Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace sily
Moderator: moderatorzy
Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace sily
Witam. Chcialabym opisac przypadek choroby mojej mamy. Wyczytalam z informacji w internecie ze pierwsze objawy schizofrenii pojawiaja sie do 30 roku zycia. Moja mama ma obecnie 44 lata, a teraz z perspektywy czasu widze, ze u niej omamy pojawily sie rok temu, przynajmniej dopiero wtedy zauwazylam cos niepokojacego. Przez 5 lat zanim przyjechala znowu do Polski byla za granica, wiec mozliwe, ze zaczelo sie to juz tam. Kiedy przyjechala do Polski wydawalo sie, ze wszystko jest w porzadku. Akurat przygotowywalismy sie do rozprawy rozwodowej. Dopiero wtedy zaczelam zauwazac, ze cos jest nie tak. Mama nie mogla spac po nocach, wciaz wydawalo jej sie, ze ktos ja sledzi, wybrala sobie mojego ojca jako swojego glownego wroga. Uwazala, ze wciaz ja nagrywa, ze zalozyl pluskwy w domu, ze sasiad, ktory z nim spiskuje ma kamere w oknie, ktora rejestruje kiedy ona wychodzi, co wynosi z domu itp. Twierdzila, ze ojciec kombinuje jakby tu ja wyrolowac, ze zmienia zeznania w sadzie, ze przekupuje policje. Zreszta oskarzyla ojca takze o grozby i nawet proby pobicia [kiedy te wydarzenia mialy miejsce, nie bylo nas w domu, teraz mysle, ze to byly jej urojenia, ale wtedy jej uwierzylismy], zaskarzyla go na policji. Kiedy mama byla u siostry w innym miescie tez uwazala, ze w karmniku przed jej domem jest kamera, ze ludzie na postoju taksowek obserwuja ja. Nie mialam wtedy bladego pojecia o jakiejkolwiek chorobie psychicznej. Tlumaczylam to sobie stresem przed rozprawa, a potem stresem po rozprawie. Zreszta mowila do nas rzeczy tak pewnym glosem i przekonana o swojej racji, ze my jako dzieci, ktore nie widzialy matki tak dlugi okres czasu, poprostu jej wierzylismy. Sklocila nas z ojcem, ja wyjechalam z nia za granice. Tam przez pierwsze 2 lub 3 miesiace nic sie nie dzialo. W pewnym momencie ponownie zaczela sie ta mania przesladowcza. Z racji, ze mieszkalismy w duzym mieszkaniu, z 3 jeszcze rodzinami, ubzdurala sobie, ze oni spiskuja przeciwko niej. Stala pod drzwiami i podsluchiwala, zamykala drzwi na klucz, bo myslala, ze ktos zaraz wejdzie i nas deportuje. Wciaz twierdzila, ze ci ludzie [akurat byli to Rumuni], spiskuja na jej temat po grecku, czyli w jedynym jezyku jaki ona rozumiala [a racjonalne wyjasnienia typu "mamo, skoro maja do wyboru trzy jezyki: rumunski, angielski i grecki, dlaczego mowia o tobie w jedynym jezyku jaki ty rozumiesz?" nie skutkowaly, zawesze znalazla na to jakies wytlumaczenie]. Odeszla z pracy, sklocila sie ze znajomymi. Byl moment, ze powiedziala do mnie, ze wydaje jej sie, ze ma jakies omamy, ale powiedziala to tylko raz. Potem objawy zaczely sie nasilac. Wychodzila z domu, wylaczala telefon, bo wydawalo jej sie, ze jest na podlsuchu, uciekala z domu do parku na cale dnie, bo twierdzila, ze ktos przyjdzie do domu i nas deportuje, a jezeli ona wyjdzie to nas ochroni, bo albo wszyscy albo nikt. Potem zaczela uciekac w nocy i chowala sie w opuszczonym domu niedaleko. Zabieralam jej torebke, zeby tylko nie wychodzila. Wiedziala, ze