Co o nas mówią "Normalni"...

Moderator: moderatorzy

lepiej zasnąć
bywalec
Posty: 42
Rejestracja: czw gru 01, 2011 9:46 pm
płeć: mężczyzna

Co o nas mówią "Normalni"...

Post autor: lepiej zasnąć »

.
Ostatnio zmieniony sob mar 02, 2013 9:54 pm przez lepiej zasnąć, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Paranoja
bywalec
Posty: 495
Rejestracja: wt sty 15, 2013 11:21 pm
Lokalizacja: górki

Re: Co o nas mówią "Normalni"...

Post autor: Paranoja »

niestety tak jest. Ja jestem niby ta "normalna", w sensie nie mająca schizofreni, natomiast miałam przez chwilę chłopaka chorego. Reakcja moich znajomych i rodziców byla dla mnie wielkim szokiem. Nie mogę uwierzyć, że ludzie tak mogą traktować kogoś chorego. Owszem schizofrenia to nie katar, ale bez przesady.

Słysząłam wiele razy; weź goolej, po co se życie marnujesz a takim psycholem, nie wiadomo co mu do głowy uderzy, on nie nadaje się do niczego, co on soba reprezentuje itp.

Aż uszy bolały od słuchania tego wszystkiego.
A oni mi na siłe wciskali, że ja nie wiem co robię, że mnie ratowac trzeba, bo on mi krzywdę zrobi....

Ja mialam od początku świadomość jego choroby, mimo, że on nie bo sie nie leczył i uważał, że jest zdrowy (zresztą nadal tak uważa). Ale widziałam inne jego wspaniałe cechy, których ci "normalni" faceci nie mieli.
No i wierzyłam, że jednak uda mi sie go przekonać do leczenia, ale niestety wybrał drogę beze mnie. Wolał swój świat
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Co o nas mówią "Normalni"...

Post autor: cezary123 »

No i właśnie to jest problem. Normalni "chcą", abyśmy mieli taki "obraz" swojej choroby jak oni sobie schizofrenię wyobrażają
A potem żebyśmy sami do siebie nabrali "uprzedzeń do osób psychicznie chorych" zamiast tej pożądanej świadomości swojej choroby.
Przez ignorancję otoczenia czasem to się myli. I później tragiczne nieporozumienia i autoagresja.

Paranoja pisze:Słysząłam wiele razy; weź goolej, po co se życie marnujesz a takim psycholem, nie wiadomo co mu do głowy uderzy, on nie nadaje się do niczego, co on soba reprezentuje itp.

Aż uszy bolały od słuchania tego wszystkiego.
A oni mi na siłe wciskali, że ja nie wiem co robię, że mnie ratowac trzeba, bo on mi krzywdę zrobi....
No nieźle. Ja na szczęście odciąłem się od takich uprzedzeń i nie szukam towarzystwa na siłę.
Nikt z otoczenia zawodowego czy w ogóle na co dzień nie ma prawa się dowiedzieć o chorobie. Wtedy można rozwinąć skrzydła i nie udowadniać na siłę, że nie jest tak jak uprzedzenia głoszą.
Tylko kilka osób w rodzinie sprawia mi takie przykrości ale ja to dosyć dobrze omijam. Idę w anonimowy tłum i uprzedzenia tam mnie nie dosięgną. I wraca spokój ducha i możliwości.


A najgorzej właśnie w sprawach romansów i związków.
Czyli jednak dobrze zrobiłem ( i dla niej i dla siebie) kiedyś uciekając od dziewczyny, której otoczenie nigdy by nie zaakceptowało faktu mojego powiązania z chorobami psychicznymi.
I tak pewnie biedaczka nasłuchała się podobnych ostrzeżeń i krakania.
Jedyna rada to całkowite usamodzielnienie się i wtedy rozsądzenie sprawy tylko we dwoje.

Lepiej nie ujawniać się, i to dla dobra "normalnych". Uprzedzenia mogą skłonić ich do czegoś złego wobec nas i po co to im.
Awatar użytkownika
Paranoja
bywalec
Posty: 495
Rejestracja: wt sty 15, 2013 11:21 pm
Lokalizacja: górki

Re: Co o nas mówią "Normalni"...

Post autor: Paranoja »

nie wiem czy dobrze zrobiłeś. Mój chłopak był niestety świadkiem jak moja mama wpadla do mieszkania, zaczęła go obrażać, mnie tez przy okazji, grozić, że zabierze mi klucze do mieszkania (w sumie to jej mieszkanie) jak nie przestane go zapraszać, że podobno ludzie jej mówią, żeby mnie ratowała od niego itp... i po tym nasze relacje zdecydowanie się zepsuły, mimo, że ja serio chcę z nim być nadal.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Co o nas mówią "Normalni"...

Post autor: cezary123 »

I ja chciałem, i ona pewnie też. Pewnie sama nie zważała na uprzedzenia. Tyle, że wtedy w 2003 roku z całą pewnością żadne z nas nie było usamodzielnione. Ona była zależna od rodziców i ja. Zresztą nawet teraz jeszcze do mojej pełnej niezależności finansowej trochę brakuje, choć wszystko jest na dobrej drodze.
Tak to zwykła prozaiczna przyczyna - brak kasy potrafi uniemożliwić rozkwit miłości.

Paranoja nie daj się uprzedzeniom. Rozsądźcie sprawę tylko sami we dwoje.
ODPOWIEDZ

Wróć do „nasze środowisko”