forum dla osób dotkniętych schizofrenią, ich rodzin oraz zainteresowanych ''Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką, jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga.'' Antoni Kępiński
Dla osób szukających ogólnej pomocy i wstępnej orientacji dotyczącej choroby.
Kto umie dokładniej nazwać problem proszę pisać w działach tematycznych "Ogólnej dyskusji"
Regulamin forum
Uwaga: o pomoc w konkretnych sprawach, dla których odpowiednie działy istnieją w "Dyskusji Ogólnej" proszę pisać tam.Tutaj tylko w sprawie ogólnej pomocy w zorientowaniu się w tematyce, np. gdy ktoś szuka wstępnej pomocy, co począć z taką chorobą i jak nazwać i określić jej objawy
moi pisze:... Będzie dobrze, chemia -mimo wszystko-jest wielka i pewnie, jak tylko teściowa zacznie brać regularnie lekarstwa, relacje się poprawią. I łatwiej będzie spokojnie, bez tych emocji, o tym wszystkim pomyśleć i porozmawiac z mężem. Czego bardzo wam życzę.Pozdrawiam
Dziękuję, jesteś wielka, potrzebowałam takich słów.. takich które dają mi nadzieję, że to wszystko ma sens.
Grześ był dziś u lekarza z mamą i nawet zapytał o parę sugerowanych przeze mnie spraw (nie wszystko, ale to już postęp). Właściwie ta wizyta wiele nie zmieniła. Pani doktor kazała Grzesiowi obserwować mamę i jak zacznie się coś dziać to zwiększyć dawki (robił to i bez jej przyzwolenia, ale teraz chociaż mama nie będzie się buntować, bo sama słyszała, że to zalecenie psychiatry). Powoli wszystko wraca do normy.
Mam kolejne pytanie: czy chory pamięta, co robił lub mówił podczas ataku? Tak się zastanawiam, bo teściowa na pytanie doktor "co się działo" wskazała na Grzesia mówiąc "On wie, on widział".
I taka dygresja, spostrzerzenie Grzegorza z poczekalni w przychodnii: Gabinet psychiatry i dentysty ma wspólną poczekalnię, każdy kto zaglądał to pytał "Państwo do dentysty czy do gabinetu 202", nawet tam nie nazywają rzeczy po imieniu, wszędzie tabu!!!
moi pisze:...a było ich dużo (sposób jedzenia, ubierania się, właściwie samowola w każdej dziedzinie życia od 15 roku życia)
moi, a te dziwactwa to co to było, a raczej dlaczego? Byłaś tego świadoma, miałaś w tym jakiś cel, może chciałaś prowokować mamę do rozmowy, albo zaznaczyć, że jesteś inna... wytłumacz proszę, ciekawa jestem.
młoda pisze: Mam kolejne pytanie: czy chory pamięta, co robił lub mówił podczas ataku? Tak się zastanawiam, bo teściowa na pytanie doktor "co się działo" wskazała na Grzesia mówiąc "On wie, on widział".
Nie można uogólniać wszystkich pod nazwą "chory". Róznie to może być, a też różnie u tych samych osób, które "zwykliśmy nazywać schizofrenikami". Ja niektóre loty pamiętam, innych nie, ale nie wiem dokladnie o co mi chodziło. "Tam" panują inne reguły. Tak jest u mnie i tylko po powrocie muszę się z czegoś tłumaczyć. A wtedy trudno jest podać motyw. Na przykład dlaczego paraliżował mnie strach przed człowiekiem w kapturze? A cała się telepałam i o mało nie mdlałam na ulicy, jak kogoś takiego widziałam. No i wytłumaczyć mogłabym to tylko odnosząc się do swoich jazd. Na szczęście nie pamiętam dlaczego i nie chcę pamiętać.
Sądzę więc, że Twoja teściowa mogła być szczera w tym co powiedziała "On wie, on widział". To może znaczyć, że się zmęczyła już i powraca, Ale nie wiem.
Mam nadzieję, że nie namieszłam zbytnio i trochę Ci pomogłam.
moi, co do pochwał w kierunku naszej rodziny, to nie do mnie, właściwie pochwały należą się jedynie Grześkowi, to on z nią siedział, pilnował czy bierze lekarstwa, nie szedł do pracy... wysłuchiwał też krzyków, obelg i wyzwisk pod swoim i moim adresem (mnie tam nie było, nawet Grześ nie wiele mi mówił o tym co mówiła, czasem gdy rozmawialiśmy przez telefon słyszałam w tle jej krzyki, ale Grześ wtedy szybko się rozłączał)
Ja niestety się nie popisałam, tylko gadać potrafię. Boję się tam wrócić, nie chcę.. tęsknię tylko za Grzesiem.
