schizo lav czyli jak kocha schizofrenik
Moderator: moderatorzy
schizo lav czyli jak kocha schizofrenik
Poczytałam sobie posty dotyczące realcji schizo-otoczenie i zauważyłam, że to głównie 'normalni' piszą o swych relacjach miłosnych ze schziofrenikami. Może coś przoczyłam i powtarzam temat, który już sie kiedyś pojawił.
A jeśli nie to może by tak z drugiej strony? Czy potraficie kochać? Jak to czujecie?
Ja mam z tym problem, bo wahania nastroju sprawiają, że albo mam przesadne parcie, wybuchy albo odwrót w drugą stronę. Do tej pory nikt tego nie wytrzymał. Z utratą ostatniej miłości przez to cholerstwo, nie mogę się pogodzić. Jak to u was wygląda?
A jeśli nie to może by tak z drugiej strony? Czy potraficie kochać? Jak to czujecie?
Ja mam z tym problem, bo wahania nastroju sprawiają, że albo mam przesadne parcie, wybuchy albo odwrót w drugą stronę. Do tej pory nikt tego nie wytrzymał. Z utratą ostatniej miłości przez to cholerstwo, nie mogę się pogodzić. Jak to u was wygląda?
fakt ciekawe, jak można kogoś kochać (chcieć z nim kontaktu) i się go bać? - chyba z obowiązku - ale to przecież nie miłość - czyżby normalni byli nienormalni?Poczytałam sobie posty dotyczące realcji schizo-otoczenie i zauważyłam, że to głównie 'normalni' piszą o swych relacjach miłosnych ze schziofrenikami.
Zbyszku, przestań udawadniać już sobie i innym, że istnieje coś takiego jak choroba psychiczna - nawet najgłupszy psycholog zdaje sobie sprawę, że wszystkie występujące zachowania u schizo są jak najbardziej naturalne i znane...
(Jedyną "niezrozumiałą" sprawą przy schizo mogłaby być i dla debili pozostanie pewnie zagadką "misyjność" i kwestai "Boga" w tym wszystkim. I tu muszę sie pochwalić - wreszcie znalazłem 1! gościa, który zrozumiał (był wystarczająco inteligentny i posiadał niezbędną wiedzę) co tak naprawdę schizo chce - musi przekazać.)
Oczywiśćie, przyznanie się do tego faktu psychiatrom będzie trudne - sami tego nie zrobiom. To tak jak z tym lekarzem (zdaje sie węgrem) co odkrył znaczenie aseptyczności w medycynie, mimo oczywistych dowodów dopiero grubo po jego śmierci pozostali lekarz, przyjeli sprawę do wiadomości, a on sam skończył w domu wariatów... Tu sprawa jest jeszcze trudniejsza, nie tylko psychiatrzy musieli by się przyznać - zwłaszcza przed sobą, że sami działają na szkode "leczonego", ale wogóle zrezygnować ze swojej roli...
Zbyszku, przestań szkodzić ludzom - nie wmawiaj ludziom tzw.chorym, że wszystko co się w okół nich dzieje to wina ich choroby, a jedynym ratunkiem dla nich to psychiatra i pigułka bo to nieprawda! o czym nawet psychiatrzy doskonale wiedzą
Czasami mam wątpliwości czy to co robisz to jeszcze tylko głupota czy już podłość...
(Jedyną "niezrozumiałą" sprawą przy schizo mogłaby być i dla debili pozostanie pewnie zagadką "misyjność" i kwestai "Boga" w tym wszystkim. I tu muszę sie pochwalić - wreszcie znalazłem 1! gościa, który zrozumiał (był wystarczająco inteligentny i posiadał niezbędną wiedzę) co tak naprawdę schizo chce - musi przekazać.)
Oczywiśćie, przyznanie się do tego faktu psychiatrom będzie trudne - sami tego nie zrobiom. To tak jak z tym lekarzem (zdaje sie węgrem) co odkrył znaczenie aseptyczności w medycynie, mimo oczywistych dowodów dopiero grubo po jego śmierci pozostali lekarz, przyjeli sprawę do wiadomości, a on sam skończył w domu wariatów... Tu sprawa jest jeszcze trudniejsza, nie tylko psychiatrzy musieli by się przyznać - zwłaszcza przed sobą, że sami działają na szkode "leczonego", ale wogóle zrezygnować ze swojej roli...
