Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

relacje rodzinne i ogólnie interpersonalne

Moderator: moderatorzy

Veto

Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

Post autor: Veto »

W koncu trzeba zadba o zdrowie społeczeństwa. A jak?
Otóż:
Zapraszam opiekunów chorych, członków rodzin, psychiatrów, lekarzy rodzinnych,prawników i posłów na forum rodzin i opiekunów chorych na schizofrenię.
Właśnie tutaj zaczniemy się bronic przed absurdem praw w RP.
Naszym celem niech będzie autentyczna troska o zdrowie psychiczne i fizyczne społeczne.
A więc zgłaszajmy swoje uwagi, watpliwości i wnioski z zakresu prawa, medycyny,lecznictwa,opieki i doprowadźmy do interpelacji poselskich a następnie debat na forum parlamentu - nawet europejskiego.
Bo nasze prawo przypomina głaskanie kota i zagłaskiwanie go na śmierc.
Pozdrawiam.
Veto

cd.

Post autor: Veto »

Dodam jeszcze , że jestem osobą, która faktycznie poszukuje rozsądnego wsparcia i konstruktywnej współpracy w opiece nad osobą chorą i w rozumieniu tej choroby na co dzień .
Na tym forum raczej obsobaczono mnie .
Potem po zmyleniu przeciwników poparto ( wynika z postów), a następnie chorzy zaczynają pisa o skutkach leków.
W konsekwencji nie ustępuję i zapraszam tutaj...na spokojnie i z rozwagą.
Hcorzy z tego forum pozwolą sobie nie pisa pod tym tematem..mają obokmnóstwo innych, które czytamy.
Trudno moi drodzy, ale my też wymagamy pomocy i wsparcia. I dobrze to wiecie i rozumiecie. To już wiem na pewno :!: Więc nie przeszkadzajcie nam tu..bardzo proszę. :D
Gość

Post autor: Gość »

Wiktoria pisze:Super, ale byłoby przyjemniej gdys sie zarejestrowal/a. Rozmowa z goścmi czasami bywa nie powazna.
Nie moja droga :wink: przykro mi :wink:
Robię to z potrzeby mojej i wszystkich w podobnej sytuacji.
W szczególności zaś chodzi tu o chorych.
Masz obiekcje? Bardzo proszę- zdystansuj się od tego tematu.
Taka była prośba, prawda :?:
Popatrz z boku na nasze problemy, poznaj je i skonfrontuj z życiem.
Bardzo proszę.
Gość

Post autor: Gość »

Wiktoria pisze:Spoko gościu.Nie zabieram więcj głosu w/w temacie. Na ważne tematy nie będe rozmawiac anonimowo. Baj
Nie obrażam ani się ani Ciebie, lecz wyrażam się jasno.
Jesteś opiekunem osoby chorej..nie.
Możesz spokojnie poczekac i nie dyrygowac mną?
Baj
Awatar użytkownika
młoda
bywalec
Posty: 39
Rejestracja: pn maja 22, 2006 7:24 pm

Post autor: młoda »

Nie jestem opiekunem, rodziną od niedawna jestem (ale to w tym gorszym znaczeniu, bo jestem synową chorej)

Jak napiszę tu coś, to będę jedynie (powinnam być) obiektem do pogardzenia, objechania a nie żadnym wzorem, więc nie wiem czy jest sens. Ale głos krytyki dobrze mi zrobi (moi nie może tu pisać, a jest dla mnie za dobra)

Ale jest pewne, że wsparcie dla rodzin i opiekunów jest potrzebne, obserwuję mojego męża w zmaganiach z chorą matką (a raczej w zmaganiach z jej chorobą) to smutne, że zostaje on z tym wszystkim sam, nie wspiera go prawo, nie wspiera go społeczność (mimo, że jest świadoma problemu) a co najgorsze, nawet ja wspieram go tylko połowicznie (płonę ze wstydu :oops: )Mój mąż po raz pierwszy musiał stawić czoło schizofrenii i był zupełnie zagubiony.

uciekłam w momencie krytycznym zwalając winę na córeczkę, a raczej tłumacząc się jej dobrem (chciałam jej oszczędzić pewnych sytuacji). znalazłam azyl u swoich rodziców, a teraz nie potrafię wrócić (myślę, że...nie... jestem przekonana nawet, że to moja obecność w domu była przyczyną stresu teściowej i przeze mnie dostała ataku) i żyjemy z mężęm jak za czasów narzeczeństwa.

