rozliczenie

Moderator: moderatorzy

Regulamin forum
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
Awatar użytkownika
imon
zaufany użytkownik
Posty: 959
Rejestracja: sob lut 08, 2014 4:00 pm
płeć: mężczyzna

rozliczenie

Post autor: imon »

Witam, nie macie czasami wrażenia, że ludzie mogą być hodowani szczególnie Ci dotknięci schizofrenią do wiary w Boga i mogą być dla niego żródłem energii... bo mnie to zastanawia... dochodzę ostatnio nawet do wniosków, że wiara w Boga przestaje być modna... Dochodzę do wnosku, że najlepiej jest być samym sobą a widzenia Boga, objawienie, wizję to nic innego jak forma swego rodzaju ataku wymierzonego w człowieka... Bo przyjmjmy sobię, że jestem chłopakiem i rozwjam się w taki sposób, że stwarzam sobie perspektywy na wszystko i pewnego dnia przychodzi do mnie Bóg... ja istnieje we wierze, że skoro objawił mi się Bóg to czuje się tak jakbym sam do tego doszedł i zapracował sobie na jego uwagę... tylko w jaki sposób mogę o sobie myśleć po takim objawieniu... czy po takim objawieniu Bóg ma prawo do mnie wyskakiwaćz tekstem, że bez niego nigdzie bym nie doszedł.. tym bardziej, że uważam siebie za samouka... czy swoim objawieniem Bóg pozbawia mnie tego sposobu myślenia.... Bo jakby nie było 27 lutego 2010 roku miałem objawienie... i w mojej głowie pojawiło się mnustwo schematów biblijnych, rzecz można, że działo się to w ułamku 10 sekund w obliczu których zostałem przeniesiony na 30 minut do innego świata... Czy zatem wiara w Boga... jeżeli można to nazwać wiarą... i czy po takim objawieniu człowiek musi być zkazany na to aby w Boga wierzyć i to mnie właśnie nurtuje ostatnio... w każdym razie po takim objawieniu człowiek wychodzi jakby to powiedzieć pełen miłości... z tym, że ze mną jest tak, że tej miłości miałem w sobie pełno nawet za nim przedstawił mi się Bóg... Uważam, że przez moje decyzje wniosłem samego siebie po prostu wzbogacony o przeświadczenie, żę wszystko jest możliwe... przeświadczenie, które tak czy siak we mnie rosło nim Bóg stanoł mi na drodzę...
Kochałem samego siebie nim poznałem Boga... czy Bóg tym samym chciał abym swoją miłością dzielił się z nim... bo prawda jest taka, że w przeciągu trzech ostatnich lat doświadczyłem, że on swoją miłością nie dzieli się ze mną... w związku z czym po prostu dochodzę do wniosku, że wykorzystuje zakochane w świecie i życiu osoby... do tego aby czerpać z ich miłości i z tego, że człowiek szczęśliwy dopisuje mu w momencie maksymalnego szczęścią różnego rodzju przydomki, różnego rodzaju określenia, które jak się okazuje weryfikuje czas i okazują się nieprawdziwe. Prawda jest taka, że Bóg lubuje się w tym aby stać się dla człowieka wszystkim i być może od momentu objawienia żyje z myślą, że zapewnia człowiekowi wszysko... zupełnie jakby człowiek przeżucał się z myślenia że jest kowalem swojego losu na myślenie , że kowalów jest dwóch... pytanie czy myślenie , że kowalów jest dwóch jest dla człowieka korzystne.... ja ostatnio dostrzegam z w tym zagrożenie i zmierzam do tego aby wyplewić z siebie wszelkie przświadczenie i przydomki jakie mu nadałem zupełnie jakbym na nowo mógł się stać kimś na miarę ateisty.. albo też opracować może coś nie tyle na miarę religi co cośpo prostu dla osób chętnych z zrezygnowanią z wiary w Boga, które mają przeświadczenie, że Bóg jest.... CZy Bóg odpowiada, ża to co sobie o nim myślimy w momencie objawienia..... bo ja myślę, że potrafi zełgać się z wszystkiego... denerwuje mie myślenie jakie rodzi się w innych w tym momencie gdy to czytają, którzy myślą sobie, że bez Boga nigdzie bym nie doszedł... bo niekwykluczone, że doszedł bym o wiele dalej.... Ostanio sibie traktuje jak umeblowany pokój w którym nie ma już miejsca dla sofy która nazywa się Bóg... to co przy pierwszym kontakcie cieszyło mnie z biegiem doświadczenia i czasu zaczyna się u mnie prazentować inaczej... Swoją drogą ja to wierzę w miłość, miłość, uczucia, kobiety są dla mnie całym światem, były nim zanim poznałem Boga... Czasami ostatnio bardzo często zastanawiam w jaki sposób mógłbym go określić w moim życiu, przychodzą mi na myśl określenia typu, że jest po prostu pewnym istniem w życiu, które być może nie słusznie jest utożsamiane z tym, żę należy w niego wierzyć... bo wiara taka jak pokazuje doświadczenie, taka wiara polegająca na napinaniu swojego umysłu i szukaniu w nim pomocy po prostu jest niefektywna...
Awatar użytkownika
imon
zaufany użytkownik
Posty: 959
Rejestracja: sob lut 08, 2014 4:00 pm
płeć: mężczyzna

