Nie ma racji !, Tlen którym oddychamy to też chemia - po prostu taki pierwiastek, dość żrący nawet. Jednak wniosek, że nie należy oddychać jest błędny. Leki to substancje tak jak pożywienie, fakt, że są chemiczne jest nieistotny, bo wszystkie substancje są chemiczne. Jednak leki w oróżnieniu o dzwykłej żywności wywołują w porównainiu z nią np. ze zwykłą kawą wiele silniejsze efekty. Medycyna stara się tak je dobrać, żeby efekty lecznicze były wiele większe niż jakieś inne uboczne zjawiska. Przeprowadza się w tym celu badania, ocenia się ryzyko i staram się podjąć racjonalne decyzje. Odrzucanie leków , bo to chemie brzmi przy tym nie lepiej jak jakiś zabobon.
A jak czytam rady w tym i Twoje.."zwiekszyc dawkę"..no to co to ma niby byc?
Najlepsze decyzje o wysokości dawki podejmuje lekarz, bo on jest specjalnie do tego kształcony. Mnie podpowiada tylko doświadczenie, że stan ostry bez leków będzie się pogarszał.
A jak od lat wszyscy tlumaczą chorej osobie, że niestety każda choroba wymaga leczenia i nie moga przekonac jej ( rodzina, znajomi, lekarze i Bóg jeden wie kto) to jaką radę na to masz?
Tak, oczywiście, środowsko powinno starć się wpłynąć na stan prawa, bo inaczej prawie nikt tym chorym nie pomoże i oni się męczą.
Gość

Post autor: Gość »

zbyszek pisze: Leki to substancje tak jak pożywienie, fakt, że są chemiczne jest nieistotny, bo wszystkie substancje są chemiczne. Jednak leki w oróżnieniu o dzwykłej żywności wywołują w porównainiu z nią np. ze zwykłą kawą wiele silniejsze efekty. Medycyna stara się tak je dobrać, żeby efekty lecznicze były wiele większe niż jakieś inne uboczne zjawiska. Przeprowadza się w tym celu badania, ocenia się ryzyko i staram się podjąć racjonalne decyzje. Odrzucanie leków , bo to chemie brzmi przy tym nie lepiej jak jakiś zabobon.

Nie zgadzam się, że leki jako substancje związków chemicznych nie szkodzą.
Nawet u chorego na serce, cukrzycę itp. długotrwałe stosowanie leków powoduje skutki uboczne, niewatpliwie.
A żołądek, a nerki itp.itd. Widzę zmiany w wyglądzie u chorego biorącego leki. Różne organizmy różnie reagują.
Może dajmy temu spokój ,bo i cukier szkodzi niektórym innym sól a
innym nabiał.
Chodzi o to czy potencjalny pacjent schizofrenik jest przebadany kompleksowo zanim zaaplikuje się mu leki.
A jak u danego chorego jest chore serce albo żołądek?
Czy brane jest przy leczeniu pod uwagę zdrowie psychiczne łącznie z fizycznym?
bozmam
zaufany użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: ndz sie 21, 2005 12:49 pm
Lokalizacja: 3miasto

Post autor: bozmam »

Fraszko, właśnie dwadzieścia kilka lat temu, znalazłam się w identycznej sytuacji. Teściowa była dziwna. Niezdiagnozowana. Uspokajacze brała na własną rękę. Jej stan był na tyle dobry, że funkcjonowała. Miała dzieci. Nie potrafiła o nie dbać, choć kochała. Nigdy nie mówiło się, że jest po prostu chora. Dzisiaj po latach mój syn, bez żadnej traumy, jest chory na schizofrenię. Niestety ma cięższą postać niż jego babka. Gdybym mogła cofnąć czas, spiepszałabym od tej miłości (do jej syna), gdzie pieprz rośnie. :!:
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Droga bozmam! (lub Bozmam, jak wolisz)

Post autor: moi »

Ja też mam syna.Gdyby on zachorowalby ma schizofrenię, cierpiałabym zapewne bardzo i szukałabym wszędzie winnych.Ale nigdy nie pomyślałabym o tym, że mógłby się nie urodzić.

Zakładając rodzinę nie wiemy,jaki los nam przypadnie w udziale, ale jeśli miłość bierze górę nad rozumem, to jest w stanie pokonać każde cierpienie. NIe myśl, ze nie wiem o czym piszę i że w mojej rodzinie nie było takiego cierpienia, jak TWoje. Było. Straciliśmy Go. Na zawsze. Lezy zakopany głęboko pod ziemią i nie znamy nawet twarzy ludzi, którzy nam to zrobili. Nie wiemy, czy była to pomyłka, czyjeś okrucieństwo, czy kolejny żart Pana Boga. Wiem tylko,że nie bedzie Go już Tutaj z nami.

W mojej rodzinie tylko jedna ciocia (siostra mojej mamy) miała niedorozwój umysłowy. W dzieciństwie bałam się jej, bo dziwnie mówiła i wygladała. Ale nigdy nie słyszałam, żeby ktoś powiedział o niej, czy do niej złe słowo.Była otoczona miłością, choć moi dziadkowie byli bardzo prostymi ludźmi i w życiu kierowali się głównie surowym praktycyzmem. Po latach wspominam ciocię Marysię, jako duże, wiecznie uśmiechniete dziecko. Nikt z naszej rodziny nigdy nie pomyślał, że mogłaby zostać porzucona i pozostawiona sama sobie w jakimś zakładzie. Że mogło by nie być cioci Marysi.

