Wprost nie mogę oprzeć się pokusie, by odpowiedzieć na post
domfsa ...
domfs pisze:Nie ma w Polsce alternatywy dla pacjentów - albo bierzesz leki albo żyjesz jako osoba chora - gadająca głupoty, której coś się wydaje - przepraszam, że piszę tak ostro, jednak sam taki kiedyś byłem, znam również takie przypadki - tacy ludzie są aktywni na różnych forach.
Mimo diagnozy schizofrenii paranoidalnej nie biorę leków od ponad 9 miesięcy, jednak żadnych "głupot" nigdy nie gadam i nie wypisuję. Nikt z tych, którzy nie wiedzą o tym, jaką diagnozą "obdarowali" mnie polscy psychiatrzy, nigdy by nie zgadł, że mam za sobą pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Bliscy uważają, że w pełni wyzdrowiałam.
Kiedy spotykasz taką osobę: źle ubraną, niezadbaną ale co najważniejsze - opowiadającą jakieś dziwne, wymyślone rzeczy to co możesz jej doradzić? Walkę z systemem? Obgadywanie lekarzy?
To, jak jestem zwykle ubrana, w innych może co najwyżej wzbudzać myśl, że mam w nosie modę

Nawet w czasie pobytu w szpitalu codziennie brałam prysznic i myłam włosy. Bardzo zależało mi na tym, żeby nikt z personelu nie pomyślał, że nie dbam o wygląd i higienę. Oczywiście nie uchroniło mnie to przed wypisem z diagnozą "schizofrenia paranoidalna" (użyto uprzejmego eufemizmu "zespół paranoidalny", ale sprawdziłam sobie w domu, co oznacza F 20.0, a wkrótce potem określenia "schizofrenia paranoidalna" użyła w skierowaniu na psychoterapię "życzliwa" psychiatra w przychodni. Dodam, że tej psychoterapii - sama poprosiłam o skierowanie - do tej pory nie doczekałam, a czekam już prawie rok ...).
Na dzień dzisiejszy w Polsce ja reaguję w jeden sposób - zachęcam lub stawiam sprawę na ostrzu noża - człowieku, bierz leki!
Jeśli to osoba, na której mi zależy - tłumaczę do skutku, jeśli skutku nie ma - dzwonię po karetkę.
Cieszę się bardzo, że Twojej postawy nie podziela nikt z moich bliskich.
Lekarze też są różni - większość jest normalnymi ludźmi - miałem też swoje przypadki - raz "pan doktor" skopał mnie na izbie przyjęć. Zdarzyło się, trafiłem na kompletnego durnia. Czy to wydarzenie ma mnie zaślepiać i nastawić negatywnie do wszystkich medyków?
Po takim przeżyciu omijałabym szerokim łukiem wszystkich psychiatrów ...
Jeśli chodzi o ten paskudny system - rozczaruję Cię - coś drgnęło - najnowsze trendy leczenia chorych to leczenie w ramach terapii, szpital jako ostateczność, zakłada się minimalną ilość farmakologii. Ludzie się zmieniają, przychodzą nowi lekarze (oni wiedzą o Soterii i leczeniu bez leków) - młodzi ludzie proponują zupełnie inne rozwiązania.
Lekarze, z którymi się zetknęłam (z Wrocławia i Opola), w ogóle nie wyobrażają sobie życia osoby z diagnozą schizofrenii bez leków. I wcale nie przepisywano mi minimalnych dawek, chociaż jestem niewielkiego wzrostu kobietą (1.56 m) i zwykle zachowywałam się spokojnie nawet wtedy, kiedy miałam halucynacje; w pasy nikt mnie nigdy w szpitalu nie zapinał i nigdy nie byłam wobec nikogo agresywna (ani w szpitalu, ani poza nim). Ze szpitala wypisano mnie z receptą na Abilify w dawce 15 mg, choć w przypadku diagnozy schizofrenii można przepisać dawkę 10 mg dziennie. W czasie mojej pierwszej (i jedynej) wizyty u psychiatry w przyszpitalnej przychodni lekarka nie zmniejszyła dawki, choć powiedziałam, że nie mam żadnych objawów, natomiast bardzo pogarszają moją jakość życia skutki działania leku.
Trochę irytuje mnie takie naskakiwanie na wszystkich lekarzy i negowanie działania leków - pisanie takich jednostronnych opinii jest ogromnie nieodpowiedzialne - czytają to również chorzy ludzie, którzy się tym "karmią". Uważam, że tylko im szkodzisz .
Oczywiście nie podzielam Twojej opinii i bardzo się cieszę, że na forum mogą się wypowiadać także osoby bardzo krytyczne wobec głównego nurtu psychiatrii i wizji "leczenia" ludzi z diagnozą schizofrenii neuroleptykami przez całe życie.