forum dla osób dotkniętych schizofrenią, ich rodzin oraz zainteresowanych ''Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką, jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga.'' Antoni Kępiński
Każda wiedza zdobyta w tym świecie przychodzi do nas za pośrednictwem jakie-
goś nauczyciela. Już jako dziecko potrzebujemy matki, aby nauczyła nas siedzieć, jeść,
chodzić i mówić. Idziemy potem do szkół, gdzie nauczyciele uczą czytać i pisać, a potem,
aby zostać wysoko kwalifikowanym inżynierem, lekarzem lub uczonym, musimy podjąć
długie studia pod kierunkiem specjalistów danej dziedziny. Mistycyzm jest o wiele trud-
niejszym i bardziej skomplikowanym fakultetem, a mistrz jest niezbędny. Jeżeli niczego
nie możemy osiągnąć bez nauczyciela w tym świecie, czyż można oczekiwać urzeczywist-
nienia Boga bez duchowego nauczyciela?
Mistrz przebył całą trasę wiodącą przez wewnętrzne regiony i urzeczywistnił Boga,
dlatego tylko on może ukazać nam, w jaki sposób podążać tą drogą i jak skutecznie poko-
nywać liczne przeszkody i pokusy w wewnętrznej podróży. Maulana Rum pisze: Szukaj
mistrza, bo bez niego podróż obfituje w zagrożenia i klęski. Ten, który przemierza tę ścież-
kę bez mistrza, po manowcach błądzi ze złymi duchami i omotuje się welonem iluzji. Jeśli
nie oddasz się mistrzowi w opiekę – o, głupcze jeden – Szatan doprowadzi cię do zguby.
Przez mistrza rozumiemy żyjącego teraz mistrza. Potrzebujemy mistrza, bo nie je-
steśmy na boskim poziomie. Drogę do niego może nam pokazać tylko ktoś, kto jest jedno-
cześnie na tamtym poziomie i razem z nami na naszym poziomie; tylko on może nas na-
pełnić miłością i oddaniem, wprowadzić na drogę i prowadzić po niej. Posiadanie mistrza
jest niezbędne, ponieważ my nie możemy dostać się na poziom Ojca, zaś Ojciec w swej
prawdziwej postaci nie może zejść na nasz poziom. Żyjący mistrz jest jednym z Ojcem, a
równocześnie jest na naszym poziomie. Jezus mówi: “... kto mnie widzi, widzi i Ojca mego
[...] Wierzcie mi, żem ja w Ojcu, a Ojciec we mnie; (Jan XIV:9,11).” A guru Arjan mówi o
tym podobnie: We mnie się Ojciec objawił, Ojciec i Syn zetknęli się i jednym się stali. Mó-
wi Nanak: Gdy Ojciec zadowolony, Ojciec i Syn zabarwiają się jednako. A kiedy uczeń
zapytał Jezusa jak znaleźć drogę powrotną do Boga, otrzymał następującą odpowiedź: “...
Jamci jest ta droga, i prawda, i żywot; żaden nie przychodzi do Ojca, tylko przez mię. (Jan
XIV:6).
Innymi słowy, tylko z pomocą żyjącego mistrza możemy poznać drogę i dosięgnąć
Boga.
Dawni mistrzowie nie mogą już odprowadzać nas do Ojca. Zmarły lekarz nie może
nam dzisiaj przepisać lekarstwa, choćby nie wiem jak wielki był za życia. Zmarły nauczy-
ciel niczego już nas nie nauczy. Potrzebujemy żywego lekarza i żywego nauczyciela. Je-steśmy żyjącymi ludźmi i tylko żywy człowiek może do nas mówić, prowadzić nas, uczyć
nas i pokazywać nam drogę.
Jezus rzekł: “Pókim jest na świecie, jestem światłością świata” (Jan IX:5). Nie
powiedział, że jest światłością świata na przyszłość i na zawsze, ponieważ był on światłem
dla tych tylko, którzy spotkali go kiedy żył na Ziemi. Inni, którzy przychodzą po jego odej-
ściu, muszą szukać następnego, żyjącego zbawiciela.