Ja teraz siedzę na tym forum,myślę o tym, interesują się tą chorobą, a mój mąż nie chce o tym rozmawiać, nie chce do tego wracać, bo ju ż jest ok., bo się unormowało, a wszystko co działo się w domu w czasie psychozy mamy stara się zapomnieć (irytuje się nawet jeśli o coś spytam z tamtego okresu, złości się też, że zaglądam na to forum, dlaczego??)

Przepraszam, chyba nie o to Ci chodziło, Veto...ale jakoś tak .... musiałam
Gość

Post autor: Gość »

młoda pisze:Nie jestem opiekunem, rodziną od niedawna jestem (ale to w tym gorszym znaczeniu, bo jestem synową chorej)

Jak napiszę tu coś, to będę jedynie (powinnam być) obiektem do pogardzenia, objechania a nie żadnym wzorem, więc nie wiem czy jest sens. Ale głos krytyki dobrze mi zrobi (moi nie może tu pisać, a jest dla mnie za dobra)

Ale jest pewne, że wsparcie dla rodzin i opiekunów jest potrzebne, obserwuję mojego męża w zmaganiach z chorą matką (a raczej w zmaganiach z jej chorobą) to smutne, że zostaje on z tym wszystkim sam, nie wspiera go prawo, nie wspiera go społeczność (mimo, że jest świadoma problemu) a co najgorsze, nawet ja wspieram go tylko połowicznie (płonę ze wstydu :oops: )Mój mąż po raz pierwszy musiał stawić czoło schizofrenii i był zupełnie zagubiony.

uciekłam w momencie krytycznym zwalając winę na córeczkę, a raczej tłumacząc się jej dobrem (chciałam jej oszczędzić pewnych sytuacji). znalazłam azyl u swoich rodziców, a teraz nie potrafię wrócić (myślę, że...nie... jestem przekonana nawet, że to moja obecność w domu była przyczyną stresu teściowej i przeze mnie dostała ataku) i żyjemy z mężęm jak za czasów narzeczeństwa.

Ja teraz siedzę na tym forum,myślę o tym, interesują się tą chorobą, a mój mąż nie chce o tym rozmawiać, nie chce do tego wracać, bo ju ż jest ok., bo się unormowało, a wszystko co działo się w domu w czasie psychozy mamy stara się zapomnieć (irytuje się nawet jeśli o coś spytam z tamtego okresu, złości się też, że zaglądam na to forum, dlaczego??)

Przepraszam, chyba nie o to Ci chodziło, Veto...ale jakoś tak .... musiałam


Otóż o to młoda :!:

I czekam na więcej :!: :!: :!: od innych :!: :!: :!:

To , że mąż to tak traktuje to normalne zapewniam .. u większości rodzin chorych! Byle był spokój! Ale ja nie mam spokoju ducha :cry:
Sama doszłam do mnóstwa rzeczy jak postępować!
Mam żal do lekarzy. Nie chodzi o mnie. Chodzi o chorych. Oni ich skazują z góry! Pozdrawiam i pisz ile wlezie :D
Awatar użytkownika
młoda
bywalec
Posty: 39
Rejestracja: pn maja 22, 2006 7:24 pm

Post autor: młoda »

Anonymous pisze:
To , że mąż to tak traktuje to normalne zapewniam .. u większości rodzin chorych! Byle był spokój! Ale ja nie mam spokoju ducha :cry:
Sama doszłam do mnóstwa rzeczy jak postępować!
Mam żal do lekarzy. Nie chodzi o mnie. Chodzi o chorych. Oni ich skazują z góry! Pozdrawiam i pisz ile wlezie :D
Mój mąż też do wielu rzeczy sam dochodził, już będąc gówniażem z podstawóki zmieniał mamie dawki leków, jak widział, że np. nie śpi w nocy.
A lekarza swojej mamy to zobacył po raz pierwszy miesiąc temu,choć mama choruje od 20 lat, i tylko dlatego, że ja się uparłam. Choć w sumie nic takiego się nie dowiedział od tej psychiatry poza tym, że dostał od lekarza pozwolenie na zwiększanie dawek, w razie gdyby coś zauważył w zachowaniu mamy. Dzięki temu mama nie będzie się aż tak buntować, bo do tej pory to musiał uciekać się do podstępów.
Trochę mi się udało go zaintersować, ale tylko wtedy gdy z mamą było źle... a teraz już nic go nie obchodzi.
Alojz
zaufany użytkownik
Posty: 47
Rejestracja: ndz cze 11, 2006 9:16 pm
Lokalizacja: Kujawy

Post autor: Alojz »