jak nie ma przy sobie dokumentow to nas nie "ochroni" wiec wychodzila co najwyzej na 5 minut i wracala. Ukradla swojemu partnerowi z ktorym mieszkalysmy karte do bankomatu, ktora zostawila w bankomacie po wpisaniu pinu i ktos wybral z konta 300 euro [moze nawet ona, ale sie nie przyznala], kazala spalic samochod, wszystko zostawic i jezdzic w kolko i uciekac przed kims nieokreslonym, bo nic nie bylo wazne, bo i tak nas deportuja, potem miala nas deportowac mafia burdelowska, a na koncu zabic nazisci. Codziennie slyszalam, ze dzisiaj zgine a jutro bede juz w worku. Byla przy tym przekonana o swojej wiedzy i smiala sie z naszej glupoty, ze w to nie wierzymy, nie moglam tego sluchac. Nie zdajac sobie wciaz sprawy jak reagowac krzyczalam na nia, udowadnialam jej niejasnosci, jej partner dopuscil sie nawet do przemocy, po tym jak ukradla mu karte [teraz wiem, ze nigdy nie powinno sie to zdarzyc, ale nie wiedzialam co robic, jak zasiegnac pomocy, rady, bedac za granica i nie znajac zbyt dobrze jezyka]. Dzwonila do mnie do pracy wykrzykujac nadludzkim glosem ze nie wolno mi wychodzic, ze mam trzymac sie szefa, bo on nie pozwoli mnie zabic. Wybiegla z domu w pidzamie i pobiegla do banku, opowiedziec o wszystkim szefowi tego banku [ubzdurala sobie, ze to jest jakis jej wybawiciel i nachodzila go co pare dni]. Slyszala glosy za sciana, twierdzila, ze jest tam kobieta i mezczyzna, ktorzy nas podsluchuja. Powiedziala nawet, ze wygonila ich , ze uciekali i ich sprzet szpiegowski sie zniszczyl jak uciekali a ona sie smiala. Na Boze Narodzenie jeden dzien udawala, ze wszystko jest ok, a w nocy znowu zaczela slyszec glosy, ze ktos powysylal jakies smsy, powiedziala, ze ma dar od Boga, bo ma na imie Bozena, ze te glosy jej pomagaja, ze musimy jechac, ze nadciaga burza. Myla sie w lodowatej wodzie bo chiala uciekac, czego skutkiem byla grypa, ale przynajmniej w koncu zasnela oslabiona. W koncu zdecydowalismy sie leciec do Polski [po nieudanej probie zaprowadzenia jej do szpitala tam], udawala, ze normalnie mowi przez telefon tylko po to, zeby zamowic bilety te ktore ona chce, kiedy usiadlam na lozku poczulam cos pod koldra. Znalazlam tam noz. Kiedy ja o to zapytalam, zaczela krzyczec ze teraz oni wiedza i jestesmy skonczeni. Smiala mi sie w twarz, prawie nie spalam przez miesiac, nie wytrzymalam, uderzylam ja, zeby w koncu sie uciszyla. Przez sekunde zaplakala krzyczac "moje wlasne dziecko", a za chwile jakby nigdy nic dalej ciagnela swoj monolog, ze zginiemy, nie dojedziemy do lotniska, ze caly kraj jest w to zaangazowany. Do ostatniej chwili, przed wejsciem w bramke twierdzila, ze nie wejdziemy tam razem, ze nas rozdziela. W Polsce kiedy zobaczyla straz graniczna znowu sie przestraszyla, zaczela szukac swojego brata ktory mial po nas przyjechac. Kieyd tylko wsiadlysmy do samochodu, zaczela krzykiem przypisywac wszystkie swoje omamy mnie, ze ja ja wrabiam, powtarzala te same zdania ktore ja do niej mowilam kiedy chcialam jej uzmyslowic ze to co robia ludzie wokol jest zupelnie normalne. W tym momencie mialam ochote rzucic tym wszystkim. Chce jej pomoc a dostaje jeszcze po d. U dziadkow bylo to