Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Moderator: moderatorzy
Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Lęczę się na schizofrenię paranoidalną i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne.
Mam taki problem, że podczas mojego leczenia, które trwa już chyba z 10 lat trafiałem na psycholożki, które z jednej strony mi pomagały, ale tak po tych wszystkich latach stwierdzam, że chyba nie rozumiały mnie. Od około 2 czy 3 lat czytam książki o schizofrenii i nie tylko i w ogóle to z tych książek dowiedziałem się dużo, dużo więcej o sobie niż ze spotkań psychoterapeutycznych. Obecnie już tylko kilka razy w roku chodzę na terapię do Pani Psycholog. Kiedy mówię Jej o tym czego dowiedziałem się z książek np.: że wyraźnie widzę, że nie potrafię stawiać granic psychologicznych, to właściwie Jej komentarz w niczym mi nie pomaga. Dla mnie to wygląda tak jakbym mówił o czymś co powoduje u mnie chorobę, a Ona odpowiada na to jakimś komentarzem i temat się jakby kończy.
Uważam, że relacja z moją Mamą rozkręca moją chorobę i jest mi z tym bardzo ciężko, to w odpowiedzi słyszałem wcześniej na tej terapii takie stwierdzenia typu, że mężczyźni również utrudniają kobietom życie; że na przykład Pani Psychoterapeutka była nazywana histeryczką i mężczyźni nie pomagają w obowiązkach domowych itd. To brzmiało tak jakbym mówił na terapii u Psycholożki, że Mama wzbudza we mnie poczucie winy i zamiast móc to przepracować, to było odbijanie piłeczki w moją stronę, że przecież nie tylko mężczyźni cierpią. Tylko, że jak rozmowa schodziła na mojego Tatę czy Brata, to od razu był komentarz, że Oni przekraczają moje granice. Kiedy mówiłem Jej o tym, że moim zdaniem to nie jest sprawiedliwe, to mówiła, że to jest proces terapeutyczny i nie możemy się zajmować wszystkimi tematami na raz. Wtedy czułem się pogubiony i uznawałem, że pewnie mam uraz do kobiet i że rację ma Pani Terapeutka.
Jednak po kilku latach cały czas to we mnie siedziało i dalej siedzi. Po jakimś czasie powiedziałem Jej o tym, bo już byłem praktycznie pewien, że ja miałem rację. Wtedy Ona odpowiedziała mi, że już nie pamięta co wtedy mówiła.
Wcześniej chodziłem do innej Pani Psycholog, która jakby też ignorowała temat mojej Mamy. Po czym pewnego dnia powiedziała, że jak Mama traktuje mnie jak "chłopca na posyłki", to trzeba się wyprowadzić z domu. No tak tylko, że ja wtedy ledwo dojeżdżałem autobusem na terapię i nie byłem w stanie ponownie podjąć studiów, więc o realnej wyprowadzce nawet mowy nie było.
Czy ktoś z Was czuł się niezrozumiany przez psychoterapeutę płci przeciwnej?
Kiedyś wybrałem Psychologa i Psychiatrę, który niestety odstawił mi leki i trafiłem do psychiatryka, więc musiałem zrezygnować z Jego psychoterapii. Tak to trafiałem na same Panie Psycholożki i jak temat schodził na to, że moja Mama przekracza moje granice, to mam wrażenie, że kończy się to wszystko jakimś krótkim komentarzem typu, że należy stawiać granice.
Właśnie nie wiem czy ja za dużo wymagam od psychoterapeuty? Czy ja za bardzo się uzależniam od niego? Tylko, że teraz rzadziej chodzę na terapię i bardziej sam próbuję sobie pomóc, ale nie widzę efektów i czuję się zmęczony.
Jeśli chcecie skomentować moją wypowiedź, to będzie mi miło.
Mam taki problem, że podczas mojego leczenia, które trwa już chyba z 10 lat trafiałem na psycholożki, które z jednej strony mi pomagały, ale tak po tych wszystkich latach stwierdzam, że chyba nie rozumiały mnie. Od około 2 czy 3 lat czytam książki o schizofrenii i nie tylko i w ogóle to z tych książek dowiedziałem się dużo, dużo więcej o sobie niż ze spotkań psychoterapeutycznych. Obecnie już tylko kilka razy w roku chodzę na terapię do Pani Psycholog. Kiedy mówię Jej o tym czego dowiedziałem się z książek np.: że wyraźnie widzę, że nie potrafię stawiać granic psychologicznych, to właściwie Jej komentarz w niczym mi nie pomaga. Dla mnie to wygląda tak jakbym mówił o czymś co powoduje u mnie chorobę, a Ona odpowiada na to jakimś komentarzem i temat się jakby kończy.