Łamiąc wskazówki postu założycielskiego ośmielam się pisać.
1. oglądałem w telewizji problem zagrożenia dla społeczeństwa przez chorych którzy mają skłonności wrogie. Dotyczyło to problemu zaniechania przyjmowania leków. Pytanie wiodące audycji "uwaga" dotyczyło pytania: "Jak wymóc na chorym, który nie musi być hospitalizowany przyjmowanie leków"?
Odpowiem osobiście. Przez cały czas kiedy miałem zalecane leki to je przyjmowałem, choć zdarzało mi się czasem zapomnieć ale nie było to zaniechanie z niechęci brania tylko z najprawdziwszego zaponmienia. Biorąc przez 2 lata leki 3xdziennie "musi" się czsem zapomnieć. Miałem motywację do brania leków, bo wiedziałem że mogę "popłynąc w chore myślenie" a bałem się tego. Chyba kluczem było to, że byłem świadomy przebytej choroby. A co najważniejsze: Inni wypisywani (nie wszyscy oczywiście, ale znacząca część) mówili mi: o, dostałem recepty, zaraz je wyrzucam. A jak sam byłem wypisywany to słyszałem od współpacjentów: "wyrzyć te recepty na truciznę". Czyli wynika z tego, że znaczna część wypisywanych nie była wyleczona, bo nie pojmowali istoty swojej choroby i potrzeby leczenia. Podstawowym problemem w takiej sytuacji jest według mnie niedostateczna psychoedukacja, czy też "samoedukacja" której sam doznałem. W szpitalu nikt mnie nie uczył oczywiście psychiatrii, ale potem pokupowałem sobie książki, poczytałem i dlatego teraz umiem własne objawy ponazywać.
2. Młoda, gdybym sam miał żonę, to nie widziałbym powodu żeby z Nią o tym nie rozmawiać. Sam po przebyciu psychozy lubiłem o niej opowiadać, bo to były "niezłe jaja". W początkowym okresie po psychozie, kiedy jeszcze myślałem, że "wszystko wróci do normy" uważałem popwieści chorobowe jako zabawne towarzysko (choć to ja występowałem w tych opowieściach jako obśmiewany) i myślenie "niech inni mają ubaw ze mnie - bo to było. lecz mnięło" jako fajne. Wydaje mi się że dystans wobec własnych przeżyć jest dowodem wyzdrowienia, albo jak chce społeczeństwo "przejścia w stan remisji"
POSUMOWUJĄC
Uważam, że "społeczeństwo byłoby zabezpieczone" od nieodpowiedzialności chorych gdyby w szpitalach była prowadzona edukacja. O ile wiem (bo się z tym zetknąłem) to cukrzyków uczy się na tyle, że pacjent żeby był wypisany musi wiedzieć niewiele mniej niż lekarz do specjalizacji. Veto (autorko postu wiodącego): Przychylam się jako pacjent co mi też chyba wolno, do nacisku na odpowiednie urzędy do wprowadzenia obowiązkowej psychoedukacji, najlepiej jakoś kontrolowanej do procesu leczenia w szpitalach psychiatrycznych. Wydaje mi się, że to jest rozwiązanie właściwe, bo sam pamiętam ETAP w którym WIERZYŁEM w swoje chore myśli, ale jednocześnie wiedziałem, że nie należy ich mówić lekarzom żeby wypaść "lepiej". Mogłem wtedy wypisać się na żądanie, nie zrobiłem tego, ale pewnie gdyby ten okres się odpowiednio przeciągnął w czasie, to zostałbym wypisany "z wyzdrowienia" i byłoby źle. Mógłbym potem przecież nie zainteresować się psychiatrią i pomimo trwania choroby ale "maskowania jej" zostać wypisany bez wyleczenia...
help plis

Re: Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

Post autor: help plis »

Witam wszystkich choć jestem tylko gościem i domyslam sie ze niezbyt chętnie do mnie podejdziecie bardzo prosze o pomoc. Mój problem polega na tym ze oprócz takeij czysto medycznej wiedzy o schizofrenii nei wiem jzu na prawde nic a potrzebuje dowiedziec sie wszystkeigo a zwłaszcza przeróżnych historii opisujących życie codzienne rodziny chorego jak równiez tego chorego. Nie dawno dowiedziałam się o tym że ojciec mojego przyjaciela jest chory i nie wiem jak ma rozmawiac z nim i jego rodzenstwiem. wiem ze sprawia im trudnosc mówienie o tym wiec nei wiele dowiem sie od nich a chce wiedziec tyle aby móc normalnei " jeśli to możliwe " funkcjonowa
veto

Post autor: veto »

