Po szpitalu.
Po pobycie w szpitalu zgłosiłem się, zgodnie z zaleceniami do psychiatry. Gość był bardzo miły, powściągliwy. Tak jakby czekał aż rozkleję się przed nim i opowiem mu psychozę z każdym pikantnym szczegółem. Heh, jeszcze by się biedak przeraził co mi po głowie chodzi i dostał bym w nagrodę końskie dawki leków. Więc na przestrzeni lat nasza współpraca układała się dobrze, on pytał się co u mnie słychać, a ja na to, że wszystko w porządku. Ja na prawdę lubiłem swojego lekarza, serio.
Czasem tylko mnie strach łapał, że ktoś znajomy mnie spotka jak oczekuję w poczekalni do psychiatry. Oczywiście gdybym wtedy znał potęgę plotki to wyzbył bym się tego naiwnego przekonania, że ludzie nie wiedzą. Ludzie dobrze wiedzieli i pamiętają, jeden drugiemu szemra ciekawostki na ucho nie bacząc na krzywdę. I tak się zrobiło, że ci co nie mieli wiedzieć poznali a ci co mogli nie wiedzieli (dlatego umieściłem swoją słit focię na tym portalu, gdyż Wy możecie wiedzieć

. W sumie to ciekawy temat z tymi plotkami, każdy z nas mógł by napisać dużo o tym. Mnie dziwiło jak mocno niektórzy ludzie mogą zmienić nastawienie gdy dowiedzieli się o moim problemie. Jak bym był trędowaty.
Tak długiej absencji w szkole nie dało się ukryć, więc pedagodzy zostali powiadomieni o moim przypadku. Nauczyciele i klasa przyjęła mnie bardzo serdecznie, nigdy nikt nie wspomniał ani nie zapytał się mnie co się stało. Noszę dużą wdzięczność w sercu za to wszystko. W każdym razie, leki, choroba zmniejszyła moją wydolność i moje wyniki w nauce mocno spadły. Jednak dałem radę skończyć szkołę. A w rok po ukończeniu szkoły zdałem maturę, pierwszym razem mi się nie udało, zbyt lekkomyślnie do niej podszedłem.
Po szkole podjąłem pracę jako serwisant u dystrybutora sprzętu komputerowego. Jak tam przyszedłem nie potrafiłem nic, przez kolejne trzy lata nauczyłem się tam bardzo wiele. Przez moje ręce przeszło tysiące komputerów i innego sprzętu. Atmosfera była dobra a współpracownicy ogólnie zgrani, może poza jednym wyjątkiem, o którym szkoda wspominać. Ta praca była dla mnie ważnym etapem, gdyż natchnęła mnie by zostać informatykiem

