Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Moderator: moderatorzy
Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Jak w tytule i jak mówią anglosasi: I hit the rock bottom...
Jestem tutaj nowy, choć zaglądam na to forum od kilku dobrych lat... ile lat to już minęło od pierwszej diagnozy? Nie chcę pamiętać.
Dobrze - i tu teraz wydobywa sie, nie to nie krzyk - to wycie z najgłębszych czeluści mojego wnętrza, z trzewi, zwierzęcy ryk.
Wielu może mnie potępić, być wręcz znudzonymi "kolejną" historią. Ale ja, jak każdy człowiek chcę choć trochę zrozumienia, wysłuchania...o pomocy mogę tylko marzyć. Z góry uprzedzam, że post może być przydługawy, ale dotrwajcie, proszę...
Zaczynało się chyba "standardowo" - 20 lat, Uniwersytet, zmiana miejsca zamieszkania, nowe środowisko, nowe zasady gry. Gdy z perspektywy czasu patrzę na to, to sygnały były odczuwalne już w pierwszych miesiącach w nowym otoczeniu. Później trach - panika, co się dzieje...Pierwsza diagnoza - ciężki epizod depresyjny. Zaliczony pierwszy rok, remisja, II rok - cudnie, nowe zainteresowania, zupełnie nowe lektury, o których dyskutowało się ze studentkami. Jednak zawsze, gdzieś z tyłu głowy czuło się to "coś" - pomieszanie lęku, niskiej samooceny i mego odwiecznego pytania: po co to wszystko? Kolejne lata to stały rytm: rok obezwładniającej depresji,gdzie dosłownie nie wychodziłem z łóżka, a moja rodzina przynosiła mi pożywienie do pokoju, bo sam nie byłem w stanie dojść do kuchni. Później rok normalnego funkcjonowania, zaliczone egzaminy, przelotne miłości, by znów przejść w niebyt. W okresie niebytu 3-krotnie zaliczony szpital psychiatryczny po próbach samobójczych, gdzie pada diagnoza: F20.0 - zmieniana do tej pory już trzykrotnie. Później 5-cio letnia remisja, dyplom z wyróżnieniem (wtedy myślałem - złapałem Pana Boga za nogi). Przypadkowe spotkanie z miłością sprzed lat, wybuch dawno skrywanych uczuć (zawsze uważałem ją za tą "jedyną"), niezła biurowa praca dość daleko od naszego zaścianka, ślub i dziecko.
Powrót choroby. Mój "wypracowany" mechanizm, chyba niezbyt oryginalny: uciekać do domu rodzinnego. Powrót do miasta- mechanizm: do domu, do domu, do domu!!!! Rodzina zupełnie gdzie indziej, ja - znów w wielomiesięcznej otchłani - gdzie indziej. Wieści rozchodzą się błyskawicznie, więc nienawiść, niezrozumienie i pogarda to nadbudówka, której doświadczam dzień w dzień, co, eufemistycznie rzecz ujmując - nie sprzyja wychodzeniu z choroby. Rezultat: pokłady poczucia winy, o jakich nie śniło się współczesnym filozofom, agresja, autogresja, dodatkowa izolacja.
Chyba zaczyna się lekka remisja... Jak to wszystko zmienić? (stosunek ludzi do mnie) Przecież to zajmie lata świetlne...jeśli w ogóle jest możliwe. Terapia? Czy myślicie, że terapia może wzmocnić mnie na tyle, żebym stawił czoła wszechobecnej pogardzie? Chciałoby się powiedzieć: Nie oceniaj, staraj sie zrozumieć. Jednak większość tego nie kupuje. Ok, dość... Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca, choć to dopiero wierzchołek góry lodowej. Od czego zacząć? Tymczasem... dobranoc....
Jestem tutaj nowy, choć zaglądam na to forum od kilku dobrych lat... ile lat to już minęło od pierwszej diagnozy? Nie chcę pamiętać.
Dobrze - i tu teraz wydobywa sie, nie to nie krzyk - to wycie z najgłębszych czeluści mojego wnętrza, z trzewi, zwierzęcy ryk.
Wielu może mnie potępić, być wręcz znudzonymi "kolejną" historią. Ale ja, jak każdy człowiek chcę choć trochę zrozumienia, wysłuchania...o pomocy mogę tylko marzyć. Z góry uprzedzam, że post może być przydługawy, ale dotrwajcie, proszę...