Taki jest powód konieczności posiadania żyjącego doskonałego mistrza: na takiej
samej zasadzie jak nigdzie nie zajedziemy czytając jedynie rozkład jazdy pociągów, ani
nie wybudujemy domu, czytając książki o architekturze – również nie zakosztujemy tej
boskiej błogości przez samo czytanie o niej. Techniki wchodzenia do wewnątrz musimy
nauczyć się od prawdziwego mistrza, postępować zgodnie z jego zaleceniami z miłością i
oddaniem oraz wraz z nim iść drogą prowadzącą do domu.
Z kim się zadajemy, takim też ulegamy wpływom – jeżeli są to dobrzy ludzie, ich
wpływ na nas jest korzystny, bo staramy się być tacy jak oni, ale gdy przebywamy w towa-
rzystwie złych ludzi, ich złe myśli wywierają na nas zły wpływ i razem z nimi schodzimy
na manowce. Do wytworzenia wokół siebie atmosfery pobożności i inspiracji do podążania
ścieżką duchową, potrzebujemy żyjącego mistrza.
A TO SŁOWO CIAŁEM SIĘ STAŁO
Prawdziwym mistrzem jest Słowo (Logos, Shabd, Imię, Nam, słyszalny nurt życia)
– możemy tej mocy nadać jakąkolwiek nazwę. Mistrz jest zatem tą mocą zamanifestowa-
ną, wcieloną w ludzką postać. Potrzebujemy kogoś, kto sam wtopił się w Słowo, kto jest
“Słowem co ciałem się stało” i kto może nas z kolei przyłączyć do tej mocy. Tym kimś jest
żyjący mistrz. Soami Ji mówi: “Radhasoami, Najwyższa Istota, zstąpiła na ziemię jako
człowiek; przyszedł jako mistrz, aby wtajemniczać dusze w arkana Słowa.” Relacja pomię-
dzy mistrzem a Bogiem jest podobna do relacji fali do oceanu. Guru Arjan mówi: Bóg i
Jego Sługa są jednym i tym samym, ludzka postać nie ma tu znaczenia. mistrzowie są jak
fale rosnące w oceanie i z powrotem łączące się z nim.
Fale przypływają z oceanu i wtapiają się ponownie w ocean. Fala i ocean są jed-
nym. Jezus mówi: “Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (Jan X:30). Nie mówi, że jego postać jest
odmienna od wizerunku Ojca, lecz wyjaśnia, że mistrzowie są falami tego samego oceanu,
że są jednym z Bogiem. Bulleh Shah mówi: “Bóg przybrał ludzką postać, przybył, aby
przebudzić świat”.
Podczas inicjacji mistrz przyłącza duszę ucznia do wewnętrznego dźwięku i tym
samym wprowadza go na ścieżkę do Boga. Inicjacja nie jest rytuałem ani ceremonią – jest
narodzinami duszy w Słowie. Jezus mówi:... Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeźli się kto nie narodzi znowu, nie może widzieć
królestwa niebieskiego. [...]
... Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeźliby się kto nie narodził z wody i z Ducha, nie
może wnijść do królestwa Bożego. (Jan III:3,5).
Jezus mówi tutaj jak znaleźć Boga w sobie. Trzeba narodzić się ponownie, ale nie
chodzi tu o narodzenie fizyczne. Oznacza to, że człowiek musi być zainicjowany przez ży-
jącego mistrza, który może przyłączyć go do Ducha Świętego, do wewnętrznego Słowa.
To jest ponowne narodzenie się “z wody” (“żyjącej wody”, czyli wewnętrznego nektaru) i
“z Ducha”.
Z tym nektarem stykamy się w centrum oczu. Dopóki nie zetkniemy się z Duchem
w sobie, dopóty pozostawać będziemy ofiarami umysłu i zmysłów. Jezus mówi o inicjacji,
której udziela Syn Boży, aby przyłączyć duszę do wewnętrznego Ducha. Tak należy rozu-
mieć “powtórne narodziny”.
Co się narodziło z ciała, ciało jest, a co się narodziło z Ducha, duch jest.
Nie dziwuj się, żem ci powiedział: Musicie się znowu narodzić. (Jan III:6,7).