Alojz pisze:Łamiąc wskazówki postu założycielskiego ośmielam się pisać.
1. oglądałem w telewizji problem zagrożenia dla społeczeństwa przez chorych którzy mają skłonności wrogie. Dotyczyło to problemu zaniechania przyjmowania leków. Pytanie wiodące audycji "uwaga" dotyczyło pytania: "Jak wymóc na chorym, który nie musi być hospitalizowany przyjmowanie leków"?
Odpowiem osobiście. Przez cały czas kiedy miałem zalecane leki to je przyjmowałem, choć zdarzało mi się czasem zapomnieć ale nie było to zaniechanie z niechęci brania tylko z najprawdziwszego zaponmienia. Biorąc przez 2 lata leki 3xdziennie "musi" się czsem zapomnieć. Miałem motywację do brania leków, bo wiedziałem że mogę "popłynąc w chore myślenie" a bałem się tego. Chyba kluczem było to, że byłem świadomy przebytej choroby. A co najważniejsze: Inni wypisywani (nie wszyscy oczywiście, ale znacząca część) mówili mi: o, dostałem recepty, zaraz je wyrzucam. A jak sam byłem wypisywany to słyszałem od współpacjentów: "wyrzyć te recepty na truciznę". Czyli wynika z tego, że znaczna część wypisywanych nie była wyleczona, bo nie pojmowali istoty swojej choroby i potrzeby leczenia. Podstawowym problemem w takiej sytuacji jest według mnie niedostateczna psychoedukacja, czy też "samoedukacja" której sam doznałem. W szpitalu nikt mnie nie uczył oczywiście psychiatrii, ale potem pokupowałem sobie książki, poczytałem i dlatego teraz umiem własne objawy ponazywać.
2. Młoda, gdybym sam miał żonę, to nie widziałbym powodu żeby z Nią o tym nie rozmawiać. Sam po przebyciu psychozy lubiłem o niej opowiadać, bo to były "niezłe jaja". W początkowym okresie po psychozie, kiedy jeszcze myślałem, że "wszystko wróci do normy" uważałem popwieści chorobowe jako zabawne towarzysko (choć to ja występowałem w tych opowieściach jako obśmiewany) i myślenie "niech inni mają ubaw ze mnie - bo to było. lecz mnięło" jako fajne. Wydaje mi się że dystans wobec własnych przeżyć jest dowodem wyzdrowienia, albo jak chce społeczeństwo "przejścia w stan remisji"
POSUMOWUJĄC
Uważam, że "społeczeństwo byłoby zabezpieczone" od nieodpowiedzialności chorych gdyby w szpitalach była prowadzona edukacja. O ile wiem (bo się z tym zetknąłem) to cukrzyków uczy się na tyle, że pacjent żeby był wypisany musi wiedzieć niewiele mniej niż lekarz do specjalizacji. Veto (autorko postu wiodącego): Przychylam się jako pacjent co mi też chyba wolno, do nacisku na odpowiednie urzędy do wprowadzenia obowiązkowej psychoedukacji, najlepiej jakoś kontrolowanej do procesu leczenia w szpitalach psychiatrycznych. Wydaje mi się, że to jest rozwiązanie właściwe, bo sam pamiętam ETAP w którym WIERZYŁEM w swoje chore myśli, ale jednocześnie wiedziałem, że nie należy ich mówić lekarzom żeby wypaść "lepiej". Mogłem wtedy wypisać się na żądanie, nie zrobiłem tego, ale pewnie gdyby ten okres się odpowiednio przeciągnął w czasie, to zostałbym wypisany "z wyzdrowienia" i byłoby źle. Mógłbym potem przecież nie zainteresować się psychiatrią i pomimo trwania choroby ale "maskowania jej" zostać wypisany bez wyleczenia...
O tak to prawda. Wydedukowałeś to co chcę przekazac.
Natomiast Alojz napisz co sądzisz o degradacji mózgu przez chorobę.
Ogladając na makiecie mózg chorego i czytając opis na przestrzeni czasu....przyznaję przerażająca wizja.To jest straszne co dzieje się z człowiekiem.
sheena
bywalec
Posty: 93
Rejestracja: śr lut 25, 2004 12:45 am
Lokalizacja: from industrial revolution

Post autor: sheena »

Samoswiadomosc o ktorej pisal Alojz jest kluczowa, bez niej ani rusz. Przegladajac to forum wciaz sie dziwie, ze znakomita wiekszosc z Was tak latwo zdaje sobie sprawe z tego, ze potrzebuje jednak pomocy od strony farmakologicznej czy psychologicznej, macie tyle watpliwosci nawet w nieuzasadnionych przypadkach. Nie zrozumcie mnie zle, dla Was to zapewne dosc naturalne, ale ja dziwie sie bardzo, bo moja wiedza o tej chorobie ksztaltowala sie za sprawa bezposredniego kontaktu z czlowiekiem, ktory polowe swojego zycia przezyl w przeswiadczeniu ze jego stan sie nie kwalifikuje do chociazby konsultacji z psychologiem, niewspominajac juz o komunikacji pomiedzy czlonkami rodziny, poprostu absolutne 0% samokrytycyzmu. I co moze w takim wypadku zrobic rodzina? Obywajac sie bez bardziej drastycznych i niemoralnych sposobow, co pozostalo oprocz patrzenia i czekania az zmieni sie na tyle ze bedzie wymagal opieki niczym kilkuletnie dziecko?