Re: rozliczenie

Post autor: imon »

Co Eden tak naprawdę robisz na tym forum i od jakiego czasu interesujesz się schizofrenią...
Widzę Eden, że kasą nie szurasz w takim momencie....
u mnie dzisiaj było tak, że kurde budzę się a miałem taki stan energetyczny jakby praktycznie istniał u mnie pewien nie dobytek, który oczywiście mógłbym zniwelować przebywając więcej wśród ludzi....
ja gdybym Eden mógł coś w swoim życiu zmienić to tyle, że nigdy nawet wtedy gdy byłem szczęśliwy nie chciałbym słyszeć podszeptów sumienia jakie kiedyś przed widzeniem servował mi Chrystus i nie chciał bym mieć tego widzenia.... bo wywarło zbyt wielki wpływ na moje życie... i choć wiesz 3 lata po tym widzeniu definiuje jako szczęśliwe... tak nie podoba mi się dzisiaj to, że komuś takiemu jak mi objawił się Bóg... tym bardziej, że przez te 3 ostanie lata straciłem wiele walorów osobowościowych.... dużo też straciłem starając się jak to określić w potrzebie przywołując Chrystusa do swojego życia... gdy ja wiesz skręcałem się w bólu i odczuwałem coś na miarę prześladowania, ten konfronrontował się z moim systemtem wartości i zastanawiał na mnie pułapki w skutek których moja wiara mogła by ucierpieć... nawet nie wiesz jak mam go po dziurki w nosie... staram się go wyplewić z mojego życia, którko mówiąc nie jestem zadowolony z jego interwencji, drażni mnie on... nie potrafię naprzykład tak jak kiedyś rozkochać w sobie kobiety...
To widzenie nie podoba mi się bo gdyby go nie było to nigdy w życiu nie zasiedziałbym się w domu... mi to nie było potrzebne
Na dzień dzisiejszy czuję się tak, że praktycznie nic mi się nie chce... ale to może ulec zmianie... nie mam żadnych środków do życia ale mam za to Eden kupon na dzisiaj w dużego lotka 35 mlnów baniek do zgarnięcia... ale te 35 baniek nie jest wart tego wszystkiego co doświadczyłem przez te ostatnie 3 lata... szczerze się przyznam, że gdybym mógł wybierać 35 baniek te z dzisiaj albo to, że nigdy na mojej drodzę nie stawił się Bóg czy też Chrystus to wolał bym to drugie
ODPOWIEDZ

Wróć do „przeżycia religijne”