Dzień inicjacji jest dniem naszych duchowych narodzin. Następnie, poprzez upra-
wianie praktyk duchowych, coraz bardziej dorastamy do zjednoczenia się z Bogiem. Jak
dziecko wyrasta na mężczyznę, tak i uczeń po inicjacji dorasta duchowo do zjednoczenia i
stania się Ojcem. Dlatego inicjację uważa się za nowe narodziny, “urodzenie się na no-
wo”. Dopóki nie dostąpimy nowych narodzin – tzn. nie otrzymamy inicjacji od żyjącego
mistrza – dopóty nie będziemy mogli wrócić do Ojca.
Według guru Nanaka, “cykl przychodzenia i odchodzenia”, czyli transmigracji,
kończy się dla ucznia, który “narodził się na nowo”: “Narodziny poprzez mistrza zakoń-
czyły moje przychodzenie i odchodzenie”.
Mistrz nie opuszcza ucznia po inicjacji ani nie zapomina o nim. Jest z nim zawsze,
kierując i opiekując się nim. W swej promiennej postaci pomaga uczniowi na każdym kro-
ku, towarzysząc mu w duchowej podróży. Mistrz nie tylko pomaga i prowadzi ucznia pod-
czas życia w tym świecie, ale jest z nim w momencie śmierci i później.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
Dodałem ten fragment bo może być dla kogoś powodem do refleksji. Po prostu dzielę się czymś co uważam za wartościowe nie mając jakichś specjalnych oczekiwań.
Wybacz ale nie będę się tu więcej rozpisywał bo to co zawiera ten cytat opisywałem już swoimi słowami w innych wątkach. Chyba, że masz jakieś konkretne pytanie, wtedy ja postaram się na nie odpowiedzieć najlepiej jak tylko potrafię.
Ten post jest ciągłością z dwoma poprzednich wątków.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
I cóż mam napisać na taki ogrom przygniatających argumentów? Ano nic. Masz swoje poglądy i przykładasz do tego miarę płynącą z tych poglądów. Traktujesz też metafory dosłownie. O ile samemu można dojść do pewnego stopnia rozwoju duchowego na pewnym etapie Mistrz najwyższego stopnia jest niezbędny. I to nie taki, który umarł 2 tyś. lat temu. Jezus też po coś wtedy przyszedł do konkretych uczniów, w konkretnym czasie. Oczywiście można wierzyć, że przyszedł po to aby poprzez śmierć na krzyżu odkupić grzechy wszystkich ludzi. Jak jednak widać zło nie zniknęło a cierpienie też ma się dobrze...
Ja nie zamierzam przekonywać i tak nie traktuję moich postów, w których dzielę się cytatami albo swoimi przemyśleniami.
Jeśli dobrze czujesz się jak rozumiem w religii (bo pisałeś coś o jednym nauczycielu) to Twój osobisty wybór. Chyba, że miałeś na myśli po prostu Boga.
Podałeś jako cytat do Jezusa i światłości świata praktycznie o takim samym znaczeniu z edytowanego przez wieki Pisma św. Tam są pewne prawdy ale bardzo trudne do odsiania z innych półprawd i kłamstw.
Pierwszym z brzegu jest przykład uczniów Jezusa - apostołów. Księża nie mówią dlaczego to oni zostali uczniami - jakie cechy posiadali. Jezus po prostu ich zawołał a oni za nim poszli...A jednak uczniami byli nieliczni. Tak samo nie mówią jak Jezus doszedł do swojej doskonałości. No ale dla nich nie doszedł bo jest samym literalnym Bogiem. Więc do niczgo nie musiał dochodzić.
Za bardzo nie mam na co odpowiadać bo poszedłeś na łatwiznę i "obaliłeś" pewne stwierdzenia, które odczytałeś dosłownie.
Nauki mistyczne mówią po prostu o wędrówce duszy i o karmie. Jednak nie są tożsame z innymi naukami opartymi o to zagadnienie. Mistrz najwyższego stopnia jest ostatnim etapem w reinkarnacyjnej wędrówce duszy. Pojawia się w ostatnim wcieleniu aby doprowadzić do zbawienia dusze bliskie doskonałości. Takim Mistrzem, synem Bożym był m.in. Jezus ale Chrystusów było wielu. Bo Chrystus to nic innego jak emanacja najdoskonalszej miłości, której nie można tak po prostu przebudzić w tym świecie. Christos to Słowo, Duch św, Logos i wiele innych nazw. Ale nie nazwy są istotne. To, że potrafimy się poruszać w tym świecie nie oznacza, że będziemy potrafili odnaleźć się w wyższych światach kosmicznego Uniwersum. I do tego jest niezbędne Słowo co ciałem się stało.
