O nieodległej perspektywie multikolorowości
Moderator: moderatorzy
- przegłosowany
- zaufany użytkownik
- Posty: 8281
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
O nieodległej perspektywie multikolorowości
Współczesna liberalna ortodoksja to odmiana legalizmu, w ramach którego każde właściwie istotne zagadnienie polityki publicznej jest traktowane jako kwestia fundamentalnych praw. Kwestionowane odwoływanie się do praw przesłoniło konieczność stałych politycznych negocjacji i kompromisu. Liberalizm praw przedstawia się jako podstawa publicznej prawomocności, którą uznać mogą wszyscy, niezależnie od ich partykularnych koncepcji dobra. W praktyce liberalizm praw uczynił trudne przypadki w sferze polityki publicznej nierozwiązywalnymi.
Tak jak nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania konfliktów między swobodami, tak nie ma też procedury rozwiązywania takich konfliktów, która wszędzie byłaby pożądana. Liczne systemy stworzyły procedury prawne służące rozwiązywaniu takich konfliktów. W innych wiele pozostawia się decyzjom politycznym. Każdej procedury można bronić w kontekście poszczególnych tradycji i warunków historycznych. Jednak istnieją dobre powody, by przeciwstawić się trendowi promowanemu przez najnowszą myśl liberalną, który doprowadził do rozdęcia roli praw, a pozbawił znaczenia praktykę polityczną.
Fundamentalne prawa - przynajmniej w takiej postaci, w jakiej pojmowane są przez dominującą szkołę najnowszej myśli liberalnej - mają charakter bezwarunkowy i priorytetowy. W rezultacie wynik jakiejkolwiek procedury rozstrzygania o fundamentalnych prawach oznaczać musi zwycięstwo jednej strony i porażkę drugiej. Kiedy procedura taka zostaje zastosowana w odniesieniu do kwestii związanych z konfliktami powodującymi głębokie podziały społeczne, jedynym skutkiem może być niemierne ich utrudnienie. (...)
Mamy tu do czynienia z lekcją dla myśli liberalnej. Gdy w ramach społeczeństwa występują radykalnie rozbieżne przekonania etyczne, odwołanie się do podstawowych praw nie doprowadzi do rozstrzygnięcia, które będzie akceptowane jako prawomocne. Jeśli szukamy prawomocnego i trwałego rozstrzygnięcia kontrowersyjnych kwestii, nie mamy żadnej alternatywy dla długiej i trudnej drogi polityki.
Z punktu widzenia liberalnego legalizmu żałosnym kompromisom, które są do osiągnięcia drogą politycznych negocjacji, brak uzasadnionej prawomocności, która - jak się mniema - towarzyszyć ma rozstrzyganiu o prawach. Wedle tej współczesnej ortodoksji polityka jest przesiąknięta tym, co przemijające, arbitralne i moralnie podejrzane, aby jej niepewne rozstrzygnięcia były czymś więcej niż namiastkami majestatycznej pewności prawa.
Legalizm tego rodzaju stanowi niebezpieczny zwrot w myśli liberalnej, i nie tylko dlatego, iż podsyca związane z prawem zwodnicze nadzieje. Liberalny legalizm ma złudzenia, że możemy obyć się bez polityki. (...)
W odróżnieniu od orzeczeń dotyczących powszechnych praw rozstrzygnięcia polityczne są lokalne, zmienne i podlegają renegocjacjom. Dopóty, dopóki instytucje demokratyczne działają w miarę sprawnie, polityczne rozstrzygnięcia dotyczące najbardziej kontrowersyjnych kwestii są przeważnie postrzegane jako bardziej prawomocne niż procedury prawne prowadzące do obwieszczenia bezwarunkowych praw. Podczas gdy rozstrzygnięcia prawne są - a przynajmniej wyobrażają sobie, że są - bezwarunkowe i ostateczne, rozstrzygnięcie polityczne może stanowić wyważony kompromis miedzy konkurencyjnymi ideałami i interesami. Kompromis ten nie jest również ustalony raz na zawsze. Może zmieniać się wraz ze zmianami interesów i okoliczności oraz zwiększaniem się naszej wiedzy o rezultatach różnych strategii politycznych. Podczas gdy rozstrzygnięcia prawne zmierzają do jednolitości i ostateczności, praktyka polityczna pozwala na stosowanie w różnych okolicznościach zmiennych rozwiązań. (...)
