leki a szczęście a nieszczęście
Moderator: moderatorzy
Regulamin forum
W tym dziale można pisać teksty wykraczające poza uporządkowaną dyskusję na konkretny temat. Nie polecam go osobom szukającym spokojnej rozmowy.
W tym dziale można pisać teksty wykraczające poza uporządkowaną dyskusję na konkretny temat. Nie polecam go osobom szukającym spokojnej rozmowy.
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Wtedy idzie się do lekarza i mówi się o skutkach ubocznych z prośbą o zmianę lekarstwa na inne lub korekcję dawkowania. Lekarz ma obowiązek zareagować.
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Dobrze by mieć kontakt telefoniczny z lekarzem,by można było zadzwonić chociażby w takiej sytuacji.Ewentualnie umówić się na wcześniejszą wizytę by problem z lekami obgadać i coś postanowić.Nie czekając dwa miesiące na kolejną wizytę ,będąc z problemem samemu.W końcu leki zostaną dobrane i to będzie początek drogi do remisji.Pozostaje dobrze wsłuchiwać się w to jak działają ,by mieć jasny pogląd na to jak się po nich czujemy,czym bardziej trafnie ,tym lepszą wiedzą podzielimy się z lekarzem.
- 137
- bywalec
- Posty: 263
- Rejestracja: czw cze 15, 2017 6:08 am
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: leki a szczęście a nieszczęście
ja sie boje lekarzowi cokolwiek mowic, bo ciezko powiedziec cos o swoim stanie, jesli sie go do konca nie rozumie.
lekarka mnie raz pyta "głosy pan słyszy?". ja sie zastanawiam no i mowie ze jeden raz slyszalem lekki krzyk. na tej podstawie przepisala mi olanzapine, ktora potem zazywalem pół roku, a tak naprawde żadnych głosów nie słyszałem. dziękuje za taki biznes...
lekarka mnie raz pyta "głosy pan słyszy?". ja sie zastanawiam no i mowie ze jeden raz slyszalem lekki krzyk. na tej podstawie przepisala mi olanzapine, ktora potem zazywalem pół roku, a tak naprawde żadnych głosów nie słyszałem. dziękuje za taki biznes...
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Wiesz jak nie zaczniesz gadać szczerze i nie zaufasz swojemu lekarzowi to nici ze skutecznej terapii.
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Leki biorę sumienie, regularnie: Mam diagnozę. Mam też rentę. I trochę odpowiedzialności społecznej: może zrehabilituję się kiedyś z tej dwói z PO (przysposobienie obronne) i wykonam kiedyś z powodzeniem "chwyt Heimlicha", albo sztuczne oddychanie. A może poniosę klęskę jak Lord Jim i inni defetyści. Instynkt macierzyński mi niestety zanikł. Za nikogo nie mogę wziąć odpowiedzialności, bo sama borykam się z brakiem równowagi, gdy idę ulicą, moje ciało migdałowate jest pobudzone bez reszty, móżdżek w zaniku. Lekarstwa znane jako neuroleptyki są dobre, gdy załamuje się "dotychczasowa linia życiowa" i raptem zanika samospełnienie jako ODCZUCIE oraz wiara w siebie samego/ siebie samą, tak jakby człowiek mentalnie nie był syty, tak myślę, czy przeczytać "Nienasycenie" Witkiewicza, choć był kokainistą i odebrał sobie życie w 1939. Mój mąż, gdy zachorowałam, powiedział tylko, że nie może "wytrzymać bliskości ze mną", jakiejkolwiek bliskości. Czyli wyczuwał te wibracje, tę wysokoreaktywność. Takie były u mnie początki. Lekarstwa chronią mnie przed "rozdygotaniem" i insomnią, a może nawet przed "globalnym" poluzowaniem struktur osobowości, jej rozpadem. Elektrowstrząsy mi pomogły tyle, co umarłemu kadzidło. Dopaminergiczni "parkinsonowcy" dostają "teraz" specjalne chipy stabilizujące... Kto tu jest skazany na neurodegenerację? I dlaczego psychiatrzy tak podkreślają znaczenie nadaktywności płatu przedczołowego, jakby nie znali całej anatomii tego organu zwanego mózgiem..? Bo im się nie wyświetliło w rezonansie..?
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Mają na to swoje przyczyny, a gdy nie wiadomo o co chodzi to zazwyczaj chodzi o pieniądze, jak wszędzie i wszystkim.
Czytając twoje posty śmiem nie zgodzić się z móżdżkiem w zaniku
Co do odpowiedzialności, to wystarczy moim zdaniem odpowiadać za siebie to już sporo. Tak by nie obciążać niepotrzebnie budżet państwa przez kolejne pobyty w szpitalu, pogotowia itd. Podobno jeden pobyt w szpitalu jednego chorego kosztuje w przybliżeniu państwo tyle co wypłacanie renty chorobowej przez rok czasu. Około 1500zl na dzień czy jakoś tak. Wszystko to jedna wielka manufaktura.
Czytając twoje posty śmiem nie zgodzić się z móżdżkiem w zaniku

Co do odpowiedzialności, to wystarczy moim zdaniem odpowiadać za siebie to już sporo. Tak by nie obciążać niepotrzebnie budżet państwa przez kolejne pobyty w szpitalu, pogotowia itd. Podobno jeden pobyt w szpitalu jednego chorego kosztuje w przybliżeniu państwo tyle co wypłacanie renty chorobowej przez rok czasu. Około 1500zl na dzień czy jakoś tak. Wszystko to jedna wielka manufaktura.
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Poważnie? Łącznie z tym żarciem które tam serwują?
Re: leki a szczęście a nieszczęście
Pomyśleć że to takie sumy wchodzą w grę ,więcej niż utrzymanie więźnia ,tylko jakość i ilość pożywienia gorsza.