Zbyszku, przestań szkodzić ludzom - nie wmawiaj ludziom tzw.chorym, że wszystko co się w okół nich dzieje to wina ich choroby, a jedynym ratunkiem dla nich to psychiatra i pigułka bo to nieprawda! o czym nawet psychiatrzy doskonale wiedzą
Czasami mam wątpliwości czy to co robisz to jeszcze tylko głupota czy już podłość...
zdaje się Zbyszku, że czego jak czego ale "klasy" to akurat wam zabrakło - skończyło sie przecież tak jak sie skończyło... po faktach Zbyszku, po faktach oceniaj ludzi i siebierzeczywiście są z tym pewne kłopoty. moje pierwsze małżeństwo rozpadło się z hukiem pomimo dobrej woli i pewnej klasy z obu stron. jednak wtedy nie wiedziałem nic o chorobie, myślę, że ta wiedza jest decydująca. kto ją posiada znajdzie cierpliwość i wyrozumiałość.
szukac milosci a chciec o niej pogadac to znaczna roznica, przyznasz?
Powtarzam - przeglądajac posty w tym dziale wkurzyło mnie to, że piszą wyłacznie 'normalni'. Ciekawe co?
Zgadzam się, nic na siłe, ale Twoje pojęcie miłości jest - wybacz - nieco naiwne - jak jest to jest i jest fajnie. Nieprawda.
Zgadzam się ze Zbydzkiem, czasem trzeba klasy, zeby z twarzą wyjść z nieudanych związków. Ja pracuję nad klasą
Powtarzam - przeglądajac posty w tym dziale wkurzyło mnie to, że piszą wyłacznie 'normalni'. Ciekawe co?
Zgadzam się, nic na siłe, ale Twoje pojęcie miłości jest - wybacz - nieco naiwne - jak jest to jest i jest fajnie. Nieprawda.
Zgadzam się ze Zbydzkiem, czasem trzeba klasy, zeby z twarzą wyjść z nieudanych związków. Ja pracuję nad klasą
Mój ostatni związek przetrwał póltora roku. Choruję od 7 lat na schizofrenię paranoidalną. Tym niemniej nie mam problemów z okazywaniem uczuć. Moja partnerka od początku wiedziała, że jestem chory. Zaakceptowała to i pokochała mnie takim jakim jestem z wzajemnością. Jednak byliśmy osobami różnymi pod wieloma względami. Przestaliśmy się dogadywać i nasz związek stopniowo umierał. W końcu podjąłem decyzję o rozstaniu. Rozeszliśmy się ale mimo tego utrzymujemy kontakt na przyjacielskiej stopie.
powrot do wątku
zgoda Zbyszku, nie powinnam reagować na 'argumenty' ad personam, bo swiadcza tylko o slabosci dyskutanta.
Więc ja mysle, że problem w bliskich relacjach bierze się u nas z idealizowania bliskosci. To znaczy najmniejszy dystans sprawial, ze czulam się odrzucona i domagalam sie dwodow uczuc. Podobnie jest z przyjaznia. Ale myslę, ze problemów psychicznych nie mozna uzywac jako wymowki, wyjasnienia ale jako wyzwanie. moze za pozno to pojelam
Więc ja mysle, że problem w bliskich relacjach bierze się u nas z idealizowania bliskosci. To znaczy najmniejszy dystans sprawial, ze czulam się odrzucona i domagalam sie dwodow uczuc. Podobnie jest z przyjaznia. Ale myslę, ze problemów psychicznych nie mozna uzywac jako wymowki, wyjasnienia ale jako wyzwanie. moze za pozno to pojelam
"Argumentum ad personam
Argument skierowany do osoby - sposób argumentowania polegający na przypisywaniu przeciwnikowi szeregu wad, lub nawet obrażaniu go celem wmówienia audytorium a nawet samemu przeciwnikowi, że jego poglądy są fałszywe. Ten sposób argumentowania utożsamiany jest niekiedy argumentum ad hominem.
Przykład:
Nie mogąc sobie poradzić z argumentami przeciwnika, orator w pewnym momencie stwierdza:
- Doprawdy pojąć nie mogę, jak Państwo możecie dawać wiarę temu idiocie?"
Argument skierowany do osoby - sposób argumentowania polegający na przypisywaniu przeciwnikowi szeregu wad, lub nawet obrażaniu go celem wmówienia audytorium a nawet samemu przeciwnikowi, że jego poglądy są fałszywe. Ten sposób argumentowania utożsamiany jest niekiedy argumentum ad hominem.
Przykład:
Nie mogąc sobie poradzić z argumentami przeciwnika, orator w pewnym momencie stwierdza:
- Doprawdy pojąć nie mogę, jak Państwo możecie dawać wiarę temu idiocie?"
Zgadza się! - a czym innym jest stwierdzenie:Argument skierowany do osoby - sposób argumentowania polegający na przypisywaniu przeciwnikowi szeregu wad, lub nawet obrażaniu go celem wmówienia audytorium a nawet samemu przeciwnikowi, że jego poglądy są fałszywe. Ten sposób argumentowania utożsamiany jest niekiedy argumentum ad hominem.
mówisz tak bo jesteś chory