Dlatego to co piszesz jest nieprawdziwe. Każdy może się przebudzić i dojść do zbawienia ale bez zaistnienia pewnych rzeczy nie jest to możliwe. Bez spalenia karmy, bez medytacji, bez mentalnego odłączenia się od rzeczy materialnych. Bez podporządkowania swojego ego sumieniu oraz wyższej jaźni. Duszy. Bez pokory w stosunku do przeznaczenie i wiary, że każda jedna rzecz która nas spotyka jest właściwa. Bo odbieramy skutki przyczyn, które wytwarzały się w setkach a może nawet w tysiącach wcieleń. Dlatego dysutując i nie zgadzając się na to co nas spotyka negujemy wiarę w przeznaczenie i w Boga. Niestety ale to nierealne.
Oczywiście to nie oznacza aby nic nie robić. Dlatego pisałem o mentalnym a nie fizycznym odłączeniu. O tym aby wiedzieć co jest istotą naszego życia - zbawienie czyli ostateczne uwolnienie się z koła karmy i ponowny powrót do Boga, do Źródła. Bo pragnienia materialne, które tworzymy są zapisywane. To inklinacje, które nie pozwalają nam aby wrócić do Boga.
Oczywiście można wierzyć, że życie jest jedno a ludzie pochodzą od małpy, nie mają duszy i Boga nie ma. Moża wierzyć także w katolickie dogmaty o grzechy pierworodnym i stworzeniu nieśmiertelnej duszy. Piękny oksymoron ale nikt kto ma rozum nie wierzy, że coś co zostało stworzone a więc ma początek może być wieczne i nieśmiertelne.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
ocean pisze:
Jezus przyszedł do ludzi prostych. Apostołowie byli prostymi rybakami. Czy sądzisz, że trzeba było posiadac specyficzne cechy, żeby można było sie dostac do 'teamu' Chrystusa? Że wybrani byli tymi nielicznymi, które takie cechy posiadali? Że to było jakieś sito selekcji o drobnych oczkach? No, chyba przyznasz mi rację, kiedy stwierdzę, że nie odbył sie tam w przeszłści zaden casting na Apostoła, albo że ludzie wcale nie słali swoje cv-ki, aby przez pomyslne interview, dostac fuche Apostoła.
Według Rudolfa Steinera wszyscy apostołowie pojawili się wcześniej w Starym Testamencie, konkretnie w 1. i 2. Księdze Machabejskiej, gdzie przeszli bardzo ostry casting inicjacyjny jako 5 synów Matatiasza prowadzącyh powstanie zbrojne w II w. pne przeciw Seleucydom oraz tzw. 7 Machabeuszy, których król Antioch IV próbował nakłonić do konsumpcji niekoszernego papu przy pomocy tak już rzadkich w dzisiejszej gastronomii metod jak np. obdzieranie żywcem ze skóry (2 Mch 7).
Ocean - ja nie chcę Ci niczego narzucić ale skoro juz rozmawiamy to chyba normalne, że nie mogę brać poważnie pewnych argumentów. Nie może zaistnieć żadna rozmowa jeśli Ty chociażby tylko i wyłącznie na potrzeby tego wątku nie przyjmiesz prawdziwości tego co mówię. Dlatego ja staram się przyjąć to co Ty piszesz aby moje argumenty były konstruktywne.
Uczniowie Jezusa nie byli pierwszymi z brzegu ale nie posiadali także przymiotów duchowych, które byłyby niedostępne dla każdego człowieka. Oczywiście, że nie było żadnych castingów bo Jezus przyszedł właśnie do nich jako ich Mistrz mający doprowadzić ich do zbawienia. To było jego zadanie.
Co masz na myśli pod pojęciem "prości". To są tylko opisyPisma św. Oczywiście, że nie byli oni egotykami. Bo wcielali słowa Jezusa mówiące o tym, że aby wejść do Królestwa Niebieskiego trzeba stać się spowrotem jak dziecko. Byli wyzbyc swojego ego, nie byli już przywiązani do rzeczy materialnych. A więc byli prości - bo bogaty w języku duchowym to właśnie egotyk. Ten właściwe "bogaty" to taki, który pozbył się swojego ja, swojego ego.