Uważam, że relacja z moją Mamą rozkręca moją chorobę i jest mi z tym bardzo ciężko, to w odpowiedzi słyszałem wcześniej na tej terapii takie stwierdzenia typu, że mężczyźni również utrudniają kobietom życie; że na przykład Pani Psychoterapeutka była nazywana histeryczką i mężczyźni nie pomagają w obowiązkach domowych itd. To brzmiało tak jakbym mówił na terapii u Psycholożki, że Mama wzbudza we mnie poczucie winy i zamiast móc to przepracować, to było odbijanie piłeczki w moją stronę, że przecież nie tylko mężczyźni cierpią. Tylko, że jak rozmowa schodziła na mojego Tatę czy Brata, to od razu był komentarz, że Oni przekraczają moje granice. Kiedy mówiłem Jej o tym, że moim zdaniem to nie jest sprawiedliwe, to mówiła, że to jest proces terapeutyczny i nie możemy się zajmować wszystkimi tematami na raz. Wtedy czułem się pogubiony i uznawałem, że pewnie mam uraz do kobiet i że rację ma Pani Terapeutka.
Jednak po kilku latach cały czas to we mnie siedziało i dalej siedzi. Po jakimś czasie powiedziałem Jej o tym, bo już byłem praktycznie pewien, że ja miałem rację. Wtedy Ona odpowiedziała mi, że już nie pamięta co wtedy mówiła.
Wcześniej chodziłem do innej Pani Psycholog, która jakby też ignorowała temat mojej Mamy. Po czym pewnego dnia powiedziała, że jak Mama traktuje mnie jak "chłopca na posyłki", to trzeba się wyprowadzić z domu. No tak tylko, że ja wtedy ledwo dojeżdżałem autobusem na terapię i nie byłem w stanie ponownie podjąć studiów, więc o realnej wyprowadzce nawet mowy nie było.
Czy ktoś z Was czuł się niezrozumiany przez psychoterapeutę płci przeciwnej?
Kiedyś wybrałem Psychologa i Psychiatrę, który niestety odstawił mi leki i trafiłem do psychiatryka, więc musiałem zrezygnować z Jego psychoterapii. Tak to trafiałem na same Panie Psycholożki i jak temat schodził na to, że moja Mama przekracza moje granice, to mam wrażenie, że kończy się to wszystko jakimś krótkim komentarzem typu, że należy stawiać granice.
Właśnie nie wiem czy ja za dużo wymagam od psychoterapeuty? Czy ja za bardzo się uzależniam od niego? Tylko, że teraz rzadziej chodzę na terapię i bardziej sam próbuję sobie pomóc, ale nie widzę efektów i czuję się zmęczony.
Jeśli chcecie skomentować moją wypowiedź, to będzie mi miło.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Psycholożki i psychoterapeutki są do d... Większość z nich nawet studiów nie skończyła tylko kursy jakieś które ich i tak do niczego nie przygotowały. Dostają pieniądze nie wiem za co. Leczeniem schizofrenii zajmuje się lekarz psychiatra i wtedy po kompleksowym leczeniu można powiedzieć że się widzi jakieś efekty lub nie...
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Też doszłam do wniosku bez pomocy terapeutki, że rodzic płci przeciwnej ma związek z moją chorobą nasze kontakty w przeszłości były urazowe, pełne wzajemnej niechęci i przepychanek o dominację i bezpośrednich konfrontacji czego bardzo żałuję (wg moich rodziców musi być ścisła hierarchia). Unikałam ojca i nienawidziłam go a on albo się ze mnie wyśmiewał albo żałował, że pasem nie bił. We wczesnym dzieciństwie było inaczej, może bo był dla mnie Bogiem.
Przykre, jeśli terapeuta myśli o sobie i swojej perspektywie zamiast wczuć się w sytuację pacjenta.
Ale chyba ważne, że też pomaga i w życiu widać poprawę.
Przykre, jeśli terapeuta myśli o sobie i swojej perspektywie zamiast wczuć się w sytuację pacjenta.
Ale chyba ważne, że też pomaga i w życiu widać poprawę.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Ojciec grał jedną z głównych ról w moich urojeniach był jednym z mafii, która wszystkim rządziła. To chyba przez m. in. dystans między nami, urazy i to co mówił do mnie jak byłam dzieckiem.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Moja psycholog też za wiele nie mówi, ale wydaje mi się, że dzięki temu że mogłam się komuś życzliwemu wygadać pozbyłam się urojeń. Nikt się zaspecjalnie moim wnętrzem wcześniej nie interesował.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Z tym że terapia w czasie pandemii polegała na tym, że pisałam do Psycholog a ona klikała, że czyta.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Pewnie omijałam istotne tematy, w kółko o rodzicach. Ale jakby zaczęła wypytywać może bym z tej terapii uciekła.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Ale jak byłam małym dzieckiem ojciec był bardzo troskliwy.
