choroba
Moderator: moderatorzy
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 4
- Rejestracja: ndz sty 29, 2006 5:03 pm
- Lokalizacja: STARACHOWICE
cześć!!!!!!!!!!!!!
mam 20 lat, wszystko wszło dobrze, mam wspaniałą rodzinkę, studiowałam na wymarzonym kierunku- matenatyka, nie jedna osoba mi mówiła szaleństwo, nie poradzisz sobie najpierw na studiach, a potem w pracy z rozwydrzonymi dziećmi w szkole, ale ja się uparłam i teraz mimo że jestem na urlopie zdrowotnym, wiem że się nie pomyliłam, że chce studiować właśnie matme i póżniej pracować dziećmi niekoniecznie najzdolniejszymi.
moja schizofrenia związana jest w dużym stopniu ze studiami stąd ten wstęp. W czerwcu 2005 zawaliłam jeden egzamin, tylko jeden, inni mieli więcej. Wtedy jeszcze nic nie zabowiadało nieszczęścia... Minął lipiec, w sierpniu poszłam pierwszy raz na pielgrzymke na Jasną Górę, było niesamowicie fajnie, po powrocie miałam się wziąć ostro za naukę, do egzaminu poprawkowego był jeszcze cały miesiąc. Z dnia na dzień czas mijał a ja nie siadałam do książek, które już wtedy były w artystycznym nieładzie, z dnia na dzień podświadomie wmawiałam sobie, że nic nie umiem i nie zdążę się nauczyć, że to wszystko jest wogóle za trudne, a ja tak naprawdę nie nadaję się na matematyka, jaki będzie ze mnie nauczyciel skoro ja teraz najprostrzych rzeczy nie pamiętam. Jeszcze przed pielgrzymkom wynajełam z trzema koleżankami z grupy mieszkanie w Kielcach, bo tam studiuję, pod koniec sierpnia zebrałyśmy się w tym mieszkaniu, aby się razem przygotować, wcześniej takie zloty mi pomagały, tym razem było inaczej, nikt nic nie umiał, po dwóch dniach "nauki", moja wiedza na temat analizy matematycznej się nie zmieniła, wzrosło natomiast przekonanie, że oblejemy kolejny egzamin i w konsekwencji wylecimy ze studiów. Z tym przeświadczeniem wróciłam do domu, skontaktowałam się w moim matematykiem z liceum, On rozwiązał i wytłumaczył mi zadania z egzaminu, pożyczył książki, wtedy On wierzył w mój sukces bardziej niż ja sama, ba ja nie wierzyłąm wogóle i rzeczywiście oblałąm poprawkę, ale ze studiów mnie nikt nie wyrzucił, zostałam wpisana na trzeci semestr pod warunkiem zdanie tego egzaminu do 20 grudnia 2005. Jednak wiarza w siebie nie powróciła , zrezygnowałam z wynajętego mieszkania, z różnych powodów. Już wtedy było ze mną bardzo źle, z nerwów wogóle nie spałam przez około miesiąc, zamknełam się bardzo w sobie. Rodzice już wtedy zaprowadzili mnie do psychologa, zaczełam brać leki uspakajające i nasenne. W końcu zaczął się pażdziernik i studia, wróciłąm na stancje z której zrezygnowałam w czerwcu, chodziłam na zajęcia bez większego przekonanie i myślą, przecież i tak w grudniu mnie stąd wywalą, bo nie zdam tej cholernej analizy, nie uczyłam się wogóle nawet nie proawdziłam zeszytów, na wykładach siedziałam jek na tureckim kazaniu, lub wogóle na nie nie chodziłam i całymi dniami leżałam w łóżku, bez jakich kolwiek chęci do życia. Wszyscy mnie przekonywali, że będzie dobrze, ale nikomu nie wierzyłam. W końcu po rozmowie z panią psycholog odpuściłam sobie, powiedzałam co ma być to będzie, zaczełam wracać do życia. To samo powiedziałąm koleżance przed wejściem na egzamin " co ma być to będzie, twoja wola Panie" i w co sama nie mogłam uwierzyć UDAŁO SIĘ. Podkreślić warto że ja się tego wcale nie uczyłam ja to poprostu umiałam, tylko podświadomość mnie blokowała. Teraz