Symulantka?
Moderator: moderatorzy
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 10
- Rejestracja: sob kwie 26, 2008 7:56 pm
Symulantka?
Mimo, że dwóch lekarzy na wizytach i wielu orzekających w ZUS-ie stwierdziło u mnie schizofrenie paranoidalną, moja rodzina nie wierzy, że jestem chora. Uważają mnie za lenia, symulantkę i humorzastego sobka. A ja niekiedy czuję się tak źle, szczególnie gdy wpadam w depresję, że nic mi się nie chce i myślę tylko o samobójstwie. Słyszę głosy "diabłów" i mam wrażenie telepatii, oraz alienacji i prześladowania mnie przez otoczenie. Traktują mnie nie raz brutalnie, ale nie fizycznie, tylko właśnie wobec psychiki. Chciałam zamieszkać sama, ale obecnie najtańsza kawalerka to setki złotych, a ja mam tylko 550 zł renty. Wpadłam w stan, który widzę jako sytuację bez wyjścia. Matka już nie raz mówiła mi abym się wyprowadziła, ale nie mam dokąd iść... Najwięcej złych słów słyszę przez to, że palę papierosy, ale aby opisać moją codzienność musiałbym napisać bardzo wiele. Czuję się źle...
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Najprawdopodobniej rodzice mają mało wiedzy na temat tej choroby. Nie dziw się, osoby którym brak wiedzy często reagują słowami "no weź się w końcu w garść ..." Co może pomóc to postarać się, żeby taką wiedzę zdobyli, niestety zwykle to uwłacza własnej godności - wtedy trzeba kogoś innego do pomocy, żeby podrzucił im książki, lub zaprosił na spotkania rodzin - lekarz powinien coś w tym kierunku zrobić.
Inna sprawa z papierosami - rzuciłbym jak najszybciej.
Inna sprawa z papierosami - rzuciłbym jak najszybciej.
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 10
- Rejestracja: sob kwie 26, 2008 7:56 pm
Calkowicie sie zgadzam ze Zbyszkiem. Edukacja rodzin, czy tez nawet wspolna terapia to podstawa w leczeniu schizofrenii. Jest to ekstremalnie wazne, tym bardziej jesli nadal mieszkasz w domu rodzinnym, gdyz to wlasnie wychowanie i stosunki rodzinne maja olbrzymi wplyw na rozwoj chorob psychicznych. Prawdopodobnie Twojej rodzinie przydalby sie ostry cios kafarem w leb na ostudzenie temperamentow i przetarcie oczu. Wywalcz swoje - oni musza wiedziec czym jest schizofrenia.
Musza wiedziec, ze zawinili - Twoja choroba jest ledwie wynikiem krzywd jakie odnioslas.
Wiń ich i nie dawaj im spac, a kiedy skonczysz marnie to nie dawaj im spokoju jako zjawa! :twisted:
Nie lam sie, powodzenia!
Musza wiedziec, ze zawinili - Twoja choroba jest ledwie wynikiem krzywd jakie odnioslas.
Wiń ich i nie dawaj im spac, a kiedy skonczysz marnie to nie dawaj im spokoju jako zjawa! :twisted:
Nie lam sie, powodzenia!
Zalezy od przypadku. Nie mozna generalizowac, ale Shecheschizona** skarzy sie w tym temacie na swoich rodzicow, wiec wywnioskowalem conieco .
U mnie zawinili. Nie bylem gnebiony psychicznie, mialem opieke, lecz od poczatku nie zadbano o mnie. Do wieku 7 lat prawie nie wychodzilem z domu, bo nie wystarczylo powiedziec: "Idz na dwor, zobacz, dzieci sie bawia" . Moja to wina? Jako dziecko bylem nieporadny, nieswiadomy, a na takim lekko patologicznym, moim zdaniem schizofrenogennym podlozu wyroslem. Nie potrafie zrozumiec jak moja matke moglo ominac to, ze jej dziecko w wieku 6 lat chce sie rzucic z 4. pietra, a w wieku 8 przez 2 tygodnie wagaruje, jezdzac autobusami i po 5 godzin dziennie wpatrujac sie w szybe. Za wagary dostalem lanie...
Przepraszam, ja juz wtedy bylem "zalatwiony".
Popelnione zostaly straszne bledy, a jedynym ktory za nie pokutuje jestem ja.