- piotrs
- zaufany użytkownik
- Posty: 2145
- Rejestracja: sob paź 08, 2016 10:41 am
- Lokalizacja: Koronka Do Bożego Miłosierdzia
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
ja wiem na przykładzie lekarzy często nie rozumieja co to za choroba i
zalekowuja na za dużych dawkach
zalekowuja na za dużych dawkach
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Dzięki za Wasze odpowiedzi.
No właśnie nie jest tak, że te psychoterapeutki nie mają wykształcenia. One były z polecenia. Jedna z nich w konkretnej instytucji zajmującej się psychoterapią. Druga z nich współpracowała z psychiatrą, który mnie leczył. Trzecia sama była psychiatrą i terapeutą. Czwarta z nich ma konkretne wykształcenie i kursy i chyba nawet w USA.
Nie wiem dlaczego takie poczucie niezrozumienia we mnie siedzi. Próbowałem o tym rozmawiać z tymi psycholożkami i jakoś mam poczucie, że nie mogę się w tej kwestii dogadać z nimi. Od mojej ostatniej psychoterapeutki usłyszałem, że za późno o tym mówiłem. Tylko, że ja powiedziałem Jej to z 2 czy 3 razy i jak Ona miała już odpowiedź swoją na ten temat, to nie nalegałem. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że jednak mam rację. Ja nie umiem od razu zorientować się że ja mam rację, a nie terapeutka. Ogólnie moja ostatnia Psychoterapeutka twierdziła, że ja za późno takie rzeczy sygnalizuję. Moim zdaniem ja o tym mówiłem, ale nie zmuszałem Jej do swojego punktu widzenia. Kiedy już po jakimś czasie chciałem ten problem rozwiązać, to Ona stwierdziła, że już tego nie pamięta. Niestety jak nie jestem pewien czy mówię prawdę, to nie oskarżam drugiej strony, że na pewno jest niesprawiedliwa czy coś w tym stylu. 2 czy 3 razy zasygnalizowałem to - nie wiem co ja mogę więcej z tym zrobić. Jak sygnalizuję problem, to za późno i za słabo. Jak na terapii grupowej, na którą chodziłem mówiłem co mnie boli, to ktoś czuł, że wzbudzam w niej poczucie winy.
Ja mam jakieś poczucie, że to są różnice między kobietami, a mężczyznami i może dlatego nie mogłem się z Nimi porozumieć. Sam już nie wiem.
No właśnie nie jest tak, że te psychoterapeutki nie mają wykształcenia. One były z polecenia. Jedna z nich w konkretnej instytucji zajmującej się psychoterapią. Druga z nich współpracowała z psychiatrą, który mnie leczył. Trzecia sama była psychiatrą i terapeutą. Czwarta z nich ma konkretne wykształcenie i kursy i chyba nawet w USA.
Nie wiem dlaczego takie poczucie niezrozumienia we mnie siedzi. Próbowałem o tym rozmawiać z tymi psycholożkami i jakoś mam poczucie, że nie mogę się w tej kwestii dogadać z nimi. Od mojej ostatniej psychoterapeutki usłyszałem, że za późno o tym mówiłem. Tylko, że ja powiedziałem Jej to z 2 czy 3 razy i jak Ona miała już odpowiedź swoją na ten temat, to nie nalegałem. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że jednak mam rację. Ja nie umiem od razu zorientować się że ja mam rację, a nie terapeutka. Ogólnie moja ostatnia Psychoterapeutka twierdziła, że ja za późno takie rzeczy sygnalizuję. Moim zdaniem ja o tym mówiłem, ale nie zmuszałem Jej do swojego punktu widzenia. Kiedy już po jakimś czasie chciałem ten problem rozwiązać, to Ona stwierdziła, że już tego nie pamięta. Niestety jak nie jestem pewien czy mówię prawdę, to nie oskarżam drugiej strony, że na pewno jest niesprawiedliwa czy coś w tym stylu. 2 czy 3 razy zasygnalizowałem to - nie wiem co ja mogę więcej z tym zrobić. Jak sygnalizuję problem, to za późno i za słabo. Jak na terapii grupowej, na którą chodziłem mówiłem co mnie boli, to ktoś czuł, że wzbudzam w niej poczucie winy.
Ja mam jakieś poczucie, że to są różnice między kobietami, a mężczyznami i może dlatego nie mogłem się z Nimi porozumieć. Sam już nie wiem.
- RSHFunkster
- zaufany użytkownik
- Posty: 156
- Rejestracja: sob lis 11, 2023 9:30 am
- Status: zdrowy
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: zbliża się do ciebie w zawrotnym tempie
- Kontakt:
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Ja byłem ostatnio u drugiej psychoterapeutki, co ma specjalizację seksuolożki, oczekiwałem pomocy, ale po samej konsultacji poczułem się zignorowany.