wreszcie odżyłąm, zaczełąm rozmawiać z ludźmi, uczyć się, ale wyskoczyłam za daleko, za bardzo uwierzyłąm w swoje możliwości, zaczełam marzyć o stypendium naukowym, bo chciałam się wreszcie uniezależnić od rodziców. Zaczełam się uczyć po nocach nawet mi to szło i nie byłam zmęczona, warto też dodać, że zaczełąm się uczyć Psychologii , dostałam do napisania referat na temat "Motywacja a dziełanie" i ukluła się w mojej głowie myśl, żeby zrobić eksperyment, znalazłam w sobie motywacje, pożyczyłam gitere i zaczełam się uczyć na niej grać między innymi po to aby zmotywować młodsze dziewczynik, ze scholi do której należe,do nauki śpiewu, za bordzo chciałąm , w niedziele 11 grudnia już chciałam grać na Mszy św ( w piątek miałam pierwszy raz gitare w rękach), był to akurat początek rekolekcji adwentowych, a ja zaczełam szaleć, biegałam po kościele w poszukiwaniu osób o któwych wiedziałąm, że ich tu nie ma, aż a końcu rodzice zabrali mnie do szpitala aby sprawdzić czy nie podano mi narkotyków, potem we wtorek trafiłam do psychiatry i wszystko stało się jasne, padła diagnoza, dostałam leki, za darmo, zaczeła się diagnostyka, nie pojechałam na studia, nie mogłam chodzić na próby scholi, co było chyba największą karą. Zaczełam chodzić na grupe wsparcia, potem na klub do domu samopomocy, co mi bardzo pomoga w zrozymienu tej choroby i samej siebie. Na studiach wziełam urlop zdrowotny, w ostatnią środe byłam w Kielcach, pogadałam z koleżanką z którą miałam mieszkać w tym niefortunnie wynajętym mieszkaniu, wyjaśniłam jej wszystko i teraz czuje się z tym dobrze. Pozdrawiam
mam 20 lat, wszystko wszło dobrze, mam wspaniałą rodzinkę, studiowałam na wymarzonym kierunku- matenatyka, nie jedna osoba mi mówiła szaleństwo, nie poradzisz sobie najpierw na studiach, a potem w pracy z rozwydrzonymi dziećmi w szkole, ale ja się uparłam i teraz mimo że jestem na urlopie zdrowotnym, wiem że się nie pomyliłam, że chce studiować właśnie matme i póżniej pracować dziećmi niekoniecznie najzdolniejszymi.
moja schizofrenia związana jest w dużym stopniu ze studiami stąd ten wstęp. W czerwcu 2005 zawaliłam jeden egzamin, tylko jeden, inni mieli więcej. Wtedy jeszcze nic nie zabowiadało nieszczęścia... Minął lipiec, w sierpniu poszłam pierwszy raz na pielgrzymke na Jasną Górę, było niesamowicie fajnie, po powrocie miałam się wziąć ostro za naukę, do egzaminu poprawkowego był jeszcze cały miesiąc. Z dnia na dzień czas mijał a ja nie siadałam do książek, które już wtedy były w artystycznym nieładzie, z dnia na dzień podświadomie wmawiałam sobie, że nic nie umiem i nie zdążę się nauczyć, że to wszystko jest wogóle za trudne, a ja tak naprawdę nie nadaję się na matematyka, jaki będzie ze mnie nauczyciel skoro ja teraz najprostrzych rzeczy nie pamiętam. Jeszcze przed pielgrzymkom wynajełam z trzema koleżankami z grupy mieszkanie w Kielcach, bo tam studiuję, pod koniec sierpnia zebrałyśmy się w tym mieszkaniu, aby się razem przygotować, wcześniej takie zloty mi pomagały, tym razem było inaczej, nikt nic nie umiał, po dwóch dniach "nauki", moja wiedza na temat analizy matematycznej się nie zmieniła, wzrosło natomiast przekonanie, że oblejemy kolejny egzamin i w konsekwencji wylecimy ze studiów. Z tym przeświadczeniem wróciłam do domu, skontaktowałam się w moim matematykiem z liceum, On rozwiązał i wytłumaczył mi zadania z egzaminu, pożyczył książki, wtedy On