I moze nie ma tu zadnej winy (?!), ale po prostu nie znosze juz kiedy ktos obwinia mnie za moje lenistwo, nieudolnosc itd. Nie mialem najciezej - mialem wszystko co w materialistycznym widzeniu mojej matki mi trzeba. Ale nie mialem lekko, gdy majac 14 lat wybiegalem w srodku nocy do budki telefonicznej by wezwac policje na pomoc matce, gdyz jej popier.dolony konkubent, swoja droga jeden z setek moich "ojcow", delikatnie mowiac "rozrabia". Najgorsze jest zas to, ze nigdy nie otrzymywalem wsparcia - nigdy nie doswiadczylem tego, ze ktos sie troszczy o moje uczucia, a nie tylko o podstawowe czynnosci zyciowe. Dziecko to nie chomik, ktorego sobie mozna po prostu wyhodowac. Dziecko nalezy wychowac! Po prostu patrze wstecz i rece mi opadaja. Jak mozna bylo do tego dopuscic?
To wszystko bylo zle. Od poczatku zle schematy. To sie wszystko skumulowalo pod skorupa i w pewnym momencie tamy i bariery mego umyslu zaczely sie uginac pod naporem. Teraz ich wogle nie ma. Trzeba zbudowac nowe...
I wiem tez, ze wewnetrznie mialem sklonnosci, zapewne genetyczne, ale przez cale zycie otwierano mi furtki tylko do choroby psychicznej... Nie jest dla mnie wcale dziwne teraz to, ze nie potrafie sie odnalezc wsrod ludzi.
U mnie zawinili. Nie bylem gnebiony psychicznie, mialem opieke, lecz od poczatku nie zadbano o mnie. Do wieku 7 lat prawie nie wychodzilem z domu, bo nie wystarczylo powiedziec: "Idz na dwor, zobacz, dzieci sie bawia" . Moja to wina? Jako dziecko bylem nieporadny, nieswiadomy, a na takim lekko patologicznym, moim zdaniem schizofrenogennym podlozu wyroslem. Nie potrafie zrozumiec jak moja matke moglo ominac to, ze jej dziecko w wieku 6 lat chce sie rzucic z 4. pietra, a w wieku 8 przez 2 tygodnie wagaruje, jezdzac autobusami i po 5 godzin dziennie wpatrujac sie w szybe. Za wagary dostalem lanie...
Przepraszam, ja juz wtedy bylem "zalatwiony".
Popelnione zostaly straszne bledy, a jedynym ktory za nie pokutuje jestem ja.
I moze nie ma tu zadnej winy (?!), ale po prostu nie znosze juz kiedy ktos obwinia mnie za moje lenistwo, nieudolnosc itd. Nie mialem najciezej - mialem wszystko co w materialistycznym widzeniu mojej matki mi trzeba. Ale nie mialem lekko, gdy majac 14 lat wybiegalem w srodku nocy do budki telefonicznej by wezwac policje na pomoc matce, gdyz jej popier.dolony konkubent, swoja droga jeden z setek moich "ojcow", delikatnie mowiac "rozrabia". Najgorsze jest zas to, ze nigdy nie otrzymywalem wsparcia - nigdy nie doswiadczylem tego, ze ktos sie troszczy o moje uczucia, a nie tylko o podstawowe czynnosci zyciowe. Dziecko to nie chomik, ktorego sobie mozna po prostu wyhodowac. Dziecko nalezy wychowac! Po prostu patrze wstecz i rece mi opadaja. Jak mozna bylo do tego dopuscic?
To wszystko bylo zle. Od poczatku zle schematy. To sie wszystko skumulowalo pod skorupa i w pewnym momencie tamy i bariery mego umyslu zaczely sie uginac pod naporem. Teraz ich wogle nie ma. Trzeba zbudowac nowe...
I wiem tez, ze wewnetrznie mialem sklonnosci, zapewne genetyczne, ale przez cale zycie otwierano mi furtki tylko do choroby psychicznej... Nie jest dla mnie wcale dziwne teraz to, ze nie potrafie sie odnalezc wsrod ludzi.