Naukowe dowody, jakoby schizofrenia miała głównie podłoże dziedziczne, nie są do końca udowodnione. Są czymś w rodzaju próby opisania zasad, według których rozgrywa się ruletka Pana Boga. My natomiast jesteśmy tylko ludźmi, możemy kochać lub odrzucić. Być może to, czego doświadczasz jest ponad TWoje siły i zrozumienie. I nie wiem, co mogę napisać, abyś uwierzyła mi, że warto poszukać w sobie jeszcze raz nadziei...Medycyna zna niejeden przypadek, że nawet ostre stany chorobowe, nagle ustępowały i nie było już nawrotów choroby. JA jestem chyba właśnie takim przypadkiem.

Prosze Cię, nie zostawiaj swojego syna samego. Zawsze jest nadzieja, ze właśnie w tym momencie na niego padnie główna wygrana w tej dziwnej ruletce Pana Boga. Bardzo Wam tego życzę. I -choć możesz mi nie ufać- naprawdę wierzę, że tak właśnie się stanie. Tak.
Gość

Post autor: Gość »

Moi, nie mam zamiaru pozostawić moje dziecko samo sobie. Kocham go i opiekuję się nim. Gdybym przewidziała przyszłość, poszłabym jednak inną drogą. Miałabym syna,tego samego, ale mógłby być zdrowy. Mieć innego ojca. To taka dziecinna fantazja, ale czasem tak myślę. Zwłaszcza, kiedy widzę,że czuje się żle, cierpi. Niektórzy mówią, że oni są chorzy, a ich najbliżsi cierpią. Taki podział nieszczęścia. Ja widziałam, mojego syna, gdy myślał, że jest sam w domu, jak płakał. Całkiem świadomie. Tak mocno, z ogromnym żalem. Tego dna ,wcześniej widział grupę młodych ludzi. Bestroskich, szczęśliwych, swobodnych. Pużniej stwierdził, beznamiętnie, że on chyba nigdy nie założy rodziny, nie będzie miał dzieci. Czuł się taki mało wart. I chociaż ma grupę, z którą chodzi codziennie na terapię, to jednak zauważa, od czasu do czasu, ile choroba niektórym potrafi wyrwać z życia. Niewielką mam nadzieję na cud, na codzień jednak jestem pogodna, bo to dobrze robi całej rodzinie. Cieszę się też szczerze, że niektórzy, tak jak Ty , wychodzą z choroby, jeśli nie na stałe, to chociaż na długie okresy.Pozdrawiam
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Post autor: moi »

Cóż mogę powiedzieć...Moja mama nigdy, ani przede mną, ani przed innymi ludźmi (nawet przed lekarzem) nie powiedziała, ze rozumie co się ze mną działo, wręcz przeciwnie - odrzuca tą część wiedzy, zaprzecza pamięci - tamtego czasu nie ma w naszych rozmowach...Trudno nam złapać kontakt i porozmawiać nawet na normalne, codzienne tematy. Ona żyje w kręgu swoich sztywnych przekonań i bardzo je pielęgnuje. Jednak gdzieś w głębi duszy wierzę, ze to jej łzy, przelane w samotności nade mną, wyjednały mi zdrowie. Być może wcale nie prosiła o to, żebym była zdrowa, ale żebym wróciła na studia, nie tkwiła dłużej w samotności, zebym zaczęła normalnie jeść, wychodzić na zewnątrz... To też taka moja fantazja, bo nigdy nie przekazała mi tego wprost. Wręcz przeciwnie, do tej pory uważa chyba, że do szpitala wcale nie trafiłam w stanie ostrej psychozy (omamy słuchowe i wzrokowe, uczucia owładnięcia ciała, itp), tylko zgłosiłam się tam na ochotnika, bo zbieralam materiały do jakiejś książki ( ?????), chciałam "doswiadczyć" życia (strzeż nas, Dobry Boze, przed takimi doświadczeniami, najgorszemu wrogowi nie życzę...)... Ale kocham moją mamę, chociaż, w gruncie rzeczy, nic to ne zmienia i wciąż w naszych rozmowach jest więcej żalu, goryczy, złych słów, czy przeklinania swojego losu, niż we wszystkich odcinkach "Mody na sukces" razem wziętych... (przepraszam, jeśli to porównanie bedzie wg Ciebie niezbyt na miejscu). Tak właśnie - w trochę w kiczowaty soposób, krzykliwie i niemądrze, ale nieustannie, niezłomnie i wytrwale u mnie samej chyba przede wszystkim, moja mama wywalczyła i utorowała drogę "ku normalności" ...Chciałam przez to powiedzieć, że matki mają taką siłę i intuicję że nikt, żaden podręcznik "rozwoju wewnętrznego", ani żaden guru (duchowy, czy lekarski) nie zgadłby w jaki sposób potrafią uratować swoje dziecko...I wierze, ze Ty też to wiesz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „rodzina i otoczenie”