Stan bez grzechu i cierpienia to cel ewolucji.

Harmonia życia i Wszechświata.
Ostatnio przyszło mi do głowy, że nawet jeżeli cała rzeczywistość wypsnęła się przypadkowo w sferze pod-absolutnej a nic więcej nie dało rady w ogóle zaistnieć, to i tak być może nie jesteśmy skazani na końcowy bezsens i nicość.
Prawdopodobnie ewolucja będzie wałkowała temat życia bez końca i wzbudzała świadomości ciągle, nie znając nicości, tak jak do tej pory. Niby niewiele, ale na jakimś rozsądnym poziomie będzie istnienie trwało i rozwijało się.
Prawdopodobnie nie ma też nicości pośmiertnej, bo jakimś odwiecznym kanałem przechodzi świadomość ciągle na tę stronę, tak jak do nas pomimo zmarłych organizmów wszystkich pokoleń. Tak jakby ujemna strona, poniżej nicości nigdy nie działała na szczęście.Jest zablokowana. Wszystko odbija się od powierzchni śmierci i nadal powraca świadome Wszechświata. Będziemy kwękając i stękając, ale też odczuwając możliwości istnienia tak przeżywać swoje w nieskończoność. W sumie może być, skoro to i tak rzeczywistość na tyle przypadkowa i skromna, że Absolut jej nie przekroczył i nie przewyższył. Przykro, ale trzeba być tego świadomym.
Ale to wariant optymistyczny. Pesymistyczny jest taki, że rzeczywistość jest jeszcze skromniejsza i niewiele da się z nią zrobić. Ostatnio jednak skłaniam się do hipotezy o wystarczalności rzeczywistości do trwania wiecznego w harmonii prowadzącej przynajmniej do stanu naszego pokolenia w ewolucji, bez przerw nieistnienia. To już wielki sukces wiary
