Schizo pisze: Za bardzo idealizujesz tego psychiatrę... To, że jest akurat dla ciebie miły/a i "nawet pozwala" na mniej szkodliwe dawki "leków" nie znaczy, że to samo robi w szpitalu (jeśli tam również pracuje), nie wiesz jaki jest dla innych pacjentów* w przychodni.
Schizo, nie idealizuję mojego psychiatry. On po prostu ma dobre podejście do pacjentów. Nie tylko ja go lubię- cieszy się dobrą opinią. On pracuje w małej przychodni, a nie w szpitalu. Zresztą raz jedna pacjentka weszła ze mną do jego gabinetu, bo gdzieś się śpieszyła i ją też dobrze traktował.
Poza tym miałam okazję porównać go z jednym babusem- typowym konowałem... Powiedziałam tamtej babie, że z rzadka mam omamy słuchowe, raz na dwa tygodnie, normalnie wówczas funkcjonowałam, miałam wgląd w chorobę, a ona powiedziała mi że mam schizofrenię szczątkową i zwiększyła mi dawkę solianu- do 400 mg i wówczas fatalnie się czułam. Po kilku dniach sama wróciłam do dawki początkowej, czyli do 200 mg, a jak musiałam pójść po receptę, to poszłam do mojego obecnego psychiatry. Powiedziałam mu o sporadycznych głosach, które słyszałam i że sama zmniejszyłam sobie dawkę, oraz o diagnozie postawionej przez tamtą babę. A on powiedział mi, że mogę nadal brać 200 mg solianu i stwierdził, że nie jestem w stanie psychozy, tylko w remisji.
Czyli on ma inne podejście do pacjenta... On nawet mnie nie krytykował, jak sama sobie zmniejszałam dawki leków. Fakt, nie powiedziałam mu raczej, że zaczęłam brać 50 mg solianu, ale jak wpierw zeszłam do 100 to nic nie powiedział.
Poza tym jak brałam cholerny serdolect, który był dla mnie nieskuteczny, powiedział mi jaką mogę brać jego podwyższoną dawkę i że nie mam brać maksymalnej. Psychiatra konował zapewne zwiększałby mi dawkę do oporu.
Jak później brałam rispolept, który nie dość że był nieskuteczny, to jeszcze mi szkodził, na moją prośbę pozwolił mi wrócić do solianu.
I to mimo że szpitalna psychiatra wmawiała mi, że solian mi szkodzi.
Psychiatra konował zabroniłby mi powrotu do solianu. Przyznałby rację szpitalnej psychiatrze.