Wczoraj Grześ powiedział mi "Mama kazała ci powiedzieć, żebyś się na nią nie gniewała, bo ona też się na ciebie nie gniewa" - zgłupiałam, na co ona się nie gniewa, na to, że zabrałam dziecko, żeby nie oglądało tych scen?!?!
Wiem, że jestem egoistką, ale gdyby to była moja mama, albo ktoś kogo kocham, to nie było by mowy o żadnym poświęceniu, po prostu bym musiała, a ona...
wiem, że muszę tam wrócić, choć nie chcę...schizofrenia to tylko jedna rzecz, a w tamtym domu jest ich tysiące.. (rzeczy których nie potrafię zaakceptować, znieść, zrozumieć, zcierpieć) nie chcę tam być...
...mozna jakoś dogadac się z teściową, kiedy jest przytomna i "przy zdrowych zmysłach"?Tzn. chciałam włąściwie zapytać o to, czy jestes w stanie polubić ją i zaakceptowac, jako osobę, nie myśląc o jej chorobie, która może zmieniac ją w kogoś zupełnie innego.Czy ty jeszcze widzisz tę osobę, czy już tylko kogoś chorego?
moi pisze:...mozna jakoś dogadac się z teściową, kiedy jest przytomna i "przy zdrowych zmysłach"?Tzn. chciałam włąściwie zapytać o to, czy jestes w stanie polubić ją i zaakceptowac, jako osobę, nie myśląc o jej chorobie, która może zmieniac ją w kogoś zupełnie innego.Czy ty jeszcze widzisz tę osobę, czy już tylko kogoś chorego?
Powiem tak, nigdy się z nią nie dogadywałam, od początku wiedziałam o chorobie i myślałam, że ona jest taka bo jest chora, później dopiero dowiedziałam się, że jak bierze leki to jest ok. Ona jest strasznie infantylna, taka jakaś,...no nie wiem... dla mnie nie rzeczywista... nie rozumiejąca...nie potrafię wyjaśnić...
ostatnio stwierdziłam, że ona nie ma zdania na coś, na co nie ma powiedzonka.
jakiś przkład postaram się przypomnieć sobie:
oooo, Grześ ostatnio oświadczył jej że myśli o tym, by znowu spróbować iść na studia. Jej odpowiedź: "Dobrze synku, kto ma szkołe, ten ma lżej"
a gdy dowiedziała się, że będzie babcią (przed naszym ślubem) to powiedziała "To nie pogrzeb, nie trzeba płakać tylko się cieszyć"
no w sumie pięknie, nie wiem czy zrozumiałaś, bo to może wyglądać że się czepiam, po prostu z nią nie da się rozmawiać poważnie, a o pierdołach ja z nią nie umiem
do tego dochodzi totalna niezaradność życiowa i dziwny sposób bycia i ubierania się (jak na "wariatkę" przystało - mimo, że już wiem, że to nie jest normą, a nawet jest rzadkością) a może taki ma gust, a o gustach się nie dyskutuje.
