Lęk przed śmiercią a Tupac
Moderator: moderatorzy
Regulamin forum
W tematach dotyczących choroby proszę pisać w odpowiednim poddziale "dyskusji ogólnej".
W tematach dotyczących choroby proszę pisać w odpowiednim poddziale "dyskusji ogólnej".
- Kamil Kończak
- zaufany użytkownik
- Posty: 12349
- Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
- płeć: mężczyzna
- Kontakt:
Lęk przed śmiercią a Tupac
Daniel z którym leżałem w szpitalu powiedział mi, że Tupac podobno miał tatuaż z treścią " Najbardziej boję się ponownych narodzin" i ze mną w ostatnim czasie też tak było. Lęk przed ponownymi narodzinami/lęk przed śmiercią? Czy jest tu jakaś analogia? Czy nie chcielibyście się nie bać?
Nie bez powodu buddyzm czy mistycyzm mówią o zbawieniu/ oświeceniu za życia, w ludzkim ciele. Po to aby się nie bać...
Nie bez powodu buddyzm czy mistycyzm mówią o zbawieniu/ oświeceniu za życia, w ludzkim ciele. Po to aby się nie bać...
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
- Niemamnie
- zaufany użytkownik
- Posty: 15558
- Rejestracja: pn lip 30, 2018 8:52 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: z Czarnych Dziur, z Pustek Kul, z Lasu gdzie nie ma Czasu
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
Podobno Budda zmarł w późnym wieku na zawał serca.
Wiele osób mających władzę nad światem nie ma władzy nad życiem. A ci którzy mają władzę nad życiem nie mają władzy nad światem. Gdzie tu sprawiedliwość.
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
bzdura reinkarnacji została wymyślona po to żeby nie bać się nieznanego no bo lepsze w końcu po śmierci być robakiem niż demonem i ponieść zasłużoną kare gdzie płacz i zgrzytanie zębów
- Kamil Kończak
- zaufany użytkownik
- Posty: 12349
- Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
- płeć: mężczyzna
- Kontakt:
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
nektar_leszczyny pisze:Podobno Budda zmarł w późnym wieku na zawał serca.
Możliwe. Każdy z nas kiedyś umrze w sensie fizycznym a w sensie duchowym na nowo narodzi się dla Boga/ Wieczności. Może jest w tym jakaś prawda.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
a jak ma się twoja wypowiedź do wypowiedzi Nektaru
tracisz mój drogi spójność i logiczność ?
tracisz mój drogi spójność i logiczność ?
- Kamil Kończak
- zaufany użytkownik
- Posty: 12349
- Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
- płeć: mężczyzna
- Kontakt:
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
A kto z nas jest spójny? Ja Cię nie oceniam. Napisałem parę słów na forum, tak mi przyszło na myśl. Szanuję Twoje wierzenia.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
Ja na szczęście mam inne problemy niż lęk przed ponownymi narodzinami. Swoją drogą ktoś, kto wymyślił tę filozofię musiał się bardzo nudzić.
Jedni są głusi, inni słyszą głosy.
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
Ludzka świadomość po prostu dała się zwieść prostemu złudzeniu.
W ogóle wszystkie religie grzebią się na różne sposoby w narzucających się przecież niby w oczywisty sposób złudzeniach i błądzą w labiryntach niepoznawalnego.
Prosta sztuczka.
Pisałem o tym wiele razy.
Nie da się wprost dostrzec ani udowodnić równości siebie samego z tym kimś, kto jest w innym ciele obok nas.
Dlatego powstały wierzenia, że śmierć może powodować jeszcze dalsze zaistnienie w tych dziwnych formach, które choć nie są nami, tylko pojawiają się i znikają niezależnie od nas, obok nas, to jakoś tajemniczo istniałyby nawet gdyby rozwalono strukturę naszego ciała lub, co równoznaczne- nigdy by nasza własna struktura nie powstała.
Zatem co z tego wynika? Tak naprawdę?
"Przejście" eksperymentem myślowym w inną osobę pozwala wykryć błąd. "Przejście" w inną osobę nie jest w żaden sposób związane z tym co nazywamy swoją śmiercią.
Najwidoczniej i tak już istniejemy tak jakby po swojej śmierci. Istniejemy wielokrotnie.
Dlatego śmieszne jest trochę obawianie się, że na własnej skórze będziemy musieli odczuć jeszcze raz jakieś istnienie od początku, po śmierci ciała. Być może gorsze, z większą ilością cierpienia albo "niepotrzebnie" tak samo nudne i przeciętne itd...
I tak to zostało lub zostanie identycznie równolegle odczute.
Tu jest dziwny paradoks.
Można być sobą albo nikim, ale mamy więcej niż jedno istnienie naraz. Wszystkie.
To by wynikało też logicznie z faktu, że formy nasze tworzą się jednakowo mniej więcej w różnych miejscach naraz. I tak samo zabłyśnie w nich to co nam dało nasze ja i świadomość wszystkiego. Nie jest możliwe przejście z jednakowego w jednakowe...
Ale drugie.
Nic się nie "skraca".
I żadna śmierć tego nie wywoła. Jeżeli tracimy po niej wszelki punkt odniesienia do czegokolwiek, to nic się po niej ani nie dzieje ani dzieje. A zatem fakt, że ktoś inny otwiera oczy i rodzi się, nie ma żadnego wpływu na pojawienie się jakiegokolwiek punktu odniesienia. Nie jest poznawalne to co staje się w chwili śmierci z nami. I nie wiadomo, jak nawet taki sens nadać ( że nie ma lub jest ktoś z nas) i znaleźć punkt odniesienia do rzeczywistości( inny niż właśnie na przykład patrzenie na człowieka zmarłego, który był a go "nie ma" przez opłakującą go pozostałą przy świadomości i bycie rodzinę-czyli niezależny, równoległy taki sam byt). To jedyne co poznawalne do tej pory.
