Jestem tutaj nowa,ehhh nie wiem jak zaczac...
Mam 23 lata i jestem chora od 15-roku zycia,gdzie dopiero potwierdzono moja chorobe w wieku 22 lat.Od kad pamietam,zawsze bylam inna,taka jak z innego swiata.Mialam gleboka depresje,ale rowniez silne ataki schizofreniczne,od zawsze mialam swoj swiat z ktorego nie umiem sie wydostac do dzis,slyszalam Boga m.in jak do mnie mowi,i ten cholerny spiew syren,ktory mnie codziennie wkurza,mam silne omamy wzrokowe,wracajac do domu od dziewczyny(jestem lesbijka,ale to nic nie ma do rzeczy),uciekalam bo widzialam jak samochod mnie gonil po chodniku,widzialam duchy idace w moja strone,i roznych ludzi na przystanku ktorzy nagle znikali.Bylam w szpitalu kolo lutego zeszlego roku,mam zdiagnozowana chorobe i wpisane w karte moje objawy i zalecenia.Jestem swiadomo swojej choroby

Bylam na obserwacji w kierunku zaburzen psychotycznych typu schizofrenicznego,rowniez sa wpisane moje objawy choroby:"Pacjentka ma uczucie silnego przygnebienia,odtracenia,smutku od miesiaca zaburzenia snu,obecne mysli "S",czuje sie obserwowana,w tv o niej mowia,ludzie znaja jej mysli,slyszy glosy w glowie i na zewnatrz.Pacjentka twierdzi ze objawy wystepuja od 15roku zycia.
I jest napisane jak sie zachowywalam podczas przyjecia mnie na oddzial.
Problem z tym ,ze moja matka uwaza ze ja sobie wmawiam schizofrenie,chociaz sama sobie czasem mysle ze moze to prawda, i sama sobie wmawiam?.Zostaly mi przepisane leki przez Pania psychiatre m.in Zalasta (10 mg) dziennie,lorafen,hydroxyzyna,olzapin,matka mi je kupila chociaz wiem ze tak normalnie leki kosztujo koo 100-cos zlotych,i sa refundowane za zlotowke.Sek w tym ze moja matka wyrzucila moje leki do kosza,uwazajac ze sa mi nie potrzebne.Rodzina uwaza,ze to nic takiego.Nawet byla kobieta z pomocy spolecznej w sprawie dotacji do mieszkania,bylo zadane pytanie czy ktos rodziny choruje?matka powiedziala tylko o sobie(swoim nadcisnieniu) i o ojcu alkoholiku ,ktory sie leczy,niestety mnie nie uwzglednila,i to mnie najbardziej zabolalo

Na szczescie mam dziewczyne,ktora mnie wspiera...ciesze sie ze ja spotkalam,ona jedyna mnie rozumie i wspiera w tym piekle.
Mamy zamiar wybrac sie razem do psychiatry po leki,(chociaz ich nie biore we wzgledu na matke...).Wogule moja matka sie wstydzi,ze ma chora corke i dlatego pewnie.Moja dziewczyna tez jest chora psychicznie chociaz to cos innego,do tego stopnia mi pomaga ze daje mi swoje leki bym miala mniejsze objawy m.in lorafen.Bardzo ja kocham,ale wiem ze to trudna milosc jest,gdzie sa dwie osoby chore.
Nie bede sie rozpisywac o swoim podlym zyciu,wiem ze i tak zabieram czas ;( ehh....