Witam.
Na wstępie powiem tylko że piszę to zagłuszany przez głosy w mojej głowie, przez co może to być nieco niespójne i ciężko mi przez nie przypomnieć sobie wiele rzeczy, a do tego sytuację przeżyte w stanie psychotycznym są tak ciężkie do przetrawienia przez mózg, że ten je szybko wypiera, co powoduje raczej mgliste wspomnienia o zaistniałych rzeczach. Niektóre fakty mogły mi też się pomylić czasowo. Tak na prawdę czasem ciężko odróżnić "głosy" od dźwięków zamieniających się na jakieś słowa. Można to odróżnić tylko w całkowitej ciszy. No chyba że są to wyraźne glosy a nie jakieś echa. Sam miewam różne "głosy". Kiedyś zaczęło się to od rozmów znajomych z pracy, zorientowałem się że to co ja słyszę a to co oni mówią to dwie różne sprawy. Oczywiście nie przez cały czas tylko czasami wydawało mi się że obgadują mnie za moimi plecami, co później okazało się nie prawdą. Potem miałem przygodę z dopalaczami, nie ciekawiły mnie mieszanki podobne do MJ, ponieważ miałem raczej nieciekawe z nimi wspomnienia. Natomiast wkręciłem się w mef-edron czyli substancje podobną do amf-etaminy. Na początku było fajnie, z czasem zaczęły się paranoje związane z Policją potem mafią a następnie tajnymi służbami. Niewiele czasu minęło a paranoje ewoluowały w psychozy z nimi związane co spowodowało że moje życie legło w ruinie, zarówno praca, związek, relacje z rodziną, jak również kontakt ze znajomymi. Dodam tylko że niektóre moje schizy były prawdziwe co tylko przeszkodziło mi w szybkiej diagnozie choroby która i tak przecież dla chorego wydaje się rzeczywistością. Trafiłem do szpitala po interwencji mojej dziewczyny, która z tego co pamiętam zareagowała na mój powrót ze sklepu i zarzyciu wyjątkowo MOCNEJ używki która do tego działała wielokrotnie dłużej niż przeciętna. Zacząłem się dusić,wydawało mi się że ktoś wpuszcza gaz, powietrze falowało. Ze szpitala trafiłem do psychiatryka ponieważ miałem silną psychozę. Tam nie zagrzałem długo i nie pamiętam też za wiele z pobytu. Do tej pory miałem co najwyżej sytuacje przeinaczania czyichś słów, zachowań, zniekształcenie rzeczywistości, telewizji, piosenek. Potem doszły "głosy", na początku szumy które wyłapywałem jak była kompletna cisza, a ponieważ często miałem jakieś infekcje ucha nie zwróciłem na nie specjalnie uwagi. Następną fazą było ciągłe słyszenie sąsiada z bloku, (oczywiście jak byłem w domu) co wydało mi się nieco dziwne, po jakimś czasie tego sąsiada słyszałem już w mojej głowie (pytacie jak to stwierdzić? - odpowiedź jest prosta, odpowiadał na moje pytania zadane w myślach). Użerałem się z nim dość długo i też wiele głupot wtedy robiłem, bo nie rozumiałem że nie ma on żadnej MASZYNY do robienia mi sieczki w głowie. Moje zachowania stały się coraz bardziej irracjonalne co zapewne zauważyli wszyscy. Oskarżałem też wszystkich o spisek i manipulacje, robiłem nawet sytuacje-ultimatum próbując wymusić przyznanie się do wszystkiego po kolei prawie każdej osoby którą bliżej znam, oczywiście nie było to zrobione w sposób otwarty i oczywisty. Po jakiś krótkim czasie wszyscy mieli mnie dosyć, a ja ich. Oprócz mojej rodziny najbardziej ucierpiała moja dziewczyna, która omal sama nie zachorowała psychicznie. Trafiłem do szpitala psychiatrycznego po raz kolejny tym razem na dłużej (nie pamiętam na ile, ale to kwestia tygodni). Przez ten czas miałem trochę wkręt, w końcu jest się w całkowitym zamknięciu z grupą chorych pacjentów i kiepsko zarabiającej grupie lekarskiej, która do tego żeby sama nie zwariować musi mieć znieczulicę. Jak mawiają nie ma zdrowych psychicznie lekarzy, a szczególnie psychiatrów, kwestia stażu. Ogólnie szpital wyszedł mi na zdrowie. Przed trafieniem doszpitala brałem Ketrel, który mieszałem z alkocholem w dużych ilościach, nawet zdażyło mi się parę razy wziąść po GARŚCI ketrelu popijając 2 x 0.7 wina. Na szczęście dla mnie kombinacja nie była śmiertelna co najwyżej usypiająca, ale nie polecam próbować bo możliwe że ktoś mógł mi podmienić leki bądż mogłem brać placebo. Chyba wtedy zaczęły się wyraźne głosy co swoją drogą mógł spowodować mój LEK w niesamowicie dużej dawce. Do omamów policyjnych, mafijnych, agencji wywiadowczych doszły opcje religijne, a dodam że nie jestem specjalnie wierzącą osobą, ale postrzeganie świata w odcieniach Bóg/Diabeł dało mi wiele domyślenia, w tym okresie robiłem chyba najwięcej pojechanych rzeczy, w końcu jak obcowałem z Aniołami i Demonami co mógł mi zrobić zwykły człowiek. Nie wiem dlaczego ale nazwa ketrel wydala mi się jakaś diabelska, a szczególnie kwetiapina składnik. Apogeum urojeń religijnych było spotkanie z Demonem tzn. CHYBA człowiekiem na dworcu centralnym w Warszawie. Był wzrostu człowieka, ubrany w czarne, skórzane spodnie, co dziwne całkowicie zakrywające buty. Nie miał żadnego ubrania powyżej pasa, cały był w satanistycznych tatuażach, z tego co pamiętam, to albo mi wpierdolił (lekko), albo tylko mną popychał, po zabawie w BOGA (siedziałem na murku, zabijając mrówki i całkowicie olewałem ludzi a nawet patrzyłem na nich z góry, czując się jako istota wyższa, bądź wiedząca/widząca więcej). Potem doszła opcja kosmitów, ale na krótko, bo nie miałem jakiejś widocznej ingerencji z ich strony, aczkolwiek mieliby oczywiście odpowiedni sprzęt żeby się zemną tak bawić, pewnie dlatego przewija się to wśród "schizoli"