Zaczynało się chyba "standardowo" - 20 lat, Uniwersytet, zmiana miejsca zamieszkania, nowe środowisko, nowe zasady gry. Gdy z perspektywy czasu patrzę na to, to sygnały były odczuwalne już w pierwszych miesiącach w nowym otoczeniu. Później trach - panika, co się dzieje...Pierwsza diagnoza - ciężki epizod depresyjny. Zaliczony pierwszy rok, remisja, II rok - cudnie, nowe zainteresowania, zupełnie nowe lektury, o których dyskutowało się ze studentkami. Jednak zawsze, gdzieś z tyłu głowy czuło się to "coś" - pomieszanie lęku, niskiej samooceny i mego odwiecznego pytania: po co to wszystko? Kolejne lata to stały rytm: rok obezwładniającej depresji,gdzie dosłownie nie wychodziłem z łóżka, a moja rodzina przynosiła mi pożywienie do pokoju, bo sam nie byłem w stanie dojść do kuchni. Później rok normalnego funkcjonowania, zaliczone egzaminy, przelotne miłości, by znów przejść w niebyt. W okresie niebytu 3-krotnie zaliczony szpital psychiatryczny po próbach samobójczych, gdzie pada diagnoza: F20.0 - zmieniana do tej pory już trzykrotnie. Później 5-cio letnia remisja, dyplom z wyróżnieniem (wtedy myślałem - złapałem Pana Boga za nogi). Przypadkowe spotkanie z miłością sprzed lat, wybuch dawno skrywanych uczuć (zawsze uważałem ją za tą "jedyną"), niezła biurowa praca dość daleko od naszego zaścianka, ślub i dziecko.
Powrót choroby. Mój "wypracowany" mechanizm, chyba niezbyt oryginalny: uciekać do domu rodzinnego. Powrót do miasta- mechanizm: do domu, do domu, do domu!!!! Rodzina zupełnie gdzie indziej, ja - znów w wielomiesięcznej otchłani - gdzie indziej. Wieści rozchodzą się błyskawicznie, więc nienawiść, niezrozumienie i pogarda to nadbudówka, której doświadczam dzień w dzień, co, eufemistycznie rzecz ujmując - nie sprzyja wychodzeniu z choroby. Rezultat: pokłady poczucia winy, o jakich nie śniło się współczesnym filozofom, agresja, autogresja, dodatkowa izolacja.
Chyba zaczyna się lekka remisja... Jak to wszystko zmienić? (stosunek ludzi do mnie) Przecież to zajmie lata świetlne...jeśli w ogóle jest możliwe. Terapia? Czy myślicie, że terapia może wzmocnić mnie na tyle, żebym stawił czoła wszechobecnej pogardzie? Chciałoby się powiedzieć: Nie oceniaj, staraj sie zrozumieć. Jednak większość tego nie kupuje. Ok, dość... Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca, choć to dopiero wierzchołek góry lodowej. Od czego zacząć? Tymczasem... dobranoc....
why is the bedroom so cold?
you've turned away on your side.
is my timing that flawed?
our respect runs so dry.
you've turned away on your side.
is my timing that flawed?
our respect runs so dry.
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
A nie jest trochę tak, że ta "nienawiść" to efekt choroby? Czyli, że widzisz i słyszysz coś innego niż w rzeczywistości. Inaczej odczytujesz komunikat od otoczenia. Jeżeli jesteś jeszcze w psychozie, to może tak być.
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Jared Leto, 13.04.2014.
- Walet Pikowy
- zaufany użytkownik
- Posty: 12176
- Rejestracja: wt kwie 12, 2011 2:37 am
- płeć: mężczyzna
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Cześć.
Dam Ci cos z punktu widzenia tej choroby i postrzegania świata,ludzi i siebie.
Pozdro
Dam Ci cos z punktu widzenia tej choroby i postrzegania świata,ludzi i siebie.
Pozdro
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Myślę że ważniejsze nawet od samej terapii (trudno o dobrego terapeutę) byłoby wsparcie jakiejś bliskiej osoby, przyjaciela który zrozumie, nie wiem czy takim kimś może dla Ciebie być żona, rodzice, rodzeństwo czy jacyś inni przyjaciele. Taka osoba jest na wagę złota. Dla mnie takimi osobami są mama i kuzynki.
Mam podobną historię choroby do Twojej, tj najpierw depresja, nie wychodzenie z łóżka przez tygodnie, potem psychozy.
