Opiszę swoje wizje z okresu psychozy.
Pierwsza wizja w czasie snu:
Jestem w Bożym sanktuarium, po prawicy Boga jest Rabin a po lewicy Boga jest Pasterz. W tle słychać śpiew anielskich chórów. Bóg do mnie powiedział: "Tylko po tym wszystkim co Cię czeka nie mów, że to był żart".
Druga wizja:
Lecę przez galaktykę, mijam Słońca, gwiazdy, planety i rozbijam się o czarną dziurę.
Trzecia wizja:
Przemieszczam się przez tunel, dochodzę do pierwszego progu, widzę istoty będące moim ja w przyszłości. Dochodzę do trzeciego progu w którym istoty są ukute w skale tak jak twarze prezydentów w USA i wszystko jest skąpane w błękitnej mgle, lata trzmiel.
Czwarta wizja:
Uciekam przed bandą Chewbacca z Gwiezdnych Wojen, zamieniam się w skałę i przechodzę na ziemię ale już nie mroczną ale o świetlisto-zielonej roślinności, mam spiczaste uszy. Ziemia się oczyszcza z istot z trzeciej wizji.
Piąta wizja:
Idę przez tunel o wielu drzwiach, dochodzę do jednej z cel i widzę przez wizjer psychopatę którego mi szkoda i go oswobadzam, zostawiam go z tyłu za sobą w kaftanie i za zasłoną z czerwono-pomarańczowej burzy obrazów (wciąż jestem w tunelu). Dochodzę do ostatnich drzwi w korytarzu i skaczę w pustkę.
Miałem jeszcze dwie wizje ale nie potrafię powiedzieć kiedy:
W pierwszej z tych dwóch widziałem, straszną istotę, jakby owada o kolczastym ciele siedzącym nad wodą i nad nim unoszące się czarne kule na niebie, jedna z tych kul była błękitna i ta straszna istota zderzyła się z tą kulą. Ta istota wcześniej siedziała nad wodą i przyglądała się zanurzonym w wodzie kulom z marzeniami, siedziała i się patrzyła ponieważ chciała zobaczyć własne odbicie w tafli wody aż zobaczyła że jest dziewczyną w dodatku blondynką.
W drugiej widziałem srebrzystą powierzchnię i kurczyłem się dążąc do coraz większego przybliżenia tej powierzchni aż zobaczyłem na niej atomy i w lufcie każdego atomu siedziała błękitna istota w pozycji kwiatu lotosu, były ich miliony a w ich głowie rozgrywał się taki obraz: po pętli nad taflą wody przesuwała się istota siedząca w rozkroku zwilżając co chwilę tę pętlę wodą aby łatwiej po niej dało się przesuwać; później widziałem oddalanie się od tych istot siedzących w pozycjach medytacyjnych, ich było tysiące, później miliony i miliardy.
Nie myślę nad tym, wolę zakopywać głęboko w pamięci tego typu rzeczy, ale one determinują późniejsze moje postępowanie. Tą dziewczyną była moja dawna znajoma którą poznałem na Facebooku a później zerwała znajomość jak dowiedziała się o mojej chorobie.
Druga wizja skończyła się wizją jakiegoś pustynnego robaka, przypomniałem sobie - tak jakby rozgrywała się w jego wnętrzu.
Surrealizm może występować tylko w granicach przyjmowanych przez umysł, mam jedną wizję której nie byłem w stanie dostrzec. Po prostu przez bezczas byłem zawieszony w pustce bez niczego, nawet bez dźwięków, odczucia posiadania ciała i pamiętałem tylko to że zasypiałem.
Sam nie rozumiem tego co się ze mną działo, za głęboko grzebałem w strukturze umysłu i zdrowych myśli interpretujących dziejące się zjawiska nie miałem a jedynie urojenia, czyli interpretacje fantastyczne. Nie byłem nawet w stanie rysować liter tego alfabetu hieroglificznego, za szybko kody powstawały a ja się starałem wziąć ich fragment dla siebie na przyszłość to znaczy, że nawinąłem kod w sposób helikalny na cylinder.
Wewnętrzny nadzorca w czasie tego doświadczenia zamienił się w strażnika pustki.
Jedna z wizji, nie jest to arcydzieło ale w miarę możliwości narysowałem.

Kolejna z wizji:

Trzmiel jest tym samym co ta owadzia, kolczasta istota która później wylatuje w kierunku błękitnej kuli.
Tylko perspektywa patrzenia jest inna.