wierzył w mój sukces bardziej niż ja sama, ba ja nie wierzyłąm wogóle i rzeczywiście oblałąm poprawkę, ale ze studiów mnie nikt nie wyrzucił, zostałam wpisana na trzeci semestr pod warunkiem zdanie tego egzaminu do 20 grudnia 2005. Jednak wiarza w siebie nie powróciła , zrezygnowałam z wynajętego mieszkania, z różnych powodów. Już wtedy było ze mną bardzo źle, z nerwów wogóle nie spałam przez około miesiąc, zamknełam się bardzo w sobie. Rodzice już wtedy zaprowadzili mnie do psychologa, zaczełam brać leki uspakajające i nasenne. W końcu zaczął się pażdziernik i studia, wróciłąm na stancje z której zrezygnowałam w czerwcu, chodziłam na zajęcia bez większego przekonanie i myślą, przecież i tak w grudniu mnie stąd wywalą, bo nie zdam tej cholernej analizy, nie uczyłam się wogóle nawet nie proawdziłam zeszytów, na wykładach siedziałam jek na tureckim kazaniu, lub wogóle na nie nie chodziłam i całymi dniami leżałam w łóżku, bez jakich kolwiek chęci do życia. Wszyscy mnie przekonywali, że będzie dobrze, ale nikomu nie wierzyłam. W końcu po rozmowie z panią psycholog odpuściłam sobie, powiedzałam co ma być to będzie, zaczełam wracać do życia. To samo powiedziałąm koleżance przed wejściem na egzamin " co ma być to będzie, twoja wola Panie" i w co sama nie mogłam uwierzyć UDAŁO SIĘ. Podkreślić warto że ja się tego wcale nie uczyłam ja to poprostu umiałam, tylko podświadomość mnie blokowała. Teraz wreszcie odżyłąm, zaczełąm rozmawiać z ludźmi, uczyć się, ale wyskoczyłam za daleko, za bardzo uwierzyłąm w swoje możliwości, zaczełam marzyć o stypendium naukowym, bo chciałam się wreszcie uniezależnić od rodziców. Zaczełam się uczyć po nocach nawet mi to szło i nie byłam zmęczona, warto też dodać, że zaczełąm się uczyć Psychologii , dostałam do napisania referat na temat "Motywacja a dziełanie" i ukluła się w mojej głowie myśl, żeby zrobić eksperyment, znalazłam w sobie motywacje, pożyczyłam gitere i zaczełam się uczyć na niej grać między innymi po to aby zmotywować młodsze dziewczynik, ze scholi do której należe,do nauki śpiewu, za bordzo chciałąm , w niedziele 11 grudnia już chciałam grać na Mszy św ( w piątek miałam pierwszy raz gitare w rękach), był to akurat początek rekolekcji adwentowych, a ja zaczełam szaleć, biegałam po kościele w poszukiwaniu osób o któwych wiedziałąm, że ich tu nie ma, aż a końcu rodzice zabrali mnie do szpitala aby sprawdzić czy nie podano mi narkotyków, potem we wtorek trafiłam do psychiatry i wszystko stało się jasne, padła diagnoza, dostałam leki, za darmo, zaczeła się diagnostyka, nie pojechałam na studia, nie mogłam chodzić na próby scholi, co było chyba największą karą. Zaczełam chodzić na grupe wsparcia, potem na klub do domu samopomocy, co mi bardzo pomoga w zrozymienu tej choroby i samej siebie. Na studiach wziełam urlop zdrowotny, w ostatnią środe byłam w Kielcach, pogadałam z koleżanką z którą miałam mieszkać w tym niefortunnie wynajętym mieszkaniu, wyjaśniłam jej wszystko i teraz czuje się z tym dobrze. Pozdrawiam
Agnieszka
Agnieszka, oby to był tylko jeden epizod. Myślę, że dużo zawdzięczasz pomocy otoczenia, chyba rodziny, oraz temu, że uświadomiłaś sobie chorobę.
Widzisz, świat jest piękny i nie składa się tylko z nauki i modlitwy. One są dla ciebie, a nie ty dla nich, dlatego jeśli miałby wywoływać stres to przecież one tracą sensu.
Poczytaj trochę o schizofrenii, np. Kępińskiego.