Liberalizm praw to marny przewodnik dla społeczeństw rozdartych między przeciwstawnymi przekonaniami etycznymi. Filozofia komunitariańska również nie udziela lepszych wskazówek w tej mierze. Tak jak i standardowe odmiany myśli liberalnej, nie pojęła ona, że gdy mamy do czynienia z różnorodnością sposobów życia w społeczeństwie, wszechogarniający konsensus w kwestii wartości jest niemożliwy i niepożądany.
Myśliciele komunitariańscy dokonali szeregu gwałtownych krytyk liberalizmu. Wskazywali na fakt, że liberalna jednostka rodem z liberalnej filozofii jest zerem pozbawionym historii czy jakiejkolwiek tożsamości. Niestety, jest to prawdą również w wypadku komunitariańskiej koncepcji społeczności.
Najnowszy punkt widzenia na ludzki podmiot jest punktem widzenia znikąd [np. Rawls, Nozick - przyp. wł.]. Tym, co myśl liberalna przedstawiła w formie teoretycznej, nie jest ludzkie doświadczenie sprawiedliwości i niesprawiedliwości, ale intuicje liberalnych filozofów. Wskazując na nierealność tego liberalnego punktu widzenia, myśliciele komunitariańscy zrobili myśli politycznej cenną przysługę.
Jednocześnie jednak idea społeczności, którą rozwinęli jest tak samo odległa od jakiejkolwiek ludzkiej rzeczywistości. Nie jest to idea, którą mężczyźni i kobiety kiedykolwiek by znali. Tu również mamy do czynienia z punktem widzenia znikąd.
Społeczność, która straszy w myśli komunitariańskiej, to społeczność noumenalna, równie odległa od codziennych doświadczeń, co transcendentny podmiot Kanta. (...) Myśliciele komunitariańscy - tak jak i myśliciele liberalni, których atakują - przyjmują taką koncepcję ludzkiego podmiotu, z której konflikt został wymazany. Taki pogląd na ludzkie życie zawsze był błędny. Obecnie powiązany jest z ukrywaniem faktu, że hybrydalność - sytuacja za sprawą której jednostki należą nie do jednego, ale do kilku sposobów życia, ze wszystkimi konfliktami między nimi - zaczęła kształtować tożsamość wielu ludzi. Kontakt z różnorodnymi sposobami życia, zapewniony dzięki masowej imigracji i nowym technologiom komunikacyjnym, uczynił zdolność do przyjmowania dystansowych wartości i poglądów na świat zasadniczą częścią życia wielu ludzi. Świat, w którym człowiek definiowany jest przez przynależność do jednej społeczności, jest nie tylko nader odległy od tego, w którym teraz żyjemy. Tak naprawdę jest dla nas niewyobrażalny. Nierealność tego świata czyni ideał społeczności pozbawionej szwów niebezpiecznym. (...)
Tym, czego późnonowoczesne społeczeństwa potrzebują, nie jest konsensus w kwestii wartości, który komunitarianie, wedle swych wyobrażeń, odnajdują w dawnych społecznościach. Tym czymś są wspólne instytucje, w ramach których konflikty interesów i wartości mogą być negocjowane. Wspólne życie w społeczeństwie zjednoczonym przez wspólne wartości. Oznacza posiadanie wspólnych instytucji, za pośrednictwem których można mediować na temat rozwiązania konfliktów konkurencyjnych wartości. (...)
