Bo lekarstwa są tylko dodatkiem. Resztę musi człowiek niestety zrobić sam. Musi odnaleźć siebie, zaakceptować i pokochać. Sam musi przejść tę trudną drogę od choroby do zdrowienia i nikt tego nie zrobi za niego. Powiem więcej nikt mu tego nawet nie powie w oczy że tak musi być. A to dlatego że każdy zakłada że ma jednak swój rozum którego używa. Lekarze są po to by pomagać, to samo się tyczy ich lekarstw. Co nie oznacza że nie należy kierować się rozumem. Lekarze nie podchodzą do każdego pacjenta indywidualnie dlatego że jest nas po prostu bardzo wielu, a oni są tylko ludźmi i ich jest znacznie mniej. Robią co mogą ale tak by samemu nie zwariować. Też mają rodziny, dzieci, swoje problemy. Jak coś boli dają lekarstwo na ból, jak lekarstwo nie pomaga odcinają bolącą kończynę bo pacjent dalej prosi by mu pomóc. Tyle że odcięcie może boleć jeszcze bardziej, wtedy aplikują jeszcze więcej lekarstw. To takie błędne koło które pacjent sam nakręca na własne życzenie i czasem nie wychodzi z tego niestety żywy. I nie jest to wina służby zdrowia tylko bezmózgowia samego pacjenta.
Dlaczego pacjent jak go coś boli nie zastanowi się nad przyczyną bólu, tylko leci czym prędzej do lekarza i prosi o pomoc. Dostaje więc pomoc, a potem narzeka. Obwinia lekarza i lekarstwa oraz cały świat zamiast winić siebie. Przykład, boli mnie brzuch, nie zastanawiam się co może być tego przyczyną, że to może z obżarstwa, nieumiarkowania w jedzeniu i piciu. A to dlatego że nie chcę przestać się obżerać, chce dalej wszystko robić po staremu ale tak by mnie nie bolał brzuch. Idę więc do lekarza i mówię daj, dostaję lekarstwa na ból brzucha, dalej się obżeram więc lekarstwa nie pomagają i brzuch boli coraz bardziej. Czy to wina kiepskich lekarstw czy moja? Jestem pełen pychy, nie chce się wyzbyć starych nawyków, chce się obżerać jak dawniej i żeby mnie nic nie bolało. Tak niestety się nie da. Za wszystko trzeba płacić większą lub mniejszą cenę. Wszystko kosztuje i kiedyś się kończy.
Wracając do lekarstw, to fakt niosą ukojenie, potrafią pomóc jednak nie są jedynym możliwym wyłącznym rozwiązaniem. Są wsparciem, mogą być bardzo pomocne. Rozwiązaniem jednak prawdziwym jestem ja i moje życie. Jak podchodzę do siebie i świata mnie otaczającego. Czy chce iść po najniższej linii oporu i mieć wszystko w dupie czy też jestem gotów do wyrzeczeń, ciężkiej pracy nad sobą i swoim życiem. Czy jestem w stanie nieść odpowiedzialność za siebie i swoje życie? Czy mogę tylko wpieprzać zapisane pastylki, nic przy tym nie robić i obwiniać wszystkich wokoło jakie to one nie są gówniane, a lekarze którzy je zapisują daremni dranie.