Jeśli kiedyś zacznie się mistyka to tylko lekarz i leki ! Odradzam ci zagłębianie się w przyżycia religijne, Najlepsze antidotum to fajny chłopak.
Napisz jak ci idzie.
zbyszek (nie zameldowany)
Widzisz, świat jest piękny i nie składa się tylko z nauki i modlitwy. One są dla ciebie, a nie ty dla nich, dlatego jeśli miałby wywoływać stres to przecież one tracą sensu.
Poczytaj trochę o schizofrenii, np. Kępińskiego.
Jeśli kiedyś zacznie się mistyka to tylko lekarz i leki ! Odradzam ci zagłębianie się w przyżycia religijne, Najlepsze antidotum to fajny chłopak.
Napisz jak ci idzie.
zbyszek (nie zameldowany)
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 87
- Rejestracja: sob sty 28, 2006 8:25 pm
chłopak nie pomoże jedynie może sie stać kolejnym źródłem ataków.Anonymous pisze: Najlepsze antidotum to fajny chłopak.
Agnieszka i tylko na tej podstawie powiedzieli ci że masz schizofrenię?? Przecież to mi się wydaje jakby to nic nie było strasznego nie w sęsie dla ciebie tylko takim ogólnym, że z tego powodu dziwę sie ze to jest wogóle jakaś choroba, szczerze mówiąc zaskoczyłaś mnie, mi sie to wydaje całkiem normalne, codzienne aż mi się nie chce wierzyć...
Pozdrowionka mam nadzieję ze czujesz się teraz dobrze

-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 4
- Rejestracja: ndz sty 29, 2006 5:03 pm
- Lokalizacja: STARACHOWICE
Ja chcialbym tu dodac i jeszcze raz podkreslic, ze pojedynczy epizod TO NIE SCHIZOFRENIA. Bardzo duzo mlodych lekarzy straszy ludzi, ktorzy maja jeden atak, ta choroba. Jednak starsi, doswiadczeni lekarze mowia wyraznie, ze jeden atak psychozy nie swiadczy o chorobie. Psychoza moze byc nastepstwem silnego przezycia emocjonalnego, jest to jakby reakcja ochronna psychiki przed silnymi emocjami. Ale to jeszcze nie swiadczy o chorobie. W twoim, Agnieszko przypadku psychoza byla prawdopodobnie reakcja na silny stres spowodowany egzaminem. Stres ma to do siebie, ze kumuluje sie, a kiedy znika czynnik stresogenny potrafi sie to objawic wlasnie w taki sposob. Takze sadze, Agnieszko, ze w twoim przypadku skonczy sie to na jednym epizodzie. Glowa do gory 

-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 4
- Rejestracja: ndz sty 29, 2006 5:03 pm
- Lokalizacja: STARACHOWICE
Niezła jazda, powinnaś pomyśleć, że świat jest piękny zawsze taki był i zawsze taki będzie. A jakbyś znów widziała jakieś osoby to niezwracaj na nie uwagi i się uspokój - pamiętaj: POWAŻNIE=SPOKOJNIE. Ignoruj tych którzy nie istnieją dla wszystkich. Pobudzone osoby są dziwne - wiem bo wiele razy mi to mówiono i się mówi. Choć mój problem na czymś innym polega.
Moim zdaniem problem Agnieszki wygląda na typową schize - jestes jak opetana - moim zdaniem bedzie wiecej psychoz - jestes praWDZIWĄ wariatką - witaj w domu
A tak poważnie to nikt na tym forum nie rozumie moich zartów - zawsze gdziesz tam cos dodam i nic pustka kazdy milknie moze dlatego że mną jest cos nie tak (nie) to agnieszka ma schizy (żartuje) pozdrawiam wszystkich
A tak poważnie to nikt na tym forum nie rozumie moich zartów - zawsze gdziesz tam cos dodam i nic pustka kazdy milknie moze dlatego że mną jest cos nie tak (nie) to agnieszka ma schizy (żartuje) pozdrawiam wszystkich
Aga, to jest jeden epizod wiec troszke szybko z tym rozpoznaniem. Dobrze, ze chodzisz na grupy wsparcia i ze masz rozumiejacych rodzicow to jest bardzo potrzebne:)
Ja bym jednak zasiagnela opinii innych lekarzy specjalistow. Dluzszy epizod depresji polaczony byl jak piszesz z nastepowa nadmierna aktywnoscia i "szalonymi" pomyslami (gra na instrumencie w kilka dni:) ) i niezwykle zywa motoryka (biedanie po kosciele). Moze w diagnostyce roznicowej warto uwzglednic chorobe afektywna dwubiegunowa (miedzy okresami remisji pojawiaja sie na przemian: depresja i nadmierne pobudzenie nazywane mania).