Komunitariańscy myśliciele mają rację, że polityczna prawomocność nie może opierać się wyłącznie ani nawet w głównej mierze na abstrakcyjnych zasadach sprawiedliwości, wolności czy zasadach prawnych. Państwa - jeśli mają zostać zaakceptowane przez swych obywateli jako prawomocne - muszą uznawać wspólne tożsamości swych obywateli. Ale komunitariańscy myśliciele są w błędzie, gdy wierzą, że polityczna prawomocność zależy od odzwierciedlania przez państwo wartości jakiejkolwiek społeczności czy jednego sposobu życia. (...) W przyszłości, której nadejścia możemy się spodziewać, państwa będą prawomocne jedynie wówczas, gdy odzwierciedlać będą pluralistyczny i hybrydalny charakter wspólnych tożsamości. Przy spełnianiu tego warunku pojawia się trudność. Myśl komunitariańska ma w tej kluczowej kwestii niewiele do powiedzenia. W istocie, ze swym naciskiem kładzionym na homogeniczność wartości w społeczeństwie, oderwała ona refleksję polityczną od poważnego namysłu nad aktualnymi potrzebami.
Choć filozofia komunitariańska była użyteczna jako korekta ekscesów liberalnego indywidualizmu, kwestią, która powinna kształtować program myśli politycznej nie jest to, jak można by odbudować silne społeczności. Kwestią tą powinno być to, jak występujące w późnonowoczesnych społeczeństwach różnorodne jednostki i społeczności mogą koeegzystować w ramach wspólnych instytucji, które uznają za prawomocne. (...)
Anarchia rzuca światło na to, że sprawiedliwość jest artefaktem siły. Tam, gdzie panuje anarchia, nie ma praw. Hobbes ujął to tak: "Gdzie nie ma nad ludźmi jednej wspólnej mocy, tam nie ma prawa; a gdzie nie ma prawa, tam nie ma sprawiedliwości. Siła i podstęp są w wojnie dwiema kardynalnymi cnotami". Sprawiedliwość i prawa są konwencjami podtrzymywanymi w ostatniej instancji przez siłę. Jest to prawda, o której najnowszej filozofii liberalnej wygodnie było zapomnieć.
Pierwszym warunkiem ochrony praw człowieka jest skuteczne nowoczesne państwo. Bez możliwości wprowadzania praw w życie prawa nie istnieją i jakiekolwiek godziwe życie jest niemożliwe. Dla przeważającej części rodzaju ludzkiego najgorszym zagrożeniem wolności nie jest dziś zbyt potężne państwo. Jest nim anarchia. W konsekwencji najwięcej musimy się nauczyć nie od Rawlsa czy od Hayeka ani nawet od Johna Stuarta Milla, lecz od Hobbesa.
W myśli Hobbesa jest wiele błędów i anachronizmów. Hobbes był przekonany, że życie bez wspólnej władzy było walką jednostek o bezpieczeństwo i prymat. Co do tego był w błędzie. Kiedy upada państwo, to społeczności, a nie jednostki prowadzą ze sobą wojnę.
Hobbesowski punkt widzenia na państwo jest niesłusznie absolutystyczny. Jego pogląd, że skuteczne państwo nie może przyznawać swym poddanym praw (z wyjątkiem prawa do samozachowania, z którego nigdy nie mogą zrezygnować), nie odnajduje oparcia w historii. (...)
Jednakże - pomimo faktu, iż Hobbes był zupełnym przeciwieństwem pluralisty w jakimkolwiek sensie - jego koncepcja polityki może zostać przeformułowana w pluralistycznych kategoriach. Celem polityki nie jest tylko brak wojny, ale modus vivendi różnych form dobra i zła. Tak jak hobbesowski pokój, owo modus vivendi nie może zostać osiągnięte całkowicie i ostatecznie.
Z poprawionej w ten sposób myśli Hobbesa wynika, że najistotniejszą cechę każdego systemu nie jest to, jak dalece udaje mu się sprzyjać pewnej konkretnej wartości. Jest nią to, jak skuteczny jest w negocjowaniu konfliktów wartości. Sprawdzianem prawomocności każdego systemu jest jego sukces w dziedzinie mediacji między konfliktami wartości - wliczając w nie konkurencyjne ideały sprawiedliwości.
________________
J. Gray "Dwie twarze liberalizmu"
http://pl.wikipedia.org/wiki/John_N._Gray
Jeden z najciekawszych poglądów, z jakim się spotkałem. Jego wadą jest ogólnikowość i brak recepty na to, jak te wspólne instytucje miałyby wyglądać. Ale poza tym, cholernie trafne.
