Nauka Buddy opiera się tylko na rozpoznaniu cierpienia i jego wstrzymaniu. Atta ( tłumaczone jako dusza czy jaźń)jest tym co ludzie biorą za pewne - jest to swego rodzaju eskstra temporalny monolit, kiedy mówię ja się obudziłem i ja idę spać widzę siebie jako coś stałego. Budda nie neguje istnienia duszy a tylko mówi mi, "przyjacielu, co w takim razie jest ta twoją duszą, twoim ja - ciało? Ale ciało jest nietrwale i nie można go identyfikowac za 'ja'".Irish pisze:Czyli buddyzm zakłada coś na kształt duszy bo niby jak energia miała by wędrować do tego obszaru zwanego Bardo,co by miało wędrować?
Sam Hume bez pomocy Buddy, zauważył na drodze introspekcji, że "ja" jest nieuchwytne i zamast niego spotyka sie tylo z emocjami uczuciami czy innymi rzeczami. Jednak w Nauce Buddy nie chodzi o sprawność intelektualną jaka dysponował Hume ale o bezpośrednie doświadczenie, gdzie "ja" przestaje być odczuwane a do tego prowadzi postawa dezidentyfikacji i widzenia wszystkich rzeczy tak: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja". "To nie moje" - gdyż wszelkie posiadanie, zarówno rzeczy materialnych jaki i emocjonalne wzmacnia iluzję "ja" - posiadzacza.
Co do Twojego pytania, o odrodziny, dopóki istnieje postawa "jestem" i przekonanie ja się urodziłem i ja umrę po rozpadzie jednego ciała będzie się pojawiało nowe ciało o jakości którego będą decydowały twoje działania w tym życiu, lub poprzednich (co jednak niestety musi już być wzięte na wiarę). A zatem zamiast o odrodzinach można mówić zaledwie o transformacji. Dopóki "jestem" jest obecne jestem invariant under transformation jak powiedzieliby fizycy