[edit]
Jeszcze jedno. Z tego co sie orientuje, choroba przebiega raczej fazowo, ale czy tez jest mozliwosc wystepowania jakiegos stanu ciaglego (trwajacego lata) z podzialem na dni gorsze i lepsze (spokojniejsze/izolujace), ale nie lepsze na tyle zeby byc w stanie podjac jakas probe normalnego uczestnictwa w zyciu rodzinnym i osobistym? Moze jest tak, ze pojedyncze ostre fazy kryzysow byly tak traumatyczne ze w przy niestabilnej, maloodpornej osobowosci mogly wplynac na caloksztalt postrzegania siebie i swiata zew na tyle, ze pomimo niewystepowania objawow stricte chorobowych czowiek poprostu nie daje rady dojsc do siebie w zupelnosci?
I may be schizophrenic, but at least I have each other
Awatar użytkownika
moi
moderator
moderator
Posty: 27824
Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
Gadu-Gadu: 9
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Kontakt:

Post autor: moi »

sheena pisze:
Jeszcze jedno. Z tego co sie orientuje, choroba przebiega raczej fazowo, ale czy tez jest mozliwosc wystepowania jakiegos stanu ciaglego (trwajacego lata) z podzialem na dni gorsze i lepsze (spokojniejsze/izolujace), ale nie lepsze na tyle zeby byc w stanie podjac jakas probe normalnego uczestnictwa w zyciu rodzinnym i osobistym? Moze jest tak, ze pojedyncze ostre fazy kryzysow byly tak traumatyczne ze w przy niestabilnej, maloodpornej osobowosci mogly wplynac na caloksztalt postrzegania siebie i swiata zew na tyle, ze pomimo niewystepowania objawow stricte chorobowych czowiek poprostu nie daje rady dojsc do siebie w zupelnosci?
Samoświdomość...bolesna, ale jednak przychodzi. Dlatego,że bolesna, nie każdy jest w stanie dopuścić do siebie myśl o tym,ze jest chory, ze jest inny, że jego swiat ma się nijak do rzeczywistości, itd...

CO do powyższego cytatu...TAk - znam takie osoby.Zrezygnowały z leczenia i ich stan jest bardzo zły. NIE są w stanie funkcjonować, uczestniczyć nawet w najprostszych zajęciach.I nie chcą sie leczyć. MAM wrażenie, ze na ich tle (ja również zrezygnowałam z leczenia farmakologicznego) jestem albo jakimś lżejszym przypadkiem, albo choroba zmieniła mnie w inny (bo umożliwiający jednak funkcjonowanie społeczne, itp) sposób. TO wszystko są jednak tylko przypuszczenia. Osobiście odnosze wrażenie, ze na przebieg choroby lub na jej postać nieleczoną nie ma wpływu ani inteligencja, ani jakieś specjalne predyspozycje psychiczne, czy osobowość chororego...Ruletka. DLAtego zawsze będę przekonana o wyższości leczenia farmakologicznego, nad wszelkimi innymi sposobami leczenia chorób psychicznych. Co by nie mówić - chemia jest wielka. Dopiero później, po przetestowaniu lekarstw i ich działania na sobie, po opanowaniu większości objawów, przychodzi czas na olejne kroki. Które równiez trzeba zrobić, by nie zostac na zawsze zdanym na łask,e ćzy niełaske innych. TE dalsze kroki to: usamodzilnianie sie, włączanie w życie rodzinne, społeczne, zawodowe, powrót po swoich zainteresowań, szukanie nowych. NIE można zakończyć swojego życia ,jako chory. Chory i co? Dlatego uważam też, że samo branie, czy niebranie leków niczego nikomu nie załatwi. Ani powrotu do pełni zdrowia, ani nic.MUSi pojawić sie to małe "chcę". CHcę coś robić, chcę skończyć studia, chcę zarabiać na swoje życie, chce mieć swój świat poza lekami i chrorobą. MYślę,że w tym własnie momencie zaczyna być ważna ososbowość. Z drugiej jednak strony - mam wrażenie, ze siłę i wolę przetrwania dała mi dopiero choroba, pobyt w szpitalu, itd.To wyzwoliło we mnie jakis niezwykle silny instynkt przetrwania...Przed diagnozą poddawałam się o wiele szybciej i łatwiej, byłam bardziej bezradna. Ale wiem też, ze po przebyciu stanu ostrego drzwi otwierają sie dopiero po przyjęciu odpowiedniej dawki odpowiednich lekarstw. POtem jest już z górki...