Dla nas to może być trochę abstrakcją, bowiem dzielimy się trochę niepoważnie; na 20 lat wstecz; Solidarność i ZOMO; na Wyborczą i Gazetę Polską, na komuchów i niekomuchów, rozbity samolot i rzesze ludzi, którzy chcą, aby Polska była po ich myśli; podziały jakie są mnie osobiście drażnią, bo się odlepiły od rzeczywistych problemów. Nowe czasy idą i możemy sobie nie chcieć, ale jeśli poziom dobrobytu u nas wzrośnie, a nie zaczniemy się mnożyć jak króliki to poznamy problemy, jakie się właśnie rozpoczynają w bogatych państwach Europy Zach. Pamiętacie zamieszki we Francji, Anglii? Wiecie jakie kwestie oprócz gospodarczych kształtują podziały między lewicą i prawicą w państwach zachodnich? A więc właśnie. Co jest rozwiązaniem? Wolny rynek odwołujący się do rzekomo uniwersalnie podzielanych praw, odnowa tradycyjnych wartości narodowych, monarchia czy komunizm? Ks. Adam Boniecki dostaje zakaz wypowiadania się, bo powiedział, że krzyż w Sejmie może zarówno wisieć albo nie wisieć. Przecież to jest jakiś nonsens. Niestety, obawiam się, że ulegając wrzawie kreowanej przez elity i media angażujemy się w rzeczy niekoniecznie najważniejsze i zatraciliśmy trochę umiejętność samodzielnego, perspektywicznego myślenia. To, co się dzieje niewiele ma wspólnego z realpolitik.
Np.
i oczywiście
Idzie armagiedon.
Tak jak nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania konfliktów między swobodami, tak nie ma też procedury rozwiązywania takich konfliktów, która wszędzie byłaby pożądana. Liczne systemy stworzyły procedury prawne służące rozwiązywaniu takich konfliktów. W innych wiele pozostawia się decyzjom politycznym. Każdej procedury można bronić w kontekście poszczególnych tradycji i warunków historycznych. Jednak istnieją dobre powody, by przeciwstawić się trendowi promowanemu przez najnowszą myśl liberalną, który doprowadził do rozdęcia roli praw, a pozbawił znaczenia praktykę polityczną.
Fundamentalne prawa - przynajmniej w takiej postaci, w jakiej pojmowane są przez dominującą szkołę najnowszej myśli liberalnej - mają charakter bezwarunkowy i priorytetowy. W rezultacie wynik jakiejkolwiek procedury rozstrzygania o fundamentalnych prawach oznaczać musi zwycięstwo jednej strony i porażkę drugiej. Kiedy procedura taka zostaje zastosowana w odniesieniu do kwestii związanych z konfliktami powodującymi głębokie podziały społeczne, jedynym skutkiem może być niemierne ich utrudnienie. (...)
Mamy tu do czynienia z lekcją dla myśli liberalnej. Gdy w ramach społeczeństwa występują radykalnie rozbieżne przekonania etyczne, odwołanie się do podstawowych praw nie doprowadzi do rozstrzygnięcia, które będzie akceptowane jako prawomocne. Jeśli szukamy prawomocnego i trwałego rozstrzygnięcia kontrowersyjnych kwestii, nie mamy żadnej alternatywy dla długiej i trudnej drogi polityki.
Z punktu widzenia liberalnego legalizmu żałosnym kompromisom, które są do osiągnięcia drogą politycznych negocjacji, brak uzasadnionej prawomocności, która - jak się mniema - towarzyszyć ma rozstrzyganiu o prawach. Wedle tej współczesnej ortodoksji polityka jest przesiąknięta tym, co przemijające, arbitralne i moralnie podejrzane, aby jej niepewne rozstrzygnięcia były czymś więcej niż namiastkami majestatycznej pewności prawa.
Legalizm tego rodzaju stanowi niebezpieczny zwrot w myśli liberalnej, i nie tylko dlatego, iż podsyca związane z prawem zwodnicze nadzieje. Liberalny legalizm ma złudzenia, że możemy obyć się bez polityki. (...)
