44 pisze:Po śmierci bezbożnicy idą do piekła na wieczność, nie na 100 lat, nie na 1000 lat, ale na wieczność. I nie będzie już odwrotu. A życie po śmierci jest bardziej realne niż tu na ziemi.
Kościół Katolicki jeszcze żadnej istoty nie uznał za potępioną ostatecznie w piekle.
Człowiek nie ma takiego prawa, aby zamknąć komuś innemu cały świat i istnienie w ten sposób. (chociaż na przykład ofiary z Oświęcimia posyłały z pewnością swoich katów do piekła zanim straciły świadomość. Podobnie być może ofiary tych pedofilów gwałcących wiele lat w piwnicach porwane dzieci).
Niestety ostateczną instancją, do której skrzywdzony człowiek może się odwołać to śmierć. Nicość wieczna jego krzywdziciela. Nic ponad to człowiekowi nie wiadomo.
Ty mówisz o krzywdzie zadanej wiecznemu Bogu, ponadpokoleniowemu Istnieniu. Piekło, to istnienie człowieka na tle tego Bytu. Rzeczywiście można sobie wyobrażać większą karę niż nicość bez końca, zwłaszcza, że człowiek sam się na nią skazuje.
Piekło to świadome uchybienie temu ponadpokoleniowemu Istnieniu, które miało być Miłością.
Nic nam jednak o tym nie wiadomo i nie możemy tego dosięgnąć jako istoty skończone w doczesności. Nie nam i nie naszą miarą to mierzyć.
Oczywiście człowiek lubuje się w wyobrażaniu sobie tego "braku odwrotu", świadomości rozpaczy z powodu gwałtownej
zmiany normalnego bytowania na wyrok:
koniec jakiejkolwiek nadziei! oraz nieskończonego zdziwienia "a więc to ja", "jednak to ja idę do piekła", "stało się nieodwracalne", "dlaczego się nie udało?!", "już nigdy nie zobaczę swoich dobrych bliskich ani Boga"
ale to jest tylko przenośnia i ludzki obraz tego, co naprawdę może być po śmierci jako konsekwencja zła. To Boska rzeczywistość a nie to.
Istnieją poglądy, według których piekłem dla grzeszników będzie właśnie zetknięcie się z idealnym dobrem i ładem. Cierpienie wywoływane będzie takim wielkim paroksyzmem świadomego odrzucenia tego i zamknięcia się na to. Inaczej mówiąc, właśnie nieskończone dobro będzie wywoływało owe cierpienie u tych nieszczęśników.
Bóg pozostanie w porządku, tak samo niebiańscy bliscy grzeszników. Nie będą musieli w takiej sytuacji umniejszać swojej radości wiedząc o "nieszczęściu" błąkających się gdzieś obok potępionych bliskich.
Czyli "cierpienie" potępionych będzie obiektywnie pozorne i śmieszne.
Tragiczna będzie tylko ich świadomość, że to co popełnili jest nieodwracalne. I wtedy albo wołać do Boga o cudowne wybaczenie (bo człowiek nie jest już w stanie im odwrócić tragedii), albo cierpieć wiecznie usprawiedliwiając się i brnąc w zło.
Nie zazdroszczę.
Dosłowne uznanie takich swoich lęków za rzeczywistość kary pośmiertnej występuje jedynie w psychozach