Niestety popełniasz jeden podstawowy błąd, odwieczne pytanie filozofów - czy Bóg może stworzyć kamień ,którego sam nie uniesie. Oczywiście, że może. I nie uniesie go nie dlatego, że nie ma tyle sił ale że szanuje ograniczenie jakie sam na siebie nałożył.
Jednak w kontekście świata jaki znamy oznacza to, że Bóg stworzył prawa działające Wszechświatem i są one doskonałe. Dzięki nim nie musi w ten świat ingerować. Napełnił wszystko swoim Słowem. Czytamy w księdze Genesis "Na początku było Słowo". I to właśnie dostrojenie duszy to tej najczystszej emanacji oznacza przebudzenie w sobie najwyższej miłości. Słowo jest nas zagłuszone bo splamione grzechem, iluzją. Dlatego musimy spalić karmę i to Słowo na nowo w sobie odkryć. O tym mówią nauki duchowe zwane mistycyzmem.
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
Ja też mógłbym stworzyć dajmy na to metalową kulę którą fizycznie dałbym radę podnieść - jednak powiedziałbym sobie - ta kula bedzie należeć do innych a Tobie nic do niej. Inni mogliby z nią zrobić co tylko chcą. Nawet ją zniszczyć - ja nie.
Tak mi się wydaje. Może moje myślenie jest błędne ale moim zdaniem nie.
Jednak takie pytanie ma sporo z tego jak ludzie tworzą Boga na podobieństwo człowieka, na podobieństwo umysłu.
Zastanawiają się ile może zrobić cudów, sztuczek niczym jakiś mag w cyrku ku uciesze gawiedzi, niczym złota rybka...
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
Ocean - źle mnie oceniasz. W zasadzie nie wiem ale konstrukcja i to co napisałeś pośrednio o tym świadczy. Nie mam zawsze racji. Są tysiące dziedzin na których się nie znam.
O wielu rzeczach wypowiadam się na forum tak jakbym wiedział ale nie mam zamiaru za każdym razem podkreślać jak mało wiem a wszystko co piszę to tylko moje subiektywne zdanie.
Jednak o tym co piszę w dziale duchowość to nie tylko wiedza książkowa. To także moje osobiste doświadczenia, które zapewne Cię nie interesują.
Bo Ciebie nieco bardziej obchodzi wrażenie artystyczne
Dla mnie nigdy forma nie była i nie będzie ważna. Nie obchodzi mnie za bardzo co kto o mnie myśli, co nie znaczy, ze nie zważam na uczucia innych.
Ja nie żyję w projekcjach na temat użytkowników evotu. Mam nadzieję, że inni mają podobnie.
Wkurza mnie czyjeś zachowanie ale i to i tak nie zmienia sympatii do różnych osób.
Kiedy to jest niezbędne staram się używać form "moim zdaniem". To pozostałość po rozmowach z Moi która często o to apeluje. Szkoda, jednak, że np. ona nie potrafi poddać refleksji tego co ja piszę o jej sposobie dyskusji. Nieważne.
Co do Twojej opowiastki - dalej nie wiem jaki miała cel. Może żaden.
Napisałeś, że podoba Ci się tamto pytanie co do Boga i kamienia.
Zastanawiałem się na ile Twoje stwierdzenie było poważne.
Bo wybacz - ale czasami nie wiem na ile to co piszesz jest autentyczne.
To co napisałeś w ostatnim poście po części potwierdziło moje obawy.
Napisałeś ala opowiastkę a ja mam się w niej przejrzeć jak w lustrze?
Może gdybyś bardziej się postarał byłoby to możliwe...
Bo ona nie mówi mi kompletnie nic oprócz kilku luźnych skojarzeń.
Mnie samego śmieszą pewne dywagacje filozofów i przykład, który podałem.
Moja duchowość, którą staram się wcielić w życie ma charakter praktyczny, nie jest fantazją.
Ale to mało istotne bo z tego co widzę Ty ukułeś sobie jakąś tezę, wyobrażenie i dlatego napisałeś to co napisałeś.
Wrzuciłeś mnie w jakieś wyobrażenie a mi pozostało się jedynie w nim przejrzeć.
Problem polega na tym, że w tym co napisałeś nie było widać chęci konstruktywnej rozmowy.
