Obecnie zażywam kwetaplex xr, w dawce 150 mg, czyli ten długo się uwalniający, ale grozi mi, że w związku z zaistniałą sytuacją, będę musiała przejść na zwykły kwetaplex, w dawce 100 mg i się boję, że będą tego jakieś negatywne konsekwencje. Mam słaby kontakt z moim psychiatrą, tylko SMS-owy, pisałam mu jak wygląda moja sytuacja z lekami, ale nic mi nie odpisał. On chyba ma mnie gdzieś... Nie chcę do niego wydzwaniać, bo wiem że tego nie chce... A wydawał się takim ,,ludzkim" lekarzem, prawdziwym fachowcem... Nawet nie przejął się tym, że kończy mi się hydroksyzyna, jedyny lek uspokajający, jaki mi pomaga, napisałam mu tylko, że rzadko go zażywam, ale jednak czasem miewam ataki paniki, a przecież nie będę zażywać leku z 2015 roku.
![Sad :(](./images/smilies/icon/sad.gif)
Czy od razu grozi mi nawrót? Obecnie jestem we względnej remisji, tylko się boję, że moja Mama, albo ja złapiemy tego wirusa... Przestrzegam zasad, przeważnie siedzę w domu i tyję, rzadko wychodzę na zakupy i nie podoba mi się, że tak wcześnie zdjęli restrykcje, mimo że tzw. krzywa zachorowań się nie wypłaszczyła...
Wracając do tematu, skoro dobrze toleruję małe dawki leków, czy nie zaszkodzi mi zażywanie 100 mg zwykłego kwetaplex? Za około 12 dni będę zmuszona przejść na zwykły kwetaplex, którego mam 60 tabletek.
Nie dajmy się żadnej chorobie...