Com pomyślał tom wykonał, więc podjąłem naukę na uczelni wyższej w Olsztynie.
Wybrałem Olsztyn, albo może lepiej powiedzieć, Olsztyn wybrał mnie, gdyż z moją średnią nie miałem co marzyć o państwowej uczelni. A najbliższa prywatna uczelnia informatyczna znajdowała się właśnie w Olsztynie. Było to około 150 kilometrów ode mnie, odległość tą pokonywałem co dwa tygodnie pociągiem. Praca na pełen etat oraz studia zaoczne zabierały mi sporo czasu, w miesiącu miałem tylko cztery dni wolnego. Ale studia wspominam wyśmienicie, nie żałuje dokonanego wyboru. Te libacje, towarzystwo, zabawy, bary. Możecie wierzyć lub nie ale dzień na uczelni zaczynał się od zebrania paczki i udaniu się do pobliskiego baru. Tam graliśmy w karty, piliśmy piwo, prowadziliśmy dyskusje. Wykłady i zajęcia w tym czasie żyły swoim życiem na uczelni. Po rozgrzaniu się w barze atakowaliśmy jakieś hotele, stancje i internaty. Zaopatrzeni w alkohol dokańczaliśmy zabawę już w pokojach hotelowych. Były to tanie noclegownie, gdzie płaciło się 12 złotych za dobę a pokoje były sześcio osobowe. Nie byliśmy wybredni, zresztą nie można było sobie pozwolić na zbyt wiele bo alkohol nie był tani. Najbardziej utkwiły mi w pamięci dwie imprezy.
Pierwszy zaczął się niewinnie, wypiłem pół litra wódki w 45 minut i poszedłem spać. Resztę mojej libacji z tego wieczoru zdali mi koledzy, gdyż po raz pierwszy straciłem filma i pamiętałem tylko urywki. Pamiętam, że byłem w toalecie, później że wszedłem do pokoju, położyłem się do łóżka. Jednak po chwili obudziła mnie kobieca rozmowa, spojrzałem wokół a wszędzie było bardzo czysto. Coraz więcej dziewczyn zaczęło chodzić w kółko i rozchodzić się po hotelu. A mi zrobiło się już nie dobrze i zwymiotowałem w śmietnik. O dziwo, mimo upojenia alkoholem odczuwałem przykrość, że zanieczyściłem im pokój. Na szczęście zjawili się koledzy i zanieśli mnie do mojego pokoju. Rano nie byłem w stanie pójść do uczelni, za to musiałem opuścić hotel, po tym jak portier prawie wyważył drzwi i kazał mi się wynosić. Najlepszy lokal w mieście miałem spalony, szkoda bo był z 200 metrów od uczelni.
Następna szalona impreza która utkwiła mi w pamięci odbyła się w internacie. Postanowiłem, że już tego miejsca nie spalę. Internat był również tani, tylko, że w odległości 2km od uczelni. Ta niefortunna zabawa była piękna. Mieliśmy puszki z mięsem, napoje, dokupowaliśmy wodę ognistą w supersamie, wchodziła dosłownie jak woda. W internacie było nas dwóch plus dwóch kumpli, którzy przyszli zabalować przed odjazdem do domu po wykładach. Później pojawił się następny student, którego portier skierował do naszego cztero-osobowego pokoju. Nie znaliśmy go ale przyłączył się do balangi, w końcu jakie miał wyjście. I wszystko skończyło by się dobrze ale gdy poszliśmy spać portier dokoptował czwartego faceta do naszego pokoju. Obudziłem się gdy wchodził, jednak byłem w takim stanie, że nie mogłem otworzyć oczu. Słyszałem jak otworzył okno, burknął coś pod nosem i opuścił pokój. Nie ma się co dziwić wszędzie butelki, puszki, konserwy, jedzenie i smród alkoholu. Po chwili zjawił się wraz z portierem. Portier prawie wrzeszczał ze zbulwersowania. Mówił, że jeden z nas nie zdążył nawet dojść do łózka i spa obok, domyśliłem się że chodziło o Darka pseudo Pawlak. Po tym mówił, że zadzwoni na Policję, jak to usłyszałem przestraszyłem się, chciałem wstać i krzyknąć że ja nie piłem, niestety nie mogłem nawet otworzyć oczu, kompletny paraliż. Rano musiałem opuścić internat i nigdy się tu nie zjawiać. Zresztą po tych całych incydentach stałem się abstynentem, czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Opisałem troszkę libacje od tej gorszej strony ale najważniejsze w nich zawsze były wspólnie spędzony czas, rozmowy, zabawa. Gdy coś mi się nie układało, miałem doła, koledzy zawsze potrafili rozweselić, choćby jednym zdaniem: "Adrian nie przejmuj się, bierz wszystko na miętowo" i zaraz banan na ustach

. Moi kumple nigdy nie dowiedzieli się, że choruję.
Po pierwszym roku studiów spotkała mnie przykrość, mój ojciec zmarł po długiej chorobie. Stało się to w sierpniu, w wakacje 2002 roku. Wziąłem dwa tygodnie wolnego w pracy a gdy wróciłem z powrotem współpracownicy spytali się co tu robię, zostałem zwolniony. Nie była to jakaś złośliwość firmy, po prostu trafiłem w okres zwolnień gdyż firma słabo przędła. Wraz ze mną poleciało kilka osób i nie było co żałować. Zacząłem dostawać rentę socjalną po zmarłym ojcu, gdyż nie miałem 25 lat i wciąż się uczyłem. Tak się jakoś zgrało. Miałem kasę by opłacać studia, które w końcu skończyłem i obroniłem pracę licencjacką (ocena końcowa dobra, rarytas na moim roku
2002 rok i kilka kolejnych lat to okres wysokiego bezrobocia i bida po reformach Buzka. Więc kolejną pracę zdobyłem dopiero w 2005 roku
Okres po 2002 roku był nie tylko moim okresem bezrobocia. To był milowy krok jeśli chodzi o postępy z moim stanem zdrowia. Wszystko zaczęło się jednego zimowego wieczoru, gdy już wszystko było mi obojętne. Byłem już zmęczony chorobą, nie widziałem różnicy, myślałem aby odejść. I wtedy właśnie ...
przerwy na reklamy

cdn
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.