samo, oskarzyla mnie o maltretowanie i bicie od roku i inne jakies kosmiczne rzeczy. Dla mnie bylo za wiele, wyjechalam do znajomych pozostawiajac ja pod opieka dziadkow. Po pewnym czasie zadzwonil do nie brat, potwiedzial, ze lezala na lozku i miala jakis paraliz nerwicowy, nie mogla sie ruszyc, tylko rece jej dygotaly. Zadzwonil po karetke. Popatrzyli na nia zdiagnozowali atak nerwicy i odjechali. Wtedy dopiero rodzina ruszyla sie zeby jej pomoc [ a ja od przylotu wciaz mowilam ze trzeba ja wziac do lekarza, ale nikt mnie nie sluchal, uwazali nawet ze to ja jestem chora]. Nadal miala jakies drgawki, w nocy budzila sie, mowila o zlych ludziach, o klamcach, wolala jakiegos Stawrosa, zeby sie do niej odezwal, pytala sama siebie dlaczego mimo tego ze ma zatkane uszy slyszy to wszystko. W koncu zgodzila sie na pojscie do lekarza. Wzielam ja do najblizszego psychiatry, ktory pogadal z nia o pierdolach przez 20 minut, czasami wtracajac pytania na temat przesladowan i glosow, po czym przepisal leki. Na poczatku spala po nich caly czas [ bierze je dopiero ok tygodnia], teraz jest juz troche lepiej, przynajmniej mozna z nia juz normalnie rozmawiac, bo wczesniej to tylko siedziala zawieszona i nic do niej nie docieralo. Najgorsze jest to ze ta choroba stala sie u nas w rodzinie jakims tematem tabu, tylko ja potrafie o tym rozmawiac, za co dostaje wciaz bury. Mama nie chce w ogole na ten temat nic mowic, jesli wspomne o czymkolwiek zwiazanym z choroba, wpada w histerie, zaczyna mnie oskarzac ze ja chce jej przypominac i pograzac ja w tym co bylo, a ona chce o tym zapomniec. Nie wiem na czym polega terapia, ale wydaje mi sie ze trzeba ze soba rozmawiac, poza tym same leki i udawanie ze nic sie nie stalo to nie jest dobra droga ku lepszemu. Moze czytajac tego posta mozecie odczuc, ze jestem strasznie wrogo nastawiona do tego wszystkiego, ale to nie prawda. Mysle o tym caly czas jakby tu cos zrobic, zeby bylo lepiej, ale nie mam zadnych mozliwosci jezeli rodzina mnie nie wesprze. Martwie sie wciaz i wciaz. Czuje, ze juz sama zaczynam miec problemy ze soba. Nie mam zadnego wsparcia. Dlaczego jest tak, ze tylko ja tak chce jej pomoc, nikt inny? Nie potrafie tego zrozumiec. Chce ja wziac do jakiegos dobrego terapeuty moze do Krakowa, moze ktos poradzi mi do kogo i co teraz? Prosze o jakis odzew, z gory dziekuje i przepraszam za wszystkie bledy ktore popelnilam bedac nieswiadoma jak postepowac z osoba w takim stanie.
- miś wesołek
- zaufany użytkownik
- Posty: 8397
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Ale nie bardzo rozumiem w czym tkwi problem. Twoja mama bierze leki dopiero od tygodnia, a Ty masz jak wnioskuję problem z tym, że nie chce o niczym mówić, nie lubi żeby jej przypominać i że choroba stała się w rodzinie tematem tabu. Nie rozumiem. Tu tkwi problem?
Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Leki zaczynają działać dopiero po paru tygodniach - zwykle po czterech, czasami więcej. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Najważniejsze, że mama te leki bierze - to dobrze. Potem sama zauważy poprawę samopoczucia i sytuacja przestanie być problematyczna.