F29
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 19
- Rejestracja: czw sie 29, 2024 7:06 pm
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Wiem, że nie można uogólniać. Ponoć nie można powielać stereotypów (swoją drogą są one wyjątkowo długowieczne i często się sprawdzają, ciekawe dlaczego?).
Znam kilka psycholożek w średnim wieku, na temat tych z gen z się nie wypowiem, bo nie miałem z nimi kontaktu.
Teoretycznie nic mnie to nie powinno obchodzić, ale wśród nich rozwody, romanse, problemy małżeńskie, używki (alkohol) to norma.
Poza tym niechęć do uczenia się nowych rzeczy, czytania artykułów i poważnych książek naukowych, nie ulotnych pierdów na facebooku czy instagramie.
Jednak obchodzi mnie to, bo jak ma wskazywać mi drogę jak żyć osoba, która nie może sama znaleźć swojego miejsca w życiu, nie potrafi utrzymać wieloletniej relacji, stworzyć bezpiecznej rodziny dla dzieci. Która sama nie ma pojęcia dokąd w życiu zmierza i jest tak samo bezradna wobec choroby, samotności i starzenia się, mimo studiów i certyfikatów.
Często co innego głosi, a co innego praktykuje.
Mogę podejrzewać skąd bierze się ta dychotomia.
Z rozmów z jedną z tych osób odniosłem wrażenie, że potrzeba cholernie dużo odwagi, żeby rzucić to wszystko: kilka etatów jednocześnie, dobrą pensję, "prestiż" zawodu (wraz z psuciem rynku coraz niższy), bezpieczeństwo i swobodę działania.
Jeszcze trudniej przyznać przed samym sobą, że to, w co zainwestowało się lata, jest bez większej wartości.
Do tego dochodzą oczekiwania przełożonych, rodziny, pacjentów.
Nie każdy się do tej pracy nadaje, ale nie każdy ma odwagę się do tego przed samym sobą przyznać.
Znam kilka psycholożek w średnim wieku, na temat tych z gen z się nie wypowiem, bo nie miałem z nimi kontaktu.
Teoretycznie nic mnie to nie powinno obchodzić, ale wśród nich rozwody, romanse, problemy małżeńskie, używki (alkohol) to norma.
Poza tym niechęć do uczenia się nowych rzeczy, czytania artykułów i poważnych książek naukowych, nie ulotnych pierdów na facebooku czy instagramie.
Jednak obchodzi mnie to, bo jak ma wskazywać mi drogę jak żyć osoba, która nie może sama znaleźć swojego miejsca w życiu, nie potrafi utrzymać wieloletniej relacji, stworzyć bezpiecznej rodziny dla dzieci. Która sama nie ma pojęcia dokąd w życiu zmierza i jest tak samo bezradna wobec choroby, samotności i starzenia się, mimo studiów i certyfikatów.
Często co innego głosi, a co innego praktykuje.
Mogę podejrzewać skąd bierze się ta dychotomia.
Z rozmów z jedną z tych osób odniosłem wrażenie, że potrzeba cholernie dużo odwagi, żeby rzucić to wszystko: kilka etatów jednocześnie, dobrą pensję, "prestiż" zawodu (wraz z psuciem rynku coraz niższy), bezpieczeństwo i swobodę działania.
Jeszcze trudniej przyznać przed samym sobą, że to, w co zainwestowało się lata, jest bez większej wartości.
Do tego dochodzą oczekiwania przełożonych, rodziny, pacjentów.
Nie każdy się do tej pracy nadaje, ale nie każdy ma odwagę się do tego przed samym sobą przyznać.
- Dobro
- zaufany użytkownik
- Posty: 18397
- Rejestracja: pt lut 17, 2023 4:23 pm
- Status: करुणा
- płeć: mężczyzna
- Gadu-Gadu: bla bla
- Lokalizacja: Brak
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Tak, mnie tesz nie rozumieli terapeuci.
Lepiej być samemu niż żyć z iluzją posiadania przyjaciół.
- amigo
- zaufany użytkownik
- Posty: 6834
- Rejestracja: śr lut 06, 2013 6:20 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Hiszpania
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
U mnie jest na dziennym takki terapueta ktory na to, ze ktos ma urojenia/glosy gada, ze ma zajac sie robieniem zadan kognitywnych i nie zawracac glowy.
Re: Poczucie bycia niezrozumianym przez psycholożki
Kiedyś miałam takiego terapeutę który uważał się za nieomylną wyrocznię i wiedział wszystko lepiej od pacjenta. Np. czemu założyłeś dzisiaj taką koszulkę a nie inną. XD Mam nadzieję że życie trochę go zweryfikowało w tej jego "mądrości" i nieomylności...