Jest wiele tajemnic o jakich nie śniło się religiom ani nauce.
Ja się nie boję ponownych narodzin
To tak jakby bać się narodzenia w tej chwili, jeszcze za mojego życia jakiejś kolejnej świadomej osoby.
Przykro mi bardzo jednak, ale nie ma dalszego ciągu pośmiertnego nikogo z tego powodu.
A rzekome "zbawienie za życia od ponownych narodzin" też nie działa. Wszystko będzie w tej równoległej dowolnej osobie tak samo odczuwane od orgazmów po tortury jak w nas teraz.
Można wmówić sobie tylko owe "zbawienie", "uwolnienie" i zatkać sobie owymi wschodnimi wierzeniami oczy i uszy.
I uprzedzając - to nie są moje wierzenia. Ja w to nie "wierzę". Nie muszę. Każdy to udowadnia w tej chwili.
W ogóle wszystkie religie grzebią się na różne sposoby w narzucających się przecież niby w oczywisty sposób złudzeniach i błądzą w labiryntach niepoznawalnego.
Prosta sztuczka.
Pisałem o tym wiele razy.
Nie da się wprost dostrzec ani udowodnić równości siebie samego z tym kimś, kto jest w innym ciele obok nas.
Dlatego powstały wierzenia, że śmierć może powodować jeszcze dalsze zaistnienie w tych dziwnych formach, które choć nie są nami, tylko pojawiają się i znikają niezależnie od nas, obok nas, to jakoś tajemniczo istniałyby nawet gdyby rozwalono strukturę naszego ciała lub, co równoznaczne- nigdy by nasza własna struktura nie powstała.
Zatem co z tego wynika? Tak naprawdę?
"Przejście" eksperymentem myślowym w inną osobę pozwala wykryć błąd. "Przejście" w inną osobę nie jest w żaden sposób związane z tym co nazywamy swoją śmiercią.
Najwidoczniej i tak już istniejemy tak jakby po swojej śmierci. Istniejemy wielokrotnie.
Dlatego śmieszne jest trochę obawianie się, że na własnej skórze będziemy musieli odczuć jeszcze raz jakieś istnienie od początku, po śmierci ciała. Być może gorsze, z większą ilością cierpienia albo "niepotrzebnie" tak samo nudne i przeciętne itd...
I tak to zostało lub zostanie identycznie równolegle odczute.
Tu jest dziwny paradoks.
Można być sobą albo nikim, ale mamy więcej niż jedno istnienie naraz. Wszystkie.
To by wynikało też logicznie z faktu, że formy nasze tworzą się jednakowo mniej więcej w różnych miejscach naraz. I tak samo zabłyśnie w nich to co nam dało nasze ja i świadomość wszystkiego. Nie jest możliwe przejście z jednakowego w jednakowe...
Ale drugie.
Nic się nie "skraca".
I żadna śmierć tego nie wywoła. Jeżeli tracimy po niej wszelki punkt odniesienia do czegokolwiek, to nic się po niej ani nie dzieje ani dzieje. A zatem fakt, że ktoś inny otwiera oczy i rodzi się, nie ma żadnego wpływu na pojawienie się jakiegokolwiek punktu odniesienia. Nie jest poznawalne to co staje się w chwili śmierci z nami. I nie wiadomo, jak nawet taki sens nadać ( że nie ma lub jest ktoś z nas) i znaleźć punkt odniesienia do rzeczywistości( inny niż właśnie na przykład patrzenie na człowieka zmarłego, który był a go "nie ma" przez opłakującą go pozostałą przy świadomości i bycie rodzinę-czyli niezależny, równoległy taki sam byt). To jedyne co poznawalne do tej pory.
Jest wiele tajemnic o jakich nie śniło się religiom ani nauce.
Ja się nie boję ponownych narodzin

Przykro mi bardzo jednak, ale nie ma dalszego ciągu pośmiertnego nikogo z tego powodu.
A rzekome "zbawienie za życia od ponownych narodzin" też nie działa. Wszystko będzie w tej równoległej dowolnej osobie tak samo odczuwane od orgazmów po tortury jak w nas teraz.
Można wmówić sobie tylko owe "zbawienie", "uwolnienie" i zatkać sobie owymi wschodnimi wierzeniami oczy i uszy.
I uprzedzając - to nie są moje wierzenia. Ja w to nie "wierzę". Nie muszę. Każdy to udowadnia w tej chwili.
-
- bywalec
- Posty: 1483
- Rejestracja: pn paź 27, 2008 12:36 am
- płeć: mężczyzna
Re: Lęk przed śmiercią a Tupac
Zgodzę się z pierwszą częścią: "bzdura reinkarnacji została wymyślona po to żeby nie bać się nieznanego" jednak demony także zostały wymyślone z tego powodu, no i aby dać wytłumaczenie czemu źli są źli.piotr 84 pisze:bzdura reinkarnacji została wymyślona po to żeby nie bać się nieznanego no bo lepsze w końcu po śmierci być robakiem niż demonem i ponieść zasłużoną kare gdzie płacz i zgrzytanie zębów
Jestem zdania, że nie wiadomo co jest dalej, wierzyć można w to że coś dalej jest, jednak przypisywanie temu jakichkolwiek cech czy form jest jedynie tworem wyobraźni.
Równie dobrze miejsce gdzie obecnie jesteśmy czyli Ziemia może być rodzajem kary/nagrody, lub zwyczajnie etapem pewnej podróży, możliwość taka jest, jednak prawdy przynajmniej za życia chyba raczej nie poznamy.