W odróżnieniu od orzeczeń dotyczących powszechnych praw rozstrzygnięcia polityczne są lokalne, zmienne i podlegają renegocjacjom. Dopóty, dopóki instytucje demokratyczne działają w miarę sprawnie, polityczne rozstrzygnięcia dotyczące najbardziej kontrowersyjnych kwestii są przeważnie postrzegane jako bardziej prawomocne niż procedury prawne prowadzące do obwieszczenia bezwarunkowych praw. Podczas gdy rozstrzygnięcia prawne są - a przynajmniej wyobrażają sobie, że są - bezwarunkowe i ostateczne, rozstrzygnięcie polityczne może stanowić wyważony kompromis miedzy konkurencyjnymi ideałami i interesami. Kompromis ten nie jest również ustalony raz na zawsze. Może zmieniać się wraz ze zmianami interesów i okoliczności oraz zwiększaniem się naszej wiedzy o rezultatach różnych strategii politycznych. Podczas gdy rozstrzygnięcia prawne zmierzają do jednolitości i ostateczności, praktyka polityczna pozwala na stosowanie w różnych okolicznościach zmiennych rozwiązań. (...)
Liberalizm praw to marny przewodnik dla społeczeństw rozdartych między przeciwstawnymi przekonaniami etycznymi. Filozofia komunitariańska również nie udziela lepszych wskazówek w tej mierze. Tak jak i standardowe odmiany myśli liberalnej, nie pojęła ona, że gdy mamy do czynienia z różnorodnością sposobów życia w społeczeństwie, wszechogarniający konsensus w kwestii wartości jest niemożliwy i niepożądany.
Myśliciele komunitariańscy dokonali szeregu gwałtownych krytyk liberalizmu. Wskazywali na fakt, że liberalna jednostka rodem z liberalnej filozofii jest zerem pozbawionym historii czy jakiejkolwiek tożsamości. Niestety, jest to prawdą również w wypadku komunitariańskiej koncepcji społeczności.
Najnowszy punkt widzenia na ludzki podmiot jest punktem widzenia znikąd [np. Rawls, Nozick - przyp. wł.]. Tym, co myśl liberalna przedstawiła w formie teoretycznej, nie jest ludzkie doświadczenie sprawiedliwości i niesprawiedliwości, ale intuicje liberalnych filozofów. Wskazując na nierealność tego liberalnego punktu widzenia, myśliciele komunitariańscy zrobili myśli politycznej cenną przysługę.
Jednocześnie jednak idea społeczności, którą rozwinęli jest tak samo odległa od jakiejkolwiek ludzkiej rzeczywistości. Nie jest to idea, którą mężczyźni i kobiety kiedykolwiek by znali. Tu również mamy do czynienia z punktem widzenia znikąd.
Społeczność, która straszy w myśli komunitariańskiej, to społeczność noumenalna, równie odległa od codziennych doświadczeń, co transcendentny podmiot Kanta. (...) Myśliciele komunitariańscy - tak jak i myśliciele liberalni, których atakują - przyjmują taką koncepcję ludzkiego podmiotu, z której konflikt został wymazany. Taki pogląd na ludzkie życie zawsze był błędny. Obecnie powiązany jest z ukrywaniem faktu, że hybrydalność - sytuacja za sprawą której jednostki należą nie do jednego, ale do kilku sposobów życia, ze wszystkimi konfliktami między nimi - zaczęła kształtować tożsamość wielu ludzi. Kontakt z różnorodnymi sposobami życia, zapewniony dzięki masowej imigracji i nowym technologiom komunikacyjnym, uczynił zdolność do przyjmowania dystansowych wartości i poglądów na świat zasadniczą częścią życia wielu ludzi. Świat, w którym człowiek definiowany jest przez przynależność do jednej społeczności, jest nie tylko nader odległy od tego, w którym teraz żyjemy. Tak naprawdę jest dla nas niewyobrażalny. Nierealność tego świata czyni ideał społeczności pozbawionej szwów niebezpiecznym. (...)
Tym, czego późnonowoczesne społeczeństwa potrzebują, nie jest konsensus w kwestii wartości, który komunitarianie, wedle swych wyobrażeń, odnajdują w dawnych społecznościach. Tym czymś są wspólne instytucje, w ramach których konflikty interesów i wartości mogą być negocjowane. Wspólne życie w społeczeństwie zjednoczonym przez wspólne wartości. Oznacza posiadanie wspólnych instytucji, za pośrednictwem których można mediować na temat rozwiązania konfliktów konkurencyjnych wartości. (...)