...sama znam bardzo podobną osobę (matkę mojej znajomej); wszystko jest podobnie:używanie powiedzonek (tzw. "złote myśli"), sposób ubierania się, infantylizm...ale urzekło mnie w niej to, że ma do ludzi taki "opiekuńczy" stosunek (do mnie mówiła "dziecino" i ja to uwielbiałam), czasami miałam nawet wrażenie, że to taka trochę wróżka (pogłaskała każdego psa, który obok niej przechodził, do każdego się uśmiechnęła...no, total, po prostu), znajomi mówili nawet o niej "czarownica", ale dla mnie to była bardziej wróżka jednak...Poza tym była (jest chyba nadal, choć dawno jej nie widziałam)bardzo piękna kobietą ...no i ta jej uduchowiona twarz...Chciałam przez to powiedzieć, że mimo problemów ze zrozumieniem jej sposobu funkcjonowania i myślenia, jak się na nią popatrzyło przez pryzmat peotyckiej metafory, to człowiek czuł się dobrze w jej obecności.Nie wiem, ona mnie po prostu wzruszała, zachwycała...(dodam, że kontaktowałam sie z tą rodziną juz po swoim pobycie w szpitalu, więc nie byłam na jakimś "odlocie", raczej trzeźwo na nią patrzyłam).Myślę, że w każdym chorym jest coś takiego, co -jak się dobrze zastanowisz-chwyci Cię za gardło. Myślałaś np. o tym,że twoja teściowa nie wyraża własnych myśli, bo chce w jak najprostszy sposób wyrazić swoją akceptację dla Was (zobacz, wszystkie odpowiedzi są na "tak", myslę, że ona jest właśnie taką "afirmatywną" osobą, poza atakami, oczywiście)...Nie wiem, nie znam jej...Musisz sama poszukać, może to taki ukryty drogowskaz, trochę jak w baśniach? SOrry za tę fantazję, chciałam tylko powiedzieć, że tyko pozytywne nastawienia (akceptacja, wsparcie, pomoc, opieka) przyniosą pozytywny skutek i w konsekwencji-jak sadzę- mogą doprowadzic do pozytywnej przemiany Twojej teściowej. A może , przyszło mi do głowy, nikt tak naprawdę nigdy nie liczył się z jej zdaniem i ona nauczyła się wyrażać "prawdy uogólnione", "mądrość ludową", która nie jest jej własnym zdaniem, ale dzięki czemu nie jest odrzucana...NIe wiem, dużo rzeczu mi sie tu nasuwa. Myslę, że warto łapać przede wszystkim te dobre, pozytywne wartości i gromadzić wokół jej osoby (może ona w ogóle nigdy nie miała możliwości zbudowania własnej osobowości?). Nie ma co kopać rowów - spróbuj na razie, żeby było miło wam wszystkim razem. Potem następny krok, może kolejny. To jest możliwe.PS: Ta znajoma rodzina z mamą - wróżką też funkcjonowała tylko dlatego, że skupili się na budowaniu pozytywnych wartości wokół tej "anielskiej dobroci" mamy -wróżki.Im wszystkim to wystarczyło do szczęścia i nie chcieli zmieniać nic wiecej (np. ja nie wiem, dlaczego nikt nigdy nie próbował traktować jej na tych samych zasadach, co innych domowników, właściwie wszyscy decydowali za nią, a ona sie podporządkowywała)...No ale to było ich życie i ich wybór.Nie mam pojęcia, jak się to rozegra w Waszej rodzinie, ale mam nadzieję, że ta ilość dziwnych historyjek, które Ci tu opowiadam,jakoś jednak ułatwią, a nie utrudnią, myslenie o tej trudnej i bolesnej sparawie,jaką jest choroba bliskiej osoby...No, mam taką nadzieję.Pozdrawiam.[/url]
jak czytam od ciebie posty to wszystko wydaje się takie proste, a ja wychodzę na straszną, rozkapryszoną, niezadowoloną gówniarę....a co gorsza chyba tak jest...
mojej teściowej śmiało można by było przypiąć taką etykietkę fantastyczną, może nie wróżka, ale taki wesoły clown w kobiecym wydaniu. Lubi się mocno malować, czerwień na policzkach to u niej podstawa (dlatego pewnie tak przyciąga dzieci), ubiera się jak mała dziewczynka, nie ważne że bluzka w groszki, a spódnica w paski (najczęściej jeszcze do tego błyszczące, kolorowe laki - mieszanka bombowa) ale przecież nikomu tym krzywdy nie robi. No i lubi się śmiać, nieważne, że czasem z rzeczy które mnie nie śmieszą...po prostu jesteśmy inne...ale czy to ma znaczenie?
Myślę, że mogłabym to wszystko sobie jakoś poukładać, nauczyłabym się jej nie wstydzić, zrozumiałabym... ale wtedy gdy mieli byśmy swoje mieszkanie. Mogę przychodzić w odwiedziny z Oliwką, jeść wspólnie obiady, grilować nad jeziorkiem ale po wszystkim wracać do siebie z mężem i córką. A pomagać jej w razie konieczności jak to tylko możliwe. W końcu jest jeszcze teściu, jej mąż i póki co to na nim spoczywa obowiązek opieki (Grześ go niejako wyręczył teraz). To źle, że tak myślę??