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Glownie chodzi o to, ze czesto wymiguje sie od brania lekow, trzeba za nia chodzic i jej podkladac pod nos, az w koncu je wezmie. Co za tym idzie przez caly czas ktos musi przy niej byc, a to tez nie jest mozliwe. Poza tym problemem jest tez wlasnie to, ze nie da sie z nia na ten temat porozmawiac, bo wpada w zlosc i wykrzykuje wyzwiska. Na dodatek zbliza sie rozprawa o podzial majatku i jej stres wzrasta. Juz dzisiaj zaczela mowic, ze ojca to trzeba tylko postawic pod sciane i za*ebac, a takze w kolko wyzywa go pod nosem i nie tylko. Co do samopoczucia ma juz lepsze, ale skoro tabletki jeszcze nie zaczely dzialac, to mam rozumiec, ze dlaczego jest jakas taka odmieniona? To oznacza, ze ukrywa przed nami objawy? A rodzina twierdzi, ze teraz wszystko jest ok, wiec nie ma po co rozdmuchiwac problemu. A moze niepotrzebnie sie martwie? Juz sama nie wiem.
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Poczekaj spokojnie, aż leki zaczną działać. Być może już działają - na niektórych chorych leki działają szybciej. Na pewno trzeba mamę trochę przypilnować z braniem leków, trudno, nie ma na to rady - jako dzieci powinniście jej w tym pomóc, to przecież mogło się przydarzyć każdemu z Was i wtedy to mama byłaby dla Was oparciem. I tak dobrze, że mama chce przyjmować leki, niektórym chorym trzeba je podawać siłą - zastrzykami. Mama na szczęście tego nie potrzebuje.
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
- miś wesołek
- zaufany użytkownik
- Posty: 8397
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Będzie brać leki, burza się wyciszy, to nabierze dystansu do objawów chorobowych. Tylko na to trzeba czasu. Nic od razu. Ważne żeby brała leki.matahari pisze:Poza tym problemem jest tez wlasnie to, ze nie da sie z nia na ten temat porozmawiac, bo wpada w zlosc i wykrzykuje wyzwiska.
Może zaczęły już działać, a może wizyta u specjalisty była tym momentem, w którym Twoja mama nabrała trochę krytycyzmu do własnych objawów. Może tłumić objawy, albo nawet je skrywać przed Wami. Ważne - i to już jest dobry znak - że nie jest już o ich prawdziwości absolutnie przekonana. Kiedy psychoza się wycisza (a może to być efekt działania leków), może pojawić się podwójna orientacja, znaczy osoba zaczyna żyć jakby w dwóch rzeczywistościach; wcześniej stuprocentowo przekonana o prawdziwości swoich urojeń dopuszcza również myśl, że to wszystko nie było jednak prawdą. Mogą występować duże wahania nastroju, aż do czasu, gdy krytycyzm wobec objawów chorobowych weźmie górę. Powtarzam jednak, do tego potrzeba czasu i leków. To, że zbliża się sprawa o podział majątku i moment konfrontacji z osobą, która stanowiła jeden z punktów centralnych konstrukcji urojeniowej, na pewno nie jest dobre i naraża Twoją mamę na duży stres. Spróbuj może porozmawiać z nią na ten temat, pocieszyć, pokazać jak się sprawy mają z punktu widzenia osoby zdrowej (ale nic na siłę i ostrożnie). Gdy jest taka możliwość postarajcie się przełożyć termin sprawy o podział majątku. To by było najlepsze. Życzę powodzenia!Co do samopoczucia ma juz lepsze, ale skoro tabletki jeszcze nie zaczely dzialac, to mam rozumiec, ze dlaczego jest jakas taka odmieniona? To oznacza, ze ukrywa przed nami objawy?

Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Dziekuje bardzo za odpowiedzi 
Wczoraj przyszlam z mama do domu, dostala od ojca list na temat ponoszenia kosztow na pol jezeli chce mieszkac w domu. Znowu zaczela intensywnie myslec dlaczego to wyslal i co kombinuje. W koncu doszla do wniosku, ze chce ja wyeksmitowac, wymeldowac lub obojetnie co, ale, ze chce pozbawic ja prawa do bycia w domu. Stwierdzila, ze nie wroci do dziadkow bo musi mieszkac w domu, zeby nie mogl jej wyrzucic. Poza tym dalej wydaje jej sie, ze w domu jest podsluch, bo kiedy bylysmy w kuchni rozjerzala sie niepewnie i powiedziala tylko " tutaj nie mozemy o niczym rozmawiac". Czyli jednak troche ukrywa sie ze swoimi prawdziwymi myslami. Ale rzeczywiscie chyba nastapil ten moment krytycyzmu, poniewaz kiedy przyszla do domu wsciekla, chciala pozamykac swoj pokoj na klucz, a kiedy wychodzilismy, popatrzyla na drzwi z kluczami w rece i zostawila je otwarte. Przekonalam ja jakos, zeby nie upierala sie, ze musi mieszkac w domu, zeby jej nie wyrzucono. Przedstwilam jej argument, ze jezeli mialby ja wymeldowac mial na to czas kiedy byla za granica, ze wtedy jezeli mialoby do tego dojsc, to szybciej wyszloby mu to wtedy kiedy nie byla w kraju, niz kiedy w nim jest. Poza tym na szczescie zgodzila sie mieszkac z dziadkami, przynjamniej narazie. Powiedzialam, ze nie chce zeby zostala sama w tym pustym domu. Brat pojdzie do szkoly, ja musze wyjechac na jakis czas, z ojcem nie bedzie rozmawiac. Wybrala mimo wszystko opcje ciepla rodzinnego z dziadkami, niz wizje samotnosci.
Och, jednak dobrze, ze jest to forum. Od razu czuje sie lepiej
Dziekuje

Wczoraj przyszlam z mama do domu, dostala od ojca list na temat ponoszenia kosztow na pol jezeli chce mieszkac w domu. Znowu zaczela intensywnie myslec dlaczego to wyslal i co kombinuje. W koncu doszla do wniosku, ze chce ja wyeksmitowac, wymeldowac lub obojetnie co, ale, ze chce pozbawic ja prawa do bycia w domu. Stwierdzila, ze nie wroci do dziadkow bo musi mieszkac w domu, zeby nie mogl jej wyrzucic. Poza tym dalej wydaje jej sie, ze w domu jest podsluch, bo kiedy bylysmy w kuchni rozjerzala sie niepewnie i powiedziala tylko " tutaj nie mozemy o niczym rozmawiac". Czyli jednak troche ukrywa sie ze swoimi prawdziwymi myslami. Ale rzeczywiscie chyba nastapil ten moment krytycyzmu, poniewaz kiedy przyszla do domu wsciekla, chciala pozamykac swoj pokoj na klucz, a kiedy wychodzilismy, popatrzyla na drzwi z kluczami w rece i zostawila je otwarte. Przekonalam ja jakos, zeby nie upierala sie, ze musi mieszkac w domu, zeby jej nie wyrzucono. Przedstwilam jej argument, ze jezeli mialby ja wymeldowac mial na to czas kiedy byla za granica, ze wtedy jezeli mialoby do tego dojsc, to szybciej wyszloby mu to wtedy kiedy nie byla w kraju, niz kiedy w nim jest. Poza tym na szczescie zgodzila sie mieszkac z dziadkami, przynjamniej narazie. Powiedzialam, ze nie chce zeby zostala sama w tym pustym domu. Brat pojdzie do szkoly, ja musze wyjechac na jakis czas, z ojcem nie bedzie rozmawiac. Wybrala mimo wszystko opcje ciepla rodzinnego z dziadkami, niz wizje samotnosci.
Och, jednak dobrze, ze jest to forum. Od razu czuje sie lepiej

- miś wesołek
- zaufany użytkownik
- Posty: 8397
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: Moja mama jest chora, nie wiem co robic, a powoli trace
Heh, no właśnie się nie ukrywa, bo Ci powiedziała o swoich obawach.matahari pisze:Poza tym dalej wydaje jej sie, ze w domu jest podsluch, bo kiedy bylysmy w kuchni rozjerzala sie niepewnie i powiedziala tylko " tutaj nie mozemy o niczym rozmawiac". Czyli jednak troche ukrywa sie ze swoimi prawdziwymi myslami.

Zobaczysz, z czasem będzie się czuła coraz lepiej, a może nawet nadejdzie taki moment, że będzie sobie z tego wszystkiego żartować. Wydaje mi się, że wszystko jest na dobrej drodze i cieszę się, że mogliśmy pomóc. Trzymam kciuki i pozdrawiam!

Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.