To niestety dotyczy większości szpitali w Polsce.Unknown pisze: ↑wt lis 05, 2013 10:30 pmTakich "lekarzy" należy natychmiast wyleczyć prądem 'na tamten świat', wcześniej ładując w tych kryminalistów neuroleptyki w dawkach powodujących 'katatonię'. :twisted: :twisted: :twisted:jojo pisze:Mi chcieli zafundować elektrowstrząsy, bo uważali że mam katatonię. Nie wiem, czy posunęliby się do tego, aby kazać mi cokolwiek podpisać, skoro byłam w fatalnym stanie. Na szczęście moja Mama zwróciła im uwagę na inne skutki uboczne i obyło się bez elektrowstrząsów.
...W każdym razie, w szpitalu do którego wówczas trafiłam, wpierw zaczęłam dochodzić do siebie, zastanawiałam się gdzie jestem i co się ze mną dzieje- jednak oni załatwili mnie haloperidolem- na kilka tygodni. Uważam, że lekarze w tamtym szpitalu to du*a a nie specjaliści...
Normalne życie z głosami ?
Moderator: moderatorzy
Re: Normalne życie z głosami ?
Re: Normalne życie z głosami ?
A mówią że trzeba brać leki?Joanna_s pisze: ↑czw sty 03, 2013 9:47 pm Trafiłam dziś na stronie brytyjskiej gazety "Telegraph" na artykuł o pracujących zawodowo kobietach z różnymi zaburzeniami psychicznymi. Jedną z nich jest 34-letnia Rachel Waddingham, która jest bardzo zadowolona ze swojego życia, choć wciąż słyszy około 13 różnych głosów. Rachel nie bierze leków (jak mówi, "już ich nie potrzebuje") i uważa, że diagnoza schizofrenii "to tylko etykietka". Oto poświęcony Rachel fragment tego artykułu:
"Rachel Waddingham, która ma 34 lata i mieszka z mężem w południowo-wschodnim Londynie, nigdy nie starała się ukryć swoich zaburzeń w miejscu pracy. 'Wszyscy o tym wiedzą', mówi, "i to nie jest moja najważniejsza cecha." Waddingham mówi, że jej schorzenie, schizofrenia, jest najsilniej stygmatyzowanym ze schorzeń psychicznych.
'Ludziom takim, jak ja, z ciężkimi zaburzeniami, większość pracodawców nie daje szansy. Nie powinno tak być. To wspaniałe, że posłowie zaczęli mówić o swoich problemach psychicznych. Ale naprawdę cudownym dniem będzie dla mnie dzień, w którym jakiś poseł opowie o tym, że słyszał głosy."
Waddingham pracuje w pełnym wymiarze czasu, prowadząc grupy wsparcia dla ludzi, którzy cierpią na psychozę i słyszą głosy, w tym między innymi grupę działającą w więzieniu Holloway. Szkoli też specjalistów od zdrowia psychicznego i robi magisterium z psychologicznych metod badawczych. W wolnym czasie śpiewa w pubach.
Tak aktywne życie nasila u niej głosy. 'Słyszę je niemal cały czas', mówi. 'Może się wydawać, że to rozprasza uwagę, ale głosy sprawiają, że jestem dobra w mojej pracy. Słyszę około 13 głosów i niektóre sprawiają mi trudności, ale jestem swego rodzaju mediatorką; to pomaga mi radzić sobie z trudnymi sytuacjami w pracy, ponieważ potrzebuję tam tych samych umiejętności. Doskonale radzę sobie też z koncentracją, bo muszę umieć spychać te głosy na dalszy plan.'
Głosy zaczęła słyszeć, gdy była nastolatką, ale myśli, że wszystko zaczęło się wtedy, kiedy miała siedem lat i 'zobaczyła potwora' w lustrze. 'Byłam wykorzystywana seksualnie jako dziecko i przelałam to doświadczenie na tego potwora. Kiedy byłam tak mała, tak bardzo chciałam być silna, że nie byłam w stanie nikomu powiedzieć o tym, co mnie dotknęło, i właśnie dlatego zaczęłam słyszeć głosy.'
Waddingham 'z trudem przebrnęła' przez szkolne lata, a kiedy dostała się na uniwersytet, 'wszystko się zawaliło'. Na początku uważała diagnozę schizofrenii za przydatną, ale teraz czuje, że jest nieistotna. 'To tylko etykietka. W sensie technicznym wciąż mam schizofrenię, ale nie widzę powodu, by poświęcać temu uwagę. Nie potrzebuję już leków i mogę wciąż prowadzić naprawdę szczęśliwe życie."
(Bridget Freer, "Mental illness at work: the last taboo", "The Telegraph", 12 listopada 2012, http://www.telegraph.co.uk/women/womens ... taboo.html)