Powodzenia Agus!! trzymam kciuki:-)
Ja bym jednak zasiagnela opinii innych lekarzy specjalistow. Dluzszy epizod depresji polaczony byl jak piszesz z nastepowa nadmierna aktywnoscia i "szalonymi" pomyslami (gra na instrumencie w kilka dni:) ) i niezwykle zywa motoryka (biedanie po kosciele). Moze w diagnostyce roznicowej warto uwzglednic chorobe afektywna dwubiegunowa (miedzy okresami remisji pojawiaja sie na przemian: depresja i nadmierne pobudzenie nazywane mania).
Powodzenia Agus!! trzymam kciuki:-)
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 4
- Rejestracja: ndz sty 29, 2006 5:03 pm
- Lokalizacja: STARACHOWICE
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 87
- Rejestracja: sob sty 28, 2006 8:25 pm
Natknelam sie nieawno w sieci na strone poswiecona depresji,nie pamietam juz niestety adresu...Zapisalam jednak nr.tel tam podany.
Antydepresyjny telefon zaufania 22 654 40 41
W lutym jest czynny po 15tej,nie pamietam,czy w kazdy dzien,ani jak dlugo bedzie dzialal.Jest przeznaczony chyba bardziej dla osob,ktore maja podejrzenia,ze choruja,niz dla juz leczacych sie.Moze sie komus przyda.
Antydepresyjny telefon zaufania 22 654 40 41
W lutym jest czynny po 15tej,nie pamietam,czy w kazdy dzien,ani jak dlugo bedzie dzialal.Jest przeznaczony chyba bardziej dla osob,ktore maja podejrzenia,ze choruja,niz dla juz leczacych sie.Moze sie komus przyda.
Znalazlam adres tamtej strony;
www.leczdepresje.pl
pod numerem,ktory podalam w poscie wyzej,codziennie miedzy 15 a 21
dyzuruja lekarze psychiatrzy.Chodzi o temat depresji.
www.leczdepresje.pl
pod numerem,ktory podalam w poscie wyzej,codziennie miedzy 15 a 21
dyzuruja lekarze psychiatrzy.Chodzi o temat depresji.
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 87
- Rejestracja: sob sty 28, 2006 8:25 pm
przeczytaj sobie post nade mną gościu, zanim bądziesz mnie krytykował to było pytanie do postu powyżej, ustosunkuj się do tego lub milcz... :Anonymous pisze:Ale Ty t.o głupoty opowiadasz .To jest tak jakbym z zapalenia ucha dostał dne.tajemniczy ogród pisze:czyli dobrze rozumiem, że przez długotrwałą, tak?? depresję?? można zachorować nz schizofrenię?? takie coś jest możliwe??
Agnieszka Zdyb pisze:każdy z nas jest po części wariatem, nie prawdaż![]()
![]()
![]()
apropo tej dwubiegunowości to prawda, w piątek zaczełam indywidualne spotkanie z wspaniałym psychoterapełtą, który tak właśnie powiedział, że depresja przeszła w manię i musiało wybuchnąć i wyszła schiza
to nie jest tak, ze z fazy maniakalnej choroby dwubiegunowej rozwija sie schizofrenia. To sa 2 rozne choroby. Ale dlatego roznicowanie jest trudne i psychiatria jest trudna galezia medycyny bo nie jest takie latwe postawic rozpoznanie. Czesto chorzy moga zachowywac sie podobnie przy dwu roznych chorobach, czasem choroby moga nakladac sie na siebie. Wydaje mi sie, ze w psychiatrii bywa tez tak, ze moga miec racje wszyscy albo racji moze nie miec nikt:) Lecz w znacznej wiekszosci przypadkow wlasciwie dobrane leczenie, cierpliwosc, systematycznosc i zaufanie do lekarza owocuje. Pozdrawiam i dobrej nocki:)