Na te argumenty, które napisałeś strałem Ci się odpowiedzieć jak ja to widzę.
Nie mam problemu ze swoimi poglądami i sam staram się podwazać w swoim umyśle to co już wiem.
Zazwyczaj mailuje wtedy z pewnym "znajomym" odnośnie spraw duchowych.
Ja wnoszę polemikę on mi rzeczowo odpowiada. Ja znowu wbijam szpilkę w pewne sprawy, tam gdzie w mojej ocenie jest pewna nieścisłość - on odpowiada ale nie na zasadzie odbijania piłeczki ale na zasadzie przedstawienia swojego zdania punkt po pukcie. Czasami się zgadzamy, czasami pozostajemy przy swoim zdaniu.
Na tym forum niestety tego nie ma. Tu jest wojna na argumenty czemu sam pod wpływem emocji czasami ulegam. Jednak dalej staram się rzeczowo wyjaśniać.
Dlatego wybacz ale na prawdę nie mogę poważnie traktować tego co piszesz choć w kwestii formy na prawdę brzmi to ładnie. Jak pisalem - lubię czytać Twoje posty.
W kwestii sztuki, filmu i pewnie paru innych dziedzin moja wiedza w stosunku do Twojej jest mała.
Jednak ten temat wymaga zaangażowania - jeśli nie masz ochoty - w porządku, nie każdemu
musi zależeć na rozmowach o duchowości. Jednak kiedy już to robi - ja wymagam pewnych rzeczy, zwłaszcza w swoim wątku.
Nie żyję jedynie teorią ale praktyką, jak pisałem. Nie będę pisał co konkretnie jest moją praktyką bo to nie o to chodzi.
W swoim życiu mialem różne doświadczenia, które pokazały mi, że jest coś więcej.
Oczywiście dla wielu to pewnie byłyby tylko moje fantazje, wyobraźnia albo co gorzej- urojenia.
Nie interesuje mnie jednak zdanie innych - gdybym miał traktować poważnie to co mówią inni to musiałbym wierzyć, że oni znają mnie lepiej niż ja sam.
Oczywiście ktoś może zwrócić mi uwagę co do sposobu wypowiadania się.
Z tym staram się konfrontować.
Nie będę się jednak konfrontował z czyimiś fantazjami na temat moich własnych doświadczeń.
Gdyby ktoś jeszcze zadał sobie tyle trudu aby poznać zagadnienia o których piszę.
Większość ludzi w tym świecie po prostu odrzuca wszystko bo to nie zgadza się z
tym czego pragnie ich ego. To nie zgadza się z czyimiś poglądami, wyobrażeniami.
To co piszę może być dla kogoś solą w oku.
Wiem czym jest walka ego pomiędzy duszą chociaż dla kogoś może to być bzdura. Jakie ego, jaka dusza.
To tylko nazwy, bajki. Co on bredzi.
Jackowski ma kwity od policji na to, że jest jasnowidzem a ja mam kwity na to, że nie mam schizofrenii.
Oczywyście to o niczym nie świadczy bo mogę być bajkopisarzem...
Wypowiadanie się jednak o kimś na zasadzie przykladania własnej miary jest nie na miejscu.
Ktoś może sobie pomyśleć - cóż on wygaduje, uważa się za kogoś szczególnego, wybranego?
Mam na myśli moje pewne opowieści związene z czymś co nazywane jest Kundalini.
Nie- to co przeżywam może spotkać każdego a wiedza duchowa, którą stram się popularyzować
jest na wyciągniecie ręki.
Wystarczy tylko chcieć. Przestać liczyć na to, że promień doleci tak jak Przeczysty w filmie Lecha Majewskiego....
Promień nigdy nie doleci jeśli człowiek sam nie wykona kilku kroków...
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
Może ja nieco źle odczytałem Twojego posta ale Ty też moje słowa trochę zniekształcasz. Nie mam do Ciebie żadnych pretensji.
Przyznasz chyba, że ja nie wiem co siedzi w Twojej głowie i nie wiem co dokładnie chciałeś przekazać w wątku o "Mistrzu".
Sam piszesz, że byłeś ciekawy jak zinterpretuję. A więc sam wiesz, że nie wyraziłeś się jasno.
Że to było celowe.
Pisz "kawa na ławę". Po co owijać w bawełnę?
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."