. Po kolejnej interwencji w szpitalu psychiatrycznym zażywałem rispolept przez niemal rok co pozwoliło mi wrócić do normalności (prawie normalności bo chyba całkowity powrót do stanu sprzed choroby po prostu trwa, gdy coraz mniej uwagi zwracamy na swoje schizy z czasem, myślę że jest to proces powrotu do społeczności, czyli pracy, normalnej relacji z rodziną znajomymi i oczywiście ułożenie sobie relacji z partnerem życiowym jeżeli jeszcze się go ma

(trzeba przyznać że Marta zachowała się w porządku będąc ze mną w czasie mojej choroby, a rozeszliśmy się całkiem niedawno, jak czułem się już w miarę ok.) Parę dni temu miałem reemisję choroby, co ciekawe nastąpiła ona tuż po telefonie do mnie z poradni psychiatrycznej, gdy odmówiłem wizytę która była na następny dzień. wygląda to tak jakby, ktoś zmuszał mnie do brania farmakologii, która otępia mózg i jak by tego nie nazywać duszę, odgradzając od świata, pustką, otępieniem, ścianą mentalną, barierą społeczną, zimnokrwistością, brakiem uczuć wyższych a czasem nawet podstawowych, brakiem normalnej mimiki, i innymi ulotkowymi skutkami ubocznymi. Wiem że jestem chory więc muszę te leki wziąć ale wydawało mi się że już nie będę tego przechodził od nowa. Moja flustracja sięga zenitu i coraz bardziej bierze górę nad lękami/omamami/glosami. Zapomniałem że temat jest poświęcony 'glosom' teraz słyszę sąsiada, czasem osobę z mojej rodziny która siedzi z nim, oraz niezidentyfikowane głosy, które komentują co robię, co myślę i najciekawsze, i muszę się do tego przyzwyczaić komentujące co będzie się działo w przyszłości. Czasem bliskiej czasem dalszej. O dziwo spełniła się już jedna przepowiednia

ale nie będę o niej mówił bo to osobista sprawa.