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 355
- Rejestracja: sob kwie 26, 2008 10:37 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Toruń
Walcz o swoje-o to co Ci sie nalezy. Pamietaj, ze tu zawsze sie znajdzie mnostwo osob chetnych do pomocy-nikt tak nas nmie zrozumnie jak my schizofrenicy siebie nawzaajem rozumiemy
"Oddech weż, już najgorsze jest za Tobą
W końcu gdzieś, bedzie lepiej, daje słowo
nie bój sie uwierz w siebie masz juz wszystko
poczuj więc , ze przed Tobą cała przyszłość
przecież wiesz "
W końcu gdzieś, bedzie lepiej, daje słowo
nie bój sie uwierz w siebie masz juz wszystko
poczuj więc , ze przed Tobą cała przyszłość
przecież wiesz "
Re: Symulantka?
Boże, jak ja Cię rozumiem...
Kiedy jakiś czas temu wpadło mi do głowy, że mogę być chora na schizofrenię, mój mąż popukał się w czoło i stwierdził, że jestem po prostu strasznym leniem, skoncentrowanym tylko na sobie, egoistką, pasożytem i żebym wzięła się w garść, zrobiła coś ze sobą, a nie ciągle narzekała jak moja matka...
A ja zwyczajnie nie mam siły...
Potrafię cały dzień snuć się po domu w szlafroku...i nie robić nic, oprócz siedzenia przy kompie...
Było mi wtedy strasznie przykro...ale tylko przez chwilę...Potem pomyślałam, że on jest po prostu nie wart mnie i będzie lepiej jak weźmiemy rozwód...myśl o rozwodzie nawet mnie nie poruszyła...Jakby nie było we mnie już żadnych uczuć...
Nie waż się robić głupstw!
Kiedy jakiś czas temu wpadło mi do głowy, że mogę być chora na schizofrenię, mój mąż popukał się w czoło i stwierdził, że jestem po prostu strasznym leniem, skoncentrowanym tylko na sobie, egoistką, pasożytem i żebym wzięła się w garść, zrobiła coś ze sobą, a nie ciągle narzekała jak moja matka...
A ja zwyczajnie nie mam siły...
Potrafię cały dzień snuć się po domu w szlafroku...i nie robić nic, oprócz siedzenia przy kompie...
Było mi wtedy strasznie przykro...ale tylko przez chwilę...Potem pomyślałam, że on jest po prostu nie wart mnie i będzie lepiej jak weźmiemy rozwód...myśl o rozwodzie nawet mnie nie poruszyła...Jakby nie było we mnie już żadnych uczuć...
Nie waż się robić głupstw!
Re: Symulantka?
Boguś respect w swoim poście utrafiłeś w sedno
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Symulantka?
Przeżyłem coś podobnego co Bogdan, plus masę innych rzeczy, które się w głowie nie mieszczą, co bliski może zgotować bliskiemu. Staram się unikać kontaktu z tymi ludkami, życzę im wszystkim jak najlepiej, byle z dala ode mnie. Z biegiem lat widzę jakie spustoszenie w ich psychice powoduje amoralność, socjopatia, zawiść, manipulacja itd. Nie jestem w stanie im pomóc, zresztą pomocy nie chcą, uważają się za normalnych. Żyją wciąż swoją chorą wizją, szukają współczucia (poparcia), wciąż ślą złośliwe ploty. Dla mnie są tragicznymi aktorami, którzy czują się skrzywdzeni, sami nie świadomi własnych czynów, zamysłów. Mimo masy krzywd, morza goryczy, już nie czuję nienawiści, widzę tragizm tych ludzi i chciał bym aby spojrzeli zdrowym okiem na to co ich otacza. Jednak do tego potrzeba przede wszystkim moralności i sumienia, bo inaczej każda przykra rzecz odbierana jest opacznie, jako atak, a nie przykładowo obrona własnej prywatności. To samo tyczy się przyjemności, bez moralności, sumienia, nie są w stanie zobaczyć, że ta przyjemność może odbywać się cudzym kosztem. Niestety, czegoś im nie dano i raczej nie zamierzają po to sięgnąć. Niech im się dzieje jak najlepiej, za to ja chcę żyć daleko stąd i nigdy, przenigdy tu nie powrócić. Rodzina ma ogromny wpływ na chorobę.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
- manka
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 24
- Rejestracja: sob kwie 18, 2009 8:56 pm
- Lokalizacja: Polska
Re: Symulantka?
Droga piszaca a moze zamieszkać u kogos z rodziny?A moze ktos z zaufanych znajomych pozwolic pobyc przez pewien czas u niego, a moze wystarczylaby otwarta rozmowa, zapytalabys dlaczego tak mysla najblizsi i moze porozmawialibyscie co mozna byloby uczynić by oczyscic atmosferę