Kiedyś, kiedy byłam na dnie przeczytałam takie angielskie powiedzenie "Life is a grindstone, whether it grinds you down or polishes you up depends on what you are made of". -" Życie to kamień młyński (szlifierski) to czy Cię zetrze na proch czy oszlifuje zależy od tego z czego jesteś zrobiony". Bardzo cierpiałam bo chciałam być pięknym diamentem a czułam się po prostu jak kupa gówna. Lata póżniej przeczytałam bardziej pokrzepiającą wersję tego powiedzenia: "Life is a grindstone. Whether it grinds us down or polishes us up depends on us." "Życie to kamień młyński. To czy nas zetrze na proch czy wypoleruje, zależy od nas." I myślę że wiele w tym prawdy. A my -schizo, musimy się podwójnie starać, musimy być podwójnie silni, czego Ci bardzo życzę.
Mam podobną historię choroby do Twojej, tj najpierw depresja, nie wychodzenie z łóżka przez tygodnie, potem psychozy.
Kiedyś, kiedy byłam na dnie przeczytałam takie angielskie powiedzenie "Life is a grindstone, whether it grinds you down or polishes you up depends on what you are made of". -" Życie to kamień młyński (szlifierski) to czy Cię zetrze na proch czy oszlifuje zależy od tego z czego jesteś zrobiony". Bardzo cierpiałam bo chciałam być pięknym diamentem a czułam się po prostu jak kupa gówna. Lata póżniej przeczytałam bardziej pokrzepiającą wersję tego powiedzenia: "Life is a grindstone. Whether it grinds us down or polishes us up depends on us." "Życie to kamień młyński. To czy nas zetrze na proch czy wypoleruje, zależy od nas." I myślę że wiele w tym prawdy. A my -schizo, musimy się podwójnie starać, musimy być podwójnie silni, czego Ci bardzo życzę.
Melisa
- miś wesołek
- zaufany użytkownik
- Posty: 8300
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Ta wszechobecna pogarda, to nie wrażenie wynikające z nawrotu?
gówno w proszku na kijoszku
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Nie i Tak. To zależy czy będziesz miał na tyle doświadczonego, inteligentnego, "cwanego" "lekarza Dusz", który zrobi ci niezłe pranie mózgu i wmówi (najgorsze kłamstwo), że życie jest piękne, że było, jest i będzie warto.Morbus B pisze:Terapia? Czy myślicie, że terapia może wzmocnić mnie na tyle, żebym stawił czoła wszechobecnej pogardzie?
I czy ty kupisz te tanie historyjki?. Nie warto.
Pogarda mas to "pewnie" nie jest żaden objaw choroby.
Łatwiej komuś wmówić, że wina leży w tobie, bo to podobno jesteś wstanie zmienić, niż powiedzieć ci prawdę, że jest to prawie niezależne od ciebie i że nie masz na to większego wpływu, bo "winni" są ludzie .
Ci psycho-sepcjaliści kręcą te dzojnty, bo maja z tego niezłą kaskę.
ja nie szukam problemów one same mnie znajdują.
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Terapia. Jak masz możliwość to jak najbardziej! powoli wrócisz 'do siebie". To wymaga czasu, pracy...Zona co na to wszytsko? wspiera Cię? wie co to jest F20?
Od piekła I nieba oddziela nad tylko życie-najkrótsza rzecz na świecie. .
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
To samo pomyślałam. W miarę zdrowienia obraz tych ludzi nabierze jaśniejszychmei pisze:A nie jest trochę tak, że ta "nienawiść" to efekt choroby? Czyli, że widzisz i słyszysz coś innego niż w rzeczywistości. Inaczej odczytujesz komunikat od otoczenia. Jeżeli jesteś jeszcze w psychozie, to może tak być.
barw. Żona wiedziała o przebytej chorobie?
Od piekła I nieba oddziela nad tylko życie-najkrótsza rzecz na świecie. .
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
To inni ludzie mają nadawać nam sens istnienia?Morbus B pisze:Jednak zawsze, gdzieś z tyłu głowy czuło się to "coś" - pomieszanie lęku, niskiej samooceny i mego odwiecznego pytania: po co to wszystko? Kolejne lata to stały rytm: rok obezwładniającej depresji..
Ustaliłem już dawno, że i tak nie nadadzą.
Jak sobie sami nie pomożemy to nikt nam nie pomoże.
Mało wymyślne hasło ale to jedyne wyjście. Jeżeli coś mnie może wpędzić w depresję to najwyżej moje własne ograniczenia a nie inni.
Re: Dobra, już dość! Gdzie ta godność?
Zmienić środowisko. Anonimowe otoczenie i wszystko znowu gra.Morbus B pisze:Wieści rozchodzą się błyskawicznie...