Doskonale to rozumiem i sama tez bym tak wolała funkcjonować w tym wszystkim na Twoim miejscu...Rozumiem,że teścia nie było, kiedy byl ten atak? No, nie da się ukryć, że na nim też spoczywa ten obowiązek, bo to jest, niestety obowiazek i doskonale Cię rozumiem. MAm pytanie (jesli mogę o to zapytać, bo wcale nie musisz odpowiedziec, Towja , Wasza sprawa i już - nie obrażę się): kiedy stało się jasne, że teściowa jest chora? Przeciez jakoś udalo jej się wychować syna (i to porządnie całkiem, z tego co czytam), prowadziła dom, itd. NIe było przeciez tak,że wszystko "odlatywało"wraz z nią... Wydaje mi sie,że dużo udało jej się w życiu osiągnąć, więc...nie jest chyba tak źle?
moi pisze:Doskonale to rozumiem i sama tez bym tak wolała funkcjonować w tym wszystkim na Twoim miejscu...Rozumiem,że teścia nie było, kiedy byl ten atak? No, nie da się ukryć, że na nim też spoczywa ten obowiązek, bo to jest, niestety obowiazek i doskonale Cię rozumiem. MAm pytanie (jesli mogę o to zapytać, bo wcale nie musisz odpowiedziec, Towja , Wasza sprawa i już - nie obrażę się): kiedy stało się jasne, że teściowa jest chora? Przeciez jakoś udalo jej się wychować syna (i to porządnie całkiem, z tego co czytam), prowadziła dom, itd. NIe było przeciez tak,że wszystko "odlatywało"wraz z nią... Wydaje mi sie,że dużo udało jej się w życiu osiągnąć, więc...nie jest chyba tak źle?
Jej choroba ukazała się po uderzeniu w głowę, Grześ był wtedy dzieckiem, właściwie wychowywała go babcia (jego mama przez pierwsze lata choroby wiele czasu spędziła w szpitalach psychitrycznych). Sama dziwię się jak on się tam uchował, ale on był chyba jedynym dorosłym w tej rodzinie, oni cały czas żyli z opieki społecznej, ojciec nie pracował i do tego pił, renty teściowa nie ma (nie przepracowała wymaganych lat) a Grześ jako 7 -8 latek, kiedy widział, że z mamą coś się dzieje dosypywał jej lekarstwa do cherbaty, nie raz uchronił ją przed psychozą. Naoglądał się też strasznych scen jak mama chorowała, przyjazd pogotowia zawsze łączył się z bijatykami, krzykiem, a nawet rozlewem krwi (dlatego tak bał się teraz, mama nie miała ataku od jego podstawówki)
To tylko jego zasługa, że wyszedł na ludzi, z resztą jak go poznałam, to nie było tak całkiem ok. Pił, ćpał...trochę też nasz związek wypchnął go na ludzi. Ale głownie to jego zasługa.
Rzeczywiście,nie jest lekko. Wiem tylko, że nie do końca jest tak,że nie przysługuje Wam jakaś pomoc (ktoś wyżej o tym pisał)...ja się na tym nie bardzo znam.I powiem szczerze, ze przy Twoich problemach z choroba teściowej, moje to pikuś.Nie wiem, co Ci powiedzieć...Mówią,ze miłością i wiarą, itd...Ale, wiadomo,życie swoje i nie chce się wzniośle myśleć o tych sparwach... Jeśli kochasz Grzesia, to ramię w ramię dacie radę. Myślę, że on Cię bardzo teraz potrzebuje i że jesteś jedyną osobą, która wyciąga tą rodzinę na powierzchnię. Jeśli Ci to w czymś w ogóle pomoże - to podziwiam Cię cholernie i ...zatkało mnie po prostu. Ale pomyśl, jeśli nie TY, to kto to zrobi?Mówią, że dostaje się akurat tyle, ile człowiek jest w stanie udźwignąć i zrozumieć. Bardzo bym chciała, żebyś doświadczyła tego zrozumienia. I nie bała się,że nie dasz rady.[/url]
moi pisze: Jeśli kochasz Grzesia, to ramię w ramię dacie radę. Myślę, że on Cię bardzo teraz potrzebuje i że jesteś jedyną osobą, która wyciąga tą rodzinę na powierzchnię. Jeśli Ci to w czymś w ogóle pomoże - to podziwiam Cię cholernie i ...zatkało mnie po prostu. Ale pomyśl, jeśli nie TY, to kto to zrobi?Mówią, że dostaje się akurat tyle, ile człowiek jest w stanie udźwignąć i zrozumieć. Bardzo bym chciała, żebyś doświadczyła tego zrozumienia. I nie bała się,że nie dasz rady.[/url]
Kocham Grzesia i po tym co mi napisałaś wiem, że muszę wrócić do domu z małą i jakoś nauczyć się tam żyć na nowo.