Komunitariańscy myśliciele mają rację, że polityczna prawomocność nie może opierać się wyłącznie ani nawet w głównej mierze na abstrakcyjnych zasadach sprawiedliwości, wolności czy zasadach prawnych. Państwa - jeśli mają zostać zaakceptowane przez swych obywateli jako prawomocne - muszą uznawać wspólne tożsamości swych obywateli. Ale komunitariańscy myśliciele są w błędzie, gdy wierzą, że polityczna prawomocność zależy od odzwierciedlania przez państwo wartości jakiejkolwiek społeczności czy jednego sposobu życia. (...) W przyszłości, której nadejścia możemy się spodziewać, państwa będą prawomocne jedynie wówczas, gdy odzwierciedlać będą pluralistyczny i hybrydalny charakter wspólnych tożsamości. Przy spełnianiu tego warunku pojawia się trudność. Myśl komunitariańska ma w tej kluczowej kwestii niewiele do powiedzenia. W istocie, ze swym naciskiem kładzionym na homogeniczność wartości w społeczeństwie, oderwała ona refleksję polityczną od poważnego namysłu nad aktualnymi potrzebami.
Choć filozofia komunitariańska była użyteczna jako korekta ekscesów liberalnego indywidualizmu, kwestią, która powinna kształtować program myśli politycznej nie jest to, jak można by odbudować silne społeczności. Kwestią tą powinno być to, jak występujące w późnonowoczesnych społeczeństwach różnorodne jednostki i społeczności mogą koeegzystować w ramach wspólnych instytucji, które uznają za prawomocne. (...)
Anarchia rzuca światło na to, że sprawiedliwość jest artefaktem siły. Tam, gdzie panuje anarchia, nie ma praw. Hobbes ujął to tak: "Gdzie nie ma nad ludźmi jednej wspólnej mocy, tam nie ma prawa; a gdzie nie ma prawa, tam nie ma sprawiedliwości. Siła i podstęp są w wojnie dwiema kardynalnymi cnotami". Sprawiedliwość i prawa są konwencjami podtrzymywanymi w ostatniej instancji przez siłę. Jest to prawda, o której najnowszej filozofii liberalnej wygodnie było zapomnieć.
Pierwszym warunkiem ochrony praw człowieka jest skuteczne nowoczesne państwo. Bez możliwości wprowadzania praw w życie prawa nie istnieją i jakiekolwiek godziwe życie jest niemożliwe. Dla przeważającej części rodzaju ludzkiego najgorszym zagrożeniem wolności nie jest dziś zbyt potężne państwo. Jest nim anarchia. W konsekwencji najwięcej musimy się nauczyć nie od Rawlsa czy od Hayeka ani nawet od Johna Stuarta Milla, lecz od Hobbesa.
W myśli Hobbesa jest wiele błędów i anachronizmów. Hobbes był przekonany, że życie bez wspólnej władzy było walką jednostek o bezpieczeństwo i prymat. Co do tego był w błędzie. Kiedy upada państwo, to społeczności, a nie jednostki prowadzą ze sobą wojnę.
Hobbesowski punkt widzenia na państwo jest niesłusznie absolutystyczny. Jego pogląd, że skuteczne państwo nie może przyznawać swym poddanym praw (z wyjątkiem prawa do samozachowania, z którego nigdy nie mogą zrezygnować), nie odnajduje oparcia w historii. (...)
Jednakże - pomimo faktu, iż Hobbes był zupełnym przeciwieństwem pluralisty w jakimkolwiek sensie - jego koncepcja polityki może zostać przeformułowana w pluralistycznych kategoriach. Celem polityki nie jest tylko brak wojny, ale modus vivendi różnych form dobra i zła. Tak jak hobbesowski pokój, owo modus vivendi nie może zostać osiągnięte całkowicie i ostatecznie.