NO, to taka sobie pokrzepiajaca historyjka pt."MOżna, tylko trzeba chcieć". WIększość histori opoiwedzianych na tym forum potwierdza jednak, ze ma ona sens...
PS:przepraszam, ze pisze nie jako opiekun...a może jednak jako opiekun -ale samej siebie. Pozdrawiam
Marzena
zaufany użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: pn cze 19, 2006 4:09 pm
Lokalizacja: Warszawa

Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

Post autor: Marzena »

Jestem matką chorego prawdopodobnie na schizofrenię syna.
Piszę "prawdopodobnie"ponieważ to są tylko domysły,wszelkie fakty o tym świadczą - nie jest to udowodnione, przebadane.
Ale nie w tym rzecz. Otórz zauważony niepokojące symptomy choroby u syna zaczęły się w wieku kiedy nie był pełnoletni. Z uwagi na fakt, iż nie chciał iść do psychologa,psychiatry poradzono mi wnieść sprawę do sądu o konieczne umieszczenie go w szpitalu celem przebadania.
Sęk w tym i do czego zmierzam /co jak sobie przypomne "szlag" mnie trafia/żebym mogła wnieść sprawę do sądu konieczna jest wizyta psychiatry. Ponieważ jak wspomnialam syn za żadne skarby nie chciał iść na wizytę do pychiatry. Aby wnieść sprawę do sądu konieczna jest wizyta państwowego lekarza i tu zaczyna sie koszmar. Żadna rejonowa przychodnia nie chciała wysłać do domu lekarza. Ile to ja sie nabłagałam, naprosiłam, z łzami w oczach prawie że na klęczkach prosiłam kierowników przychodni o taką wizytę. W końcu dopiełam swego ale ta wizyta to był jakiś koszmar. Pani doktor wściekła iż odrywam ją od swoich spraw, od spotkań w przychodni była tak nieprzyjemna,lekceważąca że komentowała na glos swoje głupie uwagi typu: "syn pewnie jest leniwy nie chce mu się przyjsc do lekarza, a napewno jest niegrzeczny i tak dziwnie sie zachuwuje, nie chce rozmawiać, jest bezczynny. A co ja za rodzic jestem ze nie moge zmusić dziecka na wizytę.? A gdzie jest mój mąż i dlaczego on nic nie zrobi aby syn sam dobrowolnie się przebadał"
Wspomne jeszcze że Pani doktor ledwo weszła do pokoju to odrazu miala do syna pretensje i była nastawiona negatywnie.
Dlaczego na wizytę domową można wezwać lekarza interniste a jest problem z psychiatrą? Dlaczego zaświadczenie świadczące o jakiejś chorobie psychicznej, o dziwnym zachowaniu dziecka, nie może być wydane przez lekarza prywatnego? Jak nazwać lekarza, który wybrał taką właśnie profesję a nie jest chętny do pomocy? Nadmienię że byłam w stanie przywieżć i odwieżć lekarza.
Prawdopodobnie mój syn po tej właśnie wizycie bezczelnej i nieprzyjemnej Pani doktor, stwierdził że juz nigdy nie odwiedzi gabinetu lekarskiego.
Ostatnio zmieniony czw cze 29, 2006 12:57 pm przez Marzena, łącznie zmieniany 1 raz.
Marzena
sheena
bywalec
Posty: 93
Rejestracja: śr lut 25, 2004 12:45 am
Lokalizacja: from industrial revolution

Post autor: sheena »

Dlaczego zaświadczenie świadczące o jakiejś chorobie psychicznej, o dziwnym zachowaniu dziecka, nie może być wydane przez lekarza prywatnego?
Jak to nie moze? Mialam identyczna sytuacje (trzeba bylo sprowadzac lekarza wbrew woli chorego), nawet mi przez mysl nie przeszlo ze psychiatra z przychodni moze zdzialac cos pozytywnego wiec zainwestowalismy w prywatnego. Jesli chodzi o kwestie formalne, zaswiadczenie ktore wydal bylo jak najbardziej w porzadku dla sadu potem. Inna sprawa, ze z kolei sad nie dal rady podolac kompetencjom:P

