Koniec świata
Moderator: moderatorzy
Regulamin forum
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
Koniec świata
Cóż dokładnej godziny nie pamiętam nie mniej jednak wczoraj w granicach godziny 20 :00 nastąpił koniec świata. Siedziałem wtedy sobie w lesie i piłem piwo. Byłem akutar z pasmi... 4 jeżdzcami apokalipsy, że tak ich nazwę Rumcajsem, Dodą, Guciem i Mają. Uznałem, że Bóg postąpił nie wporządu dając zwierzęta we władanie ludzi. Pozatym doszedłem do wniosku, że nie znajdzie się ani jedna osoba, która załatwiła by mi marihuanę a ja sam nie będę miał już więcej pieniędzy niżeli sobie nazbieram na grzybach bądz też jagódkach. Nie tknę już żadnej kobiety... nie dlatego, że mi się nie podobają... ale dlatego, że tak będzie zabawniej. Umarłem 21 stycznia 2013 roku a przekonania jakie stwarza we mnie ta rzeczywistość pojedyńczymi impulsami nie odzwierciedla mnie jak i moich zamiłowań... często przez usta przechodzą mi słowa, które jasno dają mi do zrozumienia, że jestem jedną nogą w grobie. Cóż szkoda, że nie przeżyłem swojego życia jak na człowieka przystało co kolwiek to znaczy. Najbardziej w tym wszystkim lubię mojego Jezusa we własnej osobie... bo dopiero dzień po tym jak przyznałem, że jest doskonały miałem możliwośc na 1 dzień pojechać do Holandii-**************************************+
Re: Koniec świata
Nie wiem kto to pisał... ale napewno nie byłem to ja i to mi się jeszcze bardziej nie podoba... że mnie prawdziwego we mnie już nie ma... i nawet nie mam ochoty być.... kto przyglądał się mojej klęsce ten przyglądam... a jak mówię w towarzystwie kilku kobiet, że moje życie nie ma sensu to sensu nie ma. Istnienie Boga odbiera sens wszelkiemu istnieniu....
Tyle mam do powiedzenia wszystkim kobietą, na których kiedykolwiek mi zależało... dałem Wam się pozanć, ze strony, która już nie wróci... bo ja sam się na to nie zgodzę... bym za sprawą cud żył jakgdyby nigdy nic się nie stało po tym jak przez ostatnie 1,5 roku to co się stało z moim umysłem zaprzeczyło mojemu wyobrażeniu na temat gromadzenia skarbów przecząc temu, że warto inwestować w chwile... bo co się przeżyło to pozostaje w moim przypadku woła o pomstę do nieba... skarb duchowy nie powinien nigdy przepaść a jednak wszystko przepadło. Nie zależy mi na tym aby bronić poglądów na których mi niegdyś zależało. Nie zależy mi bo mnie nie ma. Chciałbym po prostu już może nie do tej Chrystusowej światłości co prosto do nieba... powątpiewam w to, że pierwsz myśl odnośnie tego, że Bóg dla mnie czas cofnie... choć nie lubię wątpić. Szkoda mi nieco psa Nera, który zmarł dzień dwa dni temu... ten to sporo w życiu przeszedł... był głuchy... a jak widziałem jak cierpiał ostastnie dni... ja pierdole. Przez te ostatnie 1,5 roku praktycznie dla mnie nie istniał... tak bardzo przejęty byłem własnym zdrowiem i wzbudzaniu w sobie prawdy, że szczere wobec mnie było to, że nie miałem w sobie... na ale ten pies głuchy który warczał nawet już na swoich to mnie pewnie zrozumie. Ty bardziej siebie nie lubię... za to, że kiedykolwiek byłem... że byłem i mnie nie ma. Chciałem kiedyś go uzdrowić... chciałem żeby odzyskał słuch... a czasami mam wrażenie, że tylko dołożyłem mu cierpienia bo może pies się przejoł, sam niewiem komu jeszcze, ale za to jeszcze bardziej nie lubię tego, że kiedykolwiek istniałem.
Tyle mam do powiedzenia wszystkim kobietą, na których kiedykolwiek mi zależało... dałem Wam się pozanć, ze strony, która już nie wróci... bo ja sam się na to nie zgodzę... bym za sprawą cud żył jakgdyby nigdy nic się nie stało po tym jak przez ostatnie 1,5 roku to co się stało z moim umysłem zaprzeczyło mojemu wyobrażeniu na temat gromadzenia skarbów przecząc temu, że warto inwestować w chwile... bo co się przeżyło to pozostaje w moim przypadku woła o pomstę do nieba... skarb duchowy nie powinien nigdy przepaść a jednak wszystko przepadło. Nie zależy mi na tym aby bronić poglądów na których mi niegdyś zależało. Nie zależy mi bo mnie nie ma. Chciałbym po prostu już może nie do tej Chrystusowej światłości co prosto do nieba... powątpiewam w to, że pierwsz myśl odnośnie tego, że Bóg dla mnie czas cofnie... choć nie lubię wątpić. Szkoda mi nieco psa Nera, który zmarł dzień dwa dni temu... ten to sporo w życiu przeszedł... był głuchy... a jak widziałem jak cierpiał ostastnie dni... ja pierdole. Przez te ostatnie 1,5 roku praktycznie dla mnie nie istniał... tak bardzo przejęty byłem własnym zdrowiem i wzbudzaniu w sobie prawdy, że szczere wobec mnie było to, że nie miałem w sobie... na ale ten pies głuchy który warczał nawet już na swoich to mnie pewnie zrozumie. Ty bardziej siebie nie lubię... za to, że kiedykolwiek byłem... że byłem i mnie nie ma. Chciałem kiedyś go uzdrowić... chciałem żeby odzyskał słuch... a czasami mam wrażenie, że tylko dołożyłem mu cierpienia bo może pies się przejoł, sam niewiem komu jeszcze, ale za to jeszcze bardziej nie lubię tego, że kiedykolwiek istniałem.