Z poprawionej w ten sposób myśli Hobbesa wynika, że najistotniejszą cechę każdego systemu nie jest to, jak dalece udaje mu się sprzyjać pewnej konkretnej wartości. Jest nią to, jak skuteczny jest w negocjowaniu konfliktów wartości. Sprawdzianem prawomocności każdego systemu jest jego sukces w dziedzinie mediacji między konfliktami wartości - wliczając w nie konkurencyjne ideały sprawiedliwości.
________________
J. Gray "Dwie twarze liberalizmu"
http://pl.wikipedia.org/wiki/John_N._Gray
Jeden z najciekawszych poglądów, z jakim się spotkałem. Jego wadą jest ogólnikowość i brak recepty na to, jak te wspólne instytucje miałyby wyglądać. Ale poza tym, cholernie trafne.
Dla nas to może być trochę abstrakcją, bowiem dzielimy się trochę niepoważnie; na 20 lat wstecz; Solidarność i ZOMO; na Wyborczą i Gazetę Polską, na komuchów i niekomuchów, rozbity samolot i rzesze ludzi, którzy chcą, aby Polska była po ich myśli; podziały jakie są mnie osobiście drażnią, bo się odlepiły od rzeczywistych problemów. Nowe czasy idą i możemy sobie nie chcieć, ale jeśli poziom dobrobytu u nas wzrośnie, a nie zaczniemy się mnożyć jak króliki to poznamy problemy, jakie się właśnie rozpoczynają w bogatych państwach Europy Zach. Pamiętacie zamieszki we Francji, Anglii? Wiecie jakie kwestie oprócz gospodarczych kształtują podziały między lewicą i prawicą w państwach zachodnich? A więc właśnie. Co jest rozwiązaniem? Wolny rynek odwołujący się do rzekomo uniwersalnie podzielanych praw, odnowa tradycyjnych wartości narodowych, monarchia czy komunizm? Ks. Adam Boniecki dostaje zakaz wypowiadania się, bo powiedział, że krzyż w Sejmie może zarówno wisieć albo nie wisieć. Przecież to jest jakiś nonsens. Niestety, obawiam się, że ulegając wrzawie kreowanej przez elity i media angażujemy się w rzeczy niekoniecznie najważniejsze i zatraciliśmy trochę umiejętność samodzielnego, perspektywicznego myślenia. To, co się dzieje niewiele ma wspólnego z realpolitik.
Np.
i oczywiście
Idzie armagiedon.
gówno w proszku na kijoszku
Re: O nieodległej perspektywie multikolorowości
Nie pojmuję głębi myśli tego pana. Dziwi mnie też tak skrajna radykalizacja poglądów, najpierw liberał, potem zwolennik socjalizmu, teraz znowu liberał, ale z zastrzeżeniami. Dziwny człowiek i strasznie mętnie piszący, tak jakby chciał ukryć sedno swoich myśli w przeintelektualizowanych treściach.
Mógłbyś podać jakieś linki gdzie wyjaśnia swoje aktualne poglądy?
Mógłbyś podać jakieś linki gdzie wyjaśnia swoje aktualne poglądy?
- przegłosowany
- zaufany użytkownik
- Posty: 8281
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: O nieodległej perspektywie multikolorowości
"Tylko krowa nie zmienia zdania"
Nie licząc może poglądów monarchistów, które na pewno są mętne, a zarazem programowo antyintelektualne.
Rozumiem też, że mogłeś wszystkiego nie zrozumieć, bo Gray odwołuje się często do dorobku tradycji liberalnej i komunitariańskiej, których być może nie znasz (ale chyba trochę znasz z tego, co widzę ten monarchizm/legalizm "Bozia prawa dała" wolnorynkizm). Ale jeśli chcesz, to wskaż, które fragmenty są dla Ciebie niezrozumiałe, to postaram się wyjaśnić. Nie jest to również pełen tekst, a jedynie wyciągnięte przeze mnie, najważniejsze i najistotniejsze fragmenty prezentujące poglądy Graya i może stąd ten brak zrozumienia, gdyż nie widzisz całości (książka ma koło 300 stron), a jedynie wybraną część. Według mnie tam wszystko jest logiczne, zrozumiale napisane i nie liczyłbym na dalszą ewolucję poglądów, gdyż - jak to określił jeden z oksfordzkich kolegów Graya - "Problem Johna (...) polega na tym, iż lubi on doprowadzać idee do ich logicznych konkluzji"*. I właśnie do takich konkluzji doprowadził liberalizm w tej książce. Czytałem jeszcze opasłe "Po liberalizmie" i "Al Kaidę i korzenie nowoczesności", gdzie jego stanowisko nie zmieniło się. Jest więc ciągle aktualne.