Kiedy wprowadzałam się do Grzesia po ślubie, mówiłam, że będziemy tam mieszkać góra 2-3 miesiące, niestety nie poszło nam tak łatwo z szukaniem mieszkania jak myśleliśmy i tak od ślubu minęło pół roku, i najprawdopodobniej jeszcze trochę czasu minie zanim coś znajdziemy.
Oprócz tesciowej, z którą dogadać się nie mogę, jest jeszcze parę innych powodów dla których wolałabym tam nie mieszkać: Od prozaicznego "na swoim, to na swoim" po głupie grzanie co wieczór wody na kąpiel dla Oliwki i prysznice w lodowatej wodzie.
Ale bez kapryszenia... musz ę wracać.... najgorsze, że Oliwka też nie bardzo chce wracać, tęskni za babcią, ale mówi że chce ją tylko odwiedzić a mieszkać chce u mojej mamy, ale szybko przywyknie znowu.
...szczególnie, kiedy ma rodzinę, małe dziecko i te wymagania się zmieniają (przerabiałam to). To nie żaden egoizm z Twojej strony...I chyba tego powinnam Ci teraz życzyć: żebyście mogli odetchnąć i poczuć się jak najszybciej "u siebie". Będę trzymać kciuki. Mocno.
Ja mieszkałam wiele razy i wiem,że gospodarze mogą mieć czasami tak przedziwne wymagania, że nie jestes w stanie im sprostać. Ja np. (podobnie jak Młoda) też z trudem zniosłabym mycie się w lodowatej wodzie. I , naprawdę, nie życze Ci, żebyś musiała kiedyś dostosowywać się do "takich" wymagań gospodarzy...
Wiktoria pisze:Żeby byc u siebie nalezy miec. Jezeli jest sie u kogoś nalezy to uszanowac i dostosować sie do wymogów gospodarza.
Ja to wiem, naprawdę.
Naszą sytuację komplikuje Oliwka (może źle to zabrzmiało, ale już wyjaśniam o co mi chodzi..). Gdybyśmy byli sobie młodym, bezdzietnym małżeństwem, to było by trochę inne nastawienie. Poszlibyśmy na stancję czy coś wynajęli i jakoś dali sobie radę, lepiej czy gorzej, w razie potrzeby zaciskanie pasa i zęby w tynk,... ale Oliwce nie będę fundowała takich atrakcji... na szczęście Oliwia nie ma źle u teściowej, zauważa już co prawda pewną dysproporcję między mieszkaniem u jednej a u drugiej babci, ale nie są to szczególnie znaczące rzeczy (przynajmniej teraz, jak jest ciepło)... a ja cały czas wierzę, że to wszystko kwestia miesięcy. W czerwcu mam obronę, więc potem śmiało mogę szukać pracy, a to już nam trochę pomoże, wtedy nawet możemy myśleć o wynajęciu czegoś, jeśli nie znajdziemy mieszkania. wierzę, że po wakacjach będziemy na swoim.
No a jutro albo pojutrze wracam, teściowa dochodzi do normy, dziś idziemy z Oliwką w odwiedziny i zobaczymy jak jest. (boję się, nawet nie wiem czego ale strasznie się boję)
...tak na początek. No i Ty masz:1)obronić się, 2)znależć pracę, 3)wynająć mieszkanie. Bardzo rozsadnie i pewnie trochę otuchy Ci to dodaje.Trzymam kciuki, zeby sie udało.Potem to już będzie tylko z górki Pozdrawiam.
Wierzę Ci na słowo,że wiele przeszlaś w życiu.Tym bardziej dziwi mnie fakt, ze nie potrafisz zrozumiec, iż ktoś cierpi, bo musi się wykłócać o ciepłą wodę na kąpiel dla dziecka. Dałabyś radę się podporządkować takim wymaganiom bez sprzeciwu? Mloda b.słusznie robi, że chce odejść "na swoje".I otym własnie rozmawiałyśmy.A poskarżyć się każdy ma prawo...