boris pisze:Chciałbym tylko zwrócić uwagę na dość dziwne dla mnie twoje oburzenie, że został on wybrany do parlamentu. Jak dla mnie parlament jest opanowany przez oszustów i złodzei, którzy stworzyli swoistą mafię wysysającą owoce pracy normalnych obywateli. Weźmy choćby dotowanie parti politycznych. Niby dlaczego było nie było prywatne organizacje, które na pierwszym miejscu dbają o dobro własne miałyby być dotowane z podatków obywateli których interesów te partie nie reprezentują? Dodatkowo wprowadza to zaburzenie równowagi i sprawia, że nowe organizacje nie majace dojścia do takiej pomocy stoją na znacznie gorszej pozycji.
Pojadę definicją.
Partia polityczna to - dobrowolna organizacja społeczna posiadająca swój statut i członków, program polityczny, mająca na celu jego realizację poprzez zdobycie i sprawowanie władzy lub wywieranie na nią wpływu. Z tej definicji jasno wynika, że partia polityczna czy politycy to nie tylko pijawki dążące do własnych zysków i satysfakcji, ale organizacje/osoby wykonujące władzę, a więc pełniący służbę publiczną w interesie ogółu lub znacznej części społeczeństwa (podobno

). To jest oczywiście pewien ideał i w Twojej ocenie polityków jest pewnie wiele racji, ale osobiście powstrzymywałbym się przed generalizowaniem - wierzę, że w polityce są zarówno dobre i złe osoby. Wierzę również, że choć do ideału daleko, to póki co nie dysponujemy lepszym rozwiązaniem, niż demokracja liberalna.

Natomiast, jeśli chodzi o finansowanie partii z budżetu państwa, to do końca lat 50 XX wieku praktycznie ono nie istniało. Dopiero później nastąpił gwałtowny rozwój finansowania partii z podatków i obecnie jest to praktyką powszechną w praktycznie wszystkich państwach, nawet tych najbardziej "liberalnych". Do upowszechnienia dotacji z budżetu państwa przyczyniła się korupcja polityczna w pozyskiwaniu funduszy oraz nierówności we współzawodnictwie międzypartyjnym (a więc, jak widzisz, również kwestia prywatnego finansowania może być taką samą barierą dla niektórych partii, jak kwestia finansowania z pieniędzy publicznych - chciałoby się powiedzieć, że każdy kij ma dwa końce

).
Piszesz o dotowaniu partii z budżetu i o tym, że zaburza to równowagę (choć, jeśli piszesz o znacznie gorszej pozycji niektórych partii, zwróć uwagę na - jak by nie patrzeć - ogromny sukces wyborczy Ruchu Palikota) i oczywiście masz rację, ale znasz na pewno pojęcie demokracji skonsolidowanej? Otóż właśnie nierozbijaniu sceny politycznej i konsolidacji demokracji służą progi wyborcze i dotowanie partii polit. z budżetu państwa. Teraz już dokładnie nie pamiętam, ale mogę sięgnąć do książek... pamiętam tylko, że za finansowaniem partii z budżetu i przeciw dawało się odnaleźć mniej więcej równą ilość rozsądnych argumentów. Najważniejszym z argumentów "za" było to, że - najogólniej rzecz biorąc - w wypadku, gdyby partie nie były finansowane z podatków, walka ideologiczna czy światopoglądowa między partiami, całkowicie przeniosłaby się na płaszczyznę finansową. Nie sądzisz na przykład, że w sytuacji, gdyby partie nie były finansowane z budżetu państwa, moglibyśmy mieć w sejmie dwie partie - oligarchów i zrzeszenie małych i średnich przedsiębiorców, i może trzecią - wyrosłą ze związków zawodowych?

Różne by mogły być konsekwencje np. frekwencja na poziomie 15 %.

Albo, w Sejmie, jakiś kompletne rozbieżności interesów, brak porozumienia i uwiąd legislatywy. Być może jeszcze inne konsekwencje społeczne. Wiesz jakie mogłyby być skutki? Ja tez nie wiem.

Ok, mógłbyś teraz powiedzieć, że gdyby biedni chcieli mieć w parlamencie swoją reprezentację, to płaciliby datki na swoje partie tak, aby mogły one pokryć wysokie koszty utrzymywania swoich struktur (bo przecież nie o samo opłacanie kampanii wyborczej chodzi), ale pomyśl, jakie jest zaangażowanie ludzi w politykę i jakie byłyby to kwoty w wypadku ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem? Z drugiej strony, obecnie praktycznie w każdym państwie ogranicza się możliwość otrzymywania przez partie polityczne pieniędzy od wielkich fundacji i korporacji czy zrzeszeń zawodowych albo określa się górną kwotę możliwej jednorazowej darowizny. Np. nie więcej niż na przykład 1000 zł od jednego obywatela, gdyż stawia to, choć nie bezpośrednio, pod znakiem zapytania ideę równości głosu każdego uprawnionego do głosowania. To jest tak naprawdę bardzo skomplikowany, złożony system, w którym oprócz tego, że się partiom dopłaca, nakłada się na nie ograniczenia swobody finansowej i wymaga się od nich czytelności i przejrzystości finansowania.

Mówiąc krócej: jak ma to miejsce bardzo często w przypadku demokracji liberalnej, tak i tu szuka się kompromisu pomiędzy wolnością i równością.
Pamiętasz na pewno co się działo w pierwszych wyborach po 89 roku, gdy nie było progów wyborczych? Ale to było rozwiązanie dobre na tamtą chwilę, ponieważ nie posiadaliśmy elit i trzeba je było wyłonić. Później, gdy już jakieś tam elity się znalazły, rozwiązaniem dobrym na tę chwilę było wprowadzenie progów, ponieważ zapobiega to rozbijaniu sceny i obecności w parlamencie osób całkowicie przypadkowych. Według niektórych, najwyższym etapem konsolidacji systemu demokratycznego są okręgi jednomandatowe, a w konsekwencji - system dwupartyjny. Kojarzy się go ze stabilnością, przejrzystością i dużą przewidywalnością systemu politycznego. Wygrywają też zazwyczaj najbardziej rozpoznawalni, najlepsi, najbardziej kompetentni, a nie takie Tomki. Z drugiej jednak strony, okręgi jednomandatowe prowadzą do jeszcze większego "zamknięcia" sceny politycznej i zniekształcają preferencje wyborcze w stopniu większym, niż system proporcjonalny. Moim zdaniem, nie jest to rozwiązanie dla Polski na dzisiaj, gdyż scena się jeszcze nie wyklarowała na wyraźne opcje i wciąż zbyt wiele na niej haseł irracjonalnych, populistycznych czy zwyczajnie głupich. I to ma zapewne swoje odbicie w stanie społeczeństwa, które tez nie wyewoluowało jeszcze odpowiednio, nie dojrzało tak samo, jak jego reprezentacja.
boris pisze:Nie mam zamiaru angażować się w obrone agenta T.
Bardzo mnie to cieszy. Jest to dla mnie znakiem, że dobry przykład wybrałem.
Ziom.