Linków nie ma, bo internet nie jest tak dobrym źródłem wiedzy, jak by się mogło wydawać. Jak masz ochotę, to sięgnij sobie do wyżej wymienionych książek albo tu: http://www.przegladpolityczny.pl/sklep/produkt/56.html , gdzie znajdziesz teksty o nim:
Beata Polanowska-Sygulska Wszystkie twarze Johna Graya
Jerzy Szacki Antyliberalny liberalizm
Andrzej Szahaj Ponowoczesny liberalizm Johna Graya
Beata Polanowska-Sygulska Dwie twarze liberalizmu
_______________
* Beata Polanowska-Sygulska "Wszystkie twarze Johna Graya"
Chyba nie czytałeś jeszcze mętnych, przeintelektualizowanych treści.eN_ pisze:Dziwny człowiek i strasznie mętnie piszący, tak jakby chciał ukryć sedno swoich myśli w przeintelektualizowanych treściach. Mógłbyś podać jakieś linki gdzie wyjaśnia swoje aktualne poglądy?
Nie licząc może poglądów monarchistów, które na pewno są mętne, a zarazem programowo antyintelektualne.
Rozumiem też, że mogłeś wszystkiego nie zrozumieć, bo Gray odwołuje się często do dorobku tradycji liberalnej i komunitariańskiej, których być może nie znasz (ale chyba trochę znasz z tego, co widzę ten monarchizm/legalizm "Bozia prawa dała" wolnorynkizm). Ale jeśli chcesz, to wskaż, które fragmenty są dla Ciebie niezrozumiałe, to postaram się wyjaśnić. Nie jest to również pełen tekst, a jedynie wyciągnięte przeze mnie, najważniejsze i najistotniejsze fragmenty prezentujące poglądy Graya i może stąd ten brak zrozumienia, gdyż nie widzisz całości (książka ma koło 300 stron), a jedynie wybraną część. Według mnie tam wszystko jest logiczne, zrozumiale napisane i nie liczyłbym na dalszą ewolucję poglądów, gdyż - jak to określił jeden z oksfordzkich kolegów Graya - "Problem Johna (...) polega na tym, iż lubi on doprowadzać idee do ich logicznych konkluzji"*. I właśnie do takich konkluzji doprowadził liberalizm w tej książce. Czytałem jeszcze opasłe "Po liberalizmie" i "Al Kaidę i korzenie nowoczesności", gdzie jego stanowisko nie zmieniło się. Jest więc ciągle aktualne.
Linków nie ma, bo internet nie jest tak dobrym źródłem wiedzy, jak by się mogło wydawać. Jak masz ochotę, to sięgnij sobie do wyżej wymienionych książek albo tu: http://www.przegladpolityczny.pl/sklep/produkt/56.html , gdzie znajdziesz teksty o nim:
Beata Polanowska-Sygulska Wszystkie twarze Johna Graya
Jerzy Szacki Antyliberalny liberalizm
Andrzej Szahaj Ponowoczesny liberalizm Johna Graya
Beata Polanowska-Sygulska Dwie twarze liberalizmu
_______________
* Beata Polanowska-Sygulska "Wszystkie twarze Johna Graya"
gówno w proszku na kijoszku
- przegłosowany
- zaufany użytkownik
- Posty: 8281
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: O nieodległej perspektywie multikolorowości
Aha, liberalizm nie narodził się jako doktryna rynkowa wraz z księgami Hayeka, Misesa i Schmidta, tylko jako doktryna etyczna wraz z "Listami o tolerancji" J. Locke'a, które powstały w takich wesołych czasach:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Angielska_wojna_domowa
http://pl.wikipedia.org/wiki/Tolerancja
http://pl.wikipedia.org/wiki/Angielska_wojna_domowa
http://pl.wikipedia.org/wiki/Tolerancja
gówno w proszku na kijoszku