P.S. Podobno jednak nawet w przychodniach zdazaja sie porzadni psychologowie :)
I may be schizophrenic, but at least I have each other
Alojz
zaufany użytkownik
Posty: 47
Rejestracja: ndz cze 11, 2006 9:16 pm
Lokalizacja: Kujawy

Re: Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

Post autor: Alojz »

Marzena pisze:i tu zaczyna sie koszmar. Żadna rejonowa przychodnia nie chciała wysłać do domu lekarza. Ile to ja sie nabłagałam, naprosiłam, z łzami w oczach prawie że na klęczkach prosiłam kierowników przychodni o taką wizytę. W końcu dopiełam swego ale ta wizyta to był jakiś koszmar. Pani doktor wściekła iż odrywam ją od swoich spraw, od spotkań w przychodni była tak nieprzyjemna,lekceważąca że komentowała na glos swoje głupie uwagi typu: "syn pewnie jest leniwy nie chce mu się przyjsc do lekarza, a napewno jest niegrzeczny i tak dziwnie sie zachuwuje, nie chce rozmawiać, jest bezczynny. A co ja za rodzic jestem ze nie moge zmusić dziecka na wizytę.? A gdzie jest mój mąż i dlaczego on nic nie zrobi aby syn sam dobrowolnie się przebadał"
Wspomne jeszcze że Pani doktor ledwo weszła do pokoju to odrazu miala do syna pretensje i była nastawiona negatywnie.
Dlaczego na wizytę domową można wezwać lekarza interniste a jest problem z psychiatrą? Dlaczego zaświadczenie świadczące o jakiejś chorobie psychicznej, o dziwnym zachowaniu dziecka, nie może być wydane przez lekarza prywatnego? Jak nazwać lekarza, który wybrał taką właśnie profesję a nie jest chętny do pomocy? Nadmienię że byłam w stanie przywieżć i odwieżć lekarza.
Prawdopodobnie mój syn po tej właśnie wizycie bezczelnej i nieprzyjemnej Pani doktor, stwierdził że juz nigdy nie odwiedzi gabinetu lekarskiego.
Czekając na swoją kolej w przychodni byłem świadkiem rozmów telefonicznych i "na żywo" rejestratorki. A potem lekarza z rejestratorką. Generalnie wychodziło z tego, że owszem, wiztya domowa PRZYSŁUGUJE KAŻDEMU kto:
1) nie może dojść do przychodni, bo jest stary i niesprawny,
2) nie chce do przychodni przyjść a jest podejrzenie choroby.
Z rozmów zasłyszanych wynikało, że lekarzom na wizyty domowe się po prostu jeździć nie chce, owszem zrobią to, ale nie od razu. Cały czas piszę o przychodni państwowej. Nie bardzo się tymi historiami przejąłem, bo mnie nie dotyczyły, sam chodziłem do przychodni, nie potrzebowałem wizyt domowych, więc takie spostrzeżenie właściwie obiektywne: czemu lekarz "państwowy" ma jeżdzić gdzieś po godzinach? Powołanie to chyba żaden argument, nie oszukujmy się, lekarz to taki sam rzemieślnik jak np. hydraulik, jak mu się chce to robi i zarabia, a jak nie to nie. I co w tym właściwie dziwnego?
Gość

Re: cd.

Post autor: Gość »

Veto pisze:Dodam jeszcze , że jestem osobą, która faktycznie poszukuje rozsądnego wsparcia i konstruktywnej współpracy w opiece nad osobą chorą i w rozumieniu tej choroby na co dzień .
Na tym forum raczej obsobaczono mnie .
Potem po zmyleniu przeciwników poparto ( wynika z postów), a następnie chorzy zaczynają pisa o skutkach leków.
W konsekwencji nie ustępuję i zapraszam tutaj...na spokojnie i z rozwagą.
chorzy z tego forum pozwolą sobie nie pisac pod tym tematem..mają obok mnóstwo innych, które czytamy.
Trudno moi drodzy, ale my też wymagamy pomocy i wsparcia. I dobrze to wiecie i rozumiecie. To już wiem na pewno :!: Więc nie przeszkadzajcie nam tu..bardzo proszę. :D
Marzena
zaufany użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: pn cze 19, 2006 4:09 pm
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Marzena »

Sheena napisał:
Jak to nie moze? Mialam identyczna sytuacje (trzeba bylo sprowadzac lekarza wbrew woli chorego), nawet mi przez mysl nie przeszlo ze psychiatra z przychodni moze zdzialac cos pozytywnego wiec zainwestowalismy w prywatnego. Jesli chodzi o kwestie formalne, zaswiadczenie ktore wydal bylo jak najbardziej w porzadku dla sadu potem. Inna sprawa, ze z kolei sad nie dal rady podolac kompetencjom:P

Niestety w Sądzie powiedziano mi że honorowane są tylko zaświadczenia od lekarza państwowego. Dla mnie naprawde nie ma problemu wezwać lekarza prywatnego,nawet wolałabym. Widać te przepisy nie są sperecyzowane. Przykre ale prawdziwe.
W przychodniach rzeczywiście zdarzają sie porządni psychologowie. Ja zaś trafiłam na porządną psychiatre biegłą sądową, której obowiązkiem bylo odwiezić chorego ale nie musiala mnie-matki przyjmować bezpłatnie w szpitalu. A jednak to zrobiła, miala dobre intencje,chciała pomóc.
Pozdrawiam Sheena
/co znaczy Sad nie dał rady podołać kompetencjom??/
Marzena
Marzena
zaufany użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: pn cze 19, 2006 4:09 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

Post autor: Marzena »

Alojz pisze:Czekając na swoją kolej w przychodni byłem świadkiem rozmów telefonicznych i "na żywo" rejestratorki. A potem lekarza z rejestratorką. Generalnie wychodziło z tego, że owszem, wiztya domowa PRZYSŁUGUJE KAŻDEMU kto:
1) nie może dojść do przychodni, bo jest stary i niesprawny,
2) nie chce do przychodni przyjść a jest podejrzenie choroby.
Z rozmów zasłyszanych wynikało, że lekarzom na wizyty domowe się po prostu jeździć nie chce, owszem zrobią to, ale nie od razu. Cały czas piszę o przychodni państwowej. Nie bardzo się tymi historiami przejąłem, bo mnie nie dotyczyły, sam chodziłem do przychodni, nie potrzebowałem wizyt domowych, więc takie spostrzeżenie właściwie obiektywne: czemu lekarz "państwowy" ma jeżdzić gdzieś po godzinach? Powołanie to chyba żaden argument, nie oszukujmy się, lekarz to taki sam rzemieślnik jak np. hydraulik, jak mu się chce to robi i zarabia, a jak nie to nie. I co w tym właściwie dziwnego?
Prawdopodobnie wizyta domowa jest to indywidualne podejście lekarza, tylko nie rozumiem czemu w sytuacji rzeczywiście kryzysowej taki własnie lekarz miałby nie przyjść.
Dlaczego w takim razie lekarz internista ma za zadanie odwiedzać pacjenta w domu i czemu nie miałby zrobić tego psychiatra??
Ale chyba nie jest to zbyt trafne porównanie hydraulika do lekarza i w tym przypadku psychiatry. A poza tym nikt nie mówi o pracy po godzinach.
Marzena
veto

inicjatywa obywatelska

Post autor: veto »

Jestem i czytam :D
A dziś dodam: prywatne wizyty u lekarza kosztują i to sporo.
Wielu nie stac na taki wydatek.
I jeszcze jedno:
w sądzie wymóg odnośnie załączników:
- zaświadczenie o stanie zdrowia chorego
Kto je powinien do sądu dostarczyc ( trzymajmy się prawa o ochronie danych osobowych)
Np. wnoszę do sądu o ubezwłasnowolnienie chorej osoby.
Idę do lekarza psychiatry o zaświadczenie o stanie zdrowia osoby chorej.
Zgodnie z prawem nie powinnam otrzymac takiej informacji, a szczególnie na papierze.
To by znaczyło, że inne prawo sugeruje mi aby wyłudzic takowe zaświadczenie.
Wszak to dopiero będzie postępowanie procesowe udowadniające niepoczytalnośc osoby chorej.
Co o tym sądzicie na bazie własnych doświadczeń i niewiedzy?
Pozdrawiam.
Rodzic

Re: Forum rodzin i opiekunów ( tylko)

Post autor: Rodzic »

Marzena pisze: Aby wnieść sprawę do sądu konieczna jest wizyta państwowego lekarza i tu zaczyna sie koszmar.
NIEPRAWDA.

Wystarczy skierowanie do szpitala w trybie wnioskowym wystawione przez lekarza psychiatrę i złożone w sądzie w ciągu 10 dni od daty badania.
Sąd i tak dopuszcza dowód w postaci orzeczenia wystawionego przez wyznaczonego (przez Sąd) psychiatrę - biegłego z listy.

Ale to dopiero wstęp, preludium do umieszczenia chorego w szpitalu wbrew jego woli.

Rodzic
ODPOWIEDZ

Wróć do „rodzina i otoczenie”