Rodzina zastępcza
Moderator: moderatorzy
- Kiciuś_XXL
- moderator
- Posty: 2970
- Rejestracja: ndz sty 13, 2008 1:35 pm
- płeć: mężczyzna
Rodzina zastępcza
Tytuł tematu nie dokładnie oddaje temu co chcę opisać.
Mamy z żoną jedno dziecko, czteroletnią córkę. Zależy nam na tym, by dzieci bawiły się z dziećmi, więc zabieramy od siostry mojej żony do nas dwoje jej dzieci. Chłopca(6l) i dziewczynkę(7l). Szwagierka ma w sumie piątkę dzieciaków. Dwoje te co wymieniłem są z pierwszego małżeństwa.Piszę o tym bo to istotne.
Te dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa dość często do nas przyjeżdżają, bo u nas bardzo dobrze się czują. Córka też się cieszy jak są u nas. Im poświęcamy więcej czasu i rozmawiamy więcej niż mają to w domu. Siostra żony wyszła drugi raz za mąż któremu urodziła jeszcze troje dzieci. Jej mąż oczywiście najbardziej kocha i darzy uczuciem swoje dzieci, co dzieciaki z pierwszego małżeństwa wyraźnie odczuwają. Czują się zaniedbane, mniej kochane odrzucone, zwłaszcza ta siedmioletnia dziewczynka, która przez ojczyma jest najczęściej krytykowana i leci po niej darcie mordy co jest oczywiste, że na dziecku odbija się emocjonalnie i na dalszym zachowaniu.
Gdy moja żona ma przyjechać po nie to te dzieci już godzinami wypatrują ją przez okno, a na widok żony są uradowane, uszczęśliwione i lecą z impetem już wcześniej spakowane do samochodu.
Wydzwaniają do żony, nagrywają się. Mówią, że nas kochają. Żona wielokrotnie mi mówiła, że jestem dla nich jak prawdziwy ojciec. Spędzam z nimi czas, wraz z córką, zabieramy na różne rozrywki w ramach możliwości. Czują u nas ciepło rodzinne.
Ich ojczym, mój rówieśnik i imiennik to cięzki charakter. Ich mama kocha wszystkie swoje dzieci ale najwięcej czasu musi poświęcić pół rocznemu bobasowi i dwuletniemu synowi.
Dzieci które do nas przyjeżdzają chciałyby być u nas jak najdłużej ale tak się nie da. Żona nie poradziłaby sobie sama z nimi. Są smutne kiedy nas opuszczają. My je nazywamy żartobliwie ''naszymi dziećmi''. Kiedy zdarzy się sytuacja, że żona ma po nie przyjechać a one czekają, i trafi się nagła sytuacja, że musi odwołać, dzieciaki wpadają w rozpacz, płaczą, nic nie chcą w domu nic jeść. Ich mama musi im naobiecywać coś by ich uspokoić.
Zastanawiam się czy nie przekroczyliśmy gdzieś granicy, czy nie postąpiliśmy źle, że pozwoliliśmy się dać rozkochać tym dzieciakom. Ja mam dobre podejście do dzieci, a żona jeszcze lepsze. Nigdy nie uderzyłbym dziecka, uważam na to co mówię przy dzieciach. Nie dałbym sobie stanąć na głowie, ale potrafię być stanowczy.
To co złego robimy to to że faworyzujemy tylko te dwoje dzieci, ale prawda jest taka, że pozostała trójka jest kochana przez swojego ojca.
Mi i żony po prostu jest żal tych dwoje.
Mamy z żoną jedno dziecko, czteroletnią córkę. Zależy nam na tym, by dzieci bawiły się z dziećmi, więc zabieramy od siostry mojej żony do nas dwoje jej dzieci. Chłopca(6l) i dziewczynkę(7l). Szwagierka ma w sumie piątkę dzieciaków. Dwoje te co wymieniłem są z pierwszego małżeństwa.Piszę o tym bo to istotne.
Te dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa dość często do nas przyjeżdżają, bo u nas bardzo dobrze się czują. Córka też się cieszy jak są u nas. Im poświęcamy więcej czasu i rozmawiamy więcej niż mają to w domu. Siostra żony wyszła drugi raz za mąż któremu urodziła jeszcze troje dzieci. Jej mąż oczywiście najbardziej kocha i darzy uczuciem swoje dzieci, co dzieciaki z pierwszego małżeństwa wyraźnie odczuwają. Czują się zaniedbane, mniej kochane odrzucone, zwłaszcza ta siedmioletnia dziewczynka, która przez ojczyma jest najczęściej krytykowana i leci po niej darcie mordy co jest oczywiste, że na dziecku odbija się emocjonalnie i na dalszym zachowaniu.
Gdy moja żona ma przyjechać po nie to te dzieci już godzinami wypatrują ją przez okno, a na widok żony są uradowane, uszczęśliwione i lecą z impetem już wcześniej spakowane do samochodu.
Wydzwaniają do żony, nagrywają się. Mówią, że nas kochają. Żona wielokrotnie mi mówiła, że jestem dla nich jak prawdziwy ojciec. Spędzam z nimi czas, wraz z córką, zabieramy na różne rozrywki w ramach możliwości. Czują u nas ciepło rodzinne.
Ich ojczym, mój rówieśnik i imiennik to cięzki charakter. Ich mama kocha wszystkie swoje dzieci ale najwięcej czasu musi poświęcić pół rocznemu bobasowi i dwuletniemu synowi.
Dzieci które do nas przyjeżdzają chciałyby być u nas jak najdłużej ale tak się nie da. Żona nie poradziłaby sobie sama z nimi. Są smutne kiedy nas opuszczają. My je nazywamy żartobliwie ''naszymi dziećmi''. Kiedy zdarzy się sytuacja, że żona ma po nie przyjechać a one czekają, i trafi się nagła sytuacja, że musi odwołać, dzieciaki wpadają w rozpacz, płaczą, nic nie chcą w domu nic jeść. Ich mama musi im naobiecywać coś by ich uspokoić.
Zastanawiam się czy nie przekroczyliśmy gdzieś granicy, czy nie postąpiliśmy źle, że pozwoliliśmy się dać rozkochać tym dzieciakom. Ja mam dobre podejście do dzieci, a żona jeszcze lepsze. Nigdy nie uderzyłbym dziecka, uważam na to co mówię przy dzieciach. Nie dałbym sobie stanąć na głowie, ale potrafię być stanowczy.
To co złego robimy to to że faworyzujemy tylko te dwoje dzieci, ale prawda jest taka, że pozostała trójka jest kochana przez swojego ojca.
Mi i żony po prostu jest żal tych dwoje.
- Walet Pikowy
- zaufany użytkownik
- Posty: 12348
- Rejestracja: wt kwie 12, 2011 2:37 am
- płeć: mężczyzna
Re: Rodzina zastępcza
Zauważ,że dziecko inaczej rozumie sytuacje niż dorosły i łatwo je skrzywdzić.Niestety pózniej ich osobowość nie ukształtuje się prawidłowo.One są już w pewnym sensie pokrzywdzone przez los.Dziecko,które odczuwa brak miłości od rodzica,może mieć problem założyć swoją rodzinę,pomijając choroby psychiczne gdzie jest większe ryzyko.Dlatego dzieci ,to nie zabawka i kaprys.Wychowanie bardzo kształtuje dziecko i to widać w pózniejszym życiu.Im mniejsze przed 13 rokiem to ogromnie to odczuje na psychice.
Re: Rodzina zastępcza
Sądzę, że tak samo daleko w sensie pokrewieństwa mają do swojego ojczyma jak i do Ciebie.Kicius_XXL pisze: Dzieci które do nas przyjeżdzają chciałyby być u nas jak najdłużej ale tak się nie da.
Różnica może być tylko w sensie prawa do wychowania i obowiązków utrzymywania tych dzieci, natomiast relacje międzyludzkie rozwijają się w sposób indywidualny i niepowtarzalny. Dzieci dorosną i jak zapamiętają konkretne osoby, tak już będzie w życiu dalej.
- Alex1950
- zaufany użytkownik
- Posty: 650
- Rejestracja: czw sie 31, 2017 10:02 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Nowa Huta
Re: Rodzina zastępcza
A prawdziwy ojciec tych dzieci? Jak sprawa wygląda? Ma z nimi jakikolwiek kontakt?
Nie przestawaj się uśmiechać, bo to sprawia że jesteś najpiękniejsza
- Kiciuś_XXL
- moderator
- Posty: 2970
- Rejestracja: ndz sty 13, 2008 1:35 pm
- płeć: mężczyzna
Re: Rodzina zastępcza
Ze mną nie się spokrewnieni. Jestem dla nich tylko wujkiem ciotecznym, czyli inaczej mówiąc są siostrzencami mojej żony. Tymczasem kiedy ja jestem teraz w Austrii one są u mnie w domu cały tydzień. Obiecalismy wypad na basen termalny w sobotę.
W mojej rozległej rodzinie jest dużo dzieci ale nie każdemu dziecku miałbym ochotę poświęcać czas. Każde dziecko czymś się różni z tym że te dzieciaki są w sytuacji jakiej są a pozostałym dzieciom wydaje mi się że niczego nie brakuje.
Alex ich biogiczny ojciec się nimi nie interesuje ani go nie pamiętają.
W mojej rozległej rodzinie jest dużo dzieci ale nie każdemu dziecku miałbym ochotę poświęcać czas. Każde dziecko czymś się różni z tym że te dzieciaki są w sytuacji jakiej są a pozostałym dzieciom wydaje mi się że niczego nie brakuje.
Alex ich biogiczny ojciec się nimi nie interesuje ani go nie pamiętają.
- Kiciuś_XXL
- moderator
- Posty: 2970
- Rejestracja: ndz sty 13, 2008 1:35 pm
- płeć: mężczyzna
Re: Rodzina zastępcza
Ostatni raz kiedy u nas były, przyjechałem z Austrii o północy i do tego czasu te dzieciaki czekały na mnie. Na mój widok rzuciły mi się w ramiona.
To miłe. Moja żona powtarza, że na widok ojczyma nie są takie uradowane.
Ich mama, czyli moja szwagierka od niedawna ma zdiagnozowaną nerwicę. Bierze jakieś prochy. Nie dopytywałem się o szczegóły.
Ona nie wie o mojej schizofrenii.
To miłe. Moja żona powtarza, że na widok ojczyma nie są takie uradowane.
Ich mama, czyli moja szwagierka od niedawna ma zdiagnozowaną nerwicę. Bierze jakieś prochy. Nie dopytywałem się o szczegóły